2013-09-24 13:11

Eugeniusz Mróz

Od dzieciństwa blisko ołtarza

Cieszymy się, że na łamach „Niedzieli” w kończącym się już roku beatyfikacji Jana Pawła II możemy zamieścić refleksje Eugeniusza Mroza - kolegi Karola Wojtyły od czasów wadowickich, gdy uczęszczali razem do jednej klasy w gimnazjum.

Fot. Bożena Sztajner

Pokolenie Jana Pawła II to ludzie, którzy w jakikolwiek sposób zetknęli się z Papieżem Polakiem i byli pod jego wpływem. A żyją jeszcze osoby, które do pokolenia błogosławionego Papieża należą w sposób szczególny. Z nim chodzili do szkoły, służyli przy ołtarzu, studiowali albo tworzyli konspiracyjny teatr. Ich wspomnienia są bezcenne dla wszystkich Polaków. Cieszymy się, że na łamach „Niedzieli” w kończącym się już roku beatyfikacji Jana Pawła II możemy zamieścić refleksje Eugeniusza Mroza - kolegi Karola Wojtyły od czasów wadowickich, gdy uczęszczali razem do jednej klasy w gimnazjum. Tymi refleksjami sędziwy już pan Eugeniusz dzielił się ostatnio z mieszkańcami Trójmiasta, z którymi we wrześniu 2011 r. spotykał się jako świadek życia Jana Pawła II.

Jan Paweł II swoją drogę do świętości rozpoczął bardzo wcześnie - już jako ministrant...
Warto przypomnieć tu jego słowa wypowiedziane podczas katechezy do ministrantów w dniu 1 sierpnia 2001 r.: „Kto bowiem chce służyć Jezusowi Chrystusowi w Kościele, powinien być wszędzie Jego świadkiem”.

Wiele zawdzięczał kapłanom

Od najmłodszych lat Karol Wojtyła służył do Mszy św., był nawet prezesem kółka ministrantów. Ministranturę trzeba było znać w języku łacińskim. W 1930 r. - w pierwszej klasie wadowickiego gimnazjum - Karol Wojtyła spotkał się z ks. Kazimierzem Figlewiczem, znakomitym znawcą kultury chrześcijańskiej, także tej przenikającej dzieje Polski. Ks. Figlewicz pracował w wadowickiej parafii, gdzie był założycielem i patronem kółka ministranckiego, a Karol Wojtyła służył mu codziennie do Mszy św. Zadzierzgnięta między nimi przyjaźń trwała do ostatnich dni ks. Kazimierza, który tak wspominał Karola Wojtyłę: „Był to chłopiec bardzo żywy, bardzo zdolny, bardzo bystry i bardzo dobry. Z usposobienia optymista, chociaż dostrzegało się w nim cień wczesnego sieroctwa. Poznałem go w niedługim czasie po śmierci w kwietniu 1929 r. jego matki Emilii. Wyróżniał się tym, że był bardzo lojalny w stosunku do kolegów. Pamiętam, że ojciec i syn stołowali się u sąsiadów. W domu nie przelewało się. Życie wiedli bardzo skromne”.
Ks. Figlewicz służył przyszłemu Papieżowi radą i posługą sakramentalną, będąc przez lata jego spowiednikiem. Wpływ ks. Kazimierza na kształtowanie się osobowości Karola Wojtyły był znaczący. Ojciec Święty poświęcił mu kilka słów przy okazji rozmów przeprowadzonych przez francuskiego dziennikarza André Frossarda: „Ogromnie wiele zawdzięczam kapłanom, zwłaszcza jednemu dziś już sędziwemu, który jeszcze w latach chłopięcych swoją ogromną prostotą i dobrocią przybliżył mi Chrystusa”.
Kiedy w roku 1933 ks. Figlewicz opuszczał Wadowice, aby objąć funkcję podkustosza królewskiej katedry na Wawelu, chłopcy zgotowali mu pełne serdeczności pożegnanie. Karol Wojtyła zredagował tekst pożegnalny, opublikowany w „Dzwoneczku” - dodatku tygodnika „Dzwon Niedzielny”, nr 37 z 1933 r. 14-letni Lolek Wojtyła sygnował swoje sprawozdanie jako „Prezes”. To był jego pisarski debiut.

Gigant ducha, serca i umysłu

Razem z moim wspaniałym kolegą Karolem Wojtyłą w ławach wadowickiego gimnazjum dzieliliśmy radości i niepokoje, trudy i sukcesy. Założone w 1886 r. neoklasyczne Gimnazjum im. Marcina Wadowity w Wadowicach cieszyło się dobrą renomą. Mieliśmy nauczycieli, którzy prezentowali wysoki poziom naukowy, byli znakomitymi pedagogami, dbali o nasz pełny rozwój, o prawidłowe ukształtowanie naszych charakterów, postaw moralnych i etycznych.
Karol wybijał się spośród nas wielkim formatem intelektualnym oraz mocną szlachetną osobowością. Był wzorowym uczniem - niezwykle uzdolnionym, o wielkiej erudycji, szerokich zainteresowaniach, fenomenalnej pamięci, doskonałym refleksie. Do każdej lekcji i każdej klasówki był zawsze znakomicie przygotowany, przy tłumaczeniu tekstów łacińskich i greckich nie korzystał z „bryków”. Nie podpowiadał, nie dawał odpisywać. „Przez to zrobiłbym wam krzywdę - mówił. - Przyjdźcie do mojego mieszkania, razem przerobimy lekcje”. Mimo że zawsze pierwszy napisał klasówkę z łaciny, greki czy z języka niemieckiego, aby nie deprymować kolegów, ostatni oddawał swoją pracę profesorowi.
Zbierał pochwały i wyróżnienia. Należał do różnych kółek i sekcji, prezesował Sodalicji Mariańskiej, udzielał się w Stowarzyszeniu Młodzieży Katolickiej. Zastanawiające, jak znajdował czas na naukę, sport (piłka nożna, pływanie, narciarstwo), teatr (kreował główne role w sztukach z repertuaru klasyków polskich), pisanie wierszy.
Nigdy nie dawał odczuć, że góruje nad nami wiedzą, pilnością, zainteresowaniami. Kolegów - a byli wśród nas synowie urzędników, rolników, robotników, rzemieślników, kupców (trzech kolegów było wyznania mojżeszowego) - traktował jednakowo, serdecznie. Urzekał prostotą, bezpośredniością i wielką radością życia, mimo że na jego dzieciństwo padł cień sieroctwa.
Karol Wojtyła przez cały okres nauki w wadowickim gimnazjum był prymusem. My odczuwaliśmy wielką, bijącą od niego szlachetność i ciepło, przepojone charyzmą głębokiej, autentycznej religijności, wrażliwości na cierpienie i ubóstwo innych. Zawsze serdeczny, pogodny kolega, spieszący z pomocą w meandrach naszej nauki. Pasje Lolka do teatru, turystyki, sportu i nam się udzielały.
Lolek dużo czytał - początkowo książki przekazywane mu przez ks. Figlewicza, a potem sam już sobie dobierał literaturę. Sięgał po dzieła trudne jak na jego wiek, wybitne - utwory klasyków, wieszczów polskich i obcych. W siódmej i ósmej klasie czytał w oryginale poetów i filozofów niemieckich: Schillera, Goethego, Kanta, Schopenhauera. Znakomicie, ze wspaniałą modulacją, recytował „Iliadę” i „Odyseję” Homera, fragmenty dzieł Cycerona, Wergiliusza i Owidiusza. Nie nadążaliśmy za nim, były to bowiem kroki giganta ducha, serca i umysłu.
Nasze gimnazjum miało własny, powstały w 1935 r., teatr. Karol grywał w sztukach - głównie z repertuaru polskich klasyków - czołowe role. Już po pierwszych próbach okazało się, że ma wspaniałe warunki - dykcję, swobodę poruszania się, piękny dźwięczny głos, wielką umiejętność wczuwania się w rolę. Cechowało go wielkie zainteresowanie teatrem również od strony teoretycznej.
Występował razem ze swoimi rówieśnikami z Prywatnego Gimnazjum im. Michaliny Mościckiej: Haliną Królikiewiczówną (późniejsza profesor Krakowskiej Szkoły Teatralnej - Kwiatkowska), Danutą Pukłówną, Kazimierą Żakówną.
Grał również w teatrze Domu Katolickiego przy naszym kościele pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, prowadzonym przez naszego gimnazjalnego katechetę ks. Edwarda Zachera.
Oprócz wielkiej pasji, jaką Karol żywił do teatru, ważną rolę w jego życiu odgrywała piłka nożna. Jego starszy o 14 lat brat Edmund - Mundzio zabierał małego Lolka na mecze piłkarskie, stawiając go jako żywy słupek bramki.
Razem z ojcem Lolka - p. Karolem wędrowaliśmy po górach Beskidów, Gorców, Pienin i Tatr.
W westybulu naszego wadowickiego Gimnazjum im. Marcina Wadowity od 1891 r. widnieje inskrypcja poety, filozofa rzymskiego z I wieku przed Chrystusem, Albiusa Tibullusa: „Casta placent superis, pura cum veste venite et manibus puris - sumite fontis aquam” - Niebiosom podobają się dusze czyste, przybywajcie w czystej szacie i czystymi rękoma czerpcie wodę ze źródła. Inskrypcja ta była dla nas wademekum, drogowskazem w naszym rozwoju, towarzyszyła nam przez wszystkie lata nauki w wadowickim gimnazjum, krzepiła w latach hitlerowskiej okupacji i komunistycznego reżimu.
W upalny dzień 14 maja 1938 r. po raz ostatni zasiedliśmy w ławkach wadowickiego gimnazjum. Matura - egzamin dojrzałości. Zdaliśmy wszyscy, czterdziestu. W naszym imieniu Lolek podziękował gronu profesorskiemu za trud nauki, za prawidłowe kształtowanie naszych charakterów, zapewniając, że cennymi wskazówkami naszych nauczycieli będziemy się kierować w dalszym życiu.

Wojna

I rozpierzchliśmy się po całym kraju. Na dywizyjne kursy podchorążych powołanych zostało dwudziestu kolegów, studia wyższe na uniwersytetach i politechnikach rozpoczęło czternastu, a sześciu podjęło pracę zarobkową.
Z kolegów maturzystów z 1938 r. - dwudziestu dwóch brało udział w wojnie obronnej 1939 r., dwunastu walczyło w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, w tym pięciu pod Monte Cassino, dziesięciu padło na różnych frontach. Była to najwyższa danina krwi i życia, jaką ten rocznik wadowickiego gimnazjum, maturalny rocznik 1938, poniósł w walkach o wolność Polski.
Z ks. Kazimierzem Figlewiczem Karol Wojtyła był w kontakcie listownym. W ostatnich przedwojennych miesiącach odświeżył tę znajomość. Po przybyciu do Krakowa pierwsze kroki skierował do katedry wawelskiej. Od tej pory służył ks. Figlewiczowi do Mszy św. w katedrze na Wawelu.
Nadszedł tragiczny wrzesień 1939 r. Ks. Figlewicz zapamiętał doskonale pierwszy dzień wojny. Pisał: „Poranne naloty na Kraków wywołały popłoch wśród pracowników katedry, tak że nie miał kto posłużyć do Mszy św. Nawinął się Karol, który przyszedł z Dębnik na Wawel, do spowiedzi i Komunii św., gdyż był to akurat pierwszy piątek miesiąca przez młodego studenta polonistyki pilnie przestrzegany. Utkwiła mi w pamięci ta pierwsza wojenna Msza przed ołtarzem Chrystusa Ukrzyżowanego - wśród syren i huku eksplozji”. Może ta Msza św. stała się pierwszą kartą nowego rozdziału w życiu Karola... Karol Wojtyła wstąpił do zakonspirowanego Seminarium Archidiecezji Krakowskiej, a 1 listopada 1946 r. został wyświęcony na kapłana.

Koleżeńskie spotkania z Ojcem Świętym

Jako papież Karol Wojtyła pamiętał o swoich kolegach z wadowickiego gimnazjum. Pierwsze nasze koleżeńskie spotkanie maturzystów 1938 r. miało miejsce w czerwcu 1979 r. podczas pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. Odbyło się na zapleczu budynku parafialnego przy kościele Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach. Ojciec Święty wymknął się opiece ochrony, by spotkać się z kolegami, z którymi zasiadał w ławach szkolnych.
Wręczyliśmy mu bukiet biało-czerwonych kwiatów. Każdego z nas przytulił do piersi, łzy błysnęły mu w oczach. Zaprosił nas do Watykanu słowami: „Przyjedźcie do mnie, zapewniam wam wikt i kwaterunek”.
Dwukrotnie gościliśmy w Watykanie i dwukrotnie w położonej nad jeziorem Albano letniej rezydencji papieskiej w Castel Gandolfo. W czasie wszystkich pielgrzymek Jana Pawła II do ojczystego kraju, mimo bardzo napiętego programu, zawsze znalazł czas dla nas, kolegów z wadowickiego gimnazjum.
Ostatnie spotkanie z Janem Pawłem II, w uszczuplonym gronie koleżanek i kolegów rówieśników, miało miejsce w 2002 r. po Mszy św. na krakowskich Błoniach - w Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. Ojciec Święty był na wózku inwalidzkim. Nie było już tego radosnego nastroju, nie śpiewaliśmy jak na poprzednich spotkaniach ulubionych piosenek młodości - harcerskich, góralskich, a ja nie przygrywałem na harmonijce. Ze smutkiem uświadamialiśmy sobie, że Jan Paweł II powoli odchodzi z tego świata, odchodzi od nas... Na zakończenie naszego spotkania zapytałem: - Ojcze Święty, w przyszłym roku, w 2003, będzie 65. rocznica naszej wadowickiej matury. Byłoby nam bardzo miło spotkać się z Tobą w Wadowicach, w Krakowie czy u Ciebie w Watykanie. Przez chwilę zadumał się, a potem powiedział: „Zobaczymy, jak Bóg da”.

„Śpiewajcie i grajcie Mu...”

W dniu pogrzebu Jana Pawła II, 8 kwietnia 2005 r., gdy cały świat, nie tylko chrześcijański, z żalem żegnał Papieża Tysiąclecia, udałem się do sanktuarium na Górze św. Anny z Kalwaryjskimi Dróżkami położonego kilkanaście kilometrów od Opola, gdzie obecnie mieszkam. Pod pomnikiem Jana Pawła II złożyłem wiązankę kwiatów, zapaliłem lampkę i zaśpiewałem „Pater noster...”, jak śpiewaliśmy na każdym koleżeńskim spotkaniu.
Odszedł od nas Papież - nieustanny Pielgrzym. To on przeprowadził świat z XX wieku - wieku rewolucji i zbrodniczych totalitaryzmów: hitlerowskiego i sowieckiego, wszechogarniającego ateizmu i relatywizmu - w XXI wiek nadziei.
Pod niebiosa - do ukochanego Lolka, Jana Pawła II popłynęły ułożone przeze mnie słowa: „Módl się, Janie Pawle, o pomyślność świata, niech Twe wstawiennictwo wszystkich ludzi zbrata. Śpiewajcie i grajcie Mu znad Wisły do Watykanu”. Na nutę refrenu pastorałki góralskiej „Oj, Maluśki” zagrałem Mu jak za dawnych lat, na małej ustnej harmonijce...

* * *

Eugeniusz Mróz
Kolega Karola Wojtyły z klasy gimnazjalnej. Emerytowany prawnik. Urodził się 14 marca1920 r. w Limanowej. Od 1935 r. mieszkał w Wadowicach, w tej samej kamienicy co Karol Wojtyła. W latach 1935-38 był w jednej klasie z Karolem Wojtyłą w Gimnazjum im. Marcina Wadowity. W czasie II wojny światowej walczył w Armii Krajowej. Uczestniczył w wielu spotkaniach klasy gimnazjalnej z Karolem Wojtyłą, a po 1978 r. w Watykanie i Castel Gandolfo. W czasie tych spotkań bardzo często śpiewał Papieżowi piosenki i grał na organkach

Zobacz także:

Abp Depo: rodzina najpilniejszym adresatem nauczania św. Jana Pawła II

Podążania wskazaniami św. Jana Pawła II najbardziej dziś potrzebuje polska rodzina, która zachowa wiarę i tradycję, i przekaże z pokolenia na pokolenie potrzebę bezpieczeństwa, miłości,... ... »

Ks. Oder: przestańmy bić brawo, zacznijmy słuchać

Po tych wszystkich oklaskach i fanfarach Jan Paweł II mówi: przestańcie bić brawo i słuchajcie – tak znaczenie dzisiejszej kanonizacji komentuje ks. prałat Sławomir Oder. Postulator w... ... »

Najnowsze komentarze

Wyszukiwarka

Najnowsze komentarze

MO:
Święty Janie Pawle II, dziękuję Ci za uratowanie życia mojego Ojca - miał rozległy udar z wylewem, był w stanie krytycznym. Modliłam się do Ciebie, aby wyzdrowiał. I stał się cud. Po 3 miesiącach Ojciec opuścił szpital o własnych siłach - chodzi, mówi, nie jest sparaliżowany. Nawet lekarze mówią, że gdyby nie przeczytali historii choroby, to nie wiedzieliby, że był tak poważnie chory, a teraz ma zachowane wszystkie funkcje, bo jak mówią, "z takich udarów tak dobrze...

Można wpisywać się do Księgi Kanonizacyjnej Jana Pawła II

Polecamy

Książki

Nasze serwisy