Domowa choinka, ciepła, rodzinna atmosfera, prezenty.... Właśnie takie skojarzenia towarzyszą Bożemu Narodzeniu.... Jednak Boże Narodzenie to również zima - śnieg, las. Tymczasem w ośnieżone (lub nie) leśne ostępy wybiegamy najczęściej... myślą. A i to jedynie na chwilę. Zaś w lesie dzieje się w tych dniach wiele. Przenieśmy się tam i teraz, bo województwo lubelskie bywa przecież określane jako "zielone".
Okres przedświąteczny to czas wytężonej pracy dla leśników i strażników leśnych. Od połowy grudnia zaczyna się w nadleśnictwach i leśnictwach sprzedaż choinek. Tradycja ich stawiania w naszych domach przywędrowała do Polski w XVIII w. z Niemiec.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Choinka zamiast jemioły
Wcześniej w naszym kraju niepodzielnie królowała jemioła, zawieszana pod sufitem. Choinki pochodzą wyłącznie ze specjalnie zakładanych plantacji lub cięć pielęgnacyjnych związanych z określonym planem urządzania lasu. Do naszych mieszkań trafiają najczęściej drzewka mające ok. 10 lat. W sposób niekontrolowany wycinają choinki jedynie złodzieje. Pilnowanie lasów to teraz poważne wyzwanie dla służby leśnej.
Polowanie
Reklama
"Wciąż żywym zwyczajem jest zbiorowe polowanie w Wigilię. Od myśliwskich sukcesów ważniejszy jest sam udział, pobyt w lesie w gronie kolegów. Bo na przyjacielskie kontakty w trakcie jedno - lub kilkuosobowych polowań w ciągu roku nie ma czasu. Tego dnia rano spotykają się na nim wszyscy myśliwi z danego koła" - mówi Andrzej Tyrawski z lubelskiej Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych.
Ale i zwierząt dokarmianie
Podczas tego wigilijnego dnia myśliwi zanoszą także karmę do paśników i zostawiają w nich opłatek dla zwierzyny. Wczesnym popołudniem uczestnicy spotykają się przy ognisku, łamią opłatkiem i składają życzenia, śpiewają kolędy. Jest też wigilijny bigos. Potem myśliwi wracają do domów, aby pomóc w przygotowaniach do wieczerzy.
Wigilia w leśniczówce
Często leśniczówki i gajówki były i nadal są położone na zupełnym odludziu. Do niektórych stosunkowo niedawno podłączono elektryczność. Właśnie takie miejsca doskonale nadawały się do realistycznych inscenizacji odwiedzin domu przez anioła, który błogosławił jego mieszkańców i przynosił prezenty.
"Do naszego rodzinnego domu w lasach tradycję tą przywieźli z wschodnich Kresów moi dziadkowie" - wspomina nasz rozmówca. Najmłodsi nie ubierali choinki, nie widzieli jej do samej Wigilii. Gdy wszyscy zbierali się na wieczerzę, na dworze zapalano zimne ognie, dzwoniły dzwoneczki, coraz bliżej i bliżej... Dzieci tkwiły z nosami przy szybach... Nestor rodziny wychodził do korytarza, sieni lub osobnej izby i... rozmawiał z aniołem. Potem była modlitwa, radosne odkrywanie prezentów pod choinką i łamanie się opłatkiem oraz wieczerza. Podczas jej trwania pan domu jeszcze raz na chwilę wychodził. Szedł do obory i stajni, zanosząc zwierzętom gospodarskim specjalny opłatek innego koloru niż ten "ludzki".
"Wszystko to sprawiało, że nigdy nie mogłem doczekać się Wigilii. Najważniejsza była niepowtarzalna atmosfera tego wieczoru. Prezenty dla nas - dzieci liczyły się wtedy mniej" - stwierdza pan Andrzej.