AGNIESZKA RACZYŃSKA-LOREK: – Z jakimi uczuciami przyjął Ksiądz decyzję Biskupa Ordynariusza o powołaniu na proboszcza do olkuskiej parafii?
Reklama
KS. GRZEGORZ GOŁUSZKA: – Śmierć proboszcza parafii, ks. prał. Henryka Januchty, była dla wszystkich zaskoczeniem. Bo to zawsze boleśnie dotyka, tym bardziej, że jeszcze po ludzku rzecz biorąc, 59 lat to nie czas na odchodzenie z tego świata. Zawsze w takich sytuacjach rodzi się pytanie: dlaczego? Pan Bóg ma jednak swoje plany wobec każdego z nas. Każda śmierć pociąga za sobą różnorakie konsekwencje. Jedną z nich jest objęcie wspólnoty parafialnej po zmarłym księdzu. I tak, po pięciu i pół roku duszpasterzowania w parafii Matki Bożej Szkaplerznej w Strzemieszycach Małych, mimo że zostało tam szereg niezrealizowanych planów i niedokończonych inwestycji, Biskup Ordynariusz wezwał mnie do siebie i poprosił o przejęcie parafii Jezusa Chrystusa Dobrego Pasterza w Olkuszu. Nie było to na zasadzie polecenia czy nakazu, ale w formie prośby, podobnie, gdy przed kilkoma laty Ksiądz Biskup zaproponował mi objęcie opieką duszpasterską poprzedniej placówki. Bp Kaszak jest człowiekiem ogromnego zaangażowania w życie Kościoła sosnowieckiego, w życie każdej wspólnoty. Można mu przypisać tytuł, który nosi parafia w Olkuszu – Dobrego Pasterza. Wobec tego nie widziałem powodu, aby odmówić Księdzu Biskupowi. Doświadczenie uczy, że jeśli ksiądz przyjmuje wolę swoich przełożonych, to zawsze na tym dobrze wychodzi. Traktuję to jako postawione przede mną wyzwanie oraz okazję do duchowego i osobistego rozwoju. Stanąłem w obliczu wyzwania, które z jednej strony jest dla mnie wyróżnieniem i aktem zaufania, a z drugiej, tak po prostu, po ludzku – radością. Kapłaństwo w sposób naturalny, przez doświadczenie różnych parafii przygotowuje w perspektywie do objęcia urzędu proboszcza. W moim przypadku stało się to po raz drugi.
– Parafia nosi wezwanie Dobrego Pasterza. Czy ten tytuł szczególnie zobowiązuje?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Dobry Pasterz… cóż… na pewno, choć nie jest łatwo w dzisiejszych czasach nim być, świadczą o tym czyny, które idą za człowiekiem i głosy ludzkie. Jezus powiedział: „Po owocach ich poznacie”. Naszym zadaniem jest, aby te owoce były jak najlepsze, by radowały i przynosiły pożytek. Moje nowe zobowiązanie to dołożyć wszelkich starań, by rzeczywiście kiedyś, po latach ktoś mógł powiedzieć, że był taki ksiądz, który był pasterzem w miarę dobrym.
– Czy tak o Księdzu mówią parafianie ze Strzemieszyc Małych?
– Tego to już nie wiem. Trzeba o to ich zapytać.
– Jakie trudności albo radości pojawiły się po przyjeździe do olkuskiej wspólnoty?
Reklama
– Do Olkusza przyjechałem z radością, choć oczywiście towarzyszyło mi pytanie: jak to będzie? Jak się rozpoczyna coś nowego, to może nurtować pewna obawa, co mnie czeka. Wiem jednak, że przychodzę tu pełnić misję zleconą mi przez Pana Boga, przez Kościół. Zdążyłem już spotkać wielu życzliwych ludzi. Jeżeli Pan Bóg kogoś powołuje, to stara się go prowadzić takimi drogami, które przygotowują do kolejnych misji. Ja pracowałam w bardzo różnych wspólnotach, w każdej coś innego się działo, każda miała inną specyfikę i problemy, a poprzez tę wędrówkę przez kolejne wspólnoty mam różne doświadczenia. Były remonty, budowy i animacja ruchów i wspólnot.
– A czy mógłby Ksiądz opowiedzieć o sobie i swoim powołaniu?
Reklama
– Pochodzę z dużej parafii Stryszawy. Kościół parafialny oddalony był od mojego rodzinnego domu ok. 5 km. Lud tu był wierny i pobożny. Mieliśmy wspaniałego Księdza Proboszcza, który spędził w naszej parafii ponad 50 lat i to właśnie pod jego okiem dojrzewało moje powołanie. Uważany był za ojca parafii. Towarzyszył mi w drodze do krakowskiego seminarium, gdy pojechałem zawieźć dokumenty. Przyjął nas ówczesny rektor, ks. dr Stanisław Nowak, późniejszy biskup i arcybiskup częstochowski. On właśnie wypowiedział znamienne słowa, które towarzyszą mi przez całe kapłańskie życie, że służąc parafii należy się w niej rozmiłować, zakochać, wtedy się dobrze pracuje i są owoce tej pracy. Święcenia kapłańskie przyjąłem 22 maja 1988 r. z rąk kard. Franciszka Macharskiego w katedrze Wawelskiej. Pierwszą parafią była niespełna 3-tysięczna parafia św. Jana Chrzciciela w Lubieniu (archidiecezja krakowska). Parafia bardzo żywa, uduchowiona, która wydała wielu kapłanów. Z niej pochodzi m.in. bp Kazimierz Górny, jego brat o. Stanisław, bernardyn, czy ojcowie Klimasowie. Po 3 latach zostałem skierowany do dużych parafii miejskich. Najpierw do Jaworzna-Podłęża, gdzie byłem aż 7 lat. Tam też zastało mnie utworzenie diecezji sosnowieckiej. Potem była parafia Matki Bożej Anielskiej w Dąbrowie Górniczej i powrót do Jaworzna, tym razem była to parafia w Jeleniu. Kolejna placówka wikariuszowska to parafia św. Michała Archanioła w Łazach, gdzie przy boku, za zgodą i pod egidą proboszcza, ks. kan. Leonarda Zagórskiego mogłem sobie trochę „poproboszczować”. Nasza przyjaźń, znajomość, zaufanie, dobra relacja trwają do dziś, mimo że po 5 latach przyszła kolejna zmiana. Zostałem skierowany do parafii w Wolbromiu i była to moja ostatnia placówka wikariuszowska. Proboszczem zostałem dość późno. Ksiądz Biskup powierzył mi zadanie odbudowy małej, wiejskiej parafii w Strzemieszycach Małych, która miała ulec likwidacji.
– To piękna droga. Również pod względem geograficznym – od ciszy malowniczych zakątków, przez duże miejskie aglomeracje, po małe miasta i wioski.
– Tak. Kapłaństwo zaskakuje. Towarzyszy temu duch posłania i radości. Nowe wyzwania to możliwość dzielenia się sobą, talentami otrzymanymi od Boga z nowo napotykanymi ludźmi. Oczywiście, wkrada się również lęk i niepewność, ale radość jest zawsze większa. Lubię wyzwania. Ufam Bogu. Wierzę, że mnie prowadzi swoimi ścieżkami i przez te różne miejsca pracy przygotował mnie do bycia tutaj, w Olkuszu.
– Co działo się w parafii w Strzemieszycach Małych, gdy Ksiądz był tam proboszczem?
– Dzięki życzliwości parafian i darczyńców spoza parafii udało się wykonać szereg bardzo kosztownych inwestycji. Wymienię choćby największe, jak kapitalny remont plebanii, całkowita odnowa i remont kościoła na zewnątrz i wewnątrz. Ze starego kościoła zostały tylko mury. Był to bardzo intensywny i może, nieskromnie powiem, dobrze wykorzystany czas, który zaowocował zmianą oblicza parafii.
– Żal było zostawiać parafię, w której zostawiło się tyle serca, wysiłków i trudu?
Reklama
– Kiedyś jeden z księży powiedział mi, że żadna parafia nie jest własnością proboszcza, choćby nawet tworzył ją od podstaw, i nie należy sobie uzurpować prawa własności do niej, czy też władzy nad parafianami. Jak mówi Pismo Święte: „Sługami nieużytecznymi jesteśmy”. A przy święceniach kapłańskich przyrzeka się biskupowi i jego następcom cześć i posłuszeństwo, tak więc jeśli biskup widzi potrzebę zmiany na stanowisku, to trzeba to zadanie podjąć.
– Jakie zadania czekają nowego Proboszcza na olkuskiej ziemi?
– Scenariusz napisze życie. Przede wszystkim będę starał się być księdzem, duszpasterzem, a nie kimś innym. Czas na zmiany przyjdzie. Na razie przyglądam się, uczę się parafii. Rozmawiam z ludźmi i obserwuję. Parafia jest zupełnie inna od poprzedniej. Według Urzędu Skarbowego liczy prawie 5 300 mieszkańców. Inna jest mentalność ludzi, część zamieszkująca bloki to ludzie przyjezdni, którzy przyjechali tutaj za pracą. Wyzwań jest dużo, jak choćby gruntowny remont plebanii, która liczy sobie 25 lat, dokończenie spraw związanych z elewacją kościoła, zagospodarowanie terenu wokół. Czas zrobił swoje, wszystko niszczeje i trzeba odnawiać. Z pewnością pod względem duchowym nie ma tu pustyni. Kościół jest żywy, dynamiczny, ludzie zaangażowani w różne ruchy, wspólnoty, stowarzyszenia, rozmodleni, czuje się wśród nich przywiązanie do parafii. Dużo spowiedzi, Komunii św. Są rozczytani. Wiele tytułów katolickich gazet znajduje tu swoich czytelników. Jest i „Niedziela”, którą na pewno będę promował i mam nadzieję, że tak jak w Strzemieszycach Małych wzrośnie czytelnictwo tego tygodnika także na olkuskiej ziemi.
Reklama
– Obejmuje Ksiądz parafię w okolicznościach, kiedy Bóg powołał do siebie kapłana, który tworzył od podstaw parafię Dobrego Pasterza, budował kościół duchowy i materialny. Czy trudno będzie zastąpić ks. prał. Henryka Januchtę?
– Nie chciałbym zastępować księdza proboszcza Henryka, ojca tej parafii, który przecież przez ćwierć wieku stał się jednym z nich. Każdy z nas jest przecież inny i wiem, że nie uniknie się porównań, nawet bardzo krytycznych. One będą, i na pewno bardzo długo. Kiedy odszedł papież Jan Paweł II, wielu zastanawiało się, jaki będzie kolejny papież. Został nim Benedykt XVI, który kiedyś powiedział, że on jest Benedyktem XVI, a nie Janem Pawłem II. Kościół jest Chrystusowy, Pan Jezus jest ciągle ten sam. Ludzie się zmieniają, ale Ewangelia jest ta sama, którą się głosi, podobnie trud pracy w winnicy Pańskiej jest ciągle ten sam. Chrystus wyznacza sam zadania do realizacji i trzeba je chcieć podjąć i realizować.
– Czego sobie życzy nowy Proboszcz?
– Bym nie utracił istoty, którą przed laty umieściłem na swoim obrazku prymicyjnym: „Chcę serce moje jako bochen chleba pokrajać dla tych, których głód uśmierca. Ty zasię spraw to, o Panienko z nieba, aby dla wszystkich mi starczyło serca”.