Reklama

Historia

II wojna światowa: jaka pamięć?

Obchodzimy w tym roku 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Jakże inaczej niż 70. rocznicę jej rozpoczęcia!

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przypomnijmy, 1 września 2009 r. na Westerplatte podczas obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej najbardziej eksponowanym przez rząd Donalda Tuska gościem był Władimir Putin. Rocznicową wizytę poprzedził hołdowniczy wobec rosyjskiego gościa artykuł, jaki minister Sikorski opublikował w „Gazecie Wyborczej”. To tekst po prostu nikczemny w swej pogardzie dla polskiej historii (dla II Rzeczypospolitej w szczególności) i w zakłamaniu rzeczywistej natury putinowskiego reżimu. Wszystko po to, by przypodobać się przywódcy mocarstwa pozostającego prawnomiędzynarodowym spadkobiercą kraju, który napadł na Polskę we wrześniu 1939 r. i współodpowiadał za wywołanie II wojny poprzez zawarcie paktu Ribbentrop-Mołotow.

Zgoda za wszelką cenę?

Reklama

Zgoda byłaby na pewno pożądana przy takiej jubileuszowej okazji, ale tylko poprzez uznanie winy, współodpowiedzialności. Od tej winy nie uchylała się na Westerplatte kanclerz Niemiec Angela Merkel. Premier Putin wykorzystał natomiast rocznicę wybuchu wojny do wygłoszenia mowy, która była otwartym usprawiedliwieniem paktu Stalina z Hitlerem: przecież Niemcy były skrzywdzone przez traktat wersalski, mocarstwa zachodnie izolowały także wtedy Związek Sowiecki, a zatem „naturalne” jest, że Berlin i Moskwa musiały zbliżyć się do siebie, żeby „naprawić niesprawiedliwości” systemu wersalskiego... Tak ze zgrozą odczytała przemówienie Putina na Westerplatte cała niemal światowa prasa. A „nasze” media? Pisały, oczywiście, o wielkim triumfie polityki Donalda Tuska i pozytywnym przełomie w stosunkach rosyjsko-polskich, bo przecież postawieniem stopy na sopockim molo zaszczycił nas sam Władimir Putin...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Inaczej widział to prezydent Lech Kaczyński, który próbował w tym samym miejscu w swoim przemówieniu przedstawić inny punkt widzenia: ofiar napaści dwóch totalitarnych imperiów, a nie usprawiedliwienie racji napastników. Wspierające rząd premiera Tuska media zakrzyczały polskiego prezydenta Kaczyńskiego, zarzucając, że przeszkadza polskiej zgodzie z Moskwą. Cóż, od 10 kwietnia 2010 r. już nie przeszkadza...

Prawdę o reżimie Putina próbowano zakłamywać jeszcze przez cztery lata. Cierpiała na tym także publiczna pamięć o historii polsko-rosyjskich i polsko-sowieckich stosunków w XX wieku. Prezydent Bronisław Komorowski patronował przecież budowie pomnika ku czci żołnierzy Armii Czerwonej idących na Warszawę w sierpniu 1920 r. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz jak niepodległości broniła przez te cztery lata osławionego pomnika tzw. Czterech Śpiących, czyli pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, a w istocie symbolu sowieckiej dominacji nad Polską, który „zdobił” warszawską Pragę. Ustąpiła dopiero jesienią 2014 r. Rządzący obóz bronił także w wielu innych miejscach podobnych symboli, jak choćby „pomnika Wdzięczności” Armii Czerwonej w Nowym Sączu czy usytuowanego w Pieniężnie pomnika marszałka tejże armii – Iwana Czerniachowskiego, odpowiedzialnego za śmierć setek i zesłanie do łagrów tysięcy młodych żołnierzy AK.

Reklama

Teraz nagle ci sami ludzie, którzy starali się uprzedzać najbardziej hańbiące Polskę życzenia kremlowskiej propagandy (przypomnę choćby artykuł w „Gazecie Wyborczej” z 27 sierpnia 2009 r. pióra jej dziennikarza Rafała Zasunia, wybielający całkowicie pakt Ribbentrop-Mołotow), występują w roli rzeczników odmiennych niż w Moskwie obchodów zakończenia II wojny, drapują się w szaty obrońców historycznej pamięci. Inne wieją polityczne wiatry...

Polityka historyczna

Jaka jest, jaka powinna być, niezależnie od politycznych wiatrów, owa pamięć związana z zakończeniem największej z wojen w historii ludzkości – tej wojny, w której w samym centrum znalazła się od początku Polska?

Reklama

Każdy ma prawo do swojej indywidualnej pamięci. To pierwsza prawda, najbardziej warta przypomnienia w dobie wszędobylskiej politycznej poprawności, wciskającej się także do sfery pamięci. W rodzinach, w których żywa jest wspólnota pamięci ofiar ludobójstwa popełnionego w czasie tamtej wojny przez ukraińskich nacjonalistów, na pewno ta zbrodnia jest i musi pozostać wciąż niezabliźnioną raną do czasu uznania jej i symbolicznego zadośćuczynienia za nią przez spadkobierców państwowych UPA. W rodzinach – a tych jest najwięcej – które doświadczyły zbrodni popełnianych od 1 września 1939 r. na Polakach przez niemieckich najeźdźców, ta pamięć pozostaje najważniejsza. Tu najbardziej bolesnym elementem okazują się wciąż powtarzające się oskarżenia pod adresem całej zbiorowości Polaków o to, że nie należą do grupy ofiar II wojny, ale stanowią wspólnotę współsprawców Holocaustu, uznanego za jedyną niemal wartą globalnego zapamiętania zbrodnię owej wojny. Potwornym przypomnieniem tej niesprawiedliwości, tej obrazy dla przeszło dwóch milionów etnicznych Polaków zamordowanych w czasie tej wojny przez Niemców, w tym dla tysięcy zamordowanych za to, że ukrywali Żydów, stała się niedawna haniebna wypowiedź szefa FBI – Jamesa Comeya. Przypomnijmy, że stwierdził on, iż za Holocaust odpowiadają „naziści” i ich wspólnicy z Niemiec, Polski i Węgier (tylko te trzy kraje wymienił z nazwy). A więc Polacy, tuż obok Niemców, są sprawcami tej największej w historii ludzkości zbrodni, którą zorganizowali jacyś pozbawieni narodowości i państwowego obywatelstwa „naziści”?

To straszne, tak skutecznie i tak nikczemnie upowszechniane, kłamliwe powielenie tez niemieckiej, bardzo subtelnej, polityki historycznej jest faktem. I ono powinno spotykać się z reakcją ze strony państwa, które ma obowiązek dbać o dobre imię swoich obywateli, kiedy tylko narusza się je w sprzeczności z prawdą historyczną. Niestety, w ostatnich 25 latach polskie państwo bardzo niewiele zrobiło, by z tego zadania się wywiązać. Przeciwnie, wspierało często te działania kulturalne czy symboliczne, które tę antypolską propagandę związaną z okresem II wojny światowej wspierały. Oczywiście, byli także Żydzi wydawani niemieckim oprawcom przez łajdacki element, jaki znajduje się i w polskim (jak w każdym) społeczeństwie. I potomkowie tych Żydów mają przecież prawo do swojej, indywidualnej pamięci.

Zaniedbania ze strony polskiego państwa

Reklama

To, z czym polskie państwo powinno walczyć, to fałszywe uogólnienie: Polacy = antysemici, Polacy w II wojnie światowej = współsprawcy Holocaustu. Bardzo smutny jest bilans zaniedbań polskiego państwa pod tym względem. Próbują wyręczać polskie państwo inicjatywy społeczne, jak choćby Reduta Dobrego Imienia czy działania kancelarii Lecha Obary przeciwko podmiotom (także zagranicznym) używającym określenia „polskie obozy zagłady”. To jednak nie wystarczy: bez powrotu prawdy historycznej do polskiej szkoły, bez wsparcia mecenatem publicznym filmów, ale nie takich jak „Płonąca stodoła” czy „Pokłosie” (jakoś tak brzmią tytuły kolejnych antypolskich paszkwilów), lecz takich, jakie nie powstały dotąd: o tysiącach polskich Sprawiedliwych, o rotmistrzu Pileckim, o Monte Cassino, o polskich lotnikach broniących angielskiego nieba w 1940 r., o polskich marynarzach tropiących „Bismarcka” itp., itd...

„Wyzwolenie”

Jaką jednak powinniśmy przywołać pamięć II wojny w kontekście naszych relacji z Rosją? Na pewno wiele rodzin w naszym kraju przechowuje wspomnienie żołnierzy Armii Czerwonej (pamiętajmy, w dobrym i złym, to nie byli tylko Rosjanie, ale także Ukraińcy, Azerowie, Kazachowie, Żydzi i przedstawiciele innych narodowości poddanych władzy Stalina). Jedni pamiętają ich ofiarę poniesioną w walce z niemieckim, bezwzględnym okupantem. I mają rację. 600 tys. żołnierzy sowieckich poległo w tej walce na ziemi dziś stanowiącej państwo polskie. Im należy się, jak wszystkim poległym, godny, niezakłócony politycznymi emocjami pochówek. Czy należą im się pomniki? A – to coś zupełnie innego. Są przecież rodziny, także tysiące rodzin, które przechowują pamięć gwałtów i rabunków, jakich dopuścili się „wyzwoliciele”. Nie możemy też zapomnieć, że to Armii Czerwonej, jej agresji we wrześniu 1939 r. i decyzjom jej politycznego zwierzchnictwa „zawdzięczamy” utratę ponad połowy terytorium II Rzeczypospolitej i tragedię wygnania z ojczyzny milionów Polaków. Jeśli ktoś broni pomników Armii Czerwonej, niech zbuduje naprzeciw nich inne pomniki: wielkiej zbrodni dokonanej przez Związek Sowiecki na Polsce w czasie II wojny.

Gdybyśmy mieli szukać symbolicznego skrótu dla sensu tego „wyzwolenia”, które przyniosła w maju 1945 r. Armia Czerwona, to może warto sięgnąć nie tylko do skojarzenia z politycznym handlem Europą Wschodnią w Jałcie (czy wcześniej w Teheranie). Warto zastanowić się nad jednostkowym losem, łatwiejszym do ogarnięcia żywymi emocjami. Przypomnijmy więc jeden taki przykład: 1 maja 1945 r. została rozstrzelana Stanisława Marinczenko, mieszkanka dopiero co „wyzwolonego” Poznania. Aresztowano ją w kwietniu za nielegalne posiadanie radia. Tak jest – to była cała jej zbrodnia w świetle prawa wprowadzonego przez PKWN: „bez prawnego zezwolenia władzy ludowej ukrywała u siebie w piwnicy radioodbiornik marki Philips”. Za to, i tylko za to, została skazana przez sąd wojskowy na karę śmierci. Wyrok wykonano. To był symboliczny początek „wyzwolonej” Polski. I nad tym losem – a przez jego smutną lekcję nad losem tysięcy podobnych ofiar „wyzwolenia” – zastanówmy się także. Zatrzymajmy się przy tym wspomnieniu w dniu 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej.

* * *

Prof. Andrzej Nowak
Historyk (UJ, PAN), publicysta, w latach 1994 – 2012 redaktor naczelny dwumiesięcznika „Arcana”

2015-04-28 11:36

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Depo modlił się za żołnierzy walczących o ziemię częstochowską w 1939 r.

[ TEMATY ]

abp Wacław Depo

wojna światowa

Bożena Sztajner

„Cmentarz wraz z kwaterą żołnierzy polskich z września 1939 r. oraz świątynia pw. Zmartwychwstania Pańskiego w Tajemnicy Emaus są miejscami kolejnej stacji modlitewnej za tych, którzy oddali życie, abyśmy mogli żyć w wolnej Polsce i tutaj w Częstochowie, maryjnej stolicy naszej Ojczyzny” - mówił abp Wacław Depo metropolita częstochowski, który 2 września przewodniczył Mszy św. w kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego w Tajemnicy Emaus na częstochowskim cmentarzu Kule w intencji żołnierzy walczących o ziemię częstochowską w 1939 r., szczególnie 7 Dywizji Piechoty.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Bustillo: Korsyka to studium pobożności, ale też dobrze pojmowanej świeckości

2024-11-23 19:06

[ TEMATY ]

Korsyka

Vatican Media

O tym, że Korsyka to nie tylko wyspa o niezwykle bogatych formach ludowej pobożności, ale też przykład wspólnoty, żyjącej wedle dobrze pojmowanej zasady świeckości, pozwalającej na szacunek i współpracę Kościoła ze środowiskami świeckimi, mówi w rozmowie z mediami watykańskimi kard. François-Xavier Bustillo OFMConv, biskup diecezji Ajaccio, którą 15 grudnia odwiedzi Ojciec Święty.

W niedzielę 15 grudnia, nieco ponad rok po wizycie w Marsylii, Papież Franciszek ponownie przybędzie do Francji, już po raz trzeci od początku pontyfikatu (25 listopada 2014 r. złożył kilkugodzinną wizytę w Parlamencie Europejskim, zaś w dn. 22-23 września 2023 r. odwiedził Marsylię, gdzie dobiegała końca III edycja Spotkań Śródziemnomorskich). Tym razem Ojciec Święty odwiedzi Ajaccio na Korsyce, na zaproszenie kardynała François-Xaviera Bustillo, aby wziąć udział w Mszy św. kończącej sympozjum na temat tradycji ludowych w basenie Morza Śródziemnego. W spotkaniu tym weźmie udział wielu przywódców religijnych z całego regionu śródziemnomorskiego. Sympozjum to jest interesujące dla Biskupa Rzymu ze względu na dwa tematy: pobożność i tradycje ludowe jako ważny element misji ewangelizacyjnej Kościoła oraz Morze Śródziemne, które jest zarówno obszarem napięć i konfliktów, jak i regionem, w którym koncentruje się wiele kwestii teologicznych i geopolitycznych trzeciego tysiąclecia: od spotkania kultur po kryzys migracyjny.
CZYTAJ DALEJ

Franciszek: czy Jezus jest moim „królem”?

2024-11-24 12:18

Vatican Media

Do zastanowienia się nad tym, czy Jezus jest moim „królem”? Czy Jego słowo jest dla mnie drogowskazem, prawdą? zachęcił papież w rozważaniu przed niedzielną modlitwą „Anioł Pański” w Watykanie.

Ojciec Święty nawiązał do fragmentu Ewangelii czytanego w niedzielę Chrystusa Króla Wszechświata roku B (J 18, 33b-37), ukazującego Go przed Piłatem. Franciszek zwrócił uwagę, że w krótkim dialogu, jaki się między nimi nawiązał rodzi się nowy sens dwóch słów: „król” i „świat”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję