Reklama

Polityka

Sztuka współczesna zapomina o dekalogu

O kulturze, której trzeba dodać skrzydeł, o granicach artystycznej ekspresji, o Kościele będącym mecenasem sztuki – z wicepremierem Piotrem Glińskim, Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, rozmawia Lidia Dudkiewicz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

LIDIA DUDKIEWICZ: – Jak Pan Premier definiuje swoją misję jako Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego? W nazwie resortu wyraźnie zawarta jest troska o dowartościowanie rodzimej tradycji...

MIN. PIOTR GLIŃSKI: – Jak wiemy, nie zawsze było to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od ok. 10 lat nazwa resortu poszerzona jest o „dziedzictwo narodowe” – po to, aby zaakcentować fakt, że kultura zawiera w sobie elementy dziedzictwa, elementy historyczne. I to jest bardzo ważny wymiar kultury. Moją misją jest to, żeby te nasze działania były zrównoważone, tzn. żeby różne wymiary kultury, różne treści kulturowe były w równym stopniu realizowane i żeby państwo polskie także w sposób zrównoważony wspierało kwestię dziedzictwa narodowego. Każda wspólnota polityczna opiera się na wartościach, które kształtują się często przez wieki. A te wartości są niezbędne, byśmy byli zjednoczeni, zintegrowani i dzięki temu w jakimś sensie także silniejsi. Trzeba zatem te wartości zachować na przyszłość.

– A może kultura wymaga dzisiaj pewnego przedefiniowania? Może trzeba wrócić do jej pierwotnego znaczenia, czyli powinno być w niej miejsce zarówno dla materii, jak i dla wartości duchowych?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Kultura, jeśli czegoś najbardziej potrzebuje, to zdrowego rozsądku. Kultura przejawia się w bardzo różny sposób. Ważne jest, żeby jej zapewnić możliwość funkcjonowania. Ale jest też prawdą, że podstawowy problem współczesnej kultury to kryzys wartości. Jest on wielowymiarowy, polega m.in. na tym, że istnieją bardzo silne prądy ideologiczne i instytucjonalne, które głoszą nihilizm, brak wartości, relatywizm. Niszczy się trud myślenia o tym, co w życiu jest ważne, co w życiu narodów, społeczeństw, grup społecznych i poszczególnych ludzi faktycznie powinno być ważne. Uważa się, że wszystko jest tak samo ważne, że nie ma hierarchii, nie ma priorytetów, nie ma tego, co w gruncie rzeczy nadaje sens ludzkiemu życiu. A to prowadzi współczesny świat do zagubienia. Dlatego często mówimy o kryzysie kultury, o kryzysie cywilizacji. Myślę, że trzeba się temu przeciwstawiać – nie w sensie siłowym, narzucając swoją opcję, ale raczej szukając wyjścia z tej sytuacji i prezentując to, co jest najważniejsze, co jest wartościowe, co nadaje sens ludzkiemu życiu. Stąd trzeba sięgać do duchowości, do transcendencji, do odniesienia do Stwórcy i proponować światu tego rodzaju interpretacje. Możemy zatem powiedzieć, że potrzebne jest przewartościowanie. Ale myślę, że zdrowy rozsądek nas do tego prowadzi.

– Proszę nam podpowiedzieć, w jaki sposób mamy tłumaczyć ludziom, że ekspresja artystyczna ma określone granice, że nie można urażać godności ludzkiej, że nie można przekraczać granic dobrego smaku. Pan Minister jest wielkim bohaterem, bo wiele bojów już stoczył w obronie prawdziwego oblicza kultury.

– Nie jestem żadnym bohaterem, uważam, że to jest mój obowiązek. Owszem, rozmowa na ten temat jest trudna. Myślę jednak, że trzeba rozmawiać, trzeba o tym mówić i dawać świadectwo. Ostatnio np. uczestniczyliśmy w dyskusji podczas spotkania komisji sejmowej. Razem z min. Jarosławem Sellinem prezentowaliśmy posłom polskiego parlamentu program Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Rozgorzała dyskusja na temat granic wolności artystycznej. Ja od dawna mówię, że istnieją granice wolności artystycznej – incydent z kwestią pornografii w jednym ze spektakli teatralnych tego dotyczył. Tych granic jest kilka. Można się odnieść choćby do tego, że wolność artystyczna jest ograniczona prawem, np. nie można w sztuce propagować kłamstwa oświęcimskiego czy idei komunistycznych lub faszystowskich. Ale dotyczy to także kwestii wartości. Moim zdaniem, sztuka współczesna zapomina o Dekalogu. Jeżeli Dekalog mówi nam, co możemy robić, a czego nie powinniśmy, to odnosi się to także do wartości artystycznych. Jestem zwolennikiem wolności artystycznej, jednak w ramach pewnych granic. Jestem zwolennikiem eksperymentu, oryginalnych instalacji, które wymyślają artyści. Niech oni to robią, bo taka jest ich domena. Ale nie mają prawa łamać podstawowych wartości, na których oparta jest nasza cywilizacja. Nigdy z mojej strony nie będzie zgody na przemycanie do spektaklu teatralnego pornografii, i to jeszcze za publiczne pieniądze. Nie oceniałem wartości artystycznej wiadomej sztuki. Powodem mojej reakcji było wyraźne przekroczenie dopuszczalnej granicy, którą jest pojawienie się pornografii w teatrze publicznym. Na to nie będzie zgody. Jeżeli ktoś prywatnie chce uprawiać sztukę, która miałaby na tym polegać, jeżeli uważa, że to jest sztuka – w gruncie rzeczy to też jest jego wybór. Jesteśmy osobami wolnymi, możemy wybierać, także na gruncie doktryny katolickiej. Jeżeli człowiek dokonuje złego wyboru, to też ma do tego prawo. Ale na pewno nie ma prawa do tego, by sprawy takie jak pornografia były prezentowane za pieniądze publiczne w publicznych instytucjach.

Reklama

– Proszę o podzielenie się swoimi przemyśleniami związanymi z 1050. rocznicą Chrztu Polski. Wiadomo, że państwo polskie ma swój początek tam, gdzie polski Kościół, czyli u źródeł chrzcielnych. Niedługo będą miały miejsce uroczystości rocznicowe, na których spotkają się państwo i Kościół. Czy nie jest to dobra okazja, aby trochę wyakcentować pewne sprawy, wprowadzić wartości chrześcijańskie w ten coraz bardziej laicyzujący się świat i mocno je ugruntować?

– Pojawiła się możliwość, abyśmy się nad tym zastanowili. Ta wielka historyczna rocznica 1050-lecia Chrztu Polski jest pewną okazją, ważną pomocą. Mamy szczęście, że w kalendarzu pojawiła się ta rocznica, która zmusza nas do refleksji. Bardzo wszystkich zachęcam do podjęcia zamyślenia na ten temat. 50 lat temu, w komunizmie, jako państwo nie mieliśmy możliwości pełnego doświadczenia rocznicy 1000-lecia Chrztu Polski. Państwo komunistyczne nie chciało w niej uczestniczyć i cały trud upamiętnienia jej spoczywał na barkach Kościoła, tego Kościoła ludowego. Oczywiście, moje pokolenie pamięta obchody Milenium, ja też je pamiętam, chociaż byłem wtedy bardzo młodym człowiekiem. Ale w tej chwili mamy szansę zjednoczenia się także jako państwo, by razem uczcić 1050. rocznicę Chrztu Polski. Chodzi tu o refleksję nad tym, skąd wyrastamy. Pomocą na pewno będą święci i liderzy: od kard. Stefana Wyszyńskiego do św. Jana Pawła II. Nie byłoby dzisiejszej Europy bez chrześcijaństwa i nie byłoby dzisiejszej Polski bez chrześcijaństwa. Trzeba o tym pamiętać, trzeba zrozumieć, co to znaczy, że Mieszko I zdecydował się kiedyś na chrześcijaństwo, że zbudował państwo i wspólnotę polityczną wokół wartości chrześcijańskich. Zawsze to podkreślam, a przecież zauważają to także badacze kultury. Co jest najważniejsze w chrześcijaństwie? Miłość. I to samo jest w cywilizacji. Co to znaczy: cywilizacja? To jest zdolność ludzi do samoograniczania, a miłość to też jest zdolność człowieka do samoograniczania. Prawdziwa miłość polega na tym, że nas jakby już nie ma, a jest ten obiekt, który miłujemy.
Wracając do tego, jak ważne było chrześcijaństwo dla Polski, dla naszej wspólnoty politycznej, trzeba powiedzieć, że poprzez zdolność do samoograniczania ludzie mogą ze sobą współpracować, mogą tworzyć faktyczną wspólnotę. W tym więc tkwi odpowiedź na pytanie, dlaczego chrześcijaństwo było tak ważne dla Polski i dla naszej wspólnoty politycznej, dlaczego jesteśmy wciąż razem. Przecież nie przeszlibyśmy przez zabory bez tych wartości niesionych przez kulturę, w której były wartości chrześcijańskie.

– Jest to dla nas czas wielkiej łaski. Wspomnieliśmy już rok 1966, oddzielne obchody kościelne i państwowe – dwie strony barykady: z jednej Kościół, z drugiej państwo. Teraz jesteśmy razem...

– Mamy to wielkie szczęście, że możemy wspólnie organizować obchody 1050-lecia Chrztu Polski i że będziemy razem. Powinniśmy pamiętać także o tym, że nie wolno przesadzać. Mamy do czynienia z dwoma różnymi porządkami: kościelnym i państwowym. Wobec najważniejszych wyzwań muszą one współpracować. To naturalne. Najważniejszym wyzwaniem jest dbanie o to, aby system wartości naszego społeczeństwa był jak najlepszy, żeby ludzie mieli możliwość refleksji, zastanowienia się nad tym, skąd przychodzą, kim są, dokąd zmierzają. I żeby byli w stanie poszukiwać na tej drodze rzeczy najbardziej wartościowych.

– Kościół przez wieki był mecenasem sztuki. Czy w związku z nową sytuacją można się spodziewać, że wreszcie dług wobec Kościoła będzie sprawiedliwie spłacany, m.in. przez opiekę Ministerstwa nad obiektami sakralnymi?

– Tak, choć zawsze musimy zachować zdrowy rozsądek. Wsparcia wymagają przecież także elementy sztuki świeckiej. Bardzo często odwiedzam miejsca sakralne, bo tam sztuka kwitnie, wszędzie jest obecna i potrzebuje wsparcia. To oczywiste, że interesem państwa polskiego jest wspieranie sztuki, i to w jak największym zakresie. W ministerstwie jest wiele programów, które wspierają sztukę sakralną, bo po pierwsze – jest piękna, a po drugie – ma olbrzymią tradycję. Kościół przez wieki był mecenasem i rozwijał sztukę w bardzo wielu różnych wymiarach. Niedawno odwiedziło mnie środowisko częstochowskie, rozmawialiśmy o wsparciu dla wspaniałego międzynarodowego festiwalu muzycznego „Gaude Mater”. To wsparcie oczywiście będzie. W jakimś zakresie zawsze było, ale na pewno będzie wzmocnione, bo to jest jeden z największych tego typu festiwali w Europie.

– Jakie odczucia towarzyszą Panu Ministrowi przy przekraczaniu bram jasnogórskich?

– Na Jasnej Górze nie jestem pierwszy raz, ale całego klasztoru jeszcze pewnie nie zwiedziłem. Poprzednim razem byłem w kaplicy, w muzeum, w refektarzu i w paru innych miejscach – mam nadzieję, że dzisiaj trochę więcej zobaczę. To zawsze jest miejsce specjalne i człowiek czuje się tu bardziej uduchowiony – sprawia to już sama atmosfera tego miejsca.

– My, którzy przebywamy tutaj na co dzień, obiecujemy wsparcie modlitewne w intencjach, z którymi przybył Pan Minister na Jasną Górę. Oczywiście, o sprawach wagi państwowej pamiętamy podczas Mszy św. za Ojczyznę, sprawowanej w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej codziennie o godz. 15.30.

– To wsparcie jest bardzo potrzebne. Wiem, że mam je tutaj od ponad trzech lat, od czasu, kiedy zacząłem funkcjonować w życiu publicznym. Od jednego z moich przyjaciół natychmiast dostałem sygnał, który mnie już wtedy bardzo wzruszył, że tutaj, na Jasnej Górze, są osoby wspierające mnie modlitwą...

Rozmowę przeprowadzono na Jasnej Górze 30 stycznia 2016 r.

2016-02-24 08:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jest coś więcej

Oczekując na tegoroczną beatyfikację kard. Stefana Wyszyńskiego chcemy łączyć się z modlitwą Kościoła i dziękować za posługę Prymasa Tysiąclecia – mówi ks. Krzysztof Kocz.

Kamil Krasowski: 2 sierpnia wyruszy 39. Piesza Pielgrzymka Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej z Zielonej Góry na Jasną Górę. Jak będzie wyglądało wasze tegoroczne pielgrzymowanie?

Ks. Krzysztof Kocz: Będziemy szli tradycyjnie, tak jak to robiliśmy przesz lata, a więc przemierzamy całą odległość pielgrzymki pieszo, tak jak jej nazwa wskazuje. A przed nami dokładnie 365 km.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Fascynacja Słowem Bożym

2024-04-25 17:41

Paweł Wysoki

Laureaci ze swoimi katechetami. Od lewej: ks. Grzegorz Różyło, Łucja Bogdańska, Izabela Olech-Bąk, Karina Prokop i Paweł Wawer

Laureaci ze swoimi katechetami. Od lewej: ks. Grzegorz Różyło, Łucja Bogdańska, Izabela Olech-Bąk, Karina Prokop i Paweł Wawer

Łucja Bogdańska z „Biskupiaka” wygrała etap diecezjalny 28. edycji Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy Biblijnej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję