Reklama

Niedziela Częstochowska

Mój Wielki Post

Wielki Post jest czasem, w którym mamy się duchowo odrodzić i przygotować do obchodów pamiątki najważniejszego wydarzenia w historii ludzkości, jakim jest męka i zmartwychwstanie naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. W jaki sposób przeżywamy ten wyjątkowy czas? Jak do niego się przygotowujemy? Co jest dla nas najistotniejsze i jak osobiste doświadczenia przekładają się na bardzo wyjątkową relację z cierpiącym Chrystusem? Opowiedzieli nam o tym nasi Czytelnicy

Niedziela częstochowska 9/2016, str. 4-5

[ TEMATY ]

świadectwo

Wielki Post

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

CELINA: – Myśląc o Wielkim Poście, myślę o Drodze Krzyżowej Pana Jezusa. Przed oczami przesuwają mi się obrazy najgłębszego cierpienia, poniżenia, opuszczenia, oddawania wszystkiego, by być ze mną. Cierpi Jezus – mój grzech jest winien. Oczyma duszy szukam kontaktu wzrokowego z Jezusem, spotykam oczy pełne miłości, żadnych oskarżeń. Nawiązuje się relacja. Chcę stanąć po Jego stronie, ulżyć Mu. Intuicyjnie wyczuwam, że najbardziej bolały Jezusa grzechy raniące Jego Serce.
Oddam Mu więc w Wielkim Poście wszystkie cierpienia duchowe, wszystkie moje trudne sprawy, uczynię Go jedynym moim powiernikiem i będę uczyć się od Niego, jak w cichości dźwigać swój krzyż. Ufam, że będzie mi pomocą. Sercem wyczuwam, że z krzyża emanuje największa miłość. Gdzieś w głębi za tym wszystkim są: spokój, ukojenie, radość, moja perła, moje życie ukryte w słowach. Nic mi więcej nie potrzeba.

TERESA: – Każdy z nas przeżywa Wielki Post zapewne inaczej. Ja przeżywam ten czas jako okres większego zagłębiania się w prawdy naszej wiary. To czas przemiany siebie, czas, by częściej spojrzeć na krzyż, zwłaszcza kiedy przychodzi cierpienie, to łatwiej jest je przetrwać, chodzi nie tylko o jakieś bolesne doświadczenie, ale też trudy codziennego życia znosi się wtedy z pokorą, przyjmując je i nie narzekając na swój los. Warto też wtedy zatrzymać się, uporządkować swoją codzienność i więcej czasu poświęcić na modlitwę.
Wielki Post to czas wstrzemięźliwości czy rezygnacji z przyjemności. Pościć to nie tylko powstrzymywać się od mięsa czy słodyczy, to przede wszystkim podjęcie pracy nad swoją postawą wobec bliźniego, którego spotykam na swojej życiowej drodze, to też refleksja nad tym, czy potrafię być wobec niego cierpliwa, miłosierna, czy potrafię okazać mu współczucie i zrozumienie w jego zmartwieniach i troskach, czy potrafię wysłuchać go i poświęcić mu swój czas, po prostu, czy potrafię zobaczyć w drugim człowieku Jezusa.
To także czas dzielenia się z potrzebującymi swoimi dobrami i brania udziału w zbiórkach na rzecz ubogich. Udział w nabożeństwach Drogi Krzyżowej i „Gorzkich żali” jest dla mnie szczególnym czasem tego okresu. Pieśni wielkopostne, jak np.: „Wisi na krzyżu” czy „Stała Matka Boleściwa” wprowadzają nas w tajemnicę męki Pana Jezusa Chrystusa. Ważne też jest dla mnie to, aby porządki domowe czy przygotowania kulinarne nie przesłoniły przeżyć związanych z okresem Wielkiego Tygodnia. Św. Siostra Faustyna tak pisała: „Nie jest możliwe nauczenie się prawdziwej pokory i osiągnięcie autentycznej świętości bez ciągłego rozważania Męki Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Boleści Serca Jego Najświętszej Matki Maryi”.

PAULINA: – Czas postu to czas wielkiego nawracania. Przez dziewiętnaście lat post był dla mnie czymś mało znaczącym. Pewien etap w Kościele, który średnio odgrywał rolę w moim życiu. Niejedzenie pokarmów mięsnych przez raptem kilka piątków, powstrzymanie się od zabaw – bo tak trzeba i oczywiście spowiedź, której brakowało od kilku miesięcy w moim życiu. Tak z roku na rok toczyło się życie letniego katolika.
Jednak pewnego dnia Bóg spojrzał na moje marne życie pogrążone w grzechach i cierpieniach, wyciągnął do mnie rękę i wyrwał mnie z tej ciemności. Zawsze uważałam, że jestem wierząca. Tak, tylko że „wierzący” to pojęcie względne. Nie wystarczy chodzić do kościoła od święta do święta, jak kiedyś to czyniłam. W mojej wierze zabrakło głównego fundamentu, bez którego żadna poważna i silna budowla się nie utrzyma, a mianowicie miłości do Boga, Jego uwielbienia, Jego adoracji. To właśnie Bóg wyciągając do mnie rękę, pokazał mi, jak ogromną miłością mnie darzy. Miłością, której wcześniej przez ślepotę duchową nie widziałam. Bóg otworzył mi uszy na swój głos, nauczył mnie siebie uwielbiać, a przede wszystkim modlić się, gdyż wcześniej modlitwa ograniczała się tylko do budynku kościelnego. Przemienił moją osobę o 180 stopni, wlał życzliwość, wyrozumiałość i miłość do drugiego człowieka. W końcu stopniowo mogłam zacząć akceptować siebie, jak i darzyć miłością moją skromną osobę, gdyż wcześniej nie było to możliwe.
Przez grzechy i zranienia powstał w moich oczach skrzywiony obraz siebie. Nauczyłam się dziękować i chwalić Boga za wszystko, za smutki i radości. Pragnienie spowiedzi – tej głębszej, spowiedzi nie nie tylko co 2-3 miesiące, ale co 2 tygodnie. Z częstszą spowiedzią jest jak z mieszkaniem, sprzątamy dokładnie raz na tydzień, ale przez cały tydzień zbiera się kurz i drobne śmieci, których z czasem sami nie jesteśmy w stanie posprzątać, a jeśli już, to będzie nam bardzo ciężko.
Idąc od tego czasu z Bogiem, problemy przestają mieć znaczenie. Wszystko, nawet najmniejsze drobnostki, powierzam Bogu, Jego ranom i zawierzam Mu swoje życie. Z Nim nie ma rzeczy niemożliwych i trudnych, więc po co się lękać i zamartwiać, tym bardziej że powiedział słowa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Tak dokładnie jest, tylko trzeba mówić Mu o naszych problemach, zawierzać Mu je, pozwolić Mu działać oraz gorliwie się modlić: „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu”.
Moje nawracanie jest procesem, trwa nieprzerwanie już od ponad dwóch lat i będzie trwało do końca życia, a i tak umrę jako wielki grzesznik. Podczas tych dwóch lat były wzloty i upadki, raz stany pełne euforycznej miłości i radości Bożej, czasem też marazm i smutek, które są konsekwencją grzechu. Tak jak upadamy fizycznie, pod wpływem choroby, tak można powiedzieć, że człowiek upada duchowo – poprzez grzech, który staje się przyczyną udręczenia moralnego i psychicznego. Stopniowo niszczy wszystko, co w naszym życiu jest ważne. Początkowo dokonuje zniszczenia relacji miłości czy przyjaźni, z czasem zbiera żniwa w życiu moralnym i psychicznym, a także na polu duchowym, jakim są nasze relacje z Bogiem.
Aktualnie dryfuję na oddalonym kawałku kry. Jestem jak usychająca róża, która wewnętrznie pragnie strumienia wody żywej – Boga. Dryfuję tak, bo prąd rzeki troszkę zmienił mój kierunek i co za tym idzie, spowodował oddalenie się. Jednak wiem, że Bóg czeka, aż nabiorę siły i zacznę zmieniać drogę, po której płynę i która powiedzie mnie wprost w ramiona Ojca jak marnotrawnego syna.
Droga z Bogiem nie jest zawsze usłana różami, musi być ciężko, by po śmierci móc cieszyć się Jego obecnością w niebie. To tak jak z wchodzeniem na szczyt góry – musi być ciężko, by były piękne widoki. Jednak Bóg wyciąga znowu do mnie rękę i mówi przez kapłana, że Wielki Post jest czasem nawracania. Te słowa dotknęły mnie bardzo, ktoś powie przecież – to takie znane i oklepane. Tak, ale Bóg właśnie do nas mówi prostymi słowami. To słowa, po których dostałam siłę do działania i powiedziałam sobie – to czas, kiedy muszę wrócić na zielone pastwiska, na których jest mi tak wspaniale.
Taką możliwość daje mi właśnie Wielki Post, w którym pragnę wzrastać duchowo ponad wszystko. Prosić Boga o przebaczenie, wpleść w moje życie jeszcze więcej modlitwy, zrezygnować z przyjemności i uczestniczyć w rekolekcjach jeszcze głębiej. „Jeżeli zdarzyło ci się nieszczęście i upadłeś, nie rozpaczaj, lecz z ufnością i pokorą uciekaj się do Miłosierdzia Bożego, które nie chce śmierci grzesznika, ale cierpliwie go znosi, pilnie szuka i przyjmuje z miłością. Jeśli zaś Miłosierdzie Pańskie wyrwie Cię z grzechów, nade wszystko strzeż się powrotu do nich dla ratowania duszy własnej” – św. Józef Sebastian Pelczar. Chwała Panu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2016-02-25 09:59

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ocaleni dzięki modlitwie różańcowej

Niedziela bielsko-żywiecka 45/2016, str. 4

[ TEMATY ]

świadectwo

Monika Jaworska

Anna Samol prezentuje zdjęcie rodzinne

Anna Samol prezentuje zdjęcie rodzinne

Anna urodziła się w styczniu 1944 r. Była najmłodszą z czworga rodzeństwa. Trwała II wojna światowa. Ojciec Anny – Franciszek walczył w Korpusie Polskim we Włoszech pod Monte Cassino. Mama – Maria wychowywała sama dzieci. W 1945 r. zbliżał się front...

Gdy nadciągał front, ludzie w popłochu szukali schronienia. Moja mama uciekała z dziadkami – rodzicami mojego ojca. W pewnym momencie się rozdzielili – babcia poszła ze swoją córką, aby ją wspomagać, a z synową – czyli moją mamą i czwórką dzieci – poszedł mój dziadek Józef, żeby w tej wojennej zawierusze trzymali się razem – wspomina swoje dzieciństwo Anna Samol. Trwało bombardowanie. Dziadek Józef uciekał z synową, która wiozła roczną Annę w wózku dziecięcym, a obok szła pozostała trójka rodzeństwa. W pewnym momencie pojawił się nad nimi samolot. – Pilot dostrzegł kobietę z wózkiem i dziećmi. Mama zdążyła szybko wbiec do najbliższego opustoszałego domu. Wpadliśmy do piwnicy. Wtedy na dom spadła bomba, wskutek czego dom runął, a my wraz z mamą i dziadkiem zostaliśmy uwięzieni w ciemnej piwnicy. Wyjście zostało zasypane. W piwnicy znajdowały się 3 pomieszczenia. W pomieszczeniu z ziemniakami kładliśmy się do snu. W kolejnym był węgiel i… rozkładający się nieboszczyk. Czuć było odrażający zapach. To pomieszczenie służyło nam za toaletę – wspomina Anna. – Ja miałam roczek, gdy zostaliśmy uwięzieni w piwnicy. Potrzebowałam kąpieli, pokarmu. Mama nie miała już mleka, a ja ssałam jej piersi tak bardzo, że właściwie zjadłam jej brodawki sutkowe. Ciągle byłam głodna. Opatrznościowo w piwnicy znalazły się kompoty, które wystarczyły moim bliskim na pewien czas. A gdy się już skończyły, mama obierała zębami ziemniaki, gryzła te ziemniaki i rozrobioną papką karmiła mnie. Po tych ziemniakach miałam biegunkę, wyglądałam fatalnie, cud, że przeżyłam – dodaje.

CZYTAJ DALEJ

Kryzys powołań czy kryzys powołanych?

Tę wspólną troskę o powołania powinno się zacząć nie tylko od tygodniowego szturmowania nieba, ale od systematycznej modlitwy.

Często wspominam pewną rozmowę o powołaniu. W czasach gdy byłem rektorem seminarium, poprosił o nią młody student. Opowiedział mi trochę o sobie, o dobrze zdanej maturze i przypadkowo wybranym kierunku studiów. Zwierzył się jednak z największego pragnienia swojego serca: że głęboko wierzy w Boga, lubi się modlić, że jego największe pasje dotyczą wiary, a do tego wszystkiego nie umie uciec od przekonania, iż powinien zostać księdzem. „Dlaczego więc nie przyjdziesz do seminarium, żeby choć spróbować wejść na drogę powołania?” – zapytałem go trochę zdziwiony. „Bo się boję. Gdyby ksiądz rektor wiedział, jak się mówi u mnie w domu o księżach, jak wielu moich rówieśników śmieje się z kapłaństwa i opowiada mnóstwo złych rzeczy o Kościele, seminariach, zakonach!” – odpowiedział szczerze. Od tamtej rozmowy zastanawiam się czasem, co dzieje się dziś w duszy młodych ludzi odkrywających w sobie powołanie do kapłaństwa czy życia konsekrowanego; z czym muszą się zmierzyć młodzi chłopcy i młode dziewczyny, których Pan Bóg powołuje, zwłaszcza tam, gdzie ziemia dla rozwoju ich powołania jest szczególnie nieprzyjazna. Kiedy w Niedzielę Dobrego Pasterza rozpoczniemy intensywny czas modlitwy o powołania, warto zacząć nie tylko od analiz dotyczących spadku powołań w Polsce, od mniej lub bardziej prawdziwych diagnoz tłumaczących bolesne zjawisko malejącej liczby kapłanów i osób życia konsekrowanego, ale od pytania o moją własną odpowiedzialność za tworzenie przyjaznego środowiska dla wzrostu powołań. Zapomnieliśmy chyba, że ta troska jest wpisana w naturę Kościoła i nie pojawia się tylko wtedy, gdy tych powołań zaczyna brakować. Kościół ma naturę powołaniową, bo jest wspólnotą ludzi powołanych przez Boga, a jednocześnie jego najważniejszym zadaniem jest, w imieniu Chrystusa, powoływać ludzi do pójścia za Bogiem. Ewangelizacja i troska o powołania są dla siebie czymś nieodłącznym, a odpowiedzialność za powołania dotyczy każdego człowieka wierzącego. Myśląc więc o powołaniach, zacznijmy od siebie, od osobistej odpowiedzi na to, jak ja sam buduję klimat dla rozwoju swojego i cudzego powołania. Indywidualna i wspólna troska o powołania nie może wynikać z negatywnych nastawień. Mamy się troszczyć o powołania nie tylko dlatego, że bez nich nie uda nam się dobrze zorganizować Kościoła, ale przede wszystkim z tego powodu, iż każdy człowiek jest powołany przez Boga i potrzebuje naszej pomocy, aby to powołanie rozeznać, mieć odwagę na nie odpowiedzieć i wiernie je zrealizować w życiu.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: Krajowe Forum Zelatorów Diecezjalnych Żywego Różańca

2024-04-20 14:07

[ TEMATY ]

Jasna Góra

różaniec

Karol Porwich/Niedziela

„Uczynić Różaniec modlitwą wszystkich” to słowa i gorące pragnienie bł. Pauliny Jaricot, założycielki Dzieła Rozkrzewiana Wiary i Żywego Różańca, a także hasło Krajowego Forum Zelatorów Diecezjalnych Żywego Różańca, które trwa na Jasnej Górze. To pierwsze takie spotkanie, którego celem jest zachęcenie ludzi świeckich do jeszcze głębszego zaangażowania w dzieło różańcowe.

Abp Wacław Depo, delegat KEP ds. Żywego Różańca podkreślił, że różaniec jest ocaleniem dla świata i ludzkich wartości. Przypomniał, że św. Jan Paweł II określił go darem i skarbem, bo wypływa z Kościoła. - Rozważnie poszczególnych tajemnic pokazuje, że mamy być mocnymi wiarą w Chrystusa. Tajemnice, które Maryja i Jezus przeżywali kiedyś, dziś są naszym udziałem i w każdej rozważanej tajemnicy możemy odnaleźć siebie - powiedział delegat KEP. Zauważył, że św. Jan Paweł II pozostawił nam piękne kompendium wiedzy a jest nim List Apostolski Rosarium Virginis Mariae, który dziś jest bardzo aktualny.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję