Jeden SMS, czyjaś modlitwa, potem człowiek anioł, którego Bóg mi posyła i nagle sceptyk, ktoś, kogo nie pociąga już entuzjastyczne okazywanie wiary, kto nie ma już takiego młodzieńczego wariactwa, zapału, może i brakuje szczerej radości w sercu, ociera ze wzruszenia łzy, gdy dotyka wspólnoty ludzi na Jasnej Górze. A przecież, gdy dostałam SMS-a: „do zobaczenia? w Krakowie? Częstochowie?”, moja reakcja była: nie. Zdecydowanie. Więc odpowiedź: „zostaję w domu”. W te minione dni z papieżem Franciszkiem, w te Światowe Dni Młodzieży, mimo że dla mnie to była tylko albo aż Częstochowa, to każdego z nich ocierałam z oczu łzy, słuchając tych prostych, ale ważnych katechez, kazań, zdań i milczenia, zatrzymywałam się w biegu i w uszach dźwięczały mi jedynie słowa: „Jezu, ufam Tobie”. Chciałabym, by stały się moją codziennością. Jak będzie? Może potrzebna mi ta odwaga, o którą prosił papież Franciszek młodych? Może potrzebne niezadowalanie się przeciętnością? Może przeciwstawianie się trudnościom? I wiele innych „może”. Ale wiem jedno – chcę. I Pan Bóg mi pomoże, tak jak poprowadził za rękę na jasnogórskie błonia. I dał ludzi, którzy modlitwą i słowem Mu w tym pomogli. Jestem teraz bogatsza – spotkaniem z drugim człowiekiem, z Bogiem w nim, i nauczaniem Papieża prostych ludzi. I ciągle jeszcze słyszę słowa Franciszka, o tym, że dla Boga jesteś, jestem najcenniejsza. I zawsze, mimo moich wad, upadków, odejść i popełnianych grzechów kocha mnie tak samo – mocno. I nie chcę kanapowego szczęścia, nie chcę przeciętności. I oczyma przywołuję widok tysięcy ludzi na Jasnej Górze – razem, serdecznych dla siebie i potrzebnych sobie nawzajem. I dziękuję Bogu za człowieka od „SMS-a”, za tego, kto wymodlił mi swoją upartą modlitwą to poruszenie serca.
Ale wiem też, że pielgrzymka na Jasną Górę, na papieską Eucharystię, nie tylko dotknęła mnie. Byli też inni, setki, tysiące. Ludzie, którzy często w trudzie tam się znaleźli. Jaką trzeba mieć wiarę? Dla mnie widok osób choćby z archidiecezji łódzkiej, którzy dwoma specjalnymi pociągami czy autokarami pojechali do Częstochowy, którzy razem ze swoimi kapłanami, w grupach, albo niektórzy indywidualnie, czekali wiele godzin na spotkanie z Franciszkiem, był czymś, co umacnia. Co daje przekonanie, że jest w nas ta wzajemna życzliwość, ta wspólnota, że potrafimy się jednoczyć, i że teorie z widzeniem tylko siebie nie mają przełożenia na szerszą rzeczywistość. Co było piękne? Ten brak hierarchiczności, to, że wszyscy byliśmy razem. Że byli z nami kapłani. „Bez szukania pierwszeństwa i dzielenia”. Że jednoczyła nas wiara w Chrystusa i radość, że to On naszym Bogiem. Z papieskiej homilii szczególnie zapamiętam to odwołanie do Maryi, tę prośbę, byśmy od Niej czerpali wrażliwość, wyobraźnię w służbie drugiemu człowiekowi i piękno poświęcenia życia dla tego, kto obok. „Abyśmy byli sługami dobrymi i wiernymi... z prostym i otwartym sercem”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu