WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Panie Ministrze, jak doszło do tego, że po wielu trudach i niemożnościach wreszcie pojawiło się na horyzoncie rozsądne i korzystne dla Polski rozwiązanie kwestii polityki klimatycznej?
PROF. JAN SZYSZKO: – Do korzystnego dla Polski porozumienia paryskiego prowadziła nas długa droga. Ja sam zajmuję się tym problemem już od 1997 r. Ważnym krokiem w dobrą stronę było to, że jako prezydent szczytu klimatycznego COP 5 doprowadziłem do zorganizowania w Polsce w 2009 r. specjalnych ONZ-owskich warsztatów na temat możliwości włączenia lasów do systemu rozliczeń celów wynikających z protokołu z Kioto.
– Można powiedzieć, że forsowanie rzeczywistego włączenia lasów jako pochłaniacza do rozliczeń i bilansowania emisji CO2 było zawsze niemal obsesyjnym celem Pana Profesora?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Teoretycznie wynika to z konwencji klimatycznej, ale tak, przyznaję, że nawet swoją zgodę na objęcie prezydentury 5. Konferencji Stron Ramowej Konwencji Klimatycznej Narodów Zjednoczonych uwarunkowałem właśnie tym, że pochłanianie dwutlenku węgla przez lasy zostanie skutecznie włączone do rozliczeń w ramach protokołu z Kioto. Chodziło o to, żeby zapisy tego dokumentu jak najbardziej urealnić i wprowadzić w życie. Byłem też zwolennikiem zorganizowania COP 14 w Polsce, chciałem na nim rozliczyć protokół z Kioto; szczyt odbył się w Poznaniu w 2008 r., ale do rozliczenia nie doszło, ponieważ o wszystkim decydował już wtedy nowy rząd PO-PSL. Podobnie było ze szczytem klimatycznym COP 19 w 2013 r. w Warszawie.
– Powiodło się dopiero na konferencji klimatycznej COP 21 w Paryżu. Ale chyba nie było Panu łatwo, bo nagromadziło się wiele zaszłości, a decyzje trzeba było podejmować z marszu...
– Na szczęście od dawna byłem do tego solidnie przygotowany, ponieważ jeszcze przed objęciem prezydentury COP 5 przeszedłem specjalne szkolenie w zakresie wszystkich prawnych aspektów protokołu z Kioto. Przed wyjazdem w grudniu 2015 r. do Paryża – już dwa tygodnie po objęciu stanowiska ministra w rządzie PiS – musiałem zmienić instrukcję negocjacyjną opracowaną przez rząd PO-PSL, eliminując z niej to, co było wyraźnie niekorzystne dla Polski. A w Paryżu, zgodnie z prawem ONZ-owskim, reprezentowałem swój kraj, który ratyfikował protokół z Kioto jeszcze przed wejściem w struktury Unii Europejskiej.
– Zaakcentował Pan zatem pewną niezależność od wyjątkowo niekorzystnej dla Polski unijnej polityki klimatycznej?
– To może nieco za dużo powiedziane... Zawsze wychodziłem z założenia, że nawet jeśli zobowiązania i konsultacje z UE są ważne, to jednak obowiązuje mnie przede wszystkim reprezentowanie interesów Polski. Ustalenia są jasne: każdy kraj ma prawo reprezentować swoje interesy w ramach konwencji klimatycznej.
– Jak dziś definiujemy te nasze interesy?
Reklama
– Po pierwsze – nie możemy się poddać wymuszanej przez Unię rezygnacji z węgla jako głównego źródła energii, dzięki któremu funkcjonuje polska gospodarka. Po drugie – polskie lasy muszą być uwzględnione w rozliczeniach dotyczących redukcji koncentracji CO2. Gdy więc poszukiwałem znaczących sojuszników w forsowaniu takiego podejścia, pierwsze kroki skierowałem do państw, które mają dużo lasów, m.in. do Rosji, oraz do tych, które są uzależnione od jednego nośnika energii – przede wszystkim do Arabii Saudyjskiej (odgrywającej dużą rolę w grupie państw rozwijających się G77). Spotkałem się ze zrozumieniem problemu, na tyle istotnym, że propozycja uwzględnienia lasów w pochłanianiu CO2 została zgłoszona przez państwa dysponujące większą niż Polska siłą nacisku. Mnie natomiast poproszono, abym reprezentował interesy państw uzależnionych od jednego, tradycyjnego nośnika energii – zostałem jednym z negocjatorów.
– Jak na porozumienie paryskie reaguje Unia Europejska?
– Były, oczywiście, pewne kłopoty z Komisją Europejską, która wydaje się, że wciąż była niechętna paryskim postanowieniom, ale jednak w końcu UE je ratyfikowała; zgodzono się na to, że lasy zostały zapisane i wyróżnione w porozumieniu paryskim.
– Dlaczego tak bardzo podkreśla Pan, że porozumienie paryskie jest sukcesem Polski?
– Dlatego, że nie byłoby tego porozumienia, nie byłoby tak szybkiej jego ratyfikacji przez inne państwa, gdyby nie forsowany przez Polskę zapis o lasach.
– Dlaczego właśnie to było takie ważne dla porozumiewających się stron?
Reklama
– Okazuje się, że główne problemy świata wiążą się z zanikiem bioróżnorodności, co jest skutkiem, ale również przyczyną, degradacji gleb, zanieczyszczenia wody lub jej niedostatku (pustynnienie), koncentracji skażonego powietrza, w końcu także kiepskiej produkcji rolnej. A to może oznaczać głód; już dziś jedna trzecia ludzkości cierpi z powodu braku dobrej wody, braku dobrego powietrza, ma kłopoty z zaspokojeniem głodu. Temu nie da się zaradzić tylko poprzez redukcję emisji CO2. Rozwiązaniem jest zwiększenie pochłaniania – czyli zmniejszenie koncentracji CO2 w atmosferze; zwiększenie pochłaniania to zwiększenie produkcji biomasy, a więc również żywności, która jest przecież podstawowym odnawialnym źródłem energii, o czym się zupełnie zapomina...
– Pzypomina o tym światu porozumienie paryskie?
– Właśnie tak. Świat chyba wreszcie zaczyna iść po rozum do głowy. W Paryżu po prostu uzgodniono, że w skutecznym poprawianiu ziemskiego klimatu nie tylko mogą, ale muszą uczestniczyć dosłownie wszyscy: jedni przez to, że będą dokonywali redukcji emisji, drudzy przez odpowiednie użytkowanie ziemi. Każdy na swój sposób i na miarę możliwości, zgodnie z dobrze pojętym interesem własnego kraju.
– Można powiedzieć, Panie Ministrze, że dzięki porozumieniu paryskiemu Polska wybiła się na klimatyczną niepodległość, że wkrótce uniezależni się od niezwykle restrykcyjnych regulacji klimatycznych UE?
– Polska była niezależna już z mocy konwencji klimatycznej i protokołu z Kioto. Stała się zależna dopiero przez adaptację pakietu klimatyczno-energetycznego, który w dodatku nie miał najmniejszego wpływu na zmiany klimatu... Udział UE w redukcji emisji w skali całego świata jest naprawdę bardzo nieznaczny. A chciałbym tu podkreślić, że w ramach protokołu z Kioto Polska odniosła ogromy sukces; mieliśmy dokonać redukcji emisji na poziomie 6 proc., a osiągnęliśmy prawie 30 proc., nawet przy dużym w tym okresie wzroście gospodarczym.
– Porozumienie paryskie jest dziś sukcesem Polski, ale nie jest przecież końcem kłopotów w ramach Unii...
Reklama
– Z pewnością! Choćby dlatego, że interesy krajów tzw. starej piętnastki są w tej sprawie całkowicie inne niż nasze. Nieposiadająca własnych zasobów energetycznych Francja będzie np. wciąż starała się nas uzależniać od własnych technologii, próbując sprzedać np. swoją energetykę jądrową.
– Czy nie powinniśmy z takiej oferty skorzystać, by zdywersyfikować własne źródła energii?
– Nie jestem przeciwnikiem bezpiecznej energetyki jądrowej, ale podchodziłbym bardzo ostrożnie do korzystania z obcych, często już przestarzałych, technologii. Musimy postawić przede wszystkim na własne rozwiązania i własne zasoby energii.
– Przede wszystkim i prawie wyłącznie na węgiel?
– Tak, ale nie tylko. Mamy ogromne pokłady węgla kamiennego i brunatnego, ale mamy też bogate zasoby geotermalne, wielkie możliwości wytwarzania biomasy... Dlatego w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju możemy już dziś spokojnie zakładać samowystarczalność energetyczną terenów wiejskich na bazie odnawialnych źródeł energii, choćby biomasy. Powinniśmy też zdecydowanie pójść w kierunku geotermii i mikroinstalacji wiatrowych.
– A co z wiatrakami, które „przychodzą” do nas z Niemiec?
Reklama
– Energetyka wiatrowa jest jedną z droższych nieprzewidywalnych form tzw. odnawialnych źródeł energii. Już dziś płacimy za nią zbyt dużo i nadal będziemy płacić, ponieważ zostały podpisane niekorzystne umowy. Polska nie może dalej brnąć w tym kierunku. Nie jesteśmy natomiast przeciwnikami energetyki wiatrowej, gdy chodzi o mikroinstalacje – mamy własną, polską koncepcję techniczną tzw. wiatraków rurowych, które mogłyby zapewniać samowystarczalność energetyczną gospodarstw wiejskich.
– Warto by pomarzyć, Panie Ministrze, także o powrocie małych elektrowni wodnych...
– Jestem zdecydowanym zwolennikiem tego, aby wszystkie istniejące w Polsce stopnie wodne były czynnie wykorzystywane także na bazie nowych instalacji, nowych mikrotechnologii.
– A jak bardziej masowo można by w Polsce wykorzystywać biomasę?
– Biomasa to naprawdę ważne odnawialne źródło energii, marnujące się dziś na terenach wiejskich, które można by – stosując niewielkie instalacje – zużywać na własne potrzeby gospodarstw jako surowiec energetyczny. Polski przemysł może już dziś zaoferować odpowiednie mikroinstalacje do efektywnego spalania, a to znaczy, że nawet z niewielkiej ilości biomasy można uzyskać całkiem zadowalający efekt energetyczny.
– Wróćmy do węgla. Przed nami kosztowna modernizacja niemal wszystkich bloków energetycznych w istniejących elektrowniach?
– Rzeczywiście, ze starych, kilkudziesięcioletnich elektrowni nie da się już „wydusić” nie tylko większej mocy, ale też większej redukcji emisji. To prawda, że bezpieczeństwo Polski i tej części Europy wymaga nowych instalacji. Można je budować choćby w oparciu o niezwykle interesujący tzw. błękitny węgiel.
– To jednak raczej plany długoterminowe, a czas nagli... Kiedy można liczyć na dobrą zmianę w tej dziedzinie?
Reklama
– Do 2020 r. obowiązuje nas pakiet klimatyczno-energetyczny, w ramach którego ciężko cokolwiek zdziałać. Potem w życie wchodzi porozumienie paryskie. Nadal będziemy musieli ostro negocjować, by forsować polskie interesy...
– Jakich utrudnień w realizacji polskich wizji rozwiązania kwestii energetyczno-klimatycznych należy się spodziewać?
– Przede wszystkim jak zawsze musimy się obawiać unijnej biurokracji i technokracji, która służy uzależnianiu różnych miejsc w Europie od technologii krajów dominujących w UE. Nie tędy droga. Własny rozwój technologiczny jest więc dla nas niezwykle ważny. Myślę, że mimo wszystko damy radę, że pokonamy wszelkie opory.
– Czy Polska może liczyć na zrozumienie ze strony innych krajów regionu? Jakie były konkluzje niedawnego spotkania ministrów środowiska Grupy Wyszehradzkiej?
Reklama
– Spotkanie odbyło się w Tucznie, na terenie powierzchni doświadczalnych, gdzie od 25 lat staramy się stymulować i obserwować proces pochłaniania CO2 dla regeneracji gleb, ochrony bioróżnorodności i wzrostu biomasy, także pod kątem tworzenia miejsc pracy na terenach wiejskich. Mogłem się więc pochwalić, że za prowadzone tam badania dostałem nagrodę „Nauka dla Pokoju”, przyznawaną przez Światową Federację Naukowców, która zrzesza ponad 110 noblistów. Tę nagrodę otrzymało kilkudziesięciu naukowców na świecie, jej laureatem jest Jan Paweł II... Na tym niedawnym spotkaniu mówiliśmy o tym, że w naszych krajach zmniejszanie koncentracji CO2 w atmosferze musi być coraz ściślej skorelowane z regeneracją gleb i ochroną bioróżnorodności. Mówiliśmy też o wykluczeniu jakiegokolwiek udziału w tym procesie roślin genetycznie modyfikowanych.
– Z ochroną bioróżnorodności niewiele wspólnego mają wielkie przemysłowe gospodarstwa rolne, które w Polsce także zaczynają odciskać swe piętno na środowisku naturalnym.
– Niestety, to prawda. Im większe pola, im mniej ludzi na nich pracuje, tym gorsza bioróżnorodność... Jako Polak, patriota i ekolog jedyną szansę dla utrzymania polskiej bioróżnorodności widzę w tym, że będziemy tworzyli coraz więcej miejsc pracy właśnie na wsi. Bo to przecież człowiek – przez rozumne użytkowanie otaczających go zasobów przyrody – najskuteczniej chroni bioróżnorodność. Najlepszym tego przykładem jest Puszcza Białowieska. Twierdzę, że tak pojmowana ochrona bioróżnorodności jest polskim dziedzictwem kulturowym. A naszą wielką szansą są nasze zasoby środowiskowe, niezniszczone polskie gleby, możliwość produkcji dobrej, zdrowej żywności, której świat tak bardzo potrzebuje, za którą gotów jest oddać wszystkie pieniądze.
* * *
Jan Szyszko
Profesor nauk leśnych, polityk, poseł na Sejm V, VI, VII i VIII kadencji, minister ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa w rządzie Jerzego Buzka (1997-99), minister środowiska w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego (2005-07) oraz Beaty Szydło (od 2015 r.).