Swoje plony pokazują działkowcy i pszczelarze. Na stoiskach prezentują się organizacje pozarządowe. Można zjeść zupę kanonicką gotowaną w olbrzymim kotle tuż przed świątynią. Są dmuchane zamki, bryczki oraz pokazy sprzętu wojskowego, policyjnego i strażackiego. To wszystko dzieje się „W cieniu kolegiaty”, bo taką nazwę ma ulubiony odpust głogowian.
Dołączali przyjaciele
Reklama
Pomysł na imprezę zrodził się wiele lat temu w czasie Pasterki. Zaproszono na nią zespół folklorystyczny Wrzos. – Nadało to temu wydarzeniu charakteru święta ludowego. Skoro 15 sierpnia to czas Matki Bożej Zielnej, stwierdziliśmy, że należy kontynuować tę tradycję przez specjalną oprawę Mszy św. – mówi ks. Rafał Zendran, proboszcz parafii kolegiackiej. Na samej Eucharystii nigdy święto się nie kończyło. W organizację pierwszego wydarzenia w 2006 r. włączyły się zespoły folklorystyczne i reprezentacje gmin. Spontanicznie wokół kolegiaty pojawiły się stanowiska z kulinariami, prezentujące to, co mieszkańcy okolicznych wsi mają najlepsze: rękodzieło, regionalne przysmaki. – To pozwoliło mieszkańcom miasta, którzy nigdy nie uczestniczyli w dożynkach, poczuć atmosferę święta plonów – dodaje Ksiądz Proboszcz. Przyznaje, że odpust wymknął się z pierwotnego pomysłu. Do organizacji wydarzenia dołączali kolejni przyjaciele kolegiaty. Najpierw były to grupy osób niepełnosprawnych z tętniącego życiem Domu Cichych Pracowników Krzyża przy kolegiacie. Potem po kolei pojawili się pszczelarze, filateliści, cukrzycy, działkowicze, grupa Dziadoszan. 15 sierpnia to też Dzień Wojska Polskiego. – Parafia odpowiada za część religijną, władze powiatu organizują stoiska, a zadaniem wojska jest przygotowanie infrastruktury potrzebnej przy tak dużej imprezie – mówi ks. Zendran. – Głogowianie od początku chętnie przychodzą, bo jest to dla nich doświadczenie prawdziwego odpustu, o którym marzy każdy proboszcz. W dawnych czasach odpust był wydarzeniem religijnym, ale jego częścią było wszystko to, co działo się po Mszy św.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Cel: organy
Reklama
Ks. Rafał przyznaje, że jako wspólnota parafialna nie byliby w stanie takiego odpustu zorganizować samodzielnie. Parafia jest mała – to ok. 2 tys. wiernych. W praktyce 50 rodzin, które włącza się w przygotowanie odpustu. W tej grupie jest Teresa Długosz, szefowa parafialnej Caritas. – Jako parafianie zbieramy setki fantów i je pakujemy. W czasie odpustu sprzedajemy cegiełki. Każda z nich to dar 10 zł na odbudowę kolegiaty. Nagrody, które można wygrać, są symboliczne: miód, lalki, korale. Liczy się każda złotówka – podkreśla p. Teresa. Od początku mieszkańcy są odpowiedzialni za robienie bukietów, które za symboliczną kwotę można w dniu święta Matki Bożej Zielnej kupić. – Na początku robiłyśmy ich ok. 100. Tylko z ziół polnych, tradycyjnych kwiatów, suchych i świeżych. Niektórzy wrzucą złotówkę, inni 5 zł. Wiemy, że są potrzebne potężne środki na odbudowę kolegiaty, ale cieszymy się, że mamy w tym swój mały udział – dodaje parafianka. Czesława Kozłowska jest członkiem nieformalnej grupy kolegiackiej, która od początku wspiera organizację święta. – Cieszy nas każda złotówka. Co roku udawało się nam wspomóc odbudowę. Każda mała cegiełka jest ważnym wkładem. Kolegiata przyciąga ludzi, ma swoich przyjaciół, którzy 15 sierpnia tłumnie zjawiają się pod jej murami. „W cieniu kolegiaty” to prawdziwa feta. Wszystko, co się dzieje dookoła, dzieje się dosłownie w cieniu kolegiaty – dodaje p. Czesława. W tym roku też wyznaczono konkretny cel: organy. Potrzeba 150 tys. zł. Dzięki ofiarności parafian, wiernych odwiedzających świątynię i sponsorów pierwszy raz organy w kolegiacie będzie można usłyszeć w Boże Narodzenie.
Sekundują odbudowie
Dla Teresy Długosz, podobnie jak dla wielu głogowian, kolegiata to najważniejsza świątynia w mieście. – Mieszkam w Głogowie 40 lat. Kiedyś to miejsce było co najwyżej dobrze zachowaną ruiną. W oczy rzucał się tylko wystający zza murów krzyż. Teraz siadam na Mszy św. w niedzielę i czuję ducha modlitwy, który jest w tym miejscu od ponad 800 lat. Ludzie modlili się w tym wyjątkowym miejscu przed laty i modlą się nadal – mówi p. Teresa. To miejsce wszystkich mieszkańców miasta, nie tylko parafian. Czesława Kozłowska podkreśla, że jest ono związane z historią Polski. – Jesteśmy wspólnotą, mimo że cześć z nas to mieszkańcy wsi, a cześć miasta. Potężny ciężar wzięli na siebie inicjatorzy odbudowy kolegiaty. My ją wspieramy, jak możemy – dodaje. To, że głogowianie sekundują odbudowie kolegiaty, zauważa Ksiądz Proboszcz. – W dniu jej święta przychodzi tak dużo osób, to potężny kapitał ludzki. Jest on argumentem, że odbudowa kolegiaty nie jest tylko sztuką dla sztuki, ale jest potrzebą. W dniu odpustu można zajrzeć w każdą dziurę, zaznajomić się z postępem odbudowy. Podczas kazania mówię, co zostało zrobione i za jaką kwotę – wyjaśnia ks. Zendran.
Historyczna Msza św.
Reklama
Całe życie kapłańskie ks. Rafała jest związane z Głogowem. Pamięta, jak kolegiata wyglądała w 1991 r., kiedy rozpoczynał swoją posługę. – To była zupełna ruina, dzisiaj tylko widoczna na zdjęciach historycznych. Klepisko z drzewami w środku i wokół, ze zrujnowaną wieżą – wspomina. Sensowność odbudowy kolegiaty łączyła się z trwającą budową Domu Uzdrowienia Chorych. Pierwsza historyczna Msza św. w kolegiacie odbyła się w 1999 r. Odprawił ją obecny proboszcz parafii pw. św. Mikołaja w Głogowie ks. Stanisław Brasse. Była to Msza św. prymicyjna. Był mieszkańcem ul. Poczdamskiej, należał do parafii, prymicję należało zorganizować na jej terenie. Zostało pytanie – gdzie? Kolegiata nie miała wtedy dachu. – Wymyśliliśmy, że jest przestrzeń, którą można zaadaptować specjalnie na to wydarzenie. Wtedy też odbyła się pierwsza Msza św. w języku polskim w kolegiacie – wspomina Ksiądz Proboszcz. W rocznicę tego wydarzenia przypadł Rok Jubileuszowy. Wtedy padł pomysł, że głogowianie mogliby pierwszy raz wejść do kolegiaty, zobaczyć, jak wygląda. Symboliczne wejście przez jej drzwi, od wielu lat zamknięte, miało miejsce w trakcie procesji Bożego Ciała, która również zakończyła się w kolegiacie. Tego dnia przed świątynią zagrał koncert Grzegorz Turnau.
Opatrzność Boża
Reklama
Odbudowa świątyni pochłonęła do tej pory znaczne sumy. Od końca lat 80., kiedy inicjatywę jej odbudowy podjął ks. Ryszard Dobrołowicz, ówczesny proboszcz parafii pw. Królowej Polski, szacuje się, że dotąd wydano ok. 20 mln zł. W międzyczasie w pomoc włączyło się wiele instytucji, które mają odpowiednie środki finansowe i chcą się nimi podzielić. Po zakończeniu prac archeologicznych zadbano o mury i podtrzymujące je filary. Przy ich rozbiórce liczono każdą starą cegłę, która później znajdowała swoje miejsce przy odbudowie. Gotyckie sklepienia i dach kosztowały 1 mln 800 tys. zł. Udało się odnowić i zagospodarować kaplice, rozpocząć wyposażanie świątyni. To, że najważniejsze prace w kolegiacie zostały wykonane, to złudzenie. Mury zostały odbudowane, ale przed świątynią wciąż ważne inwestycje. – Potrzebujemy Opatrzności Bożej i świadomości ludzkiej. Odbudowy nie można zatrzymać. Jest potrzebny remont kolejnych bocznych kaplic, trzeba naprawić ściany, przygotować posadzkę pod meble. W kolegiacie nie ma pełnej instalacji elektrycznej związanej z oświetleniem elementów architektonicznych. Na to potrzeba projektu artystycznego. Trwa wykańczanie świątyni od prezbiterium w kierunku drzwi – wymienia ks. Zendran. Żeby pokazać, jaki to mozolny proces, przytacza historię parafian, którzy podjęli decyzję, że składają co miesiąc ofiary na konkretne dzieło. Przez 4 lata 86 rodzinom udało się uzbierać 80 tys. zł na odbudowę jednej kaplicy. Chociaż przez lata zdarzają się cuda. To m.in. pojawienie się anonimowych darczyńców, którzy są w stanie zrezygnować z kupna nowego samochodu, a swoje oszczędności przekazać na odbudowę kolegiaty.
Wszyscy czekają na chwilę, kiedy będzie można stanąć na środku kościoła i powiedzieć, że odbudowa została zakończona. Nic więcej nie będzie trzeba robić. – O tym marzę. To jest zależne od jednego czynnika – środków. Jest projekt, są firmy które są w stanie go wykonać, ale bardzo często nie ma na to pieniędzy. To jedyna przeszkoda. Jako parafia nie zadłużamy się, z niczym się nie spieszymy. Nie ma sensu. Tyle, ile mamy, tyle przeznaczamy na odbudowę – mówi ks. Zendran. Gdyby znalazło się 5 mln zł, w ciągu roku i trzech kwartałów skończyłyby się prace i osiągnięto by wymarzony efekt.
Kiedy faktycznie będzie to możliwe? Za 7, może za 10 lat. W porównaniu z wielowiekową historią świątyni dekada to błahostka.