Reklama

Niedziela Sandomierska

Uświęcamy się w innym miejscu

Niedziela sandomierska 44/2017, str. 4

[ TEMATY ]

wywiad

misje

ks. Grzegorz Kasprzycki

Misyjna szkoła

Misyjna szkoła

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Barbara Kubicka: – Kiedy rozmawiam z Księdzem, w Polsce jest piątkowy wieczór, u Księdza – wczesny sobotni poranek. Papua-Nowa Gwinea... To daleko. Jak to się stało, że Ksiądz jest właśnie tam?

Ks. Grzegorz Kasprzycki: – O misjach myślałem już w seminarium jako kleryk, ale gdy wróciłem do seminarium drugi raz – jako ojciec duchowny, w pewnym momencie te myśli odżyły. Bp Krzysztof Nitkiewicz raz zażartował wtedy: „Ojciec duchowny też mógłby jechać” i ja wtedy tak sobie pomyślałem: „No pewnie, że mógłbym jechać”. Za rok już byłem w Centrum. Duch Święty za tym stał, nie ma innej opcji. A z tym, że się znalazłem na Papui? Byłem przygotowywany do misji, nie miałem jednak wyznaczonego jakiegoś konkretnego kierunku. Ksiądz biskup powiedział wtedy, że będziemy czekać. „Ktoś przyjedzie po księdza i się zgłosi”. Wtedy to przyjechał biskup z diecezji Kimbe razem z obecnym biskupem, wtedy jeszcze księdzem Dariuszem Kałużą, no i tak to było.

– Formacja w Centrum Misyjnym to absolutna podstawa, ale czy przygotowanie tam pozwoliło uniknąć Księdzu niespodzianek już na miejscu?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Przygotowanie w Centrum – tak, to jest taki fundament. Wiele rzeczy człowiek usłyszał jako przestrogę, ale wielu z nich nie da się uniknąć. Wiele z usłyszanych rzeczy to nowości, bo nie da się też przygotować misjonarzy na specyfikę wszystkich misyjnych krajów, ponieważ po prostu nie ma też tylu formatorów. Z Papui na przykład nie było nikogo w Centrum ani też nikogo, kto by choć otarł się o ten kraj. No i jedno to słyszeć i dowiadywać się czegoś o życiu misjonarza, a drugie to zacząć przeżywać swoją posługę misyjną – wtedy to o te wszystkie nowości człowiek się ociera: o kulturę, zwyczaje... Po prostu trzeba się z tym zetknąć i przeżyć, żeby zobaczyć, jakie to inne. Dla mnie największym problem jest ta odmienność kulturowa i mentalność ludzi. Jest ona zupełnie inna niż europejska i tu trzeba dużo cierpliwości do siebie nawzajem, żeby się zrozumieć: misjonarz swoich wiernych, a wierni – swojego misjonarza, bo dla siebie nawzajem jesteśmy z innej bajki.

– Co było, a może jest nadal dla Księdza takim największym zaskoczeniem w byciu ze swoimi parafianami? Można tak to ująć, prawda? Jakie były początki Księdza na Papui-Nowej Gwinei, jak Księdza przyjęto, jak wyglądał Wasz pierwszy kontakt?

– Największym zaskoczeniem są zawsze ludzie, którzy na samym początku wydają się być chłodni i stojący z dala, ale po jakimś czasie stają się bardzo bliscy. Stają się taką podstawą w misji. O, a te dźwięki, które pani słyszy: dzwony i wycie – to moje psy odmawiają „Anioł Pański” (uśmiech). Wracając do tematu, to pierwsze powitanie w diecezji było takie oficjalne, bez emocji. Ale drugie, to w parafii, było wzruszające, gdzie ludzie z nadzieją patrzyli na białego misjonarza i z radością go przyjmowali. To był zupełnie inny kontakt, ludzie przychodzą, witają się, nie są daleko, tak jak przed stu laty. Tylko niektóre dzieciaki mają pierwszy kontakt z białą skórą misjonarza – podchodzą, dotykają… Początki to miesiąc przygotowania językowego w jednej z parafii, a później – cóż, po dosłownie dwóch miesiącach zostałem proboszczem. Trzeba było przygotować plebanię. Na to się składało pozakładanie siatek, założenie wody, tanków, bo to wszystko nie istniało. I mój początek to był akurat 13 grudnia 2015 r. – u nas rocznica stanu wojennego... Trzeba było prowadzić przygotowania do Bożego Narodzenia, a nie miałem wtedy jeszcze samochodu. Praca była tak intensywna, zrzuciłem wtedy ze 20 kg przez czas przygotowań i czas świąteczny (uśmiech).

Reklama

– To, co Ksiądz mówi, jest bardzo poruszające i świadczy o wielkim zaufaniu Księdza do Ducha Świętego. Próbuję przekładać ogólne zdania Księdza na konkret codzienności i jestem pod ogromnym wrażeniem. Proszę mi powiedzieć, kto Księdza przygotowywał już na miejscu, czy byli tam wcześniej już jacyś Polacy?

– Tak, Polaków na Papui jest osiemdziesięciu. Biskup nas wtedy wysłał z kolegą na takie akomodacyjne przygotowanie do diecezji Madang, w góry, do Dariusza Kałuży, który teraz jest biskupem Goroka na Papui. On przez miesiąc nas cierpliwie znosił. Później – na miejscu – byłem już na nauce języka z kolegą z parafii i przyglądaliśmy się tym ludziom, ich wierze i pobożności. Zaś w tej diecezji, w której teraz pracuję, Polaków jest trzech, ale dopiero od trzech lat. Przed wielu laty nie było tu księży misjonarzy. Jest wiele powołań rodzimych. Ale tak – dla wielu młodych ludzi misjonarz jest teraz tutaj nowością. Byli tu wcześniej misjonarze z Niemiec, ale opuścili ten rejon, w związku z czym sami lokalni księża posługują w diecezji Kimbe.

– Przepraszam za ignorancję, ale skoro są powołania miejscowe, te z ludności autochtonicznej, to jaki sens ma Wasza misja? Jakie stoją przed Wami zadania, jakie cele?

– No właśnie... To jest dobre pytanie. Dzisiaj Kościół w wielu miejscach już się cieszy powołaniami rodzimymi, w wielu nie. Tutaj mamy to błogosławieństwo. Celem biskupa było, żeby nas zaprosić do pracy z tymi księżmi, żeby się wzajemnie ubogacić i pociągnąć w gorliwości – to chyba jest najlepsze stwierdzenie, żeby pani odpowiedzieć. Chyba trzeba zrozumieć, że misja, trwanie na niej – to zawsze jest droga do świętości misjonarza i miejsce jego uświęcenia poza krajem rodzimym. To nie jest tak, że my tu teraz robimy wielkie rzeczy. Raczej się uświęcamy w innym miejscu.

– Bardzo ciekawe, co Ksiądz powiedział o celowości misji. To zupełnie inna optyka. Tak, jakby to nie my – poprzez obecność Księdza tam – zanosimy Chrystusa Papuasom, ale to niejako oni – właśnie przez obecność Księdza – zanoszą nam Go tu, w Polsce. Może błędne, ale takie mam wrażenie.

– Tak chyba trzeba na to patrzeć, że to jest wymiana darów Kościołów poprzez misjonarzy i świadectwo o wierze ludzi. Tak to się już teraz odbywa – to nie jest czas, gdzie misjonarze, jak w filmie „Milczenie”, jadą i są prześladowani. Może jeszcze takie kraje jak Chiny czy Korea Północna, ale świat już jest Chrystusowy.

– Nie ukrywam, że łezka mi się w oku zakręciła po tym stwierdzeniu Księdza… Proszę mi powiedzieć, jak wygląda dzień pracy misjonarza w Papui-Nowej Gwinei, co go cieszy, a z czym się boryka?

– W tej chwili wyruszyłem do jednej z misji słuchać spowiedzi przed pierwszą Komunią św. Praca misjonarza to poranna Msza św., ja na przykład po Eucharystii oddaję się pracy fizycznej, wieczorem jest Adoracja, Różaniec z ludźmi... W poniedziałki mam zawsze wyjazd do miasta po zakupy żywności i środków odbudowy, w środy – szkolną Mszę. Misjonarz boryka się często z samotnością, ale to w zależności od rejonu. Ja teraz – z racji, że mam siostry misjonarki Matki Teresy z Kalkuty w teamie duszpasterskim, to wygląda to nieco inaczej, ale przez pierwszy rok byłem tu i pracowałem sam.

– Rozumiem. Powiedział Ksiądz wcześniej, że jego parafianie to pobożni ludzie. Czego się Ksiądz od nich nauczył przez czas swojego tam pobytu?

– Nauczyłem się tutaj zaufania do Pana Boga, bo ludzie tutaj raczej tak podchodzą do życia. Nie muszą wszystkiego robić „na dziś”, mogą to zrobić jutro. Żyją sobie zgodnie z naturą, zgodnie z wolą Pana Boga, „Anioł Pański” odmawiają, także ja też się teraz systematycznie modlę, kiedy biją dzwony (śmiech). Moje psy wyją, ludzie w szkole się zatrzymują na tę modlitwę: całkiem inna rzeczywistość niż w Polsce.

– To piękne, co Ksiądz mówi, takie jakoś inne, bez wielkich słów, nadęcia, patosu... Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy jest Ksiądz zżyty ze swoimi parafianami. Stali się dla Księdza ludźmi, za którymi by tęsknił w razie rozłąki?

– O, to jeszcze jakiś czas musiałby upłynąć (uśmiech). Najbardziej to bym tęsknił za dziećmi, które są moimi wiernymi „fanami”. Gdy przejeżdżam samochodem, to zawsze mnie z radością witają i wznoszą okrzyki: „Father!”. Na koniec takie przesłanie dla wszystkich: ludzie się zbawią bez naszego głoszenia Ewangelii, bo Pan Jezus na pewno ich zbawienia nie uzależni od naszej gorliwości, ale na pewno my się nie zbawimy, jeśli czujemy, że chcemy jechać, a odkładamy to. Innymi słowy my się nie zbawimy bez głoszenia Ewangelii. Oni bez słuchania Ewangelii się zbawią.

– Jest Ksiądz szczęśliwy na tej drodze?

– Tak. Jak dotąd jestem szczęśliwy, choć czasem zmęczony.

2017-10-25 12:07

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Natuzza Evolo - matka milionów

Niedziela Ogólnopolska 21/2013, str. 4-5

[ TEMATY ]

wywiad

ludzie

mistycy

Włodzimierz Rędzioch

Dzisiaj matki mają jedno, dwoje albo najwyżej kilkoro dzieci. Ale są kobiety, których macierzyństwo ma charakter duchowy i mają niezliczoną liczbę dzieci i córek. Natuzza Evolo - zmarła 1 listopada 2009 r. kalabryjska mistyczka - dla milionów ludzi na całym świecie była i pozostała „mamma Natuzza” - matką Natuzzą. Była matką dla wielu, bo była osobą obdarzoną nadzwyczajnymi darami: w czasie Wielkiego Postu miała stygmaty, szczególnie wyraźne i bolesne w Wielki Piątek, kiedy to przez dwie godziny przeżywała Mękę Pańską; miała nadprzyrodzone wizje, rozmawiała z Jezusem i Matką Bożą; porozumiewała się z Aniołami Stróżami oraz przebywającymi w raju lub czyśćcu duszami zmarłych; miała dar bilokacji; miała zdolności tzw. oświecenia diagnostycznego (tzn. precyzyjnego przewidywania diagnozy lekarskiej, rezultatu mającej się odbyć operacji czy wskazania stosownego lekarstwa). W ciągu kilkudziesięciu lat Natuzza przyjęła ponad milion ludzi, którzy przyjeżdżali do jej skromnego domu, by prosić mistyczkę o modlitwę w ich osobistych intencjach oraz o radę, ale przede wszystkim, by dowiedzieć się o losach swych zmarłych. W odróżnieniu od mistyczek z dawnych wieków Natuzza nie była zakonnicą ani zamkniętą w klasztorze mniszką - była żoną (w 1944 r. poślubiła Pasquale Nicolace) i troskliwą matką pięciorga dzieci.
Przy grobie Natuzzy spotkałem się z jej najmłodszym synem, który nosi imię bardzo czczonego w Kalabrii świętego - Franciszka z Paoli. Francesco Nicolace jest lekarzem i mieszka z rodziną w Catanzaro, 85 km od rodzinnej miejscowości Paravati, ale regularnie przyjeżdża na grób swej nadzwyczajnej mamy.
(W. R.)

CZYTAJ DALEJ

Prezydent: aborcja to temat zastępczy, świetny na kampanię

2024-04-19 08:54

[ TEMATY ]

aborcja

Andrzej Duda

PAP/Radek Pietruszka

Tematy, które bazują na społecznych emocjach, są tematami bardzo wygodnymi, zastępczymi, świetnymi na kampanię - powiedział prezydent Andrzej Duda, pytany w wywiadzie dla TV Republika o projekty liberalizujące przepisy aborcyjne.

"Tematy, które bazują na społecznych emocjach są tematami bardzo wygodnymi, zastępczymi, świetnymi na kampanię. Zostały wyjęte jak przysłowiowy +króliczek z kapelusza+, po to, by się nimi posługiwać" - powiedział prezydent RP Andrzej Duda w czwartkowym wywiadzie, udzielonym TV Republika w Nowym Jorku.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Halík na zgromadzeniu COMECE: Putin realizuje strategię Hitlera

2024-04-19 17:11

[ TEMATY ]

Putin

COMECE

Ks. Halík

wikipedia/autor nieznany na licencji Creative Commons

Ks. Tomas Halík

Ks. Tomas Halík

Prezydent Rosji Władimir Putin realizuje strategię Hitlera, a zachodnie iluzje, że dotrzyma umów, pójdzie na kompromisy i może być uważany za partnera w negocjacjach dyplomatycznych, są równie niebezpieczne jak naiwność Zachodu u progu II wojny światowej - powiedział na kończącym się dziś w Łomży wiosennym zgromadzeniu plenarnym Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) ks. prof. Tomáš Halík. Wskazał, że „miłość nieprzyjaciół w przypadku agresora - jak czytamy w encyklice «Fratelli tutti» - oznacza uniemożliwienie mu czynienia zła, czyli wytrącenie mu broni z ręki, powstrzymanie go. Obawiam się, że jest to jedyna realistyczna droga do pokoju na Ukrainie”, stwierdził przewodniczący Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej.

W swoim wystąpieniu ks. Halík zauważył, że na europejskim kontynentalnym zgromadzeniu synodalnym w Pradze w lutym 2023 roku stało się oczywiste, że Kościoły w niektórych krajach postkomunistycznych nie przyjęły jeszcze wystarczająco Vaticanum II. Wyjaśnił, że gdy odbywał się Sobór Watykański II, katolicy w tych krajach z powodu ideologicznej cenzury nie mieli lub mieli minimalny dostęp do literatury teologicznej, która uformowała intelektualne zaplecze soboru. A bez znajomości tego intelektualnego kontekstu niemożliwe było zrozumienie właściwego znaczenia soboru. Dlatego posoborowa odnowa Kościoła w tych krajach była przeważnie bardzo powierzchowna, ograniczając się praktycznie do liturgii, podczas gdy dalszych zmian wymagała mentalność.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję