Reklama

Niedziela Kielecka

Wśród swoich

Niedziela kielecka 11/2019, str. IV

[ TEMATY ]

Kazachstan

repatriacja

TER

Helena i Aleksander Bagińscy – nowi mieszkańcy Krasocina

Helena i Aleksander Bagińscy – nowi mieszkańcy Krasocina

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Za granicami Polski mieszka około piętnastu milionów Polaków. Tysiące z nich wyjechało wiele lat temu „za chlebem”, szukając w innych krajach swojego miejsca na ziemi. Tak było i tak jest również dzisiaj. Wielu Polaków, marząc o lepszym bycie, wyjeżdża za granicę. Jednak za granicami Polski mieszkają tysiące Polaków oraz ich potomków, którzy nigdy z Polski nie wyjeżdżali, i nigdy nie zamierzali z niej wyjeżdżać. Ich życie zmieniło się w ciągu jednego dnia po tym, jak ustalone zostały w XX wieku nowe granice Polski. Po wojnie z Sowiecką Rosją setki tysięcy naszych rodaków zostało za wschodnią granicą. Wśród nich była rodzina Bagińskich.

Państwo Bagińscy

Pani Helena jest spokojna i mało mówi, za to jej mąż Aleksander opowiada, nic a nic się nie krępując, jakby wywiadów udzielał przez całe życie. Widać, że chciałby już płynnie mówić po polsku, trochę go to deprymuje, kiedy brakuje mu słów, patrzy wtedy na swoją żonę i czeka, że ona mu pomoże. – Helena wszystko rozumie, ale jakoś nie chce mówić – śmieje się i od razu dodaje – jak troszkę pomieszkamy tutaj i pójdziemy do pracy, to szybko się nauczymy mówić po polsku – obiecuje. Pan wójt Ireneusz Gliściński jest skarbnicą wiedzy o nowych mieszkańcach Krasocina. Długo opowiada o historii rodziny Bagińskich, co jakiś czas pytając Aleksandra, czy dobrze mówi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Dobrze, dobrze, tak było – przytakuje Aleksander, dodając od siebie kilka zdań. Helena i Aleksander powinni już przywyknąć do wywiadów, w końcu tylu redaktorów z nimi rozmawiało, ale nie, widać, że ta „sława” jest im niepotrzebna i nie cieszy ich kolejna rozmowa. Cieszy ich, że znaleźli dom, życzliwych ludzi i że są wśrod swoich, że w końcu są u siebie, o czym ich rodzice nie mogli nawet marzyć.

Z Żytomierza w stepy Kazachstanu

Żytomierz został założony około 884 r. Należał do największych miast Rusi Kijowskiej. Około 1225 r. św. Jacek Odrowąż założył tam klasztor dominikanów a w 1444 r., kiedy król Władysław Warneńczyk zginął pod Warną, jego brat król Kazimierz Jagiellończyk nadał Żytomierzowi prawa miejskie. W późniejszych latach miasto weszło w skład Korony Królestwa Polskiego, było siedzibą starostwa grodowego, sejmików i sądów szlacheckich. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i zakończonej wojnie z Rosją Sowiecką, w 1921 r. na mocy pokoju ryskiego, Żytomierz pozostał za wschodnią granicą II Rzeczypospolitej. W Żytomierzu oraz jego okolicy mieszkało około miliona Polaków, dlatego też, sto km od miasta powstał polski rejon narodowościowy – Marchlewszczyzna. Długo Polacy nie nacieszyli się spokojem. Wiosną i na jesieni 1936 r. Sowieci przeprowadzili operację „oczyszczania” pasa przygranicznego z Polską z „polsko-niemieckiego elementu nacjonalistycznego”. Około 70 tys. naszych rodaków wepchnięto do bydlęcych wagonów i wywieziono na wschód, wśród nich była rodzina Bagińskich. Tak naprawdę Bagińsy mieli szczęście, bo rok później sowieci przeprowadzili tak zwaną „operację polską”, która miała wszelkie cechy ludobójstwa: mordowano mężczyzn – głowy rodzin, ich żony wywożono do łagrów, przymusowo przesiedlano dzieci do wyznaczonych domów dziecka, rozdzielano rodzeństwa i krewnych. Trafili na ludzkich oprawców z NKWD, oni ich tylko wywieźli, a przecież mogli zabić.

Reklama

W ziemi kopali jamy

Nie wszyscy dotarli do Kazachstanu. Kto był słaby, nie przetrwał kilkutygodniowej gehenny. Ciała starców i dzieci układano wzdłuż torów kolejowych, nie było czasu na pochówek. Kiedy pociąg w końcu dojechał do jakiegoś miasta i kazano wszystkim wychodzić, myśleli, że to koniec ich tułaczki. Niestety, nie zamieszkali w mieście, sowieci wywieźli ich w step. Tam kilkadziesiąt kilometrów od ludzkich skupisk kazano Polakom kopać sobie ziemianki. Początki były straszne. Ludzie kopali doły, przykrywali je gałęziami, darnią, i gnieździli się w nich po kilka rodzin. Nie wiedzieli, że zimy w Kazachstanie są takie mroźne i takie długie. Śmierć zbierała obfite żniwo. Ciągle głodowali. Z czasem dzięki Kazachom, którzy również klepali biedę, nauczyli się jak przeżyć w stepie, uprawiając jałową ziemię. Iwan Bagiński miał 38 lat, jego żona Petronela była o rok młodsza, mieli czwórkę dzieci: Józefa, Zosię, Adama i Antoniego, który w chwili deportacji miał 8 lat. Cudem przeżyli ten straszny czas, aby wraz z innymi Polakami tworzyć zręby małych wiosek.

Reklama

Ze stepów do Szczecina

Kiedy Niemcy napadli na ZSRR i żołnierze sowieccy cofali się na całym froncie, Stalin potrzebował żołnierzy. Stosunek do Polaków uległ poprawie, ponieważ potrzebni byli, by walczyć na froncie. Najstarszy syn Bagińskich Józef, mając 20 lat, zgłosił się do Wojska Polskiego i wraz z Armią Berlinga dotarł do Berlina. Nie wrócił do Kazachstanu, zamieszkał w Szczecinie. Po wojnie rozpoczął starania, by ściągnąć rodzinę z Kazachstanu do Polski. Niestety w 1958 r. uległ śmiertelnemu wypadkowi, co przekreśliło jego plany. Józef żonaty z Marią miał troje dzieci: Józefa, Halinę i Leszka. Śmierć Józefa przerwała wszelkie kontakty z rodziną w Kazachstanie, nigdy się nie widzieli i nie wiedzą o dalszych ich losach.

Drugi syn Adam ożenił się z Rosjanką. Zosia wyszła za mąż za Aleksandra Jasińskiego. Ich syn Włodzimierz Jasiński z żoną mieszkają w Wrocławiu.

A może do Polski?

Ojciec Aleksandra Antoni w latach 50. ubiegłego wieku wyjechał do miasteczka Aktas położonego nieopodal Karagandy. Pracę znalazł w kopalni. W Atkasie poznał i poślubił Elżbietę. Ich jedyny syn Aleksander urodził się w 1962 r. Po zakończeniu szkoły i odbyciu służby wojskowej pracował na trawlerze. Pływał po Morzu Barentsa i Morzu Białym. Po kilkunastu latach wrócił do Aktas, by idąc w ślady ojca pracować w kopalni jako spawacz. W 1991 r. ożenił się z Heleną, a rok później urodziła się ich jedyna córka Ira. Ira obecnie mieszka w Aktas wraz z mężem i dwiema córkami. Ojciec Aleksandra zmarł w 1994 r., a mama w 2001. Być może wtedy narodziła się myśl, żeby wrócić do kraju przodków. Aleksander rozpoczął starania o wyjazd do Polski. Na szczęście w archiwum zachowały się dokumenty potwierdzające jego polskie pochodzenie. Wielu potomków Polaków ma problemy z udowodnieniem swojego pochodzenia. W czasach stalinowskich za samo podejrzenie, że jest się Polakiem, oraz za mówienie w ojczystym języku szło się do łagrów. Dlatego też bardzo często Polacy niszczyli wszelkie dokumenty, aby nie stać się ofiarami represji.

Reklama

Dzień urodzin wójta i polskie obywatelstwo dla Bagińskich

– Kiedyś oglądałem amatorski film o panu Młyńczaku z Krasocina, który został wywieziony do obwodu mołdawskiego. To był wzruszający obraz. Pomyślałem, że potomków tych Polaków, którzy tyle wycierpieli, trzeba by ściągnąć do ojczyzny. Tak też zrobiłem – mówi wójt Gliściński. Zaczął zapoznawać się z procedurami oraz szukaniem rodziny, która by chciała zamieszkać w Krasocinie. Szło opornie, ale nie poddawał się, w końcu wszystko się udało. – Dla rodziny z Kazachstanu mieliśmy przygotowany gminny lokal. Ostatnio procedury zmieniły się i rząd dofinansowuje remont mieszkań, lub domów dla Polaków ze Wschodu kwotą przeszło 100 tys. zł – mówi. Polacy otrzymują także zapomogę pieniężną – na start a także państwo płaci przez rok pensję pracodawcy, który ich zatrudni. – 19 stycznia to dzień urodzin wójta – mówi Aleksander i właśnie w tym dniu przyleciałem z żoną do Polski, „urodziliśmy” się na nowo, otrzymując polskie obywatelstwo. – Wiedzieliśmy, gdzie jedziemy, oglądaliśmy Krasocin w internecie, nie chcieliśmy mieszkać w mieście, wolimy wieś, spokój, tu jest tak ładnie tyle drzew, w Kazachstanie tylko step – mówi. Bardzo by chcieli do Polski ściągnąć córkę z mężem i dwiema wnuczkami, może im się uda? Krasocin im się podoba. – Wójt nas bierze do samochodu i obwozi po okolicy, bardzo ładne tereny, bardzo ładne – mówi Aleksander, a Helena tylko kiwa głową potwierdzając jego słowa.

Reklama

Pomóżmy wrócić rodakom

– Obowiązkiem nas wszystkich jest pomoc potomkom Polaków w Kazachstanie. Przedstawiciele samorządów powinni stanąć na wysokości zadania i znaleźć u siebie miejsce, dla jednej, czy dwóch rodzin. Na powrót do Polski czeka przeszło 30 tys. osób w Kazachstanie – mówi wójt Gliściński.

– To naprawdę niewiele kosztuje, nasz obecny rząd pomaga finansowo, wystarczy zadeklarować, że ma się jakieś mieszkanie, czy dom, a dzięki rządowym funduszom możemy je wyremontować i urządzić. Naprawdę trzeba tylko trochę dobrej woli – dodaje. Gdy państwo Bagińscy się trochę zaklimatyzują, być może gmina ściągnie kolejnych Polaków do siebie.

Jak czytamy w dokumencie o deportacjach Polaków przygotowanym przez Biuro Analiz i Dokumentacji Kancelarii Senatu: z 2016 r. „Większość potomków przesiedlonych Niemców powróciła do swej historycznej ojczyzny na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. Natomiast potomkowie wysiedlonych Polaków, pomimo licznych deklaracji płynących przez ostatnie ćwierćwiecze z Polski, nigdy realnie takiej szansy nie mieli”. Czy jesteśmy w stanie to zmienić? Władze Krasocina pokazały, że można.

2019-03-13 10:57

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Parafia diecezji kieleckiej w Kokczetawie szykuje się do zimy

A zima przychodzi tam wcześnie; przymrozki zwarzyły rośliny już we wrześniu, śniegi trzymają do maja... Aż tam, w dalekim i egzotycznym Kazachstanie, diecezja kielecka dla potomków dawnych powstańców syberyjskich powołała parafię, którą prowadzi kapłan diecezji kieleckiej ks. Wojciech Skorupa. Podczas urlopu w Polsce szuka sprzymierzeńców dla dzieł tej oddalonej o 4 tys. km, a jednak związanej z Kielecczyzną wspólnoty, szuka dobrych ludzi, pomysłów i sponsorów, które przysłużą się parafii św. Antoniego w Kokczetawie.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Nieprzechodni puchar

2024-04-29 23:36

Kacper Jeż/ LSO DT

    W Brzesku odbyły się XVII Mistrzostwa Liturgicznej Służby Ołtarza Diecezji Tarnowskiej w Piłce Nożnej Halowej.

    W rozgrywkach wzięło udział 46 drużyn z całej diecezji. Łącznie na trzech brzeskich halach zagrało ponad 300 ministrantów i lektorów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję