Kronikarze nie są zgodni co do liczb. Jedni twierdzą, że mężczyzn było niemal 200, inni że 141, bo tyle w sumie królewskich ośrodków miejskich było reprezentowanych w stolicy. Wszyscy natomiast zgadzają się, że każdy uczestnik wydarzenia – jakie rozegrało się 230 lat temu – od stóp do głów ubrany był na czarno. I to właśnie kolor stroju sprawił, że w historycznych kalendarzach pod datą 2 grudnia 1789 r. widnieje informacja o „czarnej procesji” w Warszawie.
Rozpoczęła się ona na Rynku Starego Miasta, gdzie swoją siedzibę miał wówczas ratusz. Wcześniej jednak w kamienicy magistratu przez kilka dni obradowali reprezentanci królewskich miast. To ważne rozróżnienie, ponieważ w I Rzeczypospolitej były jeszcze miasta prywatne, jak np. Sejny czy Zamość – tam mieszkańców obowiązywały prawa ustanawiane przez właścicieli miast.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Głównym celem spotkania w Warszawie było napisanie memoriału o przywróceniu i poszerzeniu praw publicznych mieszczanom. Kiedy treść postulatów została ustalona a dokument zredagowany, delegaci wsiedli do czekających na nich karet. Ten jedyny w swoim rodzaju „kondukt” ubranych na czarno mieszczan skierował się do Zamku Królewskiego, gdzie delegację przyjął król Stanisław August Poniatowski.
Reklama
– Czarnym ubiorem chciano pokazać, że miasta umierają. Na ich trudną sytuację złożyło się szereg przyczyn, m.in.: zniszczenia wojenne, epidemie i niekorzystne dla mieszczan ustawodawstwo. Wszystko to razem spowodowało, że miasta od wielu lat traciły znaczenie polityczne i ekonomiczne – mówi „Niedzieli” prof. Wiesław Wysocki, historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Zaciskanie pasa mieszczanom
Kiedy w zachodniej Europie miasta przeżywały dynamiczny rozwój nad Wisłą następował proces odwrotny. Rosnąca pozycja miast w czasach Złotego Wieku nie podobała się szlachcie, a to ona była wówczas jedynym stanem uchwalającym prawo. Wpływu na kształt prawa nie mieli ani mieszczanie, ani chłopi.
Już w 1496 r. zakazano mieszczanom sprawowania ważnych urzędów kościelnych. Zabroniono im również nabywania i posiadania dóbr ziemskich. Miasta odcięto też od napływu nowych mieszkańców. Skutek był taki, że o ile liczba miast w XVI wieku wzrosła o 25 proc., to w połowie wieku XVII już tylko o 8 proc.
Nieprzychylny stosunek szlachty do mieszczan skutkował kolejnymi ograniczeniami. W 1565 r. zakazano kupcom polskim wywożenia towarów krajowych za granicę, dając ten przywilej obcym handlarzom.
Jednak największe znaczenie dla zahamowania rozwoju miast nad Wisłą miała nieobecności mieszczan w życiu politycznym. Na początku XVI wieku miasta nie miały swoich reprezentantów w sejmie. Jedynie pięć ośrodków mogło wysyłać posłów na sejm z prawem głosu, lecz był on ograniczony tylko do spraw miast. W sejmach elekcyjnych i koronacyjnych brali udział przedstawiciele ośmiu miast, w tym Warszawy. Przywilej ten został uchylony w połowie XVII wieku, skutkiem czego Warszawa straciła przedstawicieli na sejmach elekcyjnych.
Reklama
„Feudalizacja miast wielkich i agraryzacja miast małych i średnich – oto charakterystyczne cechy urbanizacji Rzeczypospolitej w XVI-XVIII wieku” – ocenili profesorowie Maria Bogucka i Henryk Samsonowicz, autorzy książki „Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej”.
Trzy wieki temu nie wszyscy byli równi wobec prawa. I nie chodzi tylko o różnice między stanami, ale i wewnątrz nich. Jak więc wyglądała pozycja prawna XVIII-wiecznych mieszczan na poziomie samych miast? – Musimy pamiętać, że mamy co najmniej trzy rodzaje mieszkańców miast. Obywatel miasta w XVIII wieku to był tytuł stosunkowo rzadki w Warszawie i Lwowie. Drugą kategorią byli mieszkańcy, którzy przebywali w mieście, ale nie cieszyli się pełnią praw, zwłaszcza tych politycznych, które upoważniałyby ich do uczestnictwa np. w wyborach władz miejskich. Trzecią grupą byli ci, którzy w tych miastach przebywali na różnych prawach i na różnym tytule (np. Żydzi czy cudzoziemcy – przyp. at) – powiedział prof. Wojciech Kriegseisen, dyrektor Instytutu Historii PAN podczas spotkania z cyklu „Czy mogła się uratować? Rzeczpospolita w XVIII wieku”, jakie zorganizowano w Łazienkach Królewskich.
Kuźnica kołłątajowska
Od początku panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego (1764 r.) zaczęto dużo mówić o poprawie kondycji miast. Miało to się dokonać przez reformę prawa oraz ściągnięcie do polskich miast rzemieślników i kupców z Zachodu.
Reklama
Jednym z największych zwolenników takich zmian był Hugo Kołłątaj. W encyklopedii przy jego nazwisku możemy przeczytać, że był politykiem, publicystą, pisarzem, katolickim prezbiterem, satyrykiem, poetą, geografem i historykiem. Sporo określeń jak na jednego człowieka, ale w tym konkretnym wypadku żadne z nich nie jest przesadą. Kołłątaj był bowiem jednostką wybitną. Wystarczy przypomnieć, że jego dzieło „Rozbiór krytyczny zasada historii o początkach roku ludzkiego” wyprzedziło prace Charlesa Lyella uznawanego za pioniera nowoczesnej geologii. A rozważania o wpływie środowiska na społeczeństwo stały się podstawą pod system antropogeografii.
Kiedy w 1779 r. Kołłątaj przeniósł się do Warszawy miał już za sobą reformę Akademii Krakowskiej. Przeprowadził ją w taki sposób, że dostęp do nauki uzyskali studenci pochodzący ze stanu mieszczańskiego.
W stolicy kapłan i polityk skupił wokół siebie grono publicystów – przeciwnicy nazywali ich „Kuźnicą Kołłątajowską” – którzy krytykowali przestarzały system polityczno-społeczny państwa. – W swoich poglądach Kołłątaj uchodził za radykała – mówi prof. Wysocki.
Kiedy w październiku 1788 r. zaczął obradować Sejm Czteroletni Kołłątaj był jednym z najaktywniejszych działaczy stronnictwa patriotycznego. Postulował m.in.: dziedziczność tronu, zniesienie liberum veto oraz wolność dla chłopstwa, które w owym czasie stanowiło niemal 80 proc. ogółu społeczeństwa. W jego politycznej agendzie znalazło się także szereg postulatów poprawiających prawną pozycję mieszkańców miast.
Self-made man z Wielkopolski
Reklama
Kołłątaj razem ze stronnictwem patriotycznym działali w sejmie. Z zewnątrz wspierał ich prezydent Starej Warszawy Jan Dekert. To właśnie on stał na czele „czarnej procesji”, a wcześniej organizował zjazdy delegatów w celu wypracowania wspólnej linii postępowania wobec zasiadającej w sejmie szlachty. „Zjazdy te (...) tworzyły na Ratuszu staromiejskim odpowiednik sejmu mieszczańskiego, obradującego obok sejmu szlacheckiego na Zamku” – ocenił historyk i varsavianista prof. Andrzej Zahorski, autor m.in. „Warszawy za Sasów i Stanisława Augusta”.
Dzisiaj o takich ludziach jak Jan Dekert mówi się z angielska self-made man, czyli osoba wszystko zawdzięczająca sobie, swoim zdolnościom i własnej pracowitości.
Przyszyły prezydent Warszawy urodził się w 1738 r. w ubogiej rodzinie w Bledzewie nad Odrą. Kiedy do Warszawy przyjechał za pracą, miał niecałe 20 lat. Zatrudnił się jako pomocnik u sukiennika Kazimierza Martynkowskiego. Pracował tam wiele lat. Z córką sukiennika wziął ślub. Żona Róża przedwcześnie umarła. Dekert otworzył własny sklep, potem zawiązał kompanię manufaktur wełnianych. A w kolejnych latach wydzierżawił monopol tabaczny i teatr warszawski.
Równolegle z działalnością biznesową Dekert udzielał się na niwie społeczno-politycznej miasta. Od 1769 r. był warszawskim ławnikiem. Brał udział w pracach magistratu, na sejmikach domagał się szerszych uprawnień dla mieszczan. 17 lutego 1789 r. został wybrany prezydentem Warszawy. A niecałe 10 miesięcy później wkroczył do Zamku Królewskiego, jako lider ruchu miejskiego i wręczył królowi Poniatowskiemu memoriał z postulatami praw dla mieszczan.
Sukces czy porażka?
Autorzy dokumentu domagali się m.in.: nietykalności cielesnej, prawa do nabywania dóbr ziemskich i obejmowania urzędów, stopni wojskowych i godności duchownych. A także tego, aby reprezentacje miast były dopuszczane na posiedzenia sejmu.
Reklama
– Stanisław August życzliwie przyjął reprezentację mieszczan. Należał bowiem do grona tych, którzy uważali, że rozszerzenie praw miejskich wpłynie na rozwój miast. A w konsekwencji także na rozwój i wzmocnienie państwa – mówi prof. Wysocki.
Sejm Czteroletni jeszcze w grudniu 1789 r. powołał Deputację do Miast Naszych Królewskich, której zadaniem było przygotowanie prawa o miastach. Cztery miesiące później projekt był gotowy, ale po burzliwej dyskusji został odrzucony. W kwietniu własny projekt o miastach przedstawił poseł Jan Suchorzewski. I to jego założenia stały się podstawą do uchwalonego prawa o miastach.
Współcześni specjaliści od historii XVIII wieku toczą polemiki na temat znaczenia przyjętego prawa. Dla jednych było ono ważnym krokiem w reformie państwa. Zdaniem oponentów zapisy ustawy były niewielkim ustępstwem ze strony szlachty, które nie odpowiadało ówczesnym ambicjom mieszczan. Obie strony sporu zgadzają się, że prawo o miastach nie wpłynęło na pozycję mieszczan tak jak mogło, gdyż wkrótce zaborcy podzieli między siebie Rzeczpospolitą.
Jednak dla posłów Sejmu Czteroletniego prawo o miastach miało duże znaczenie. Świadczy o tym fakt, że ostatecznie jego zapisy zostały włączone w treść Konstytucji 3 maja.
Po jej uchwaleniu Hugo Kołłątaj triumfował. Na krótko został nawet podkanclerzem koronnym. Potem uczestniczył w insurekcji kościuszkowskiej, za co trafił do więzienia w Ołomuńcu. To tam napisał wspomniany „Rozbiór krytyczny zasada historii...”. Po zwolnieniu z więzienia współtworzył na Wołyniu słynne Liceum Krzemienieckie. Za podejrzenie kontaktów z Napoleonem znowu trafił do więzienia. Umarł w Księstwie Warszawskim w 1812 r.
Co o przyjętym przez Sejm Wielki prawie o miastach sądził prezydent Warszawy, nie wiemy. Dekert umarł w 1790 r. W dowód uznania dla jego dokonań prezydenckich północną pierzeję Rynku Starego Miasta nazwano Stroną Dekerta. Dzisiaj mieści się tam m.in. Muzeum Warszawy.