MARIA FORTUNA-SUDOR: – Księże Prałacie, proszę powiedzieć, skąd pochodzi Kapłan, który staje przed rozkrzyczaną grupą antyklerykalną i stara się nawiązać z nią dialog?
KS. ANDRZEJ FRYŹLEWICZ: – Pochodzę z Nowego Targu, z rodziny, w której był dziadek legionista, odznaczony przez Józefa Piłsudskiego Krzyżem Walecznych, a brat babci Józef, student Politechniki Lwowskiej, ochotniczo stanął do walki z najeźdźcą. Gdy zmarł pod ciężarem CEKAEM-u, którego nie chciał zostawić Rosjanom w czasie wojny w 1920 r., jego pogrzeb (18 grudnia 1920 r.) stał się w Nowym Targu wielką, patriotyczną manifestacją. Mam siostrę, która jest farmaceutką i dwóch braci. Jeden jest proboszczem, a drugi przez prawie 20 lat był burmistrzem Nowego Targu. Teraz jest radnym. Od lat odkrywa i spisuje lokalne, niezwykle ciekawe, historie.
– Przez wiele lat był Ksiądz sekretarzem kard. Franciszka Macharskiego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Po święceniach kapłańskich w 1979 r. byłem na parafii w podkrakowskich Liszkach, skąd po trzech latach dostałem skierowanie, podpisane przez kard. Franciszka Macharskiego, na studia w dziedzinie teologii pastoralnej. Miałem mieszkać przy kościele św. Marka, ale tam nie było wolnego mieszkania, więc kard. Macharski zdecydował, że mam się przenieść na Franciszkańską. Potem zaproponował mi, abym mu pomógł w pracy w kurii. Odpowiedziałem, że nic nie umiem, ale jak trzeba, to pomogę. I tak od 1982 r. towarzyszyłem ówczesnemu metropolicie krakowskiemu aż do jego śmierci.
– To zapewne było wiele okazji do spotkań z polskim Papieżem?
– Było ich trochę, ale już kard. Karol Wojtyła miał wpływ na moje życie. Gdy, pomimo kiepskiego zdrowia, starałem się o przyjęcie do krakowskiego seminarium, jego rektor, ks. Franciszek Macharski powiedział, że zapyta o radę ks. kard. Wojtyłę, a ten wyraził zgodę na moje studiowanie. Potem usłyszałem od kard. Wojtyły, że mnie wyświęci nawet dla jednej Mszy. Powołał się na przykłady ks. kard. Stefana Wyszyńskiego czy o. Maksymiliana Kolbe. Na pamiątkę tamtej rozmowy, zaraz po święceniach kapłańskich, zacząłem zapisywać wszystkie odprawione Msze św.
– Zdradzi Ksiądz, ile ich było?
– Ano trochę, lecz pisać o tym nie trzeba (uśmiech). Ale z takim błogosławieństwem szedłem przez kapłańskie życie. Nasz rocznik diakonat otrzymał z rąk przyszłego papieża, a sakramentu kapłaństwa udzielał nam metropolita krakowski abp Franciszek Macharski.
– Czy Jan Paweł II wiedział, że jest Ksiądz tym, który miał odprawić choćby jedną Mszę?
Reklama
– O tak. I tutaj, i na Watykanie, kiedy tam jeździłem z kard. Macharskim. Ojciec Święty pamięć miał doskonałą, więc wiedział i pamiętał. I potem, gdy to moje zdrowie szwankowało, niejednokrotnie modlił się za mnie, a kartka z moim nazwiskiem nieraz znalazła się wśród papieskich intencji. Można powiedzieć, że tymi modlitwami kilka razy Jan Paweł II wyciągał mnie z objęć śmierci...
– O co Ojciec Święty pytał gości z Krakowa w czasie spotkań watykańskich?
– W tych spotkaniach z kard. Macharskim zawsze uczestniczył kard. Deskur. Często też był mecenas Władysław Macharski, brat krakowskiego metropolity, zawsze papiescy sekretarze – ks. Stanisław Dziwisz i ks. Mieczysław Mokrzycki. Ojciec Święty niezmiennie pytał: „A co tam w Krakowie?”. I dopytywał o szczegóły, bo był zawsze dokładnie poinformowany o tym, co się u nas dzieje. Jak słuchałem tych rozmów, to myślałem, że Jan Paweł II, mimo że był w Watykanie, to nie tylko myślą, ale i jakoś mocniej, jakoś głębiej był tutaj w Krakowie, na tym miejscu.
– W jednym z takich miejsc znaleźli się ostatnio protestujący, do których wyszedł Ksiądz z różańcem.
– Nie wyszedłem, tylko się przy nich zatrzymałem, bo akurat wracałem z Mszy św. i nabożeństwa różańcowego, a poza tym, to nie było moje pierwsze spotkanie z protestującymi…
– A kiedy było pierwsze?
Reklama
– W marcu 2018 r. Wracałem z kościoła Ecce Homo, z odpustu u sióstr albertynek. Przed kurią zobaczyłem, że drzwi są zablokowane przez demonstrantów. A ponieważ to było tydzień przed Wielkanocą, to pomyślałem, że złożę tym ludziom życzenia świąteczne. Chciałem je skierować do tych osób, a za ich pośrednictwem do ich rodziców, a może i dziadków. Właśnie spod Okna Papieskiego. Poprosiłem o mikrofon, ale mi go nie dali. Więc wziąłem do ręki różaniec i modliłem się głośno. I wtedy ktoś z protestujących rzucił we mnie słoikiem z dżemem. Trafił w mój wózek tak, że słoik się rozbił i rozprysnął na kawałki, zasypując mnie odłamkami szkła i brudząc dżemem. Zrobiła się cisza... Wie pani, gdy słyszę dyskusje o tych pokojowych marszach, to sobie przypominam to wydarzenie. A potem było kolejne spotkanie…
– W tym samym miejscu?
– Znów wracałem z kościoła, a oni tu stali. Mieli tęczowe flagi albo takie poobrywane kartony z napisem LGBT+. Nawiązałem z nimi dialog, podpytywałem, co znaczy ten skrót. Byli zdumieni, że nie wiem, zaczęli mi nawet tłumaczyć... I gdy mi to już wytłumaczyli, gdy pokrzyczeli, to zaproponowałem im, abyśmy wspólnie zaśpiewali pieśń „Królowej Anielskiej śpiewajmy...”, bo akurat jest święto Porcjunkuli. Gdy zacząłem śpiewać, nikt się nie odezwał, ale przy drugiej zwrotce już ich nie było (uśmiech).
– A jak doszło do spotkania z demonstrantami w 41. rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża?
Reklama
– Wracałem do siebie koło godz. 18. I to, co zobaczyłem przy Franciszkańskiej 3, mocno mną wstrząsnęło. Pomyślałem; w taki dzień, tutaj, przed tym Oknem Papieskim, z którego trzech kolejnych zastępców Chrystusa na ziemi przemawiało do zebranych tłumów, stoją osoby, które bluźnią przeciwko Bogu, przeciwko Ojcu Świętemu, przeciwko metropolicie krakowskiemu. A na dodatek chcą do szkoły wepchnąć to nauczanie seksualne... Podszedłem do nich, chciałem coś powiedzieć, ale nie dali mi mikrofonu, więc wziąłem do ręki mój kochany różaniec, podniosłem go do góry i się na nim głośno modliłem. Czasem coś słyszałem, czasem coś komuś powiedziałem, zwłaszcza jak się odnosił z pogardą do różańca. I tak wytrwałem do chwili, kiedy się zaczęły jakieś przedziwne tańce. Jeden z uczestników jakby specjalnie przede mną się „prezentował”. W pewnej chwili go zapytałem, czy nie potrzebuje pomocy, czy aby nie zażył za dużej dawki narkotyków, ale nie usłyszał. Nie było łatwo do nich mówić, bo oni tańczyli w rytm głośnej muzyki. A ja modląc się na różańcu, myślałem nad tym, co się dzieje. Przypomniałem sobie, jak trzy lata temu z tego okna przemawiał do rozentuzjazmowanych młodych z całego świata papież Franciszek. Pomyślałem, że może i ci ludzie wtedy byli na spotkaniu z Ojcem Świętym… Więc się nad nimi duchowo użalałem i obejmowałem ich modlitwą.
– Skąd w tych ludziach takie postawy?
– Ogromne muszą być siły zewnętrzne, które to inspirują, które nakręcają tych biednych, zmanipulowanych ludzi do takiej aktywności, do takich zachowań. Tak sobie nieraz myślę o tym Sorosie, który po tym, jak go usunęli z Budapesztu, przeniósł się do Berlina. Niestety, jeszcze bliżej ma do Polski.
– Jak, zdaniem Księdza, można im pomóc?
– Modlić się. Wczoraj sobie pomyślałem, że trzeba za nich ofiarować Drogę Krzyżową, bo przecież w jakimś sensie to są moje dzieci, wnuki, moja młodzież. Poza tym, trzeba mówić prawdę. Podczas ostatniego pobytu w Krakowie kard. Grocholewski przypomniał słowa Benedykta XVI, że głoszenie prawdy jest cechą świętości...
– Ale nie każdy z nas ma tyle odwagi, żeby się zachować jak Ksiądz.
– Przecież ja nie zrobiłem niczego nadzwyczajnego. Postąpiłem po chrześcijańsku, bo tak trzeba. Wie pani, wciąż słyszę uznanie dla mojej odwagi. A ja nigdy o tym tak nie myślałem, więc teraz sięgnąłem do Katechizmu Kościoła Katolickiego, żeby sprawdzić, co to jest ta odwaga, a tam w katalogu nie ma takiego słowa, tylko męstwo i odsyłacz do odwagi (śmiech) i cytat: „Pan moją mocą i pieśnią...” z Psalmu 113.