Leszek do dziś nie może pogodzić się z odejściem ukochanej żony Lidii. Codziennie rano jest na Mszy św. w parafialnym kościele, do którego przez tyle lat to bezdzietne małżeństwo przychodziło, by umacniać się w swoim prywatnym i zawodowym życiu. Leszek co miesiąc w dniu śmierci Lidii zamawia Mszę św. w intencji żony, która była dla niego najważniejsza. Życzliwie wspominają ją parafianie, bo była cenioną sanitariuszką PCK. Leszek ma rodzeństwo, ale oni żyją swoimi sprawami, więc on teraz jest włączony w rozmaite grupy parafialne. W ten sposób ma wypełniony dobrymi uczynkami swój wdowi czas.
Ryszard za życia największego z Polaków – Jana Pawła II mawiał do swoich kolegów z branży samochodowej jako znakomity zawodowy kierowca: „Nie bądź mądrzejszy od papieża”. Czcił znacznie wcześniej niż został świętym mądrego, pokornego i charyzmatycznego Ojca Świętego, który pozostał dla niego niekwestionowanym autorytetem moralnym do końca swego 79-letniego życia, zakończonego rok temu. Ryszard nikomu nie odmawiał swej pomocy, ciesząc się, że Bóg dał mu chrześcijański optymizm i dar służenia innym, często nieznanym. Wzajemny uśmiech był dla niego zapłatą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jesienną porą, kiedy polska przyroda przygotowuje się do przeżycia zimy, ogołacając nawet drzewa i krzewy z zielonych liści, spieszymy na cmentarze. Stajemy w zadumie nad grobami naszych bliskich i znajomych, których życie dobiegło końca. Na ich rozmaitych mogiłach, coraz częściej na drogich marmurowych nagrobkach, kładziemy kwiaty i zapalmy znicze.
Myślimy o tych, z którymi byliśmy związani małżeńskimi, rodzinnymi czy przyjacielskimi więzami. Nierzadko z naszych oczu spływają łzy świadczące, iż dopiero tutaj, w ten listopadowy Dzień Zaduszny, uświadamiamy sobie, jak ograniczone w czasie jest nasze, nieraz bardzo pogmatwane życie. Teraz pochyleni nad grobami tych, których kochaliśmy, przekonujemy się, że w naszym istnieniu liczy się nie bogactwo materialne, ale bezinteresowna miłość wobec bliźnich. Oni już swego biegu dokonali. Nic już nie są w stanie zmienić. Odchodzimy od ich miejsc wiecznego spoczynku spokojni o nich, ale coraz bardziej zaniepokojeni o siebie i swoich bliskich, czy dalej można żyć w świecie pełnym rozmaitych walk, trosk i obaw.
Na Prawobrzeżu Szczecina było kiedyś kilkanaście cmentarzy, które z upływem czasu zostały zlikwidowane w ramach powojennego porządkowania mogił, przeważnie z terenów przykościelnych; inne zapełniły się grobami i Zakład Usług Komunalnych musiał je zamknąć. Obecnie mamy czynne cztery cmentarze komunalne, na których grzebani są nasi zmarli: w Dąbiu, w Zdrojach, w Płoni i w Wielgowie.
Reklama
Największy przy ul. Goleniowskiej w Dąbiu został założony w 1930 r., otoczony młodnikiem sosnowym. Jego powierzchnia wynosi ponad 10 hektarów. Każdego roku odbywa się tam ok. 200 pochówków. Od 1945 r. do obecnej chwili pogrzebano tam blisko 10 tys. zmarłych. Po lewej stronie, tuż przy wejściu do tej nekropolii, znajduje się niewielki pomnik poświęcony poległym w walkach o wyzwolenie Dąbia. Wprawdzie od kilku lat nie ma tu już nowych miejsc pod bieżące pochówki, ale pogrzeby odbywają się do wcześniej zakupionych kwater rodzinnych oraz w groby po upływie 20 lat. Mają tutaj też swoją kwaterę księża diecezjalni, służący tej maryjnej parafii. Pomyślano też o kolumbarium na urny z prochami zmarłych, bo coraz mniej miejsca na ziemne groby na obszarze rozległego Szczecina.
Cmentarz w Zdrojach, podobnie jak w Dąbiu, był dawniej ewangelicki. Powstał w 2. poł. XIX wieku na wzgórzu przy ul. Poległych. Ma obszar 3,4 ha. Nawet w 1937 r. zbudowano tutaj kaplicę wykorzystywaną do przeprowadzania ceremoniału pogrzebowego, ale po roku 1945 została rozebrana. Nad mogiłami rosną dostojnie brzozy, klony, dęby i jesiony, a wiewiórki i ptaki dyskretnie strzegą byłych szczecinian.
Niewiele mniejszy jest także poewangelicki cmentarz w Płoni przy ul. Uczniowskiej. Został założony w 2. poł. XIX wieku niedaleko lasów i pól uprawnych. Była tu również kaplica cmentarna, po której pozostały jedynie ślady fundamentów. Natomiast zachował się pomnik poświęcony mieszkańcom Płoni poległym w czasie I wojny światowej, który został postawiony w 1924 r. Zmarłych otaczają świerki, sosny, akacje i brzozy. Prawie dwuhektarowy cmentarz w Wielgowie otoczony jest łąką. Powstał w 1888 r. na obszarze równinnym przy ul. Urodzajnej w otoczeniu pól uprawnych. W środku tej podmiejskiej nekropolii rośnie okazały dąb, pod którym były celebrowane Msze św. 27 października 1992 r. mieszkańcy Wielgowa postawili krzyż, pod którym odprawiane są wszelkie uroczystości religijne za tutejszych zmarłych. Księża salezjanie, którzy od zakończenia II wojny światowej służą tej parafii oraz chorym i personelowi szpitala w Zdunowie, mają tu też swoją kwaterę wiecznego spoczynku. Wśród nich widzę płytę ze szlachetnego kamienia wielokrotnie przeze mnie odwiedzanego księdza – muzykologa Jacka Kochańskiego, który dożył prawie stu lat.
Żyjemy w tzw. cywilizacji śmierci, kiedy nieustannie na ekranach telewizorów, kin, w Internecie i na ringach toczy się psychiczna i fizyczna walka, gdzie tryumfuje przemoc i cierpienie, gwałt i zabijanie. Świat ogarnia coraz bardziej kult rzeczy i gromadzenia pieniędzy, które wcale szczęścia nie przynoszą. Zresztą w Ewangelii mamy wyraźny przekaz Boży: „Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie?” (Mt 6,25). A jednak kochamy życie, dlatego w ciągu całego roku stajemy nad grobami tych, którzy nas opuścili.