Nie ma dziś ważniejszej kwestii niż skuteczne wyłonienie głowy państwa – z powodów zarówno utrzymania porządku i ładu prawnego w Polsce, jak i kontynuacji sprawowania urzędu prezydenta RP.
Oczywiste jest, że obserwowane od tygodni bezrozumne działania partii opozycyjnych, które wykorzystują sytuację pandemiczną COVID-19, miały na celu uniemożliwienie głosowania nad wyborem głowy państwa, mimo przygotowanego przez rząd przepisu o wyborach korespondencyjnych, które zabezpieczyłyby nas przed zarażeniem się. Działania te miały na celu osłabienie czy wręcz rozmontowanie państwa, które wobec braku urzędującego prezydenta ma zablokowane wszelkie możliwości stanowienia prawa. Totalnej opozycji w totalnej walce zależało na osłabieniu wizerunku Polski na arenie międzynarodowej, na ośmieszeniu kraju, którego siły polityczne nie potrafią umożliwić obywatelom wyboru prezydenta, a co najważniejsze – na podważeniu wiarygodności gospodarczej wobec inwestorów i rynków kapitałowych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Odpowiedzią na ową destrukcję ze strony opozycji było przygotowanie przez większość sejmową nowej ustawy o wyborach prezydenckich, w której zaproponowano nie tylko mieszaną formę głosowania, ale też przede wszystkim możliwość określenia przez marszałek Sejmu nowego terminu wyborów. Ostatecznie – po długim oczekiwaniu na decyzję Senatu, błyskawicznym procedowaniu w Sejmie i szybkim podpisaniu ustawy przez prezydenta – możliwe okazały się ogłoszenie przez panią marszałek nowego terminu wyborów: 28 czerwca br. i formalne rozpoczęcie kampanii wyborczej.
Jest prawie pewne, że będzie ona realizowana w scenariuszu plebiscytu, ponieważ Rafał Trzaskowski, kreujący się na lidera dubler swej poprzedniczki w Warszawie, w rywalizacji z Andrzejem Dudą przyjął strategię walki. Od pierwszych dni ogłoszenia jego kandydatury widać, że agresja, emocje, prowokacja i cynizm staną się jego głównymi narzędziami w kampanii. Sam kandydat, jawnie wspierający środowiska lesbijsko-gejowskie, otoczony w warszawskim Ratuszu zwolennikami „małżeństw” homoseksualnych i adopcji przez nie dzieci, wpisuje się ideologicznie we współczesny neomarksizm, który jawnie wojuje z wartościami, wiarą i Bogiem. Uległość wobec unijnych przyjaciół, traktujących Polskę jak łup wojenny, jawi się jako niebezpieczeństwo głosu za federalizacją Unii Europejskiej.
Z takim rywalem przyjdzie się zmierzyć urzędującemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, którego scenariusz rozpoczęcia drogi do, być może, drugiej kadencji jest zgoła inny. Są w nim przede wszystkim nie tylko deklarowane, ale również realizowane wsparcie i współpraca z rządem. Jest dbałość o rodziny i ich byt materialny. Jest troska o stałe wzmacnianie naszego kraju, a teraz realne, a nie symboliczne wsparcie nowych inicjatyw inwestycyjnych, które mają nie tyle być odpowiedzią na odbicie się gospodarki, ile stać się dla kraju możliwością rozwoju na dziesięciolecia. Zarówno kanał przez Mierzeję Wiślaną, który reanimuje gospodarczo północno-wschodnią Polskę, jak i ostatnio ogłoszona inwestycja w Polimery Police, Via Carpatia czy Centralny Port Komunikacyjny, który wraz z całą powiązaną infrastrukturą da miejsca pracy przy jego budowie oraz po ukończeniu – przy obsłudze i utrzymaniu. Te inwestycje, niczym przedwojenna Gdynia, mogą być nie tylko akceleratorem rozwoju gospodarczego całego kraju, ale też przede wszystkim narzędziem podnoszenia ducha i wiary Polaków w siebie, staraniem trwałego dojścia do poprawy dobrobytu. To są inwestycje, które – nie na najbliższe miesiące, ale na lata czy dziesięciolecia – popchną nasz rozwój do przodu i staną się polskimi wrotami ku rozwojowi, ku przyszłości. Nowe inwestycje sprawią, że nasze miejsce na mapie Europy stanie się wreszcie szansą, a nie przekleństwem.