Będzie to niewątpliwie dobra okazja, żeby w naszej pobożności wytworzyć nieco więcej przestrzeni nie tylko dla Miłosierdzia Bożego, ale także dla uczynków miłosierdzia, które – jako chrześcijanie – chcemy praktykować. Jezus ogłosił nam w Kazaniu na Górze, że ludzie miłosierni są błogosławieni, ponieważ oni dostąpią miłosierdzia (zob. Mt 5,7).
Kościół skatalogował uczynki miłosierdzia na te, które dotyczą duszy i te, które dotyczą ciała człowieka. Uczynkami miłosierdzia względem duszy są: grzeszących upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować oraz modlić się za żywych i umarłych. Natomiast do uczynków miłosierdzia względem ciała należą: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać i umarłych pogrzebać. Co w praktyce oznaczają te czyny miłosierdzia? Przyjrzyjmy się pierwszemu z nich: grzeszących upominać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W nowotestamentowym Liście Świętego Jakuba czytamy: „Kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę jego od śmierci i zakryje liczne grzechy” (Jk 5,20). Co to znaczy? Upomnienie, które jest uczynkiem miłosierdzia, nie ma nic wspólnego z uciążliwym wytykaniem bliźniemu jego błędów (rzeczywistych lub domniemanych). Czasami spotykamy osoby, które nieustannie narzekają, krytykują, przymawiają innym, okazując swoją dezaprobatę surową miną i potępiającym spojrzeniem. Kiedyś pewna osoba powiedziała mi: „Ojcze, tak to już jest, że młodość musi się wyszumieć, a starość musi się wygderać”. Na pewno ta opinia jest nieuprawionym uogólnieniem, ale pewnie każdy spotkał kiedyś osobę (niekoniecznie w podeszłym wieku), której cechą charakterystyczną było to, co potocznie nazywamy gderaniem. Nie ma ono zbyt wiele wspólnego z miłosierdziem. Przeciwnie, może stać się prawdziwym narzędziem tortur psychicznych. Upomnienie, do którego zachęca nas Jezus, jest aktem miłosierdzia. Oznacza ono przyjście z pomocą bratu lub siostrze, którzy niedomagają w życiu chrześcijańskim, ponieważ łamią Dekalog i zasady Ewangelii. Zagrożone jest zatem ich życie wieczne. Jak im pomóc? Przez słowo upomnienia. Może być ono równie skuteczne, jak użycie defibrylatora u człowieka, którego serce nie pracuje, jak należy. Zwrócenie uwagi na grzech bliźniego może oczywiście wywołać w nim wstrząs, ale jeśli upominający kieruje się miłością, a nie chęcią zranienia, wzięcia odwetu czy poniżenia, będzie to wstrząs prowadzący ku życiu, a nie ku śmierci.
Zwrócenie uwagi na grzech bliźniego może być dla niego wstrząsem prowadzącym ku życiu, a nie ku śmierci.
A co, jeśli wiemy o konieczności upomnienia, jednak z obawy lub lenistwa przemilczymy grzech bliźniego? Wówczas bierzemy go na swoje sumienie i zaciągamy winę przed Bogiem. Kościół nazywa tę kategorię przewinień „grzechami cudzymi”. Należą do nich: namawianie kogoś do grzechu, nakazywanie grzechu, zezwalanie na grzech, pobudzanie do grzechu, pochwalanie grzechu drugiego, milczenie, gdy ktoś grzeszy, ale także: niekaranie za grzech, pomaganie do grzechu i usprawiedliwianie czyjegoś grzechu.
Trudna to sztuka – upomnieć taktownie i w porę. Warto jednak ćwiczyć się w niej z miłością do Boga i bliźnich, żeby móc z nadzieją usłyszeć od Jezusa: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.