Grzegorz Kryszczuk: Czy od początku swojego życia zakonnego była siostra związana z edukacją?
S. Antonina Migacz CSSE: W latach 90. studiowałam teologię we Wrocławiu i w przedszkolu przy ul. Januszowickiej prowadziłam katechezę. Wtedy pierwszy raz objęłam funkcję dyrektora na dwa lata. Później zostałam przeniesiona do Kątów Wrocławskich, gdzie znów uczyłam religii.
W końcu przyszedł czas, kiedy na dobre zagościła siostra tutaj. Czy to była duża zmiana? Przecież te placówki są różnej wielkości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W Kątach Wrocławskich było zdecydowanie inaczej, ponieważ jest tam mniejsza społeczność, przedszkole ma wymiar kameralny. Ponownie zawitałam na ul. Januszowicką w 2011 r. i dopiero wtedy zobaczyłam, jakie wyzwanie jest przede mną. To mnie bardzo ucieszyło i zmobilizowało do pracy. W latach 90. była setka dzieci, jak obejmowałam posadę dyrektora kilkanaście lat później, to było dwa razy tyle. Teraz jest jeszcze więcej. Ciągle coś poszerzamy, oddajemy nowe pomieszczenia.
Czyli widać, że jest zapotrzebowanie na katolickie przedszkola?
Tak. Rodzice bardzo chcą posyłać dzieci do naszej placówki. Bardzo mnie to cieszy. Pan Bóg ma swoje plany, które realizuje, a ja wierzę w to, że każde dziecko u nas nie jest przypadkowe.
Reklama
Rozumiem, że są dzieci z różnych domów? Wierzących bardziej, mniej…?
Nigdy nie oczekiwałam od rodziców żadnej deklaracji dotyczącej wiary, nie prosiłam o świadectwo moralności. Gdybym tak robiła, to wchodziłabym w plany Boże. Chrystus nikogo nie odrzuca, a ja próbuję naśladować mojego Pana. Uważam, że taka postawa owocuje i jest korzystna dla wszystkich.
Czyli dla kogo?
Wierzę, że nasze dzieci są małymi apostołami Dobrej Nowiny. W naszym przedszkolu oprócz podstawowego programu nauczania cały czas mówimy o Panu Bogu, uczymy dzieci relacji z Nim. Zaczynamy oczywiście od podstaw, czyli znaku krzyża i podstawowej modlitwy. Dochodzi do tego Eucharystia i celebrowanie świąt kościelnych. Dzieci to bardzo przeżywają, a potem idą do swoich domów i oddają ten Boży blask swoim rodzicom, rodzeństwu i dziadkom.
Widziała siostra jakąś przemianę, na przykład w rodzicu?
Zdarzyło się, że byłam pozytywnie zaskoczona. Zbudowała mnie jedna sytuacja, kiedy do naszej kaplicy wszedł młody tato z różańcem w ręku. Wiem, że prowadzi firmę i jest ciągle zabiegany. Ale był taki przełom w jego życiu, że kiedy zostawiał swoje dziecko w sali, to umiał znaleźć chwilę do rozmowy z Bogiem. Przychodzą też rodzice z dziećmi na modlitwę. To są takie małe znaki, ale tworzą niesamowitą układankę w zbawczym planie Chrystusa.
Reklama
Mimo że siostra nie prowadzi statystyk, to jednak uczęszczają tu dzieci z domów, gdzie o Bogu się nie rozmawia. Co w takim razie sprawia, że rodzice decydują się na ten krok i zapisują swoje pociechy na ul. Januszowicką?
Podejrzewam, że odczuwają pewną potrzebę stabilizacji. To znaczy, że przedszkola katolickie z reguły wolne są od pewnych ideologii, są jakby wyrwane z tego „świata”. Rodzice mają pewność, że dzieciom przekażemy dobre wartości. Spotkałam się kiedyś z takim zarzutem, że rodzice idą na łatwiznę i zostawiają nam wychowanie religijne. Nawet gdyby tak było, to ja ciągle będę powtarzać, że te dzieci będą później małymi apostołami w swoim środowisku. Zapalamy w nich pewną iskierkę, która później, mam nadzieję, zapłonie silnym ogniem Bożej Miłości.
Przeglądnąłem opinie o przedszkolu w internecie. Nie ma dużo głosów negatywnych.
Ja nie czytam komentarzy. I robię to z premedytacją. Szkoda zdecydowanie nerwów. Zawsze mam czas, żeby porozmawiać w cztery oczy, kiedy jest problem. Czasem wynikają z tego zabawne sytuacje. Kiedyś widziałam, jak rodzice jednego dziecka chcieli wejść do mnie do gabinetu, ale nie mieli odwagi. I tak nie mogli się zdecydować. Kiedy wyszłam do nich i zapytałam, dlaczego tak robią, to usłyszałam, że mam opinię „ostrej dyrektor” (śmiech).
W przedszkolu jest kaplica. Po zakończonym dniu pracy, kiedy siostra zamknie już drzwi, jest taki moment, że trzeba iść przed tabernakulum i wygadać się Panu Bogu?
Reklama
Moim szefem jest Chrystus. Kiedy mam problem, mówię: „Panie Jezu, zajmij się tym!”. To jest dla nas błogosławieństwo, że mamy taką dużą kaplicę. W budynku przedszkolnym jest nas 5 sióstr, mamy miejsce do modlitwy. Dołączają do nas dzieci, rodzice, a także okoliczni mieszkańcy.
Ma siostra ulubioną modlitwę?
Nowennę Pompejańską. Jak rodzice dowiadują się o przyjęciu dziecka do przedszkola, to od razu rozdaję im wydrukowaną modlitwę razem z drewnianymi różańcami. Zachęcam ich do tej formy rozmowy z Panem Bogiem. Ja obiecałam Matce Bożej, że wszędzie, gdzie się da, będę zachęcać innych do modlitwy na różańcu. Tutaj jest nasza siła.
Dobrą atmosferę w przedszkolu tworzą także pracownicy. Widziałem w salach dużo radości.
Dziewczyny się śmieją, że mam taką zdolność dobierania w pary. Zawsze jest tak, że w jednej grupie z dziećmi pracują dwie panie. Grup przedszkolnych jest kilkanaście. Dlatego ważne jest, aby wszystkich ze sobą pogodzić. Później te panie przychodzą z radością do pracy, która do łatwych nie należy. Modlę się za moich przyszłych pracowników, żeby Pan Jezus mi kogoś dobrego podesłał. Kluczową kwestią jest wynagrodzenie. Poziom życia rośnie, ale razem z nim także ceny. Staram się dbać również i o te sprawy.
S. Antonina Migacz CSSE wstąpiła do zakonu w 1983 r. Pierwszy raz we Wrocławiu objęła stanowisko dyrektora w latach 90. Obecnie pełni tę funkcję od 2011 r. Przedszkole przy ul. Januszowickiej jest jednym z największych w mieście.