Życie Donalda Callowaya to prawdziwy rollercoaster, począwszy od trudnego dzieciństwa, naznaczonego kolejnymi nieudanymi małżeństwami jego mamy, przez okres nastoletniego buntu, wyrażanego przy pomocy narkotyków, pornografii i grzechów cielesnych, epizod pracy dla japońskiej mafii Yakuza, pobyt w ośrodku odwykowym i więzieniu, aż po niezwykłe nawrócenie na katolicyzm pod wpływem książki o objawieniach w Medjugorie, wstąpienie do seminarium i przyjęcie święceń kapłańskich w 2003 r.
Tomasz Strużanowski: Ksiądz jako pierwszy poprosił papieża Franciszka o to, by ustanowił Rok św. Józefa w Kościele. Skąd ten pomysł?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Donald Calloway: Nie byłem pierwszy. Podobne prośby kierowano na piśmie już do św. Jana Pawła II i Benedykta XVI, ale nie wiadomo nawet, czy dotarły one do rąk papieży. Co do mnie natomiast, to w 2018 r. za moją namową list w tej sprawie napisało do Ojca Świętego Zgromadzenie Oblatów św. Józefa – wspólnota zakonna, z którą utrzymuję ożywione kontakty. I znowu nic się nie wydarzyło. Wobec tego rok później spróbowałem sam. Napisałem prośbę, zaprzyjaźniony ksiądz z Argentyny przetłumaczył ją na język hiszpański oraz zapewnił pomoc argentyńskiego biskupa, który właśnie przebywał w Rzymie i miał się spotkać z Franciszkiem. Tak oto 2 maja 2019 r. mój list trafił do rąk własnych Ojca Świętego.
Reklama
Początkowo nie było żadnej odpowiedzi, wobec czego z prośbą o ustanowienie Roku św. Józefa zwróciłem się do biskupów wszystkich 194 diecezji w Stanach Zjednoczonych. Nie licząc przejawów ogólnego zainteresowania i przychylności, otrzymałem 12 konkretnych pozytywnych odpowiedzi. 8 grudnia 2020 r. przyszła wiadomość, że papież Franciszek ogłosił w całym Kościele Rok św. Józefa; to oznaczało, że już nie muszę się martwić o resztę... (śmiech).
Dlaczego, zdaniem Księdza, warto było czy wręcz należało ogłosić taki rok?
Pierwszy powód sam się narzucał: w ubiegłym roku minęła 150. rocznica ogłoszenia św. Józefa patronem Kościoła przez błogosławionego papieża Piusa IX. Drugi powód był jeszcze ważniejszy. Przez 18 lat kapłańskiej posługi niemal codziennie słyszę zwierzenia osób, które mówią: „Ojcze, moje małżeństwo i rodzina są w kryzysie. Wszystko jest w kryzysie”. Modliłem się do Ducha Świętego i pytałem: „Co chcesz, abym zrobił w tej sprawie?”. Usłyszałem, że mam prowadzić ludzi do św. Józefa. Wymaga tego sytuacja: atak na rodzinę, narzucanie ideologii gender, szczególnie widoczne u nas, w Stanach Zjednoczonych. Potrzebujemy nauczyciela, który ukaże nam właściwe rozumienie człowieczeństwa, męskości, bycia wiernym mężem, troskliwym ojcem. A w tym wszystkim św. Józef jest po prostu najlepszy!
Zatem – odpowiedział Ksiądz „tak” na to wezwanie?
Owszem. Przez 3 lata prowadziłem swoiste studia nad św. Józefem, co wiązało się z licznymi podróżami (w Polsce byłem już ponad 10 razy, co zresztą nie powinno dziwić, jako że należę do Zgromadzenia Księży Marianów, które w XVII wieku założył Polak – o. Stanisław Papczyński). Rezultatem jest opracowany przeze mnie program 33-dniowego nabożeństwa prowadzącego do oddania się w opiekę św. Józefowi...
Reklama
...zawarty w książce, która nakładem wydawnictwa Esprit właśnie ukazuje się w Polsce.
Tak – rok po premierze w Stanach Zjednoczonych.
A dlaczego właśnie 33 dni?
Podczas modlitwy pojawiła się inspiracja, aby przyjąć za model sposób konsekracji na wzór św. Ludwika Marii Grignion de Montfort oraz jego 33-dniowego przygotowania i poświęcenia się Maryi. Po co odkrywać koło na nowo? Jego metoda jest bardzo dobra, ponieważ nie jest ani za długa, ani za krótka. Jeden miesiąc jest wystarczający! Daje to także czas na prawdziwe poznanie św. Józefa i nauczenie się modlitw do niego, np. przez codzienne odmawianie Litanii do św. Józefa.
Co św. Józef ma do zaoferowania współczesnemu katolikowi?
Staje przed nami mężczyzna silny fizycznie, cieśla, dobry fachowiec, a jednocześnie ktoś zdolny do miłości, posłuszny Bogu, pokorny. To jest wzór faceta na te czasy. Bo dziś mężczyźni miotają się między dwoma skrajnościami: typem silnego, ale egoistycznego macho i typem zniewieściałego gościa niezdolnego do samodzielności, odpowiedzialności, obrony swojej kobiety. A wartość leży gdzieś pośrodku: w połączeniu siły i pokory. Mężczyzna ma chronić, żywić, być zdolny do poświęcenia swojej wygody, ale również do okazania czułości, troskliwości.
Jak Ksiądz w powyższym kontekście rozumie pokorę? Wielu mężczyzn powie: pokora nie jest dla mnie, bo świadczy o słabości. To nie moja bajka...
Reklama
Odpowiem tak: to znaczy, że niebo nie jest dla ciebie. Prawdziwy mężczyzna przyznaje, że sam sobie nie wystarcza, że potrzebuje Boga. Nie próbuje wskoczyć na Jego miejsce. I to nie jest wyraz słabości, tylko... realizmu. Mężczyźni kwestionujący pokorę mają zapewne błędne pojęcie, czym ona tak naprawdę jest. A pokora to naśladowanie Jezusa, który poszedł na mękę nie dlatego, że był słaby, lecz wręcz przeciwnie: dlatego, że był silny, zdolny do ofiary z samego siebie. Więcej – Jezus, który mógłby pokonać swoich przeciwników jednym pstryknięciem, był tak pokorny, że przyszedł do nas jako dziecko, całkowicie zależne od swoich rodziców. Z podobną pokorą przychodzi zresztą i dziś w Eucharystii: jako chleb, który musi przejść przez dłonie kapłana i wcale nie musi być – i często nie jest – przyjęty przez ludzi.
„Czas na św. Józefa” – napisał Ksiądz w swojej książce. Dlaczego?
W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie co czwarte dziecko jest wychowywane w rodzinie, w której nie ma ojca. W wielu krajach jest podobnie, czasem jeszcze gorzej. Trwa atak na ojcostwo, trwa – powiem wręcz – ojcobójstwo. W mediach ojcostwo jest wyśmiewane, ukazywane w krzywym zwierciadle. Ojciec to ktoś, kogo żona i dzieci nie traktują poważnie. Święty Józef stanowi doskonałą odpowiedź na tę karykaturę. Zauważmy: kto w Świętej Rodzinie, którą św. Józef tworzył z Jezusem – Bogiem człowiekiem i Maryją – Niepokalaną, był odpowiedzialny za duchowe prowadzenie? No właśnie on! Dziś problem polega na tym, że jeśli ktokolwiek w rodzinach w ogóle troszczy się o sprawy duchowe, to są to matki. Tymczasem przekaz wiary z pokolenia na pokolenie jest skuteczny przede wszystkim tam, gdzie duchową głową, przewodnikiem rodziny jest ojciec. To jego rola!
Na czym polega akt oddania się św. Józefowi?
Reklama
Zacznijmy od podkreślenia, że najważniejszy jest akt naszego oddania się samemu Chrystusowi, który dokonał się przez chrzest. W ten sposób zostaliśmy przez Boga zaproszeni do Jego rodziny. A stąd już prosta droga do aktu zawierzenia się Rodzicom Jezusa: Niepokalanej i św. Józefowi. Przez akt oddania przybliżamy się do Maryi i Józefa, a co za tym idzie (i to jest najważniejsze!) – do Jezusa. Przez Maryję i św. Józefa do Jezusa.
A dlaczego nie wybrać prostszej drogi oddania się Jezusowi, bez pośrednictwa Maryi i św. Józefa?
Bo normalna kolej rzeczy w życiu jest inna. Dziecko nie powie matce, że nie chce od niej pożywienia, ani ojcu, że nie potrzebuje jego opieki, bo to wszystko będzie miało bezpośrednio od Boga. Jeśli wszystko układa się normalnie, Bóg troszczy się o nas przez naszych rodziców. Ta analogia istnieje też w życiu duchowym. Bóg, choć nic Go nie ogranicza w działaniu, chce, abyśmy czerpali Jego łaski przez Maryję i św. Józefa. Tworzymy z nimi jedną rodzinę – Kościół, a członkowie zdrowej, kochającej się rodziny wspierają się nawzajem... Spróbuj przyjść do mnie i, widząc krzątającą się moją matkę, powiedzieć, że chcesz rozmawiać tylko ze mną, że moja matka ci przeszkadza. Gwarantuję ci, że nie będę zadowolony...
Kościół naucza, że Objawienie publiczne zakończyło się wraz ze śmiercią ostatniego świadka zmartwychwstania – św. Jana Apostoła. Jaką zatem rolę, zdaniem Księdza, odgrywają późniejsze objawienia Matki Bożej czy św. Józefa (bo były i takie), z których wiele zostało oficjalnie uznanych przez Kościół? Czy zachodzi tu analogia z historią Izraelitów, z którymi Bóg zawarł wieczne przymierze na Synaju, a mimo to potem posyłał do nich proroków wzywających naród wybrany do opamiętania, zejścia ze złej drogi, nawrócenia?
Reklama
Oczywiście, że tak. Objawienia te porównałbym do kolorowego markera, którym zakreślamy w książce treści szczególnie ważne w danym czasie, na danym etapie historii zbawienia. To tak jak z przesłaniem o Bożym Miłosierdziu św. Siostry Faustyny. Od zawsze wiedziano, że Bóg jest miłosierny, ale w XX wieku trzeba było podkreślić tę prawdę, przypomnieć ją światu.
Jak mówić o św. Józefie młodzieży, żeby chciała tego słuchać?
Żywo, z werwą, trzymając się konkretów i odnosząc się do obecnych realiów. „Zobaczcie, św. Józef to prawdziwy facet, który kochał i chronił swoją Żonę. Troszczył się o Nią, służył Jej, był dla Niej czuły. Uratował małego Jezusa, kiedy chciał go zabić Herod. Udało mu się ocalić Jego życie, ponieważ był posłuszny: posłuchał głosu Boga nakazującego mu natychmiast uciekać do Egiptu. Jak myślicie – czy i dzisiaj nie potrzeba nam takich ojców?”.
Gdyby Ksiądz, jako zbuntowany nastolatek, usłyszał przed laty te słowa – czy przyjąłby je, przemyślał, wprowadził w czyn?
Szczerze? Nie wiem. Może bym je zlekceważył, ale sądzę, że przynajmniej dałyby mi one trochę do myślenia. Sprawiłyby, że zapytałbym: „O kim i o czym mi mówicie?”. Może zajrzałbym do jakiejś książki (wyszukiwarki Google wtedy jeszcze nie było). Problem w tym, że nikt mi tego nie powiedział...
A co Ksiądz myśli – w kontekście odbioru przez młode pokolenie – o tradycyjnych wizerunkach św. Józefa jako starca z długą, siwą brodą, wyglądającego bardziej na dziadka niż na ojca Jezusa?
Reklama
To katastrofa. Jak chłopak czy dziewczyna mają zachwycić się kimś, kto wygląda tak, jakby stał nad własnym grobem? Powiesić na ścianie jego obraz zamiast plakatu ulubionej drużyny piłkarskiej czy gwiazdy filmowej?
Wiemy, skąd się to wzięło – z pseudopobożnej chęci rozwiania wszelkich wątpliwości, czy Maryja faktycznie zachowała dziewictwo zarówno przed, jak i po urodzeniu Jezusa.
No tak. To było – i jest – niemądre.
Dziś, po wielowiekowej refleksji, dominuje w Kościele przekonanie, że seksualność nie tylko nie jest niczym „podejrzanym”, moralnie wątpliwym, lecz przeciwnie – że jest dziełem Boga, który takimi właśnie nas chciał i stworzył; że przez seksualną relację mąż i żona w przepiękny sposób wyrażają wzajemną miłość. Co w tym wymiarze może nam zaoferować św. Józef?
Uczy, że niezależnie od powołania – czy to będzie życie zakonne, kapłaństwo czy małżeństwo – każdy z nas jest wezwany do czystości serca. Przez swoją nietypową sytuację małżeńską, pełną miłości, ale bez relacji seksualnej, pokazuje, uwydatnia wręcz, że można być młodym, silnym, przystojnym i zarazem czystym, zdolnym do obdarzania miłością całkowicie wolną od egoizmu, szanującą godność kobiety. Dziś wielu mężów traktuje relację seksualną jako przestrzeń, w której – skoro zawarli ślub w kościele – wszystko im wolno, do której Bóg nie powinien się wtrącać ze swoimi przykazaniami.
A co św. Józef pokazuje tym, dla których aborcja to prawo umożliwiające pozbycie się problemu, a nie morderstwo?
Reklama
Odpowiem, cytując św. Jana Pawła II, który tak to ujął w Kaliszu: „Józef z Nazaretu, który uchronił Jezusa od okrucieństwa Heroda, staje w tej chwili przed nami jako wielki rzecznik sprawy obrony życia ludzkiego od pierwszej chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci. Pragniemy więc na tym miejscu polecić Bożej Opatrzności i św. Józefowi życie ludzkie, zwłaszcza życie nienarodzonych, w naszej ojczyźnie i na całym świecie”. To jedna z najmocniejszych wypowiedzi łączących św. Józefa z obroną życia dzieci nienarodzonych, które kiedykolwiek padły z ust papieża. Zawsze przytaczam te słowa, gdy prowadzę audycje w amerykańskich rozgłośniach radiowych.
Na zakończenie bardzo osobiste pytanie: jak Ksiądz, będąc tak zapracowaną osobą, zaangażowaną w kapłańską posługę, znajduje czas na codzienną modlitwę?
Jestem dobry w mówieniu „nie”. Nie podejmuję się zadań ponad siły. Wiem, że aby owocnie służyć, muszę być w miarę wyspany i wypoczęty, a nie umordowany, zniewolony pracoholizmem. Przynależność do mojego zgromadzenia zapewnia mi sporo czasu na codzienną modlitwę: Eucharystię, brewiarz, medytację, Różaniec. Im dłużej trwa moje kapłaństwo, tym bardziej pogłębia się moja osobista relacja z Chrystusem.
A czy wśród tych licznych obowiązków znajduje Ksiądz jeszcze czas na swoją wielką pasję – surfowanie?
Tak, choć niezbyt często. Z moją pasją wiąże się jedna rzecz: aby surfować, trzeba być w dobrej kondycji, więc staram się o nią na co dzień dbać, ćwicząc i zwracając uwagę na zdrowe odżywianie. Nie mogę być gruby! Uwielbiam surfować. W oceanie jest podobnie jak w życiu: nie ma dwóch takich samych fal.