Reklama

Historia

Śmierć po sarmacku

Niespełna dwa wieki temu obrzędy związane ze śmiercią i pogrzebem łączyły się z tak wieloma zwyczajami, że w niektórych grupach społecznych przemieniały się w specyficzne żałobne widowisko.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Śmierć na ziemiach polskich w dawnych czasach była zjawiskiem codziennym. Oglądano ją nie tylko na polach licznych bitew i w czasie publicznych egzekucji. Kobiety często umierały z powodu gorączki popołogowej, a większość dzieci odchodziła z tego świata przed osiągnięciem dojrzałości. Powtarzające się co kilka lat epidemie dziesiątkowały ludzi w sile wieku. Najczęściej chorowano i umierano we własnych domach, wśród członków rodziny, przyjaciół i sąsiadów. I o taką śmierć się modlono: we własnym łóżku, wśród znajomych sprzętów, z możliwością wyspowiadania się i uporządkowania wszystkich swoich spraw. To, co następowało potem, było zależne od pozycji społecznej umierającego.

Castrum doloris

W kaplicach dworskich lub pałacowych wystawiano na widok publiczny zwłoki ubrane w najdroższe stroje, z biżuterią i klejnotami. Sąsiedzi, krewni i znajomi odwiedzali nieboszczyka leżącego na marach i czuwali nad nim w nocy, modląc się i śpiewając. W obrzędach tych zmarły uczestniczył niejako osobiście, gdyż w trumnach umieszczano szklane okienko na wysokości twarzy. Od końca XVI wieku zaczęto też przytwierdzać do trumny portret zmarłej osoby, który był wykonany zwykle bardzo realistycznie. Zwyczaj ten wiąże się z pogrzebem Barbary Radziwiłłówny – król Zygmunt August, gdy odprowadzał ciało ukochanej żony do Wilna, kazał umieścić portret tak, by mieć ją przez cały czas przed oczami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zwłoki magnatów i bogatej szlachty czekały czasem na pogrzeb wiele miesięcy. Trzeba było zawiadomić rozproszonych po kraju krewnych i przyjaciół oraz poczynić odpowiednie przygotowania. Trumnę, jeśli nie była srebrna lub pozłacana, obijano drogim płótnem w odpowiednim kolorze – najczęściej czarnym lub purpurowym dla poległych na wojnie i szarym dla pokutników. W tym samym kolorze przystrajano kościół aksamitem lub adamaszkiem, wieszano obrazy, umieszczano tarcze z cytatami z Pisma Świętego. Przed ołtarzem wznoszono specjalną ozdobną konstrukcję, tzw. castrum doloris (twierdzę boleści). W jej środku znajdował się wysoki, kilkukondygnacyjny katafalk przykryty baldachimem, na którym miała stać trumna widoczna dla wszystkich. Zdobiły go misterne rzeźby, herby rodowe, proporce, broń, a u szczytu tej budowli wieszano portret trumienny zmarłego. Na stopniach katafalku stawiano setki świec i zapalonych lamp.

Reklama

Im drożej, tym lepiej

Uroczystości rozpoczynały się kilkudniowym biciem w dzwony, które towarzyszyły też procesji żałobnej z domu zmarłego do kościoła. Brały w nich udział: wojsko, cechy rzemieślnicze, bractwa religijne, uczniowie lokalnych szkół i ubodzy, którym w tym dniu nie skąpiono jałmużny. Im więcej było duchownych, tym lepiej, np. w pogrzebie wielkiego hetmana Józefa Potockiego w 1751 r. uczestniczyło 10 biskupów, 60 kanoników, 1275 księży łacińskich, 430 unickich i greckich. Za trumną niesiono szable, tarczę lub insygnia władzy zmarłego, przedstawienia drzewa genealogicznego rodziny, prowadzono rumaki w czarnych kapach z herbami nieboszczyka i jego krewnych, niesiono zapalone świece i pochodnie. Za trumną jechał także jeździec przebrany za zmarłego, odpowiednio ucharakteryzowany, co sprawiało wrażenie, jakby nieżyjący sam siebie odprowadzał do grobu. Na drodze procesji budowano bramy triumfalne, projektowane przez wybitnych artystów.

Po odprawieniu Mszy św. śpiewanej, z długim (czasem dwugodzinnym) kazaniem, i po odmówieniu modlitw przy trumnie do kościoła w największym pędzie wjeżdżał rycerz w pełnej zbroi, przed katafalkiem kruszył kopię, a następnie spadał na posadzkę „z srogim i ogromnym trzaskiem”. Zdarzało się, że koń się płoszył i tratował zebranych, a czasem pijany jeździec przewracał się, zanim skruszył kopię. Kochano jednak to widowisko i mimo oporów władz kościelnych chętnie je powtarzano, a dla większego efektu wykładano posadzkę tarcicą, aby jeździec spadając, czynił większy rumor. Demonstracyjnie niszczono też w tej chwili oręż i oznaki władzy: kopie, buławy, buzdygany, laski marszałkowskie, rozbijano pieczęcie i niszczono chorągwie, zależnie od stanowiska, które zmarły zajmował.

Reklama

Po złożeniu ciała w grobie, najczęściej w tym samym kościele, zaczynały się wielogodzinne mowy pożegnalno-pochwalne, wygłaszane przez duchownych, krewnych, sąsiadów. Na końcu zapraszano – również w kunsztownej oracji – na „żałobny chleb”, czyli stypę, która u szlachty i magnaterii była po prostu wystawnym przyjęciem. Na początku wspominano nieboszczyka, ale później, jak zwykle na sarmackich przyjęciach, pito na umór. Niektórzy z biesiadników posuwali się nawet tak daleko, że w tak gościnnym domu życzyli sobie nowego pogrzebu. Czasem wybuchały spory rozstrzygane szablami, nie brakowało pokrwawionych, a niekiedy zabitych.

Życzenia zmarłego

Za to wszystko trzeba było płacić, nic więc dziwnego, że pogrzeby kosztowały nieraz całe fortuny i trzeba się było na nie zadłużać. Mimo to rzadko zdarzały się pogrzeby ostentacyjnie skromne – zawsze były wynikiem postulatów formułowanych w testamencie. Żyjący w drugiej połowie XVII wieku hetman Stanisław Koniecpolski zarządził np., by jego ciało „ziemi aby jako najprędzej było oddane, bez wszelakich wydwornych kosztów”. Zlecił natomiast, żeby solidnie opłacić księży odprawiających Msze żałobne i biednych, którzy wezmą udział w pogrzebie, „żeby za tę jałmużnę grzeszna dusza moja przed majestatem najwyższego Boga kapłańskimi i żebrackimi modlitwami ratowana była”.

Rodzina jednak najczęściej nie respektowała tych życzeń – pogrzeb miał bowiem ukazać potęgę i bogactwo rodu. Urządzenie skromnego pogrzebu było nie do pomyślenia. W końcu znaleziono sposób, żeby pogodzić obie strony. Skorzystał z niego m.in. przyszły król Jan III Sobieski, którego matka nakazała „pochować się bez wszystkich ceremonii, jak najubożej”. Jednego dnia urządził więc skromny pogrzeb, a drugiego wspaniały. Na ubogim katafalku dał napis: Sic mater voluit (Tak matka chciała), a na bogatym Sic filium decuit (Tak zdecydował syn).

W rocznice śmierci, zwłaszcza pierwszą, odprawiano uroczyste nabożeństwa, które zbytkiem nie ustępowały często pogrzebowi. Zamawiano też ogromną liczbę Mszy św., np. w każdą rocznicę śmierci wojewody krakowskiego Stanisława Lubomirskiego nabożeństwa żałobne mieli odprawiać wszyscy karmelici w Polsce. Pamięć o zmarłych uwieczniano również przez wznoszenie pomników nagrobnych i epitafiów w kościołach. Zdjęte z trumny herby czy portrety trumienne często umieszczano również na ścianach kościołów. W ten sposób świątynie te stawały się mauzoleami rodzinnymi z galeriami portretów zmarłych członków rodów szlacheckich – do dzisiaj świadczą o dawnych zwyczajach.

2021-10-26 12:17

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty ostatniej godziny

Niedziela przemyska 15/2013, str. 8

[ TEMATY ]

święty

pl.wikipedia.org

Nawiedzając pewnego dnia przemyski kościół Ojców Franciszkanów byłem świadkiem niecodziennej sytuacji: przy jednym z bocznych ołtarzy, wśród rozłożonych książek, klęczy młoda dziewczyna. Spogląda w górę ołtarza, jednocześnie pilnie coś notując w swoim kajeciku. Pomyślałem, że to pewnie studentka jednej z artystycznych uczelni odbywa swoją praktykę w tutejszym kościele. Wszak franciszkański kościół, dzisiaj mocno już wiekowy i „nadgryziony” zębem czasu, to doskonałe miejsce dla kontemplowania piękna sztuki sakralnej; wymarzone miejsce dla przyszłych artystów, ale także i miłośników sztuki sakralnej. Kiedy podszedłem bliżej ołtarza zobaczyłem, że dziewczyna wpatruje się w jeden obraz górnej kondygnacji ołtarzowej, na którym przedstawiono rzymskiego żołnierza trzymającego w górze krucyfiks. Dziewczyna jednak, choć później dowiedziałem się, że istotnie była studentką (choć nie artystycznej uczelni) wbrew moim przypuszczeniom nie malowała tego obrazu, ona modliła się do świętego, który widniał na nim. Jednocześnie w przerwach modlitewnej kontemplacji zawzięcie wertowała kolejne stronice opasłego podręcznika. Zdziwiony nieco sytuacją spojrzałem w górę: to św. Ekspedyt - poinformowała mnie moja rozmówczyni; niewielki obraz przedstawia świętego, raczej rzadko spotykanego świętego, a dam głowę, że wśród większości młodych (i chyba nie tylko) ludzi zupełnie nieznanego... Popularność zdobywa w ostatnich stu latach wśród włoskich studentów, ale - jak widać - i w Polsce. Znany jest szczególnie w Ameryce Łacińskiej a i ponoć aktorzy wzywają jego pomocy, kiedy odczuwają tremę...

CZYTAJ DALEJ

Kraków: 14. rocznica pogrzebu pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich

2024-04-18 21:40

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

para prezydencka

Archidiecezja Krakowska

– Oni wszyscy uważali, że trzeba tam być, że trzeba pamiętać, że tę pamięć trzeba przekazywać, bo tylko wtedy będzie można budować przyszłość Polski – mówił abp Marek Jędraszewski w katedrze na Wawelu w 14. rocznicę pogrzebu pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich, którzy razem z delegacją na uroczystości 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej zginęli pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.

Nawiązując do spotkania diakona Filipa z dworzaninem królowej Kandaki, abp Marek Jędraszewski w czasie homilii zwrócił uwagę, że prawda o Chrystusie zapowiedzianym przez proroków, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, trafia do serc ludzi niekiedy odległych tradycją i kulturą. – Znajduje echo w ich sercach, znajduje odpowiedź na ich najbardziej głębokie pragnienia ducha – mówił metropolita krakowski. Odwołując się do momentu ustanowienia przez Jezusa Eucharystii, arcybiskup podkreślił, że Apostołowie w Wieczerniku usłyszeli „to czyńcie na moją pamiątkę”. – Konieczna jest pamięć o tym, co się wydarzyło – o zbawczej, paschalnej tajemnicy Chrystusa. Konieczne jest urzeczywistnianie tej pamięci właśnie w Eucharystii – mówił metropolita zaznaczając, że sama pamięć nie wystarczy, bo trzeba być „wychylonym przez nadzieję w to, co się stanie”. Tym nowym wymiarem oczekiwanym przez chrześcijan jest przyjście Mesjasza w chwale.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Halík na zgromadzeniu COMECE: Putin realizuje strategię Hitlera

2024-04-19 17:11

[ TEMATY ]

Putin

COMECE

Ks. Halík

wikipedia/autor nieznany na licencji Creative Commons

Ks. Tomas Halík

Ks. Tomas Halík

Prezydent Rosji Władimir Putin realizuje strategię Hitlera, a zachodnie iluzje, że dotrzyma umów, pójdzie na kompromisy i może być uważany za partnera w negocjacjach dyplomatycznych, są równie niebezpieczne jak naiwność Zachodu u progu II wojny światowej - powiedział na kończącym się dziś w Łomży wiosennym zgromadzeniu plenarnym Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) ks. prof. Tomáš Halík. Wskazał, że „miłość nieprzyjaciół w przypadku agresora - jak czytamy w encyklice «Fratelli tutti» - oznacza uniemożliwienie mu czynienia zła, czyli wytrącenie mu broni z ręki, powstrzymanie go. Obawiam się, że jest to jedyna realistyczna droga do pokoju na Ukrainie”, stwierdził przewodniczący Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej.

W swoim wystąpieniu ks. Halík zauważył, że na europejskim kontynentalnym zgromadzeniu synodalnym w Pradze w lutym 2023 roku stało się oczywiste, że Kościoły w niektórych krajach postkomunistycznych nie przyjęły jeszcze wystarczająco Vaticanum II. Wyjaśnił, że gdy odbywał się Sobór Watykański II, katolicy w tych krajach z powodu ideologicznej cenzury nie mieli lub mieli minimalny dostęp do literatury teologicznej, która uformowała intelektualne zaplecze soboru. A bez znajomości tego intelektualnego kontekstu niemożliwe było zrozumienie właściwego znaczenia soboru. Dlatego posoborowa odnowa Kościoła w tych krajach była przeważnie bardzo powierzchowna, ograniczając się praktycznie do liturgii, podczas gdy dalszych zmian wymagała mentalność.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję