Reklama

Turystyka

Mityczna Patagonia

Dociekliwy, zachłanny świata reporter trafił na jego kraniec, do „punktu docelowego” dla elity globtroterów.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Głośny argentyński pisarz Jorge Luis Borges stwierdził kiedyś: „Niczego w Patagonii nie znajdziesz. Tam nie ma nic”. Dużo wcześniej twórca teorii ewolucji Charles Darwin zauważył z kolei, że „równiny uważane są przez wszystkich za ponure, mizerne i niepotrzebne”. Południowy kraniec amerykańskiego kontynentu, oprócz epopei pierwszych odkrywców, łowców wielorybów, hodowców zwierząt, marynarzy, malowniczych awanturników, ma jeszcze trudne do sprecyzowania „coś”. W latach 70. Bruce Chatwin, klasyk prozy podróżniczej, postanowił rzucić wszystko i zacząć życie od nowa. Obwieścił o tym swojej redakcji – Sunday Times Magazine w lakonicznym telegramie: „Wyjechałem do Patagonii”. Niektórzy uważają, że kraina ta została odkryta dla świata właśnie przez niego, a to za sprawą książki W Patagonii; stworzył w niej monument regionu, w którym cywilizacja technologiczna i globalizacja nie odcisnęły jeszcze swojego piętna.

Mit Patagonii i legendy związanej z jej niepodzielnie królującym mało łaskawym klimatem, nieoswojonymi połaciami, ze złowieszczym przylądkiem Horn, który od wielu pokoleń przyciąga żeglarzy swoją ukrytą magią, przykuł także moją uwagę. Pamiętam, że Herman Melville w powieści Moby Dick użył przymiotnika „patagoński”; oznaczało to coś niezwykle osobliwego i niebezpiecznie wabiącego. Pewnego dnia zmierzyłem się z tym fin del mundo, zachwycającą, a jednocześnie niepokojącą metaforą absolutnej mety na końcu świata, „punktu docelowego” dla wielu globtroterów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Co ciekawe, ta dźwięczna nazwa znana jest wszystkim, chociaż jej definicja umyka naszej uwadze. Patagonia nie jest bowiem regionem administracyjnym, nie ma oficjalnych linii demarkacyjnych. Przyjmuje się, że sięga od Rio Negro po Ziemię Ognistą, a Kordyliera Andyjska, stanowiąca naturalną granicę pomiędzy Chile i Argentyną, rozdziela tę krainę na dwie odrębne strefy. Jej powierzchnia jest trzykrotnie większa od Polski, a jak słabo jest zaludniona, świadczy fakt, że na 1 km2 przypada niespełna dwoje ludzi.

Reklama

Bezskutecznie próbowałem zidentyfikować jej oblicze. Nie ma jednej Patagonii, jest tylko kolaż budzących niekłamany zachwyt, następujących kolejno po sobie osobliwości. W moleskine, wiernym towarzyszu peregrynacji, zapisałem: „Posępne pejzaże o przeważającym odcieniu brązu i popielatości, rzadko rozrzucone osady, owcze fermy, Ruta 40, tj. 5 tysięcy kilometrów szutrowej drogi, upstrzonej gdzieniegdzie łatkami asfaltu, królestwo gauchos – pasterzy bydła, bezwzględna w swojej okazałości pierwotna przyroda i jedno wielkie nic”. W Ameryce Łacińskiej wyróżniają się Machu Picchu, pustynia Atacama, linie Nazca, wodospad Iguaçu, jezioro Titicaca. W Patagonii, z wyjątkiem Hornu i lodowca Perito Moreno, nie ma wizytówki, która zapewniałaby szczególne utożsamienie. Tu bardziej liczy się mieszanka subiektywnych i sugestywnych odczuć.

Kiedy w drugiej połowie XIX wieku w regionie zapomnianym przez administrację rządową osiedlali się przybysze z Europy, traktowali tę ziemię jako niczyją. W rzeczywistości żyły tu różne plemiona indiańskie, potomkowie ludów, które 30 tys. lat temu przywędrowały z Syberii do Ameryki Północnej, a ponad 13 tys. lat temu zasiedliły Patagonię. Rdzenni mieszkańcy tych obszarów – Araukanie, Ona, Yaghan, Haush, Alacaluf przez wieki dzielnie bronili swego terytorium, oparli się Inkom i hiszpańskim konkwistadorom. Osadnicy, którzy odkryli, że stepy Patagonii nadają się do hodowli owiec, nie okazali się zbyt przyjaźni i z czasem, rzekomo w obronie swoich trzód, całkowicie wytrzebili lokalnych mieszkańców.

Odwiedzam hacjendę Aquilino i Munoz Olivares – otoczoną zwartym szpalerem topól włoskich, sadzonych wokół domostwa dla ochrony przed wiatrem – którzy gospodarzą tutaj od trzech pokoleń. Pradziadkom nie było lekko, dawały im się we znaki rozpaczliwe bezludzie, prymitywne warunki i nieurodzajność suchej gleby. Naturalna selekcja eliminowała zdesperowanych, mniej zaradnych. Oni też niejednokrotnie przeklinali ten świat i go nienawidzili, ale całkowicie się do niego przystosowali i pozostali mu wierni, by kultywować zanikające tradycje swoich przodków. Najbliżsi sąsiedzi mieszkają 40 km stąd, a między nimi są tylko szczeciniaste trawy, cierniste krzewy i małe stada żyjących w stanie wolnym eleganckich guanako, mniej szlachetnych kuzynów lamy. W Argentynie takie farmy hodowlane nazywają estancias; małe liczą od 20 do 30 tys. owiec, a każda z nich potrzebuje dla siebie 2 ha terenu. Ale duże, tak jak farma należąca do rodziny Benetton, rozciągają się na powierzchni 250 tys. ha. „Kiedyś owce stanowiły majątek” – opowiada Aquilino. „Europa potrzebowała wełny, a tu było idealne miejsce do jej produkcji. Dziś nie przynoszą dużego dochodu, chociaż można wyżyć”. I tak, zima za zimą, opierając się zawodzącym wiatrom, Olivares i wielu im podobnych wżyli się tutaj. „Nikt z nas nie ma powołania pustelnika i nie zamyka drzwi przed współczesnością” – uzupełnia gospodarz. „Posiadamy radiostację, bo jest niezbędna, i używamy internetu oraz telefonu komórkowego. Nie szukamy wsparcia rządowego, chcemy tylko, aby nikt nie zagroził ziemi, która jest naszym największym skarbem”.

Reklama

Jak większość właścicieli estancias oni także zaokrąglają swoje dochody, otwierając drzwi dla rosnącej liczby amatorów czynnej i egzotycznej turystyki. Goście znajdują tu udekorowane ze smakiem sypialnie, wspaniały pokój stołowy z kominkiem, a przede wszystkim niesfałszowaną atmosferę. Spędzam dwie pełne wrażeń doby, dostosowując się do rytmu tutejszego dnia. Przepędzam z gauchos bydło po pampie, towarzyszę przy strzyżeniu owiec i wypalaniu na zwierzętach znaków właściciela, uczestniczę w polowaniu na pumę, która poprzedniej nocy wyrządziła szkody wśród trzody. Emocje wywołuje nocleg pod gołym niebem, przy ognisku, które pozwala się ogrzać przed przeszywającym chłodem nocy. Nieodłączne jest asado, czyli grill po argentyńsku. Rozcięte wzdłuż brzucha jagnię pieczemy przez kilka godzin na ruszcie, wypełniając czas oczekiwania sączeniem ciemnego, gęstego malbeca.

Wyjazd do Patagonii zaliczam do sześciogwiazdkowych podróży. Przedwcześnie zmarły Bruce Chatwin uważał, że termin Patagonia, podobnie jak Mandalay czy Timbuktu, zakorzenił się w naszej fantazji jako synonim ekstremalnego zasięgu, punktu. Chilijski pisarz Francisco Coloane napisał z kolei: „Kto raz przemierzył bezkresną pampę, nieprędko uwolni się spod jej uroku”. Pełna emocji podróż na finis terrae, w sensie odległości od wszelkich centrów cywilizacyjnych, pozostawiła ślad także w mojej duszy i nostalgia nie do końca wyrazistych, trudnych do ustalenia obrazów wciąż daje o sobie znać.

2022-07-26 09:56

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pomnik dla Benedykta Polaka

Niedziela Ogólnopolska 52/2023, str. 68-70

[ TEMATY ]

podróże

Adobe Stock

Typowy krajobraz zachodniej Mongolii

Typowy krajobraz
zachodniej Mongolii

Niejeden z Czytelników się zaduma, dla kogóż ten wynikający z tytułu monument? To dla naszego rodaka Benedykta Polaka, który dotarł do serca Azji przed Marco Polo, otwierając historię podróżnictwa polskiego, a o którym nie uczą w naszych szkołach.

Postać ta wzbudzała mój szacunek, podobnie zresztą jak wiele innych, które przekraczały granice znanego świata. Moje drogi niejednokrotnie przecinały się z gościńcami, po których on wędrował. Oglądałem te same miejsca albo to, co zostało po ośmiu stuleciach. To jego wyprawę brytyjski historyk Charles Raymond Beazley nazwał najbardziej doniosłą średniowieczną podróżą i ubolewał, że istnieje pewna godna pożałowania tendencja jej niedoceniania. Z kolei wybitny francuski historyk geografii Louis Vivien de Saint-Martin napisał już półtora wieku temu, że tworzy ona godną uwagi epokę w historii geografii Azji.

CZYTAJ DALEJ

Stań przed Bogiem taki, jaki jesteś

2024-04-24 19:51

Marzena Cyfert

O. Wojciech Kowalski, jezuita

O. Wojciech Kowalski, jezuita

W uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski, wrocławscy dominikanie obchodzą uroczystość odpustową kościoła i klasztoru.

Słowo Boże podczas koncelebrowanej uroczystej Eucharystii wygłosił jezuita o. Wojciech Kowalski. Rozpoczął od pytania: Co w takim dniu może nam powiedzieć św. Wojciech?

CZYTAJ DALEJ

Czas decyzji wpisany…w Boży zegar – o pielgrzymowaniu maturzystów na Jasną Górę

Młodzi po Franciszkowemu „wstali z kanapy”, sprzed ekranów i znaleźli czas dla Boga, a nauczyciele, katecheci, kapłani, mimo wielu obowiązków, przeżywali go z wychowankami. Dobiega końca pielgrzymowanie maturzystów na Jasną Górę w roku szkolnym 2023/2024. Dziś przybyła ostatnia grupa diecezjalna – z arch. katowickiej. W sumie w pielgrzymkach z niemalże wszystkich diecezji w Polsce przybyło ok. 40 tys. uczniów. Statystyka ta nie obejmuje kilkuset pielgrzymek szkolnych.

Najliczniej przyjechali maturzyści z diec. płockiej, bo 2,7 tys. osób. „We frekwencyjnej” czołówce znaleźli się też młodzi z arch. lubelskiej, diecezji: rzeszowskiej, sandomierskiej i radomskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję