Reklama

Wiadomości

Mamusia

Odeszła Halina Ledóchowska – seniorka jednego z najbardziej zasłużonych rodów w dziejach Polski.

Niedziela Ogólnopolska 5/2023, str. 20-21

[ TEMATY ]

pożegnanie

Archiwum rodzinne

Halina Ledóchowska z synami, Włodzimierzem (na kolanach) i Henrykiem, w 1947 r.

Halina Ledóchowska z synami, Włodzimierzem (na kolanach) i Henrykiem, w 1947 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wraz z odejściem mojej Mamusi kończy się epoka starego porządku, w którym urodzenie miało znaczenie. Mamusia, z d. Kossakowska, była wychowana w tradycji powstań – listopadowego i styczniowego, w dosyć surowej atmosferze. To wychowanie dało jej silne poczucie obowiązkowości i własnej wartości. Gdy byliśmy mali, wołała nas, byśmy pomogli w kuchni w różnych czynnościach domowych, np. wycieraniu naczyń po zmywaniu. Wówczas śpiewaliśmy harcerskie piosenki, których nas uczyła, a które nie były popierane przez władze. Była bardzo kochającą matką, która ze względu na niewielkie zasoby finansowe potrafiła zrobić wszystko sama dla swoich synów. Jako anegdotę opowiadamy, że aby zrobić prezenty gwiazdkowe, wołała mnie i mówiła: „Wiesz, robię na gwiazdkę sweter dla brata Wowa, przymierz go, tylko nic mu nie mów”. Potem wołała brata i w ten sposób pod choinką znajdowaliśmy dwa podobne, pasujące swetry. Mamusia była wymagająca, pilnowała nas w nauce, ale też dawała nam dużą swobodę w naszym dziecinnym świecie.

Sama miała krótkie dzieciństwo. Od 1930 r. mieszkała w domu profesorskim Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni, gdzie profesorem chemii został jej ojciec Henryk Kossakowski. W domu tym mieszkali również inni profesorowie: Maciejewicze, Majewscy, Ledóchowscy... Wszyscy się znali i tworzyli wspólną rodzinę Szkoły Morskiej. Ten czas w opowieściach był najszczęśliwszy, choć – jak opowiadała – była łobuziakiem. Niestety, w 1938 r. matka Mamusi, Felicja z d. Zabłocka, zachorowała i umarła. Był to pierwszy ogromny cios dla młodej dziewczyny. W pierwszych dniach września 1939 r., podczas powrotu z ferii, tatuś Mamusi, gdy był w Warszawie, dowiedział się o powołaniu do wojska. Zostawił więc tutaj, u kuzynów, trójkę swoich dzieci i wrócił do Gdyni. Po zajęciu miasta przez Niemców profesorowie Wyższej Szkoły Morskiej zostali aresztowani, wywiezieni do Stutthofu, a potem rozstrzelani. Tak zginął mój dziadek, ojciec Mamusi. Ten drugi cios spowodował, że moja Mamusia w wieku 16 lat stała się dorosłą, odpowiedzialną za swoje rodzeństwo osobą. Do tego warunki, w których się znalazła, były fatalne. Rodzina w Warszawie nie mogła przyjąć całej trójki, dlatego planowała rozdzielenie rodzeństwa. I wtedy stał się „cud” (tak zawsze mówiła Mamusia). Do Warszawy przyjechała p. Matylda Ledóchowska (moja przyszła babcia, a przyjaciółka rodziny Kossakowskich ze Szkoły Morskiej) i po rodzinnych uzgodnieniach zabrała ich do majątku Ledóchowskich w Lipnicy Murowanej. To zdarzenie Mamusia wspominała tak: „O 2 w nocy poszliśmy na dworzec i pociągiem pojechaliśmy do Bochni. Tam czekały na nas już konie”. W Lipnicy pani Matylda stała się nową matką dla trójki rodzeństwa. Tam uczęszczali do tajnej szkoły. Tam też był mój przyszły ojciec Mieczysław Ledóchowski, który zakochał się w pięknej Halince. W 1943 r. pobrali się, a potem przyszedłem na świat. Rodzice wraz z babcią mieszkali u proboszcza, który wydzielił im osobne mieszkanie. Na początku 1945 r. do Lipnicy zbliżali się Rosjanie. Mój Tatuś, który był ordynatem Fundacji Ossolińskich, musiał się ukrywać i w związku z tym w ciężkich zimowych warunkach pracował jako leśniczy na jednym z folwarków. Tam też sprowadził swoją rodzinę. Mamusia w tych trudnych warunkach towarzyszyła Tacie i się mną opiekowała. Po zakończeniu wojny rodzice przenieśli się do Krakowa, gdzie na świat w 1945 r. przyszedł mój brat Włodzimierz. Tatuś wraz z bratem Mamusi – Bogdanem zarabiali, wożąc towary dzięki koniowi z fundacji i furze. Mając nadzieję na większe możliwości i znając dobrze Gdynię, Tatuś udał się tam, aby zamieszkać w Orłowie w zbudowanej przed wojną willi. Na miejscu okazało się jednak, że budynek spłonął, zajął więc mieszkanie w Sopocie i sprowadził do niego Mamusię wraz z nami. W mieszkaniu tym zamieszkiwaliśmy razem ze starszą przyrodnią siostrą Mamusi – Danusią. Mój młodszy brat Wowo, gdy miał 2 lata, zachorował na dyfteryt. Jedynym ratunkiem było wówczas zakładanie do tchawicy metalowej rurki. U mojego braciszka rana nie chciała się zasklepić przez 6 lat. Cały czas jego choroby to bardzo trudne chwile, pomimo to Mamusia ukończyła kursy księgowości i zaczęła pracować w szkole na tym stanowisku. Pamiętam, że jak wracałem ze szkoły, spotykałem Mamusię, która dźwigała menażki z obiadem dla nas. Tatuś w tym czasie zdobywał pracę dzięki przyjaźnie nastawionym znajomym, aż w końcu został kreślarzem na Politechnice Gdańskiej. W 1955 r. przyszedł na świat mój najmłodszy brat Lech.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

W 1960 r. Tatuś wyjechał do Wiednia na zaproszenie siostry mojej babci Matyldy i planował ściągnąć tam rodzinę. W tamtym czasie taki plan był jednak nierealny, gdyż Tatuś przebywał w Wiedniu nielegalnie. Mamusia wyraziła zgodę na tę próbę z ciężkim sercem, bo nie wiedziała, jak to się skończy. Tu los okazał się łaskawy, bo po 3 latach rozłąki rodzice mogli się ponownie połączyć. Ja rozpocząłem studia, Wowo kończył ogólniak, a Lech pojechał z Mamusią do Wiednia. Początek był jednocześnie radosny i ciężki, bo było to nowe środowisko, gdzie wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Lech bardzo szybko się zaaklimatyzował, Mamusia miała z tym więcej kłopotów. Podjęła pracę u Philipsa, mój najmłodszy brat był w szkolnym internacie, a Tatuś często wyjeżdżał do Polski, by sprzedawać duże inwestycje. W tej sytuacji Mamusia poświęcała swój wolny czas wszystkim znajomym, dla których mogła być pomocna. Dopiero po ukończeniu studiów Wowo zdecydował, że chce żyć w Austrii, później się ożenił i miał dzieci. Potem, gdy Lech założył rodzinę, Mamusia odżyła. Zawsze żyła dla innych, poświęcanie czasu i siebie innym było dla niej najważniejsze. Również mnie, choć mieszkałem w Polsce, gdy była jakakolwiek potrzeba, zawsze służyła pomocą.

Reklama

Niestety, pod koniec życia coraz gorzej widziała i to najbardziej utrudniało jej funkcjonowanie. Również śmierć Tatusia w 2017 r., po 72 latach wspólnego życia, była dla niej bardzo trudna. Zawsze uważała, że to ona ma odejść pierwsza, a skoro tak się nie stało, to przy każdej rozmowie do ostatnich chwil mówiła: „Niezbadane są wyroki Boskie”.

Reklama

Mamusiu, kochamy Cię bardzo mocno, dziękujemy Ci za wszystko i będzie nam Ciebie brakowało.

Halka Ledóchowscy pochodzą z dawnej Rusi, z terenów znajdujących się obecnie na Ukrainie, znanych Polakom jako Kresy. Według legendy rodzinnej, pierwszym znanym Halką był rycerz wysłany przez Włodzimierza, wielkiego księcia Rusi Kijowskiej, w poselstwie do Konstantynopola. W 988 r. przekonał on Włodzimierza o konieczności uznania chrześcijaństwa za religię panującą w jego kraju. W 1442 r. protoplasta rodu Ledóchowskich, Nestor Halka, otrzymał od wielkiego księcia litewskiego (później także króla Polski) Kazimierza Jagiellończyka przywilej potwierdzający jego prawo do Leduchowa, miejscowości położonej w powiecie krzemienieckim. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów Ledóchowskich uznano za wybitnych Polaków, a po zaborach byli również bardzo znani w Austrii.

Na podstawie: ledochowski.eu

2023-01-23 17:34

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Stanisława Śledziejowska-Osiczko, numer obozowy 7712

Niedziela przemyska 26/2017, str. 7

[ TEMATY ]

pożegnanie

Archiwum autora

Stanisława Śledziejowska-Osiczko w rozmowie z dr Wandą Półtawską

Stanisława Śledziejowska-Osiczko w rozmowie
z dr Wandą Półtawską

W Jarosławiu pożegnano Stanisławę Śledziejowską-Osiczko – jedną z ostatnich żyjących więźniarek obozu koncentracyjnego Ravensbrück, w którym Niemcy przeprowadzali pseudonaukowe eksperymenty medyczne. Miała 92 lata

Stanisława Śledziejowska-Osiczko zmarła 22 maja. Uroczystości pogrzebowe w asyście wojskowej poprzedziła Msza św. w kościele pw. Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Jarosławiu. Ks. prał. Marian Rajchel, który od lat osobiście znał Stanisławę Śledziejowską-Osiczko, w homilii nazwał zmarłą „Bożym diamentem”. – Diamenty nie tylko nie dają się zniszczyć, lecz błyszczą coraz mocniej, nawet w ziemskim piekle i zawsze promieniuje przez nie miłość – wskazywał kaznodzieja. Na miejsce wiecznego spoczynku zmarłej towarzyszyła rodzina, przyjaciele oraz trzy żyjące współwięźniarki z Ravensbrück: Wanda Rosiewicz, Krystyna Zając i prof. Wanda Półtawska, które również były poddawane pseudonaukowym eksperymentom. Żegnając zmarłą, prof. Wanda Półtawska podkreśliła jej odwagę i wierność Bogu, ojczyźnie i ludziom. – Była nie tylko najmłodsza z aresztowanych, ale – nie wiedzieć czemu – poddana największym próbom. Przeżyła nieprawdopodobną ilość dni w bólu. Znosiła to dzielnie, nie skarżyła się, z poczuciem humoru i zawsze myślała o innych – wspominała prof. Półtawska. Odnosząc się do lat powojennych, podkreślała, że Stanisława Śledziejowska-Osiczko szła przez życie, kochając ludzi. – Ta mała kobieta, nie uczona, ale mądra mądrością czystego serca, była zawsze wierna. Wierna Bogu, wierna ojczyźnie, wierna swojej rodzinie, przyjaciołom wierna – akcentowała prof. Wanda Półtawska. Stanisława Śledziejowska-Osiczko spoczęła na Starym Cmentarzu w Jarosławiu. Całym swoim życiem świadczyła o nieludzkim traktowaniu więźniów KL Ravensbrück oraz troszczyła się o pamięć zmarłych i zamęczonych „królików z Ravensbrück”.

CZYTAJ DALEJ

Prezydent: aborcja to temat zastępczy, świetny na kampanię

2024-04-19 08:54

[ TEMATY ]

aborcja

Andrzej Duda

PAP/Radek Pietruszka

Tematy, które bazują na społecznych emocjach, są tematami bardzo wygodnymi, zastępczymi, świetnymi na kampanię - powiedział prezydent Andrzej Duda, pytany w wywiadzie dla TV Republika o projekty liberalizujące przepisy aborcyjne.

"Tematy, które bazują na społecznych emocjach są tematami bardzo wygodnymi, zastępczymi, świetnymi na kampanię. Zostały wyjęte jak przysłowiowy +króliczek z kapelusza+, po to, by się nimi posługiwać" - powiedział prezydent RP Andrzej Duda w czwartkowym wywiadzie, udzielonym TV Republika w Nowym Jorku.

CZYTAJ DALEJ

Na motocyklach do sanktuarium w Rokitnie

2024-04-19 19:00

[ TEMATY ]

Świebodzin

motocykliści

Zielona Góra

Rokitno

Pielgrzymka motocyklistów

Karolina Krasowska

Pielgrzymka Motocyklistów ze Świebodzina do Rokitna

Pielgrzymka Motocyklistów ze Świebodzina do Rokitna

Do udziału w XII Diecezjalnej Pielgrzymce Motocyklistów do Rokitna są zaproszeni nie tylko poruszający się na motocyklach, ale także wszyscy kierowcy, rowerzyści.

W tym roku już po raz dwunasty kapłański Klub Motocyklowy God’s Guards organizuje pielgrzymkę motocyklistów do sanktuarium w Rokitnie, która rozpoczyna się tradycyjnie pod figurą Chrystusa Króla w Świebodzinie. Pielgrzymka odbędzie się w niedzielę 28 kwietnia. W imieniu organizatorów ks. Jarosław Zagozda podaje plan.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję