Reklama

Niedziela Podlaska

List z Ekwadoru

Wyobraźcie sobie, że jestem w Ekwadorze już ponad 9 miesięcy. Nie mogę uwierzyć, jak ten czas szybko zleciał. Na początku chciałabym Wam podziękować za Wasze wsparcie finansowe i modlitewne, za każdą otrzymaną wiadomość i za Waszą ogromną troskę o mnie i moje zdrowie.

Niedziela podlaska 36/2023, str. IV

[ TEMATY ]

misje

Ekwador

Archiwum autorki

Zajęcia z dziećmi

Zajęcia z dziećmi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W mojej wspólnocie zaszły pewne zmiany. Dołączył do nas Arnulfo z Gwatemali, natomiast David zakończył swoją 18-miesięczną misję i wrócił już do Francji. Nadal są ze mną Sabina z Polski i Chafik z Belgii. Jest coś naprawdę niesamowitego w naszym wspólnym byciu tutaj. Jesteśmy z różnych krajów, kultur, w różnym wieku, ale mimo to codziennie realizujemy tyle rzeczy razem. Nasze wspólne życie to dla mnie niekończąca się szkoła miłości, pokory, cierpliwości i oczywiście komunikacji. Tak swoją drogą, to mam naprawdę super wspólnotę, od której dużo się uczę i doświadczam bardzo dużo dobra i troski.

W marcu w Ekwadorze było silne trzęsienie ziemi. To moje pierwsze takie doświadczenie w życiu. Sporo budynków zostało zniszczonych, ale na szczęście ani w naszym domu, ani w domach naszych przyjaciół nie było dużych szkód.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Sytuacja w Guayaquil, a zwłaszcza na Isla Trinitaria jest ostatnio szalenie niepokojąca. Praktycznie codziennie nasi przyjaciele z dzielnicy opowiadają nam o tym, że ktoś został okradziony lub że dwie ulice dalej zabito kolejną osobę. Te szokujące wiadomości są już tak powszednie, że coraz mniej zaczynają mnie dziwić. Oczywiście zawsze najtrudniej jest, gdy dotyka to osób, które poznałam lub mieszkają blisko nas. Jak niby można pocieszyć seniorę Sofiię, cierpiącą po śmierci zastrzelonego 24-letniego syna Raula lub seniorę Alexandrę, która opłakuje stratę swojego 17-letniego zabitego syna Michaela?

Ekwadorskie spotkania

Za nami Święta Zmartwychwstania Pańskiego. Ekwadorska Wielkanoc nie różni się mocno od tej naszej polskiej. Podobnie jak w Polsce, Triduum Paschalne jest w kościele czasem bardzo pięknym i podniosłym. Latynosi tylko dodają do tego wszystkiego trochę swojej charyzmy i koloru. Nie było w tym roku mojej rodziny, święcenia pokarmów, malowania pisanek, jajek z majonezem, mazurków, bab wielkanocnych, ale i tak był to dla mnie czas pełen wewnętrznych zachwytów.

Reklama

Za nami też wiele urodzin, spotkań, odwiedzin, rozmów, wiele godzin zabaw z dziećmi, kilka pogrzebów i sporo strapień. Jak to w życiu! Był też oczywiście Dzień Mamy, Dzień Dziecka i Dzień Taty. W kwietniu i maju miałam też ogromne szczęście być w górach: w Cuenca i okolicy oraz w Quito. Oprócz zachwycających widoków pobyt w Andach to przemiła odskocznia i wytchnienie od wysokich temperatur, które panują na wybrzeżu. W czerwcu natomiast odwiedziłam miasto Daule, gdzie spotkałam polskiego księdza, Krzysztofa Kudławca, który jest tamtejszym biskupem i wspaniałym człowiekiem. Mieliśmy w naszym domu gości z zagranicy. Odwiedziła nas była wolontariuszka Jeromine z całą swoją francuską rodziną, a także Laura z Kolumbii, Maksymilian z Polski i José z Hondurasu

Nowi Przyjaciele

Pierwszy z nich to Thiago. Thiago to nasz 10-letni sąsiad, który mieszka w domu naprzeciwko ze swoją ciocią Raquel i kuzynami: Domenicą, Eleną, Yeyko i Jeremim. Ten spokojny chłopiec z pięknym uśmiechem puka kilka razy dziennie do naszych drzwi. Często pyta nas, czy może nam w czymś pomóc, czy może wejść do środka, żeby potowarzyszyć nam w modlitwie, pobawić się lub po prostu prosi o kubek wody. Każda wymówka jest dla niego dobra, żeby spędzić z nami chociaż chwilkę. Na początku roku dowiedzieliśmy się, że brat Thiago, 18-letni Derek, trafił do więzienia i spędzi tam ponad 30 lat. Nie wiem, co zrobił, ale domyślam się, że coś bardzo złego i bardzo szkoda mi tego chłopaka. W marcu Ricardo, ojciec Thiago, wyszedł po 3 latach z więzienia. Od tego czasu na naszej ulicy zdarzały się strzelaniny, co finalnie doprowadziło do tego, że miesiąc temu Ricardo został zabity. Mama Thiago pracuje jako pomoc domowa u pewnej bogatej rodziny w drugiej części miasta i wraca do naszej dzielnicy tylko raz tygodniu, więc finalnie Thiago to chłopiec bardzo samotny. Wiecie, jest coś dla mnie naprawdę ujmującego i pięknego w tym dziecku. Jego rzeczywistość nie należy do najłatwiejszych, a mimo to, ma on w sobie dużo dobra i bardzo łagodne usposobienie. Często zastanawiam się nad tym, czy istnieje realna szansa, żeby pomimo tak trudnej historii, wyrósł z niego porządny człowiek, który nie pójdzie w ślady ojca i starszego brata? Tego nie wiem, ale jestem przekonana, że jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji to modlić się za niego, ofiarować mu swój czas i okazywać mu swoją miłość.

Reklama

Drugą, wyjątkową dla mnie osobą, którą chciałabym Wam przedstawić, jest Don Ruben. Jego rodzina jest jednę z tych, która zawsze przyjmuje w swoim domu wolontariuszy Domów Serca, jak własne dzieci. Pod jednym dachem wraz z Don Rubenem mieszkają: syn Steven, który kilka lat temu wygrał z białaczką, córka Gaby wraz z mężem Marco i dziećmi: Eduardo, Sebastianem i Marią. Jest jeszcze druga córka Monika i jej mąż Anthony, którzy wprawdzie mieszkają w innym miejscu, ale bardzo często można ich tu spotkać. Niestety ponad pół roku temu, po długiej chorobie, zmarła żona Don Rubena, seniora Ligia. Była to wspaniała kobieta o ogromnym sercu, a jej śmierć jest przeogromnym cierpieniem dla całej rodziny. Pomimo tego bolesnego doświadczenia, w ich domu zawsze panuje ogromna wzajemna miłość, radość z bycia razem i wdzięczność Bogu za wszystko, czego doświadczają.

Don Ruben prowadzi jeden z największych sklepów w naszej części dzielnicy. Przez siedem dni w tygodniu, w sklepie wszyscy domownicy pracują bardzo ciężko. Sklepy w naszej dzielnicy funkcjonują trochę inaczej niż w Polsce. Ze względów bezpieczeństwa, klienci zawsze stoją na ulicy i przez niewielkie okienko lub kratę proszą o potrzebne produkty. My do ich sklepu wchodzimy przez zaplecze i sami pakujemy wszystko, czego potrzebujemy, a oni nam tylko podliczają całość, zawsze na naszą korzyść. Ich hojność naprawdę nie zna granic.

Don Ruben często zaprasza nas do siebie na wspólny obiad lub kolacje. To w ich domu pierwszy raz życiu spróbowałam ekwadorskich przysmaków, takich jak świnkę morską czy kraby. To z nimi świętowaliśmy karnawał (taki śmigus-dyngus tylko z dużo większą ilością wody, z kolorowymi farbami i pianą). To oni na początku maja zabrali mnie ze sobą na 4 dni w góry, aby wspólnie z ich rodziną i przyjaciółmi spędzić czas i obchodzić święto w rodzinnej miejscowości Don Rubena (wieś położona w Andach – 3000 m n.p.m.). Nie było luksusów, ale za to było rodzinnie i wesoło. Arnulfo i Chafik często powtarzają, że jak nie wiedzą, gdzie jestem, to na pewno jestem w sklepie Don Rubena, co najczęściej jest prawdą. Don Ruben natomiast to dla mnie wzór człowieka, który niesamowicie kocha i ufa Bogu, człowieka, który całe swoje życie ciężko pracuje, aby zadbać o swoją rodzinę, wzór dobrego męża, troskliwego ojca i oddanego przyjaciela. W miejscu, w którym panuje tak ogromna bieda materialna i duchowa, to dla mnie zaszczyt, że poznałam i stałam się częścią rodziny, tak bogatego wewnętrznie człowieka.

Podziękowania

Kochani, dziękuję za to, że jesteście i mnie wspieracie. Te wszystkie małe cuda, których tutaj codziennie doświadczam, nie byłyby mi dane bez Waszej ogromnej pomocy. Na koniec chciałabym podzielić się z Wami ostatnia dość prywatną informacją. W poprzednim liście pisałam Wam, o moich problemach zdrowotnych. Niedawno zdiagnozowano w moim żołądku guza neuroendokrynnego. Na szczęście nie jest złośliwy. Mam tutaj dobrą opiekę medyczną i jestem w trakcie kolejnych badań zleconych przez mojego onkologa. Tym samym proszę Was o modlitwę za mnie i moje dalsze leczenie. Trzymajcie się ciepło!

2023-08-29 14:24

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Rwanda – Polacy na misjach”

[ TEMATY ]

misje

Materiały prasowe

Rwanda nazywana jest krajem tysiąca wzgórz ale i tysiąca kontrastów. W środę, 13 stycznia Telewizja Polska wyemituje film dokumentalny: „Rwanda – Polacy na misjach”.

Podążając śladami misjonarzy, którzy wspierają miejscową ludność, dowiemy się, jak ten kraj zmienił się na przestrzeni ostatnich lat. Dziś Rwanda jest jednym z najbezpieczniejszych państw Afryki.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Boże dzieło na dwóch kołach

2024-04-29 23:47

Mateusz Góra

    W niedzielę 28 kwietnia przy Ołtarzu Papieskim w Starym Sączu motocykliści z rejonu nowosądeckiego i nie tylko rozpoczęli sezon.

Pasjonaci podróży jednośladami rozpoczęli sezon na wyprawy. Motocykliści wyruszyli w trasę z Zawady do Starego Sącza, gdzie na Ołtarzu Papieskim została odprawiona Msza św. w ich intencji. Po niej poświęcono pojazdy uczestników.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję