Symbolicznym aktem końca zaborów stało się obalenie słupów granicznych w podkrakowskich Michałowicach przez strzelców I Kompanii Kadrowej. Rankiem 6 sierpnia 1914 r. rozpoczął się ich marsz ku wolności, którego zwieńczeniem stał się po 4 latach 11 listopada 1918 r.
Hej, strzelcy wraz
Reklama
Serce ruchu niepodległościowego biło przed I wojną światową w Krakowie i we Lwowie. Dzięki względnej autonomii, którą Polacy mogli się cieszyć w zaborze austriackim, Józef Piłsudski i jego współpracownicy tu właśnie szkolili kadrę przyszłej armii. Do organizacji strzeleckich zgłaszali się masowo młodzi studenci, robotnicy, chłopi, aby zdobyć umiejętności niezbędne do prowadzenia przyszłej walki. Ćwiczyli musztrę, strzelectwo, poznawali topografię zaboru rosyjskiego. Mundury kupowali za własne oszczędności, broń – często przestarzałą – dostarczali Austriacy. Dla większości z nich był to pierwszy kontakt z karabinem. Trudno zresztą się dziwić, przeważali bowiem studenci i absolwenci medycyny, prawa, kierunków technicznych, malarze. Brakowało im wprawdzie doświadczenia bojowego, ale byli pełni „niewzruszonej wiary” w sens walki zbrojnej o wolność, jak oceniał obserwujący ich działania Stefan Żeromski. Wierzyli w słowa Józefa Piłsudskiego, który przekonywał, że „w kryzysach i w boju zwycięstwo dokonuje się w tajnikach duszy ludzkiej. Szala zwycięstwa rozstrzyga się w sercu, woli, charakterze i umiejętności trwania u człowieka. W kryzysie technika ustępuje miejsca charakterowi”. Gdy wybuchła wojna, ruch strzelecki liczył kilkanaście tysięcy ludzi oddanych bezgranicznie sprawie niepodległości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Żelazne kwiaty
Reklama
Nieopodal krakowskich Błoń miłośnicy kwiatów, krzewów i drzew mogli podziwiać ciekawą ekspozycję otworzonej w 1912 r. Wystawy Architektury i Wnętrz w Otoczeniu Ogrodowym. Do sceny letniego teatrzyku prowadził szpaler pachnących oleandrów. W upalne lato 1914 r. słowo „oleandry” nabrało nowego znaczenia. W miejscu pelargonii, cyprysów, rozmarynów i malw zakwitły „żelazne kwiaty” – chłopcy w szarych mundurach i maciejówkach z polskim orłem, którzy przybywali na tereny powystawowe z różnych zakątków Polski, a także ze środowisk emigracyjnych, wykonując rozkaz mobilizacyjny swego komendanta. Wojna między zaborcami wisiała na włosku. Nadchodził czas „ugrania polskiej karty”. „Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru jako czołowa kolumna wojska polskiego, idącego walczyć za oswobodzenie ojczyzny. Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały”. Tych słów Piłsudskiego wysłuchało ze wzruszeniem blisko 160 strzelców zebranych na zbiórce w Oleandrach późnym popołudniem 3 sierpnia 1914 r. Pierwsza Kompania Kadrowa, nazwana popularnie „Kadrówką”, sformowana została z wyróżniających się członków Związku Strzeleckiego i Polskich Drużyn Strzeleckich. Było to niezwykle młode wiekiem wojsko. Najmłodszy, Jerzy Morris-Malcolm ps. Poraj, 2 tygodnie wcześniej ukończył zaledwie 14 lat. Ponieważ wyglądał nad wiek dojrzale, podawał w ewidencji strzeleckiej fałszywą datę urodzin, dodając sobie 5 lat życia. Rzecz sprostował dopiero w okresie międzywojennym, gdy służył w baonie wartowniczym w Warszawie i Policji Państwowej. Najstarszy w „Kadrówce” był Ignacy Boerner, przy czym słowo „najstarszy” jest i tak przesadne, jako że liczył sobie 39 wiosen. Ten syn pastora, wybitny inżynier, miał już za sobą wspaniałą przeszłość niepodległościową jako twórca Republiki Ostrowieckiej podczas rewolucji 1905 r. i organizator Związku Walki Czynnej i „Strzelca”. W latach międzywojennych piastował wiele funkcji w wojsku i administracji cywilnej. W Oleandrach wszyscy byli równi stopniem. W rozkazie wygłoszonym do strzelców Piłsudski stwierdził wyraźnie: „Wszyscy jesteście równi wobec ofiar, jakie ponieść macie. Wszyscy jesteście żołnierzami. Nie naznaczam szarż, każę tylko doświadczeńszym wśród was pełnić funkcje dowódców. Szarże uzyskacie w bitwach”.
Mściciele
W inny sierpniowy czas tłumy warszawiaków stały na stokach cytadeli. Wyrokiem sądu rosyjskiego na ustawionej szubienicy kończyli życie członkowie Rządu Narodowego na czele z Romualdem Trauguttem. Aby jeszcze bardziej upokorzyć przywódców powstańczej Polski, rosyjska orkiestra grała tanecznego walca. Na przekór tej hańbie lud stolicy runął na kolana przed Rządem Narodowym i śpiewał ze łzami w oczach suplikacje „Święty Boże, Święty mocny...”. Dokładnie pół wieku później, 5 sierpnia 1914 r., w Oleandrach trwali w gotowości bojowej mściciele i spadkobiercy insurekcji 1863 r. Nazajutrz, jeszcze przed wschodem słońca, ogłoszono alarm. Ulicami uśpionego Krakowa „Kadrówka” ruszyła na północ – ku granicy z imperium rosyjskim. W Michałowicach przed posterunkiem granicznym dowódca kompanii Tadeusz Kasprzycki zatrzymał strzelców. „Przed nami ziemia od lat w niewoli! Idziemy ją wyzwolić!” – zawołał. Na jego rozkaz obalono słupy graniczne rozerwanej przez zaborców Polski i podeptano portret cara wiszący w komorze celnej. Ruszyli ku Kielcom. Pierwsi od pół wieku żołnierze z polskimi orłami i polską komendą wkroczyli na teren zaboru rosyjskiego. Pierwsi polscy żołnierze w tej wojnie! Towarzyszyła im pieśń, której brzmienie przerwali brutalnie Rosjanie, pacyfikujący powstanie styczniowe: „Hej, strzelcy wraz! Nad nami Orzeł Biały...”. Wierzyli, że z tą pieśnią poderwą naród do kolejnego powstania. Tę wiarę wzmacniał Piłsudski, ogłaszając, że w Warszawie powstał Rząd Narodowy, pod którego przewodnictwem muszą zjednoczyć się wszystkie siły polskie. Była to wprawdzie polityczna fikcja, ale miała służyć obudzeniu zastraszonego i uśpionego po klęsce ostatniej insurekcji społeczeństwa.
A nasi strzelce zdobyli Kielce
Rosjanie na wieść o maszerujących oddziałach polskich opuszczali swoje posterunki w: Słomnikach, Miechowie, Jędrzejowie i Chęcinach. Wraz ze strzelcami wracała Polska. Ustanawiano komisariaty wojsk polskich i usuwano z gmachów publicznych napisy w języku rosyjskim, które zastępowano polskimi. 12 sierpnia strzelcy wkroczyli do Kielc. Niestety, nazajutrz, wobec okrążenia miasta przez przeważającą liczebnie armię rosyjską, musieli je opuścić i wycofać się do Chęcin. Odwrót był bolesnym doświadczeniem, ale znacznie bardziej bolał brak oczekiwanego wsparcia ze strony społeczeństwa, któremu nieśli wolność. Piłsudski napisał: „Szabla nasza była mała, że nie była godna wielkiego, dwudziestomilionowego narodu – nie nasza w tym wina. Nie stał za nami naród, bojący się spojrzeć olbrzymim wypadkom w oczy”. W pamiętnikach tamtego czasu znalazło się wiele przepełnionych goryczą relacji. Kapelan oddziałów strzeleckich o. Kosma Lenczowski, kapucyn, opisał, jak na jarmarku w jednej z miejscowości przemówił do tłumów i zakończył swe wystąpienie okrzykiem: „Niech żyje Polska!”. „Jedna tylko staruszka – wspominał – zawołała nieśmiało: «niech żyje» i nie dokończyła. Ktoś ją szarpnął za zapaskę i umilkła”. Zbyt silny był lęk przed powrotem Rosjan i represjami, które mogły spotkać każdego, kto udzieliłby pomocy polskiemu wojsku. Pamięć o szubienicach wystawionych na rynku kieleckim i tysiącach zesłanych na katorgę budziła ogromny lęk, którego nie było w stanie przełamać niesione przez strzelców umiłowanie wolności. Ale strach ten topniał z miesiąca na miesiąc. Wkraczających ponownie z końcem sierpnia 1914 r. do Kielc żołnierzy Legionów Polskich nie witały już zamykane okiennice, ale widać było wdzięczność. Historia przyznała im rację. Udowodnili, że są – jak stwierdzał po latach Piłsudski – „spadkobiercami godnymi wielkiej przeszłości polskiej”.
Autor jest historykiem, doradcą Prezesa IPN, w latach 2016-24 był Szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.