Ważne, żeby zachować balans między ramami, które są potrzebne w wychowaniu, a wolnością, której dorastające dziecko potrzebuje coraz bardziej – mówi ks. Łukasz Malec, duszpasterz młodzieży. – Przecież kiedy mówi, że idzie do kina albo do koleżanki, to go nie śledzimy! Nie dzwonimy codziennie do szkoły i nie pytamy, czy było na wszystkich lekcjach. Z chodzeniem do kościoła powinno być podobnie.
– Uważam, że nie powinno się ciągnąć dziecka na siłę ze sobą do kościoła. Okres dojrzewania, który zaczyna się ok. 13. roku życia, to jednak okres separacji od rodziców. To normalne i potrzebne, że dziecko nie przebywa stale pod naszą opieką. Ono będzie kwestionować to, co mówią rodzice, będzie chciało robić po swojemu, bo jest na takim etapie rozwojowym. Jeżeli dla rodziców ważne są życie w wierze i praktyki religijne, to mają prawo wychowywać dziecko w tym duchu. Ale to, że nastolatek chce chodzić sam na Mszę św., nie oznacza, że porzuca wiarę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Nietrudno tu o wątpliwości. Podczas chrztu św. zobowiązujemy się do katolickiego wychowania dziecka. Jak mamy się wywiązać z tego obowiązku, skoro nie wiemy, czy naprawdę chodzi na Mszę św., czy przystępuje do Komunii św.? – Musimy na to spojrzeć w sposób ewangeliczny. Powiedzmy sobie wprost: nawet jeśli ktoś chodzi co niedzielę do kościoła, nie znaczy jeszcze, że jest wierzącym człowiekiem. Dawajmy naszym dzieciom świadectwo wiary tak, jak potrafimy. Bądźmy wierni swoim przekonaniom, nawet jeśli dziecko zacznie je kwestionować. Nie wykłócajmy się, nie stosujmy kar, nie zadręczajmy rozmowami, a raczej pokazujmy, że życie wiarą jest dla nas ważne, dobre i piękne.
Kluczowe jest też wzajemne zaufanie. Dzieci wychowywane w atmosferze podejrzliwości, nieustannie kontrolowane, uczą się kłamać. Warto więc zastanowić się, skąd w nas samych biorą się wątpliwości, czy rzeczywiście było w kościele i czy w ogóle mamy podstawy do tego, żeby posądzać naszego nastolatka o oszukiwanie nas.
A jeśli już odkryjemy, że dziecko naprawdę opuszcza niedzielną Mszę św., nie ulegajmy pokusie, by stawiać sprawę na ostrzu noża („póki mieszkasz pod moim dachem, robisz, co ci każę”). Jest to krótkowzroczne i grozi tym, że gdy dziecko już dorośnie, zupełnie przestanie chodzić do kościoła tylko dlatego, że wreszcie będzie mu wolno.