Z każdym dniem wchodzimy w głębię Adwentu. Czekamy. Nawet gdy poranne wstawanie na Roraty nie jest już takie ochocze jak na początku. Kres naszego oczekiwania, uwieńczony narodzeniem Zbawiciela, jest coraz bliżej. I choć w każdym Adwencie niezmiennie czekamy, zawsze jest szansa i nadzieja na nowe doświadczenie, zobaczenie swojego życia z nowej perspektywy. Każdy dzień jest ważny. Adwentowe czekanie powolutku przemienia nas i naszą codzienność. Adwent nie jest siedzeniem z założonymi rękami. Dajemy swój czas Bogu i drugiemu człowiekowi, podejmujemy konkretne działania. Każdego roku ich paleta będzie zapewne ciut inna. Dzieci rosną, zmieniają się nasze możliwości faktyczne (obowiązki i ich kaliber). Jest jeszcze czas, aby zaczerpnąć coś dla siebie i rodziny z tegorocznego skarbca adwentowych łask. Nawet jeśli porwały nas myśli o tzw. etapie fabryki – zawożę i odwożę dzieci, potem do pracy i z pracy – i przekonały, że tu nic się nie może zmienić, wciąż mamy tę moc decyzji, aby wybrać sprawy ważne i najważniejsze dla nas. Inspiracją może być staropolski zwyczaj szarej godziny.
Szara godzina
Czerpiąc z wielowiekowej tradycji, możemy wprowadzić do swojej rodziny, kręgu przyjaciół i znajomych zwyczaj szarej godziny. Wielu z nas słyszało o nim od bliskich. Nasze babcie i dziadkowie, wspominając swoje dziecięce lata, dobrze pamiętają obyczaj adwentowej szarej godziny, szczególnie rozpowszechniony na polskiej wsi. Kiedy zaczynało zmierzchać i niebo robiło się szare jak za pociągnięciem grubego pędzla niebiańskich malarzy, ludzie kończyli prace w obejściu i życie toczyło się w chałupach. Wszyscy domownicy zbierali się w jednej izbie, najczęściej wokół pieca, gdzie mogli się ogrzać. To był szczególny czas. Śpiewali, opowiadali dzieje ojczyzny, historie biblijne, o świętych i te z rodzinnego skarbca o swoich przodkach, którzy już odeszli na wieczną ucztę w niebie. Słowa pieśni adwentowych same wpadały w ucho i były najpiękniejszą modlitwą otulającą całe domostwo. Archanioł Boży Gabriel czuł się zaproszony pod strzechy. Czasami, dla odmiany, było cicho i spokojnie. Kto miał świecę, zapalał ją, aby rozświetlić swoje miejsce pracy: szycie, cerowanie ubrań, przebieranie grochu czy fasoli. Elektryczność była w tamtych czasach luksusem. Ten adwentowy półmrok, rozbłyskujący ciepłym płomieniem oliwnych kaganków, bardzo wymownie przypominał o sensie Adwentu. „Spuśćcie nam na ziemskie niwy Zbawcę z niebios, obłoki, świat przez grzechy nieszczęśliwy wołał w nocy głębokiej”. Jezus, którego przyjścia wyczekujemy, jest naszym światłem w ciemnościach, oświetla zawiłości naszego życia, daje nadzieję, że z Bożą pomocą „żadna ciemność nie będzie ciemna wokół mnie”, jak śpiewamy w jednej z pieśni. W opowieściach naszych dziadków przeplatały się też wątki spotkań sąsiedzkich. Kobiety spotykały się przy krosnach na tzw. prządki oraz podskóbki, czyli darcie pierza, czy kiszenie kapusty. Mężczyźni – na wspólne tłoczenie oleju czy świniobicie, aby przygotować żywność na świąteczny stół. Zarówno rodzinne, jak i sąsiedzkie spotkania wnosiły w szare grudniowe dni dużo życia i humoru. Ozdoby świąteczne, które wyczarowywały nasze babcie, to prawdziwe dzieła sztuki. Dzisiaj już tylko w muzeach, skansenach wsi polskiej albo dzięki twórcom ludowym i Kołom Gospodyń Wiejskich możemy podziwiać kunszt i kreatywność pomysłów „na coś z niczego”. Znacie tzw. światy? To tradycyjne polskie (niespotykane poza naszą ojczyzną!) ozdoby choinkowe z opłatków. Na południu Polski częściej spotyka się ich formy przestrzenne – misternie sklejane kule opłatkowe, w innych rejonach bardziej płaskie gwiazdki czy rozety. Nazywano je także „wilijkami” i jak inne ozdoby trafiały na drzewka choinkowe w Wigilię.
Dobre praktyki
Jako dzieci słuchaliśmy opowieści rodziców i dziadków z zapartym tchem. To były nasze podróże do Narnii. Z pewnością dzieci chciałyby usłyszeć nasze rodzinne historie o tym, jak „za dzieciaka” szurało się na godz. 6.30 na Roraty. I choć do kościoła nie zawsze było blisko, a panienki nie krzyczały do chłopców: „Roracie, roracie, jakie imię macie?” (tak podobno wyglądały powroty z Rorat za czasów moich dziadków), mamy całe mnóstwo wspomnień, które dla naszych dzieci zabrzmią jak najpiękniejsza symfonia. Wszystko jest do zrobienia! Nawet w naszym zabieganym świecie możemy zrobić przystanek i zorganizować adwentowy wieczór (wieczory) czy popołudnie, aby się zastanowić nad sensem czekania. Zanim damy się porwać przedświątecznym zakupom (potrzebnym przecież) tudzież innym odsłonom buchalterii świątecznych przygotowań, zobaczmy, czy na liście adwentowego must have mamy spotkanie rodzinne i w gronie znajomych, przyjaciół. Słowa klucze są dwa: radość i relacja. W spoTKANIU mamy siebie blisko: to czas przytulasów, śmiechu, rozmów, wspólnych zabaw. Pozwólmy się tej Bożej radości w nas rozgościć. Otwórzmy jej drzwi naszych domów. Nie ulega wątpliwości, że szara godzina, tradycyjnie przypadająca między godz. 15 a 17, niekoniecznie będzie dziś dogodna na spotkania. Zamiast kopiowania, można naśladować (współdzieląc intencję szarej godziny) i szukać rozwiązań, które służą nam wszystkim. Zapalmy w domu świece. Jeśli jest to możliwe, również te w wieńcu adwentowym. Ich ciepłe i delikatne płomienie stworzą niepowtarzalny adwentowy klimat. Sprawdza się również rozwieszenie nad stołem sznura lampek choinkowych. Nie spieszcie się z zapalaniem tradycyjnego oświetlenia. (Trzeba to dostosować do młodszych dzieci, dla których ciemności zwykle nie są komfortowe). Półmrok i światło świec (lampion, wieniec) wykorzystajmy do wspólnego odkrywania symboliki Adwentu i jego głębokiego sensu. Jeśli dzieci są poinformowane, co będzie się działo i jaki jest cel szarej godziny, zapewne chętnie dołączą do spotkania. Zacznijmy od modlitwy, zaśpiewajmy kilka pieśni adwentowych – tu przydadzą się śpiewniki, ale też profesjonalne nagrania, bo nie wszystkie melodie pamiętamy. Szara godzina może być czasem przeznaczonym na rodzinne wspomnienia, oglądanie albumów i opowieści o dzieciństwie rodziców, o bliskich, którzy odeszli, a których nosimy w sercu – bo miłość się nie kończy. Świetnymi propozycjami są: wspólne przygotowywanie ozdób świątecznych (mnóstwo prostych i efektownych pomysłów znajdziemy w internecie), pieczenie i zdobienie pierniczków oraz niezmiennie gry w planszówki (również te o tematyce religijnej). Jeśli macie kalendarz adwentowy, możecie wspólnie realizować zadania albo „wekować wdzięczność”. Jak to zrobić? Domownicy mają swoje słoiki – każdy podpisany imieniem, tak jak lubi jego właściciel, przystrojony adwentowo. W „wekowaniu wdzięczności” najważniejsze są dobre słowa, którymi chcemy obdarować siebie nawzajem. Po prostu wrzucamy do słoiczków naszych bliskich karteczki z miłą adnotacją. Młodsze dzieci mogą rysować, jeśli nie umieją pisać. Możemy odczytywać je wspólnie, np. przy wieczornej modlitwie. Dobrym tematem rodzinnych rozmów w szarej godzinie są nasze talenty, marzenia, potrzeby i plany. Z całą pewnością nie może zabraknąć pysznych przekąsek, które nie tylko nie pozwolą nam poczuć głodu, ale także uradują nasze podniebienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu