Z ks. kan. Kazimierzem Skowrońskim - proboszczem parafii pw. św. Mikołaja w Chorzelach - rozmawia ks. Robert Czarnocki
Ks. Robert Czarnocki: - Najmilej wspomina się chyba kolebkę swojego życia. W związku z tym chciałbym zapytać Księdza Dziekana o wspomnienia związane z okresem dzieciństwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ks. kan. Kazimierz Skowroński: - Moje dzieciństwo przypadło na lata II wojny światowej. Być może dlatego zapadły one głęboko w mojej pamięci. Niejednokrotnie przypominam sobie tamte chwile,
czytając karty zakurzonego już nieco pamiętnika, który prowadziłem do lat seminaryjnych. Pożółkłe kartki utrwaliły szczegółowo tamte dni.
Przenoszę się myślą do dnia, kiedy w 1940 r. zostałem, wraz z rodziną, wysiedlony przez okupanta niemieckiego z rodzinnego Dzierzgowa do Jednorożca. Los nie szczędził nam przykrych doświadczeń.
Jednym z nich był brak informacji o moim najstarszym bracie Władysławie. Zdeterminowani rodzice szukali go w wielu miejscach, także w zbiorowych mogiłach. Niestety, bez skutku. Ale pomimo tych trudności,
upokorzeń, niepewności jutra i strachu, nasze życie rodzinne było ciepłe, wesołe, żywe i pogodne. Koncentrowało się ono wokół codziennych obowiązków. Dlatego zapamiętałem je jako proste, oparte na pracy,
wzajemnej pomocy oraz trosce o najbardziej poszkodowanych.
Wiara moich rodziców była całkowita i bez zastrzeżeń. Nie poddawała niczego w wątpliwość. Stanowiła podstawowy element naszego życia. Była to wartość wrodzona, którą przekazywali mi przez swoją postawę
i słowa. Być może dostrzegł to ówczesny proboszcz parafii Jednorożec, który został oszczędzony przez Niemców i nie trafił do obozu koncentracyjnego. To on podarował mi wiele książek i czasopism o treści
religijnej. Pozwalał także na niewinną zabawę, w czasie której zakładałem papierowy ornat i „odprawiałem Mszę”. Już wtedy, razem z kolegą Andrzejem Deptułą, postanowiliśmy, że wstąpimy do
Zakonu Paulinów na Jasnej Górze. Bóg chciał trochę inaczej.
- Kiedy podjął Ksiądz decyzję o wstąpieniu do Seminarium Duchownego?
- Jak wspomniałem, powołaniem do kapłaństwa Bóg obdarzył mnie od najmłodszych lat. Gdy miałem 6 lat stawałem za tzw. tarą do prania, która zastępowała mi ambonę i głosiłem zasłyszane lub wymyślone
przeze siebie kazania.
Ogromnym wstrząsem, który przeżyłem, gdy miałem 14 lat, była śmierć mojej dwudziestoletniej siostry Adeli. To wydarzenie zdeterminowało moje „tak” na zaproszenie Chrystusa, by go naśladować.
Warunki życia w powojennej, stalinowskiej Polsce, wykształcenie, pewne doświadczenia niewątpliwie wyjaśniają także moją duchową wędrówkę. Dlatego też, choć jestem niezbyt skłonny do opowiadania o
swoim życiu, wydaje mi się wyjątkowo potrzebne, aby usytuować je w kontekście. To „wznoszenie się” do kapłaństwa doszło ostatecznie do okrzyku św. Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił
Dobrej Nowiny” (por. 1 Kor 9,16). Jest w tym motyw przewodni mojego życia, jako człowieka i kapłana: głoszenie Ewangelii w każdym, dobrym i złym, czasie.
- Niedawno Ksiądz Kanonik ujawnił przez wiele lat skrywany talent malarski. Wiem także, że jest Ksiądz twórcą wielu prac z tej dziedziny. Chciałbym, aby Ksiądz Dziekan podzielił się z naszymi Czytelnikami swoimi zainteresowaniami.
Reklama
- Każdy ma swój własny talent, to nie ulega wątpliwości. Sądzę, że moje zdolności artystyczne pomagają mi dużo w mojej pracy duszpasterskiej. Szczególnie potrzebne są podczas dekorowania kościoła, wykonaniu grobu Pańskiego czy żłóbka na Boże Narodzenie. Oprócz malarstwa interesuję się także muzyką i filmem, co pozwala mi niejednokrotnie odetchnąć od trudu dnia codziennego.
- Mówi Ksiądz o sobie, że jest kapłanem dwóch diecezji: płockiej i łomżyńskiej. Dlaczego Ksiądz tak się określa?
- Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. W momencie, gdy w 1958 r. przyjąłem święcenia kapłańskie z rąk bp. Tadeusza Zakrzewskiego, byłem kapłanem diecezji płockiej. Z chwilą, gdy na mocy zmiany granic diecezji, przez Papieża Jana Pawła II w 1992 r., parafia Chorzele znalazła się w diecezji łomżyńskiej, stałem się kapłanem tego właśnie Kościoła lokalnego. Niejednokrotnie wspominam o zwyczajach panujących w mojej dawnej diecezji. Pomimo więc zmian administracyjnych, ciągle czuję sentyment do mojej dawnej diecezji, której przecież tak wiele zawdzięczam.
- W ciągu swojej osiemnastoletniej pracy kapłańskiej w parafii Chorzele podjął Ksiądz Kanonik wiele zadań duszpasterskich związanych z poziomem religijnego uświadomienia. Czy mógłbym prosić o wymienienie kilku takich inicjatyw, które zasługują na szczególną uwagę?
Reklama
- Chciałbym podkreślić, że w parafii Chorzele bardzo mocno zakorzenił się kult Matki Bożej. Jego wyrazem są pielgrzymki do sanktuariów Maryjnych. W każdą środę odprawiamy nabożeństwo do Matki Bożej
Nieustającej Pomocy, a co sobota celebrujemy Mszę św. o Matce Bożej Królowej Polski. W parafii rozpowszechnione jest także Nabożeństwo Fatimskie.
W duszpasterskiej posłudze nie mogłem zrezygnować z istotnych - moim zdaniem - zwyczajów z diecezji płockiej, które już na dobre zadomowiły się w parafii: Triduum ku czci św. Stanisława
Kostki, odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych w klasach czwartych szkoły podstawowej, procesje eucharystyczne w pierwsze niedziele miesiąca, adoracja Pana Jezusa w pierwsze piątki miesiąca.
- Z inicjatywy Księdza zostało przeprowadzonych szereg prac remontowo-budowlanych. Powiedzmy chociaż o niektórych.
- Zadaniem każdego proboszcza jest troszczyć się nie tylko o stan duchowy powierzonej mu wspólnoty parafialnej, ale także o sferę materialną. W związku z tym, starałem się jak najlepiej sprostać temu zadaniu przez: malowanie, wymianę tynków na zewnątrz kościoła, odrestaurowanie organów i wieży, zamontowanie dzwonów elektronicznych oraz zegara, odnowienie polichromii, wyzłocenie ołtarzy, żyrandoli oraz kinkietów, a także zakup wielu szat i naczyń liturgicznych. Dużym przedsięwzięciem było - moim zdaniem - dokończenie budowy kaplicy w Połoni, co zaowocowało powstaniem tam parafii.
- Od kilku lat pracuje w parafii Chorzele grupa animatorów zajmująca się przygotowaniem do sakramentu bierzmowania w małych grupach dzielenia. Czy zdaniem Księdza Dziekana, dzięki temu uda się młodym ludziom wybrać właściwą drogę ku dojrzałości chrześcijańskiej?
Reklama
- Obecnie przed młodymi ludźmi rysują się wspaniałe perspektywy rozwoju intelektualnego i duchowego. Nie muszą pokonywać tych trudności, które były rzeczywistością życia np. ich rodziców. Mają możliwości uczenia się języków obcych, odkrywania piękna świata korzystając z komputerów, internetu. Rysuje się przed nimi także perspektywa ukończenia ciekawych studiów, chociażby z tej racji, że z każdym rokiem powstają nowe uczelnie. Także w sferze życia religijnego nastąpił pewien rozwój. Dlatego powstała w naszej parafii grupa osób, która ma wskazać młodym ludziom właściwą drogę ku dojrzałości chrześcijańskiej. Bardzo się cieszę z jej istnienia i życzę owocnej i wytrwałej pracy w posłudze ewangelizacyjnej.
- Do tej pory wiele osób nie może zapomnieć o jubileuszu, który miał miejsce prawie trzy lata temu z racji 450 lat istnienia parafii Chorzele.
- Jubileusz, który obchodziliśmy 16 września 2001 r., był wielkim przeżyciem duchowym. Zaowocował także odnową życia religijnego. Stało się to dzięki wytężonej pracy ojców redemptorystów, którzy przez 8 dni prowadzili w naszej wspólnocie parafialnej misje. Pozostała także po tym wydarzeniu spuścizna naukowa w postaci Dokumentacji historycznej kościoła św. Trójcy w Chorzelach, a także publikacji pt. Dziedzictwo Królowej Bony. Zarys dziejów parafii Chorzele.
- Wiele osób zachwyca się homiliami Księdza Proboszcza. Jak one powstają?
- Przez 46 lat swojej pracy kapłańskiej wiele uwagi poświęcam posłudze słowa Bożego. Do każdej homilii przygotowuję się bardzo starannie. Stawiam także wysokie wymagania swoim współpracownikom. Tajemnica dobrze wygłoszonego słowa Bożego tkwi właśnie - moim zdaniem - we właściwym i starannym przygotowaniu oraz doborze odpowiednich materiałów homiletycznych. Nadal posługuję się od lat przyjętą posoborową zasadą, aby słuchacza poruszyć, zainteresować, może nawet wstrząsnąć bieżącymi wydarzeniami.
- Nie jest także obcy Księdzu Proboszczowi ruch misyjny. Stała pomoc, zainteresowanie...
Reklama
- W działalność misyjną angażuję się na ile mogę. Staram się w każdy pierwszy piątek miesiąca modlić w intencji Papieskich Dzieł Misyjnych. Organizuję także zbiórki na cele misyjne, angażując przy tym nie tylko dorosłych, ale także m. in. dzieci pierwszokomunijne. Współpracuję w tej kwestii także z Biurem Misyjnym Episkopatu Polski. Ofiarą pieniężną wspomagam również Siostry Klawerianki oraz Fundację „Hlondianum” z Poznania.
- Wiele osób przychodzi na plebanię z prośbą o wsparcie finansowe. Czy mógłby Ksiądz określić, jak liczna jest to grupa?
- Dawniej akcja charytatywna w naszej parafii była bardziej rozwinięta. Zbieraliśmy odzież, wspierając Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Obecnie ograniczam się do pomocy indywidualnej.
- Karl Rahner porównał kiedyś kapłaństwo urzędowe do sytuacji urzędników w klubie zawodowych szachistów. Pisał tak: „Poszczególni szachiści mogą nie dostrzegać, jak ci urzędnicy spełniają swoje funkcje. Ale ich funkcje służą ostatecznie tylko jednemu celowi: żeby szachistom zapewnić najlepsze warunki do gry”. Czy Ksiądz Dziekan odnajduje się w tej metaforze?
- Myślę, że każdy z nas ma dowód na to, że bez względu na to jak „gramy”, jest Ktoś ponad nami. Okazuje się, że kazanie, spowiedź czy zwykła rozmowa mogą powodować w człowieku ogromne zmiany nawet po latach. Niby znamy reguły gry - teologię, zasady duszpasterstwa, znamy swoją ułomność, ale owocność naszego działania jest nie do przewidzenia.
- Dziękuję za rozmowę.