Reklama

Idę, kędy mnie woła mój Bóg i mój Pan...

Niedziela zamojsko-lubaczowska 33/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Bywają chwile w życiu każdego z nas, kiedy spoglądamy za siebie. Stając przed lustrem, ze zdziwieniem odkrywamy siwe włosy - jak polne dmuchawce na dziadkowej łące. Oczy do niedawna iskrzące blaskiem młodzieńczej siły już nieco przygaśnięte, a i czoło gładkie ongiś jak blat stołu, dzisiaj w bruzdach powstałych po życiowej orce.

Dobry Pan Bóg pozwala nieść swój krzyż jedynie najsilniejszym. Pozwala nieść takim - którzy będą się podnosić po każdym upadku, takim - którzy wytrwają i wypełnią godnie swoją duchową misję.

Namówiłem ks. Ryszarda Wróbla, aby z okazji 20. rocznicy kapłaństwa przedstawił swoje dotychczasowe życie - radości i rozterki, wzruszenia i smutki, wiarę i nadzieję...

Urodziłem się 2 kwietnia 1954 r. w Płoskiem k. Zamościa. Rodzice pracowali na własnym gospodarstwie rolnym. W 1961 r. rozpocząłem naukę w Szkole Podstawowej w Płoskiem, a po jej ukończeniu w 1969 r. kontynuowałem naukę w Zasadniczej Szkole Elektrycznej, a potem w Technikum Elektrycznym w Zamościu. Moja wiara w tym okresie życia rozwijała się w sposób naturalny i typowy dla każdego dziecka, a potem młodzieńca. Duży wpływ na jej kształt mieli rodzice, dziadek oraz księża uczący religii, opiekun ministrantów w zamojskiej kolegiacie, bo należałem do tej parafii. Pod koniec nauki w szkole średniej katechezy prowadził ks. Janusz Nagórny, który odegrał dużą rolę w życiu wielu uczniów, moich kolegów. W tym czasie poszukiwałem swego miejsca w życiu, poszukiwałem celu, dla którego warto żyć. Myślałem o małżeństwie i założeniu rodziny, ale też co jakiś czas pojawiała się myśl o kapłaństwie. Dzięki księżom z naszej parafii, którzy dawali nam wiele swego czasu w różnych sytuacjach, pokazali "od kuchni" życie kapłana, które dotychczas było otoczone wielką tajemnicą. Przestałem się lękać odmienności i izolacji, jaką obserwowaliśmy dotychczas. Po zdaniu matury w 1975 r. złożyłem potrzebne dokumenty do Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie i po egzaminach wstępnych zostałem przyjęty do Seminarium. 6 lat pobytu tam wspominam z sympatią, chociaż nie zawsze było łatwo w nauce czy przeobrażaniu się z "cywila" w duchownego. Czas pobytu w Seminarium przypadł na lata, gdy rektorem był ks. prof. Franciszek Greniuk. Wraz z innymi wychowawcami stworzył atmosferę życzliwości i wzajemnego szacunku. Dały się też zauważyć ład i porządek oraz racjonalne podejście do wielu problemów wychowawczych i dydaktycznych. Po ukończeniu Seminarium, 14 czerwca 1981 r. otrzymałem święcenia kapłańskie w katedrze lubelskiej z rąk ks. bp. Bolesława Pylaka. W kilka dni później skierowano mnie do pracy w parafii Zwierzyniec. Parafia ta tętniła jakby nowym życiem po wybudowaniu nowego, pięknego kościoła. Proboszcz ks. Eugeniusz Kościółko pokazał wiele możliwości pracy duszpasterskiej i dał "wolną rękę". Uważałem, że moim zadaniem będzie budowanie Kościoła żywego, gromadzącego się coraz liczniej w nowej świątyni. I tak też starałem się dobierać sobie zajęcia szczególnie z młodzieżą, z ministrantami i dziećmi, aby nowy kościół służył pogłębianiu wiary ludzi, z którymi miałem kontakt. I chyba taki styl pracy zawsze był najbliższy memu sercu. Po roku mego pobytu w Zwierzyńcu proboszczem został ks. prał. Stefan Panas, wielki erudyta, człowiek z wielkim doświadczeniem duszpasterskim, pomagający wielu kapłanom w ich życiowych zawirowaniach, miłujący ład i porządek we wszystkim, co czynił. Tego także uczył nas, wikariuszy. Po ponad 2-letniej pracy w Zwierzyńcu Ksiądz Biskup skierował mnie w grudniu 1983 r. do pracy w parafii św. Marii Magdaleny w Łęcznej.

Zupełnie inna sytuacja niż w Zwierzyńcu. Dziekan ks. Marian Kozyra prowadził w tym czasie budowę dwóch kaplic dojazdowych. Bardzo szybko zostałem oddelegowany do nadzorowania niektórych prac budowlanych, a przede wszystkim do zbierania "ochotników" do pracy przy kaplicach. Chociaż byłem w Łęcznej tylko 9 miesięcy, to nauczyłem się tam wiele. Także jeśli chodzi o sprawy budowlane. We wrześniu 1984 r. zostałem skierowany do pracy w parafii Trójcy Przenajświętszej w Krasnymstawie. Proboszcz ks. Stanisław Obara był po zawale serca, więc mnie zlecono kontynuowanie rozpoczętych prac przy kaplicy dojazdowej w Jaślikowie. To zadanie mnie przerażało, ponieważ ludzie niezbyt chętnie patrzyli na budowę kaplicy, niechętnie składali ofiary, niechętnie przychodzili do pracy przy budowie. Mimo to na wiosnę w 1985 r. ruszyliśmy z budową. 1 maja zalane zostały fundamenty, a w czerwcu został wybudowany stan " zerowy" kaplicy. Nie był to wielki obiekt, bo o powierzchni 200 m2, ale jak na tamte warunki to dość spory. Pomoc z parafii była niewielka, bo w tym czasie nowy proboszcz ks. Marcin Jankiewicz rozpoczął przebudowę plebanii w Krasnymstawie, a potem rozpoczął budowę nowego kościoła. Musieliśmy liczyć na własne, czyli wioskowe siły, także finansowe, bo budowa w Krasnymstawie pochłaniała wszystkie fundusze parafialne. Po upływie 4 lat kaplica została oddana do użytku i poświęcona przez ks. bp. Piotra Hemperka. Po uroczystości poświęcenia kaplicy, gdy minął stres, ujawniły się dolegliwości zdrowotne. Dyskopatia, nerwica i ogólne przemęczenie skłoniły mnie do rezygnacji z pracy w Krasnymstawie, a Ksiądz Biskup zaproponował półroczny wypoczynek w Diecezjalnym

Domu Rekolekcyjnym w Łabuniach - w charakterze dyrektora tej placówki. Początkowo trudno było się przyzwyczaić do ciszy, spokoju i prawie zakonnego stylu życia w Łabuniach, ale po pewnym czasie, dzięki życzliwości Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi odnalazłem się w nowej roli, jaką Bóg wyznaczył mi przez Księdza Biskupa. Jednakże i tam po pewnym czasie musiałem się zająć koniecznymi remontami, co omal nie kosztowało mnie utraty lewej ręki. Na szczęście piła tarczowa była zbyt tępa, by obciąć rękę, skończyło się tylko na ranie, którą dzięki życzliwej opiece Sióstr udało się wyleczyć. Najwięcej satysfakcji dawało mi prowadzenie dni skupienia i krótkich rekolekcji z różnymi grupami i w różnych parafiach. Po roku, gdy dolegliwości minęły, odezwała się tęsknota do zwyczajnej pracy w parafii. Ale dopiero w czerwcu 1992 r. ks. bp Jan Śrutwa skierował mnie do pracy w parafii Młodów. Było to kilka miesięcy po nowym podziale administracyjnym Kościoła w Polsce, gdy powstała nasza diecezja zamojsko-lubaczowska. Wraz z kolegą kursowym ks. Henrykiem Pokorą znalazłem się w nowych okolicach na terenie dawnej diecezji lwowskiej. Ludzie życzliwi, księża sympatyczni, ale nieco inna mentalność i zwyczaje, chociaż to ten sam Kościół. Po okresie wzajemnego przyglądania się sobie nawiązała się dość dobra więź i zrozumienie z parafianami młodowskimi. Zacząłem pracować jako katecheta w szkole, poznałem wielu ciekawych ludzi wśród nauczycieli, którzy wiele mi pomagali w organizowaniu różnych uroczystości i wydarzeń parafialnych. Wspólnie z parafianami dokończyliśmy prace budowlane przy nowej plebanii, którą zbudował inny mój kolega kursowy pochodzący z tamtych terenów - ks. Wiesław Banaś. Prowadziłem konieczne remonty przy budynkach parafialnych, a w sprawach duszpasterskich kontynuowałem to, co rozpoczęli moi poprzednicy. Po pewnym czasie powstały: grupa oazowa, schola i Legion Maryi. Rozpoczęliśmy spotkania Kręgu Rodzin. Pracując dość daleko od domu rodzinnego, miałem utrudniony kontakt z rodzicami, którzy z upływem lat tracili siły i zdrowie. Choroba rodziców skłoniła mnie do rozmowy z Księdzem Biskupem na temat przeniesienia do parafii Udrycze, która była bez księdza, po nagłej śmierci proboszcza ks. kan. Józefa Grzanki. W październiku 1994 r. zostałem nowym proboszczem parafii Udrycze. Parafianom trudno się przyzwyczaić do nowego księdza, gdy poprzedni był 25 lat w parafii. Mnie ucieszyła ta zmiana podwójnie. Byłem bliżej rodziców i mogłem nieco więcej czasu poświęcić ratowaniu ich zdrowia. Pracowałem jako następca ks. Grzanki, który był moim katechetą w 7 i 8 klasie szkoły podstawowej.

Mimo że Udrycze nie były łatwą parafią, o czym mówili mi sami parafianie, współpraca układała się dość dobrze. Kontynuowaliśmy niedokończone prace przy świątyni, uporządkowaliśmy obejście przy budynkach parafialnych, przygotowywaliśmy parking dla samochodów, upamiętniliśmy osobę ks. kan. Józefa Grzanki, umieszczając specjalne epitafium w wybudowanej obok kościoła kapliczce, wykonaliśmy drobne remonty plebanii. Starałem się zaangażować nieco więcej młodzieży w duszpasterstwie, uczyłem religii w miejscowej szkole, powstał Legion Maryi, który był mi pomocny w propagowaniu Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego oraz w duchowym przygotowaniu do zbliżającej się wizytacji biskupiej. Mimo niesprzyjającej pogody wizytacja odbyła się pomyślnie i pewnie to zadecydowało w jakimś stopniu, że Ksiądz Biskup zaproponował mi budowę kościoła w Klemensowie. Wiedziałem, co mnie czeka przy powstawaniu świątyni w takich trudnych czasach, ale posłuszeństwo i szacunek wobec Pasterza wymagają zgody na postawioną propozycję. 7 listopada 1997 r. znalazłem się w parafii Klemensów. Początki zawsze są trudne - tak też było i tym razem. Ludzie w parafii słuchali z niedowierzaniem, gdy mówiłem, że wspólnymi siłami możemy wybudować kościół i budynki parafialne w ciągu 10 lat. Potrzebne są obopólne zaufanie, pieniądze i wspólna praca na budowie. Większość parafian obdarzyła mnie zaufaniem, choć niełatwo im do dziś w nim trwać, gdyż co jakiś czas nieżyczliwi czy też złośliwi wymyślają fantastyczne historie, aby zdyskredytować nas, księży, a przez to nie dopuścić do powstania nowego ośrodka religijnego. Ale prawda broni się sama i widać gołym okiem efekty dobrej współpracy i ofiarności ludzi wierzących. Kościół widać z daleka, budynek gospodarczy prawie wykończony służy jako magazyn materiałów i narzędzi budowlanych, kaplica przedpogrzebowa przydała się już trzykrotnie, a robotnicy mogą na miejscu spożywać obiady. Wymurowana została część ścian budynku plebanii, co jest solą w oku niektórych parafian. Pewnie uważają, że proboszcz ks. Wróbel mógłby mieszkać pod kościelną strzechą - po co mu plebania. Mimo różnych problemów z budową - praca w duszpasterstwie daje dużo satysfakcji i napawa nadzieją na lepszą przyszłość. Sporo ludzi chodzi do kościoła, dużo korzysta z sakramentów świętych. Wikariusz ks. Ryszard Mazurkiewicz opiekuje się grupą ok. 40 ministrantów, dzieci aktywnie uczestniczą w liturgii, oaza podobnie jak KSM gromadzi kilkadziesiąt osób na cotygodniowych spotkaniach. Powstał Legion Maryi, który służy pomocą duchową i apostolskim zaangażowaniem w akcjach duszpasterskich. Radni parafii co miesiąc zbierają ofiary na budowę kościoła. Kółka różańcowe szturmują niebieskie bramy o Bożą pomoc przy różnych wydarzeniach parafialnych. Za kilka dni rozpoczną się misje święte. Jakie przyniosą owoce? Zobaczymy. Co się dało, to zrobiliśmy, aby wszystkich zawiadomić o tym wydarzeniu. Kto skorzysta z zaproszenia, nie będzie zapewne żałował, a kto wie swoje, to przy swoim zostanie. My robimy swoje. Z Bożą pomocą!

Ks. Ryszarda Wróbla wysłuchał ks. Ryszard Mazurkiewicz

Z Bożą pomocą Drogi Jubilacie!

Z pomocą dobrych ludzi, oddanych parafian, z pomocą wiernych serc. Jakże trudno stąpać po drodze z wybojami. Jakże ciężko dźwigać ogromny krzyż ludzkich trosk. Jakże wielkiej trzeba wytrwałości i iluż wyrzeczeń, aby przeżyć życie w wierze.

Ale jakaż wspaniała nagroda czeka tych, którzy zwyciężą w Chrystusie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy jestem świadomy tego, ile kosztowałem Jezusa?

2024-04-16 13:32

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 15, 9-17.

Wtorek, 14 maja. Święto św. Macieja, apostoła

CZYTAJ DALEJ

Już w sobotę Czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego w Licheniu!

2024-05-14 13:44

[ TEMATY ]

czuwanie

Licheń

Wigilia Zesłania Ducha Świętego

Mat. prasowy

18 maja, pod hasłem “Zjednoczmy się wokół Mamy!”, Teobańkologia organizuje w Licheniu czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego. Spotkanie odbędzie się pod honorowym patronatem Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Świeckich.

Wydarzenie w Licheniu będzie pierwszym wspólnym czuwaniem osób zawierzonych Maryi, społeczności Teobańkologii oraz społeczności dzieła Oddanie33.

CZYTAJ DALEJ

Filipiny odwdzięczają się misjonarzom licznymi powołaniami

2024-05-14 18:22

[ TEMATY ]

powołanie

Filipiny

Karol Porwich/Niedziela

W wyspiarskim kraju, jakim są Filipiny liczba pallotyńskich powołań rośnie z roku na rok. O swojej misji opowiadał w Polsce ks. Bineet Kerketta, misjonarz z Indii, rektor pallotyńskiego seminarium na Filipinach.

Księża pallotyni założyli misję na Filipinach w 2010 r., w Bacolod, na północno-zachodnim wybrzeży wyspy Negros. Chociaż Filipiny to kraj chrześcijański (aż 86 proc. ludności to katolicy), Kościół tam wymaga nadal wsparcia. Powodem jest ogromne rozwarstwienie społeczeństwa i przepaść, jaka dzieli biednych i bogatych. Najbogatsi mają w posiadaniu ogromne plantacje trzciny cukrowej i ryżu, a nawet całe wyspy. Najubożsi z trudem mogą się wyżywić. Nawet kościoły mają osobne. Większość działań w parafii prowadzą świeccy i postępują zgodnie ze swoją mentalnością, tradycją i kulturą. Dlatego wciąż ewangelizacja jest potrzebna.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję