Reklama

Następcy św. Brata Alberta

Bogaci w miłosierdzie

Niedziela przemyska 41/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wywiad z ks. prał. Bronisławem Żołnierczykiem, założycielem Schroniska św. Brata Alberta w Przemyślu i innych schronisk na terenie Podkarpacia

- W tym roku obchodzimy 15-lecie istnienia Schroniska im. św. Brata Alberta w Przemyślu i 23-lecia Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta w Polsce. Skąd wziął się pomysł założenia Towarzystwa na naszym terenie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Ks. Bronisław Żołnierczyk: - Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, wcześniej nazywane Towarzystwem Pomocy im. Adama Chmielowskiego (władze komunistyczne nie godziły się na nazwanie go imieniem Świętego) istniało już parę lat. Będąc we Wrocławiu spotkałem się z tamtejszym Towarzystwem, z ludźmi prowadzącymi schronisko dla bezdomnych mężczyzn przy ul. Lotniczej i wtedy pomyślałem, żeby przeszczepić tę ideę na teren archidiecezji przemyskiej. Dowiedziałem się przy tym, że jest wielu bezdomnych, choć w naszym kraju wcześniej o tym się nie mówiło; mówiło się tylko o bezdomności w Ameryce, Europie Zachodniej, ale nie u nas, w kraju sukcesu. Gdy przyjechałem do Przemyśla przedstawiłem plan pracy Arcybiskupowi Seniorowi, który wyraził zgodę na założenie Towarzystwa i tak się rozpoczęło.
Pierwsze koło i schronisko powstało w Rzeszowie, a rok później w Przemyślu i 11 innych miejscowościach Podkarpacia.

- Jak wyglądały początki pracy Schroniska, jakie były problemy?

- Rozpoczęliśmy pracę Towarzystwa od pomocy potrzebującym rodzinom poprzez zapewnienie im posiłków. Powstała darmowa kuchnia, która istnieje do dziś i wydaje obiady dla około 250 osób. Jesienią roku, w którym założono Towarzystwo ogłoszono amnestię i z uwagi na dużą liczbę bezdomnych mężczyzn władze państwowe zachęcały do tworzenia schronisk.
Okazało się, że w parafii na Kazanowie pewna rodzina przekazała swój mały dom na potrzeby parafii, a ta z kolei oddała budynek na nasze potrzeby i tak powstało pierwsze schronisko w Przemyślu, gdzie nocleg mogło znaleźć 7-10 osób. To był początek. Tak działaliśmy przez kilka lat szukając lepszego lokalu. Gdy władzę objęła „Solidarność” ponownie zwróciliśmy się o pomoc do władz samorządowych i wówczas wojewoda przemyski oddał do naszej dyspozycji barak na terenie Zasania przy ul. Focha, a następnie drugi barak, gdzie wcześniej mieściły się urzędy wojewódzkie. Zaczęliśmy je remontować, gdyż były bardzo zdewastowane. Po półrocznych pracach remontowych - 9 listopada 1991 r. - poświęciliśmy obecne Schronisko.

Reklama

- Jaka liczba osób skorzystała w tym czasie z pomocy Schroniska?

- Aktualnie Schronisko ma 75 miejsc noclegowych, zaś w zimie przez otwarcie noclegowni liczba ta powiększa się do 120 miejsc. Miejsca w Schronisku są właściwie cały czas zajęte.
Przy założeniu rotacyjnego charakteru Schroniska, kiedy część osób przebywa dłużej, część krócej, na pewno można mówić o nich już w setkach, a może w tysiącach - 2500 do 3000 osób. Czas pobytu bezdomnych w Schronisku, to czas kiedy mają stanąć na nogi i zacząć żyć na własny rachunek.

- Jakie są warunki przyjęcia do Schroniska?

- Nie stawiamy żadnych warunków, choć zasadniczym warunkiem jest trzeźwość i wola wyjścia z bezdomności. Przyjmujemy wszystkich ludzi, którzy się do nas zgłaszają; każdej profesji, każdego wyznania, nie patrzymy w życiorys czy tym bardziej w kieszeń. Staramy się zapewnić wszechstronną pomoc tj. mieszkanie, sprawy bytowe, pomoc lekarską, załatwienie spraw związanych z życiem bezdomnych, ich dokumentami itp.

- Kim są ludzie, którzy tam trafiają?

- Patrząc z socjologicznego punktu widzenia najwięcej przychodzi do nas ludzi „w sile wieku” pomiędzy 35. a 50. rokiem życia, średnia grupa - to 20-latkowie, zaś najmniejsza - ludzie starsi, schorowani. Biorąc pod uwagę wykształcenie, trzeba powiedzieć, że bezdomność jest demokratyczna, zdarzają się nawet ludzie z wyższym wykształceniem. Najczęściej jednak dotyczy ludzi z wykształceniem podstawowym i zawodowym. Jeśli chodzi o status rodzinny, są to przede wszystkim osoby albo z rodzin rozbitych albo z domów dziecka, często mające za sobą konflikty rodzinne albo naruszenie prawa i przeszłość więzienną. Mieszkańcy Schroniska to pewien procent ludzi bezdomnych, którzy zgłosili się do nas celem zmiany życia, wyjścia z bezdomności, ale jest bardzo wielu bezdomnych, którzy nie chcą być w Schronisku, raczej wolą żebrać niż szukać rozwiązania swojego problemu.

- Czy nie uważa Ksiądz, że to Państwo powinno zająć się opieką socjalną i dać tym ludziom szansę życia w godnych warunkach. Dlaczego Kościół podejmuje takie działania?

- Sprawa opieki nad bezdomnymi pojawiła się w okresie „Solidarności” pod koniec lat 80., kiedy okazało się, że system komunistyczny jest słaby i nieludzki. „Solidarność” zauważyła ludzi bezdomnych i wtedy powstało Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, a wraz z nim zaczęto zakładać schroniska.
Państwo winno zaopiekować się bezdomnymi, ale nie potrafi czynić tego skutecznie, gdyż pomoc ludziom poranionym przez życie uzależniona jest - oprócz pomocy materialnej - od opieki duchowej, bliskości i otwartości na drugiego człowieka. Tego bezdomni najczęściej potrzebują i to jest baza, na której mogą dokonać swojej przemiany. Uważam, że rządowe projekty socjalne są tu konieczne, ale one nigdy nie będą skuteczne, jeśli nie będzie ludzi dobrej woli, ludzi Kościoła, którzy we współpracy z Państwem pokierują losami ludzi bezdomnych.
Rząd od paru lat wspiera materialnie Schronisko - podobnie jak i władze samorządowe. Towarzystwo i Państwo współdziałają opracowując projekty ratowania bezdomnych i przeciwdziałając rosnącej bezdomności w kraju.

- Czy Schronisko im. św. Brata Alberta kontynuując misję swojego Założyciela, zbliża tym samym bezdomnych do Boga?

- Można powiedzieć z obserwacji, że wszyscy ludzie mieszkający w Schronisku, to ludzie wierzący, choć czasami ich wiara jest może mało dojrzała. Bardzo rzadko spotykamy się z ludźmi niewierzącymi, którzy nie przeżyli inicjacji wiary w postaci przyjętych sakramentów chrztu, I Komunii św. czy bierzmowania. Schronisko więc z jednej strony ma ułatwione zadanie, bo posiada ludzi przeżywających w jakiś sposób swoją wiarę, z drugiej strony utrudnione, bo ta wiara nie jest pogłębiona i ci ludzie nie odkryli wartości życia religijnego, na której można budować. Cała nasza posługa polega na tym, by umocnić fundamenty wiary. Zgodnie z założeniami św. Brata Alberta zwracamy uwagę na trzy wartości: modlitwę, pracę, życie we wspólnocie, co staramy się rozwijać po to, by pomóc tym ludziom rozwiązać swoje problemy związane z bezdomnością. W naszym Schronisku prawie wszyscy uczestniczą we Mszy św., nabożeństwach zwyczajowych, rekolekcjach. Przeciętnie od kilku do kilkunastu osób korzysta każdego tygodnia z sakramentów świętych, ponad 50-70% korzysta ze spowiedzi adwentowej czy wielkanocnej i są to często prawdziwe nawrócenia po wielu latach życia z dala od Kościoła.

- Ksiądz kieruje całym tym dziełem, ale są również inni ludzie, którzy w nim uczestniczą.

- Tak, ja jestem inicjatorem powstania schronisk na terenie Podkarpacia, byłem u początku założenia różnych kół na terenie byłej archidiecezji przemyskiej. Obecnie na Podkarpaciu jest ich trzynaście. Pracy tej sam bym nie wykonał, gdyby nie było ludzi dobrej woli, którym bliska jest idea św. Brata Alberta - służba drugiemu człowiekowi, a zwłaszcza bezdomnemu. Aby Koło mogło istnieć musi być inicjatywna grupa osób, która jest wpisana do Towarzystwa, a także grono sympatyków, przyjaciół śpieszących z pomocą. Największy wysiłek w każdym Kole Towarzystwa podejmuje prezes Koła wraz z Zarządem. W naszym przemyskim Kole czwartą kadencję prowadzi działalność albertyńską Jadwiga Mikołajczyk, pracująca bardzo ofiarnie i z oddaniem. Ostatnio została odznaczona przez Ojca Świętego medalem PRO ECCLESIA ET PONTIFICE, za zasługi na polu ratowania bezdomnego człowieka.

- Pojawiają się zarzuty, iż ludziom przebywającym w Schronisku stwarza się warunki zbyt cieplarniane, dając im rybę zamiast wędki.

- Taki zarzut może się pojawić ze strony tych, którzy nie znają życia Schroniska, gdyż ten, kto je zna wie, że w naszych założeniach zaakcentowany jest obowiązek pracy. Są dwa powody wyrzucenia ze Schroniska - pijaństwo i odmowa pracy. Wszyscy mieszkańcy podejmują pracę przede wszystkim na rzecz Schroniska: w kuchni, pralni, kotłowni, przy utrzymaniu porządku, przy remontach w ogrodzie warzywnym. Każdy mieszkaniec w miarę możliwości i sił podejmuje również pracę na zewnątrz. Mamy nawiązaną współpracę z przedsiębiorstwami zajmującymi się sprzątaniem miasta, cmentarza. W okresie letnim w Schronisku między godziną 6. a 17. właściwie nie ma nikogo, pozostają tylko chorzy, renciści i starcy. Z wynagrodzenia za pracę pobieramy częściową opłatę - jest to 70% zasiłku socjalnego, a reszta przechowywana jest w depozycie na ich własne potrzeby. Często też ludzie mieszkający na terenie miasta, przedsiębiorcy najmują chętnych do doraźnej pracy.

- Przyznaję, że sama byłam w błędzie, gdyż wyobrażałam sobie, iż życie tych ludzi w Schronisku wygląda tak samo, jest bezdomnych żebrzących na ulicy.

- Dla nas praca jest bardzo ważnym elementem resocjalizacyjnym i staramy się, by bezdomni podejmowali ją w różnych dostępnych sobie formach i w duchu św. Brata Alberta.

- Czy mógłby Ksiądz przytoczyć historię jakiegoś człowieka, który dzięki Schronisku powrócił do życia w społeczeństwie, „wyszedł na prostą”.

- Jeśli chodzi o konkretne przykłady można byłoby przytoczyć ich wiele, bo na przestrzeni piętnastu lat istnienia Schroniska w Przemyślu, co roku jakaś grupa się usamodzielnia i odchodzi do własnego mieszkania. Są też i takie sytuacje, że ludzie powstawszy z nałogów: alkoholizmu, narkomanii, pozostają w Schronisku, bo nie mają gdzie iść, bo dzisiaj nie ma już hoteli robotniczych ani Pogotowia Opiekuńczego dla Dorosłych.
Zgodnie z naszymi założeniami Schronisko powinno mieć charakter przejściowy, kilkumiesięczny - w rzeczywistości zdarzają się takie sytuacje, że mężczyźni przebywają u nas i 7-8 lat, bo są samotni i nie mają dokąd pójść, a czasami dochodzi do tego jeszcze choroba. W miarę potrzeby załatwiamy im zakłady stałej opieki, zwłaszcza dla ludzi psychicznie chorych i starych. Najczęstszym problemem mieszkańców Schroniska jest alkoholizm. Około 90% ludzi bezdomnych jest dotkniętych tą chorobą. Wielu wspaniałych ludzi boryka się z tym problemem, wielokrotnie powstając i ponownie poddając się chorobie alkoholowej.
Przykład, o którym chcę powiedzieć, pochodzi sprzed lat, z początku naszej działalności, kiedy jeszcze remontowaliśmy Schronisko przy ul. Focha. Wtedy pojawił się Marek z Przemyśla. Miał poważne problemy alkoholowe i znajdował się niemalże w ostatnim stadium choroby, co sprawiło, że kochające się małżeństwo, w którym żył, rozpadło się. Żona wniosła o rozwód, on znalazł się na ulicy i wszedł w kolizję z prawem - kilkakrotnie siedział w więzieniu. Na początku pomagali mu rodzice, ale potem mieli go dosyć - wspierała go jedynie bardzo kochająca babcia. Jednakże po ostatnim jego pobycie w więzieniu powiedziała mu, że może przyjść do niej po pomoc, ale nie weźmie go do siebie, nie zamieszka z nim, bo się go boi. Marek zamieszkał więc w naszym Schronisku i zaczął szukać pracy. Poszedł do Biura Pracy (wówczas istniał jeszcze nakaz pracy), ale tam go już znali i dosłownie „wykopali” uznając, iż dla takich ludzi jak on nie ma pracy. W czasie pobytu u nas sam znalazł sobie pracę, m.in. został kierowcą w zakładzie oczyszczania miasta, poza tym dorabiał jako „złota rączka”. Po roku przebywania w Schronisku powiedział mi, że chciałby się spotkać z żoną i zapytał, czy ja bym z nim nie poszedł. Doszło do spotkania. Żona powiedziała, że wyrzuciła go z domu, bo chciała zapewnić dzieciom spokój, ale wciąż go kocha i postawiła warunek, że jeżeli przez 2 lata będzie trzeźwy to może powrócić.
Po dwóch latach Marek wrócił do rodziny: do żony i do dzieci. Upłynęło parę lat od jego pobytu w Schronisku. Kiedyś szedłem przez Rynek i zaczepił mnie elegancki pan około 40-tki, jadący pięknym samochodem i zapytał mnie, czy go poznaję. Odparłem, że nie w pełni - pomyślałem: może to Marek, choć on był szczuplejszy i nie był tak zadbany. Odgadłem, to był on. Podziękował Towarzystwu Brata Alberta za to, że wtedy, gdy nawet rodzice odwrócili się od niego, tylko dzięki Schronisku i kochającej babci stanął na nogi. Opowiedział mi, że dzięki swoim wszechstronnym umiejętnościom i zaradności, w okresie transformacji ustrojowej założył przedsiębiorstwo, co poprawiło rodzinną sytuację materialną. Na znak pojednania się z żoną i życia zgodnie z zasadami chrześcijańskimi, pojawiło się w ich rodzinie kolejne dziecko. Wszystko układa się dobrze, czasem tylko żona niepotrzebnie wraca do tego, co było. Został więc uratowany człowiek, ojciec rodziny, przywrócono go społeczeństwu i Panu Bogu.

- Życzę Księdzu, aby było więcej takich przykładów, oraz jak najbardziej owocnej pracy i otwartości tych ludzi na pomoc. Bóg zapłać za rozmowę i szczęść Boże na kolejne dziesięciolecia.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Ekspedyt - dla żołnierzy i bezrobotnych

Niedziela łowicka 51/2004

Sławny - u nas mało znany

CZYTAJ DALEJ

Zakończyła się ekshumacja szczątków ks. Michała Rapacza

2024-04-19 12:39

[ TEMATY ]

Ks. Michał Rapacz

IPN/diecezja.pl

19 kwietnia br. zakończyła się ekshumacja i rekognicja kanoniczna szczątków Czcigodnego Sługi Bożego ks. Michała Rapacza. Beatyfikacja męczennika czasów komunizmu odbędzie się 15 czerwca w krakowskich Łagiewnikach.

W piątek 19 kwietnia zakończono rekognicję kanoniczną szczątków ks. Michała Rapacza. Biuro Upamiętniania Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej 12 kwietnia przy kościele Narodzenia NMP w Płokach przeprowadziło ekshumację szczątków kapłana, który 15 czerwca zostanie wyniesiony do chwały ołtarzy.

CZYTAJ DALEJ

Z prośbą o bezpieczną przyszłość przybyli maturzyści diec. bielsko-żywieckiej

2024-04-19 16:59

[ TEMATY ]

Jasna Góra

maturzyści

diecezja bielsko‑żywiecka

BPJG

Młodzież w bazylice jasnogórskiej

Młodzież w bazylice jasnogórskiej

Z prośbą o bezpieczną przyszłość, opiekę Matki Bożej nad Polską i o pokój na świecie modlili się maturzyści z diecezji bielsko-żywieckiej. Dziś na Jasną Górę przyjechało ponad 800 młodych. Modlił się z nimi diecezjalny biskup Roman Pindel.

- Przyjechaliśmy na Jasną Górę, żeby napełnić się nadzieją. To było dla nas bardzo ważne, żeby tutaj być. Oddajemy Maryi nasze troski i prosimy o wsparcie. Wierzymy, że Ona doda nam sił i pozwoli uwierzyć we własne możliwości - mówili maturzyści.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję