Do ks. Janusza Tarnowskiego, znanego pedagoga, przyszedł kiedyś Marek, chłopiec, który za kilka dni miał przystąpić do I Komunii św. Z dumą zaczął opowiadać, że nie jest tak głupi jak jego kolega Łukasz. Bo Łukasz dostał jako pierwszokomunijne prezenty dwa rowery i dwa zegarki. - To przecież bez sensu. Ja już rozmawiałem ze swoimi gośćmi i tak ustaliłem, że każdy da mi coś innego - powiedział Marek z dumą. - Ale dostaniesz chyba jeszcze jakiś prezent - stwierdził ks. Tarnowski. - A jaki? - zapytał Marek. - PJ - zagadkowo odpowiedział ksiądz. - PJ, PJ, czy to może chodzić o jakiś piernik? Nie. Już wiem, to Pan Jezus! - wykrzynkął Marek. Po chwili rzekł z zawstydzeniem: - O tym, proszę księdza, nie pomyślałem.
Ta autentyczna historia pokazuje, że dla wielu dzieci ciągle, niestety, najważniejsze są prezenty, a nie pierwsze w życiu przyjęcie Chrystusa eucharystycznego. Prezenty komunijne są coraz droższe: rowery, komputery, sprzęt grający. Najdroższe - ofiarowują chrzestni, pozostali goście dają nieco skromniejsze podarunki. Ale wiadomo, że prezenty muszą być. - Niestety, często przysłaniają to, co najważniejsze - podkreśla ks. Tarnowski. - Dobrze, aby prezenty stały się symbolicznym dodatkiem, najlepiej z akcentem religijnym. Bo ważne jest, aby dzieci przeżyły I Komunię św. duchowo - mówią katecheci.
Ks. Tarnowski podaje przykład dobrego i sensownego prezentu: wycieczka z dzieckiem na Jasną Górę. I twierdzi, że dzieci należałoby wychowywać raczej do postawy dawania niż brania. Bo to dawanie daje więcej szczęścia. Z kolei ks. Jerzy Banak, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego na Saskiej Kępie zauważa, że obecnie przyjął się zwyczaj prezentów zbiorowych. - Duża część rodziny składa się na jeden, drogi prezent - mówi ks. Banak. I dodaje, że powinien być to prezent, który dziecko naprawdę uraduje. - Trzeba uważać, żebyśmy prezentu nie kupowali dla siebie - podkreśla proboszcz z Saskiej Kępy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu