Reklama

Misje wśród Malgaszów na wyspie lemurów

Niedziela łódzka 51/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. WALDEMAR KULBAT: - Jak to się stało, że znalazł się Ojciec na misjach?

O. MARIAN LIS: - Nigdy nie marzyłem o Madagaskarze. Także w czasie moich studiów w Obrze, w Seminarium, jeszcze nie było mowy o misjach na Madagaskar. Dopiero w latach 1975-76 były pierwsze pertraktacje z Biskupem z Madagaskaru. Nie myślałem, że kiedyś mogę tam trafić. Dopiero w przeddzień moich święceń kapłańskich przełożony naszego Seminarium w Obrze odczytał obediencję i zupełne zaskoczenie... wraz z dwoma innymi prezbiterami przeznaczony zostałem od razu na Madagaskar. Wyjazd poprzedziło przygotowanie. Najpierw pracowaliśmy w Katowicach, na naszej oblackiej parafii, ucząc się języka francuskiego. Bardziej intensywny półroczny kurs rozpoczęliśmy we Francji, w Paryżu. Po tym krótkim przygotowaniu wylądowaliśmy na Madagaskarze i tam już po francusku uczyliśmy się języka malgaskiego. To trwało kilka miesięcy, no i potem doszła praktyka misjonarska. W 1981 r. zostałem skierowany do mojej pierwszej misji w Marulambu (ta nazwa oznacza miejsce, gdzie jest dużo dzikich świń, ale znajdujące się tam kiedyś lasy tropikalne - powycinano). Objęliśmy misję po misjonarzach francuskich - Mon Forteil (zgromadzenie misyjne jak nasze, założone przez Ludwika Grignion de Monfort).

- Jak wygląda codzienna praca duszpasterska?

- Raczej powiedzmy misjonarska, bo u nas w diecezji, w wielkich ośrodkach, np. w stolicy diecezji - mieście Tamatab można powiedzieć o istnieniu parafii, natomiast my misjonarze pracujemy inaczej, mamy inny system pracy. Misja to dom misjonarski (tam, gdzie ja trafiłem, był zbudowany z drewna i stał już chyba z 50 lat), obok jest kościół (też z drewna z lasu tropikalnego). Nasza praca polega na tym, że wokół misji mamy teren o powierzchni naszego województwa - góry, lasy, rzeki, bagna itd. Ten teren misyjny został rozdzielony, w moim przypadku, trzem misjonarzom - każdy miał swój sektor, np. region północny, gdzie miałem do obsługi 30 wiosek. Tych wiosek było więcej w tym regionie, ale nie w każdej byli chrześcijanie. Moim zadaniem było opuszczać misję na 10-20 dni i iść do nich sam, pieszo, przez busz. Musiałem przygotować bagaż, bieliznę, sprzęt liturgiczny, książki, lekarstwa. Oczywiście, był też tzw. bagażowy, no i szef katechistów lub katechista, przewodnik z jednej wioski do drugiej. Nie we wszystkich wioskach byli chrześcijanie, musiałem więc nieraz omijać trzy wioski, aby dotrzeć do tej właściwej, czasem maszerowałem 30 km. Chrześcijanie już wiedzieli, że przyjdę, bo miesiąc wcześniej przed wyprawą misyjną wysyłałem program, że w tym a tym dniu będę w wiosce. Oni wiedzieli i czekali na misjonarza. Gdy przychodziłem do wioski, trzeba było zachować wszystkie zwyczaje malgaskie, nie witałem się aż do momentu, kiedy wprowadzili mnie do domu - chatki zbudowanej z drewna czy z liści. Tam zapraszali, aby usiąść na krześle i wszyscy z wioski podchodzili (nawet szef pogan), aby się przywitać.

- Czy katolikami są tam już całe rodziny?

- Bywa tak, że nieraz rodzice są poganami, animistami, a dzieci są już chrześcijanami. Rodzina może być więc katolicka i " mieszana".

- Czy łatwo jest krzewić wiarę? Czy można jakoś nawiązywać do ich wierzeń, np. jeśli się tłumaczy chrześcijańskie prawdy wiary?

- Tak, jest możliwość, chodzi o tzw. proces inkulturacji; misjonarze podejmują wysiłek zbadania tej kultury, np. problem przodków. Istnieje kult przodków, zmarłych. Wykorzystujemy te elementy np. w ceremoniach Wielkiego Tygodnia. Jest taki zwyczaj, który widziałem w diecezji, gdzie pracuję obecnie, że dostajemy z naszej stacji misyjnej figurę Pana Jezusa w grobie. Dla Malgaszy jest to bardzo ważne. Ceremonie pogrzebowe są u nich długie i bogate. W wiosce jest specjalny dom przeznaczony tylko dla zmarłych. Kiedy nadchodzi chwila pożegnania zmarłego, trzymają go w górze nad sobą, zawiniętego w całun z materiału i wszyscy ludzie wychodzą z tego domu pod ciałem zmarłego - dzieci, kobiety, mężczyźni. Malgasze wierzą, że przejście pod zmarłym da im błogosławieństwo. Często ich wierzenia religijne - animistyczne są głębokie, ale oni nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego coś się dzieje właśnie tak, u nich po prostu przekazywana jest tradycja z pokolenia na pokolenie. Oni składają ofiary zmarłym, bo zmarłego uznają jako boga. Wiedzą, że jest inny Bóg, który stworzył, ale ci przodkowie wciąż mają miejsce uprzywilejowane. Zmarli są według nich więksi niż ten Bóg. Był np. pogrzeb bogatego Malgasza, który posiadał ok. 500 byków, a sam żył jak nędzarz - gdy umarł, zabito 100 byków na ofiarę za niego, bo uznano go za boga. Malgasze nie przywiązują zbytnio uwagi do swego życia doczesnego - zwłaszcza w wioskach. Inaczej jest w miastach, ale oni wszystko robią, aby życie pozagrobowe było lepsze, bo ono jest najważniejsze. Dlatego, wracając do inkulturacji, wykorzystujemy te momenty czy okresy, np. Wielkiego Postu, ale przede wszystkim Wszystkich Świętych. Uczymy np. żeby modlili się i oni wierzą, że przodkowie, ci zmarli, szczególnie będąc już chrześcijanami, są pośrednikami, którzy pamiętają o nich. Istnieje oczywiście problem przetłumaczenia Biblii na ich język. Oto prosty przykład: przypowieść o siewcy. Malgasz słysząc to, dziwi się rozrzutności siewcy. Tubylcy sadzą ryż w ten sposób, że biorą każde ziarno i wbijają je kijem (na sposób azjatycki), sadzą też najczęściej na zboczach gór, a opady są tutaj bardzo mocne. Oni nie znają siania.

- Jakie są obszary życia społecznego, w które Kościół angażuje się?

- Może sięgnę do historii. Próby ewangelizacji Madagaskaru w XVII w. nie udały się - wszyscy misjonarze zginęli na malarię. Na nowo rozpoczęła się w XIX w. i udało się to tylko misjonarzom protestanckim. Później opanowali ten teren Jezuici. Ewangelizując, nie tylko szli i głosili, ale także pracowali nad Pismem Świętym. Jezuici oraz Lazaryści zakładali szkoły już od XIX w.

- Jak kształtuje się profil wyznaniowy wyspy? Ilu jest katolików, a ilu protestantów?

- 50% ludności katolików i protestantów razem. Protestanci to głównie kalwiniści (Norwegia), Kościół ewangelicko-reformowany. Wracając do udziału Kościoła w życiu społecznym, istnieje na Madagaskarze działalność charytatywna, społeczna, prócz tego misjonarze prowadzą szkoły zakonne, parafialne, szkoły podstawowe, średnie, a także w stolicy, w Antananari jest Uniwersytet. Dążymy do tego, by powstał uniwersytet katolicki. Jako grupa oblacka pragniemy stać się prowincją malgaską. W prawie kanonicznym jest to ważne, by zyskać status prowincji.

W tej chwili jest w świecie 4700 oblatów, na Madagaskarze, razem z Malgaszami, pracuje ok. 45 kapłanów. Jako misjonarz jestem zadowolony z posługi misjonarskiej, tej pracy w buszu, z ludźmi. Są oni otwarci, bardzo życzliwi, szło się do nich chętnie mimo niewygód, zmęczenia, mimo szczurów w domu, monotonnego jedzenia.

Pracowałem też w delegaturze jako ekonom. Musimy się starać o życie, utrzymanie misjonarzy, leki jedzenie. Pracując na trzeciej naszej misji oblackiej, 200 m od Oceanu Indyjskiego, zajmowałem się zaopatrzeniem dla misji znajdujących się w górach. Musiałem kupić traktor, aby przewieźć żywność, lekarstwa. Nieraz dystans między naszą misją a misją wysuniętą najdalej na południe wynosił ok. 130 km, a traktor jechał 3-4 dni. Jechało się w bardzo ciężkich warunkach, terenami górzystymi. Radość i satysfakcję czerpałem głównie z pomocy drugiemu. Jeśli na misjach nie ma solidarności między misjonarzami, nie potrafią się oni utrzymać, bo przecież jeden zależy od drugiego. To jest takie życie rodzinne.

- Jakie jest podstawowe pożywienie?

- Ryż. Rano ryż, w południe ryż, wieczorem ryż. Czasem mięso z bardzo chudych kur, drobno krojone.

- A jak wyglądają sprawy zdrowia?

- Jestem szczepiony przeciw żółtej febrze, ale na malarię... jest tyle rodzajów, że trudno się szczepić, a lekarstwo prolochinina ma ujemne działanie na wątrobę, wzrok, słuch. Istnieje także ameba. Człowiek często zaraża się w buszu. Woda po ryżu, którą częstują, jest nieraz źle przegotowana. Nie można potępić tych, którzy wracają. Często organizm odmawia posłuszeństwa i psychicznie, i fizycznie. Przede wszystkim panuje malaria. Dotyka prawie wszystkich. Mamy lekarstwa, ale to na nic. Będąc w Polsce tylko 1,5 miesiąca, już dwa razy miałem malarię (zimnica, dreszcze, wymioty, bóle mięśni). To jest choroba zawodowa. Tam, gdzie jestem, panuje także cholera. Dwa dni i po człowieku - przychodzi całkowite odwodnienie (ratunek jest tylko wtedy, gdy w pierwszej fazie trafi się do szpitala). Misjonarze wracają często także dlatego, że przychodzi taka sytuacja, załamanie, gdzie nie może sobie dać rady i przełożeni często nie czekają, tylko od razu wycofują. Bardzo często tamtejsi szamani, przeciwstawiający się misjom, mogą otruć. Istnieje struktura plemienna, gdzie jest szef klanu, bo to są takie klany-rodziny. Od niego zależy wszystko. Jest on zobowiązany dla całego klanu składać ofiary. Jeżeli coś nie pasuje, "zamawia się" wyrok - truciznę, którą mają przygotować szamani. Ja sam miałem takie zdarzenie. Kiedyś przyszedłem do wioski, w której zostałem poczęstowany kawą. Kobieta, która rozlewała kawę, najpierw sama napiła się z kubka przeznaczonego dla mnie - to był znak, że jednak można pić, nie było zatrute. Misjonarza białego trudniej jest otruć ze względu na konsekwencje - sprawa może być rozgłoszona, ale księży-Malgaszy często trują (być może ze względu na zatargi rodowe). Znam przypadek jednego malgaskiego księdza, który dostał truciznę i ledwo go uratowali. Jego rodzina starała się znaleźć odtrutkę u innego szamana.

- Czy język malgaski jest bardzo trudny?

- Moim zdaniem jest dość trudny, ale z pewnością łatwiejszy od chińskiego. Korzenie tego języka sięgają Indonezji, Malezji. Jako misjonarze musimy uważać, bo różni Malgasze (czy ze wschodu czy z zachodu) posługują się innymi językami plemiennymi, a inni tego nie znają. Struktura zdaniowa tego języka jest całkowicie inna. Wszystko jest odwrotnie: podmiot, orzeczenie. Język jest natomiast bardzo melodyjny i dla nas Polaków nie nastręcza tak wielu trudności. Bardzo ważna jest sprawa akcentów, trzeba na nie bardzo uważać, bo zmieniają znaczenie. Abym swobodnie mógł mówić, musiało minąć 3-4 lata. Początkowo pewnych formuł uczyłem się na pamięć.

- Czy Pismo Święte jest już przetłumaczone na język malgaski?

- Już dawno. Tu trzeba chylić czoła przed Kościołem malgaskim. Katechizm został opracowany już w XVII w., a Pismo Święte zostało przetłumaczone w XVIII w.

- Jak wygląda oprawa liturgiczna Mszy św.?

- Malgaski język jest bardzo melodyjny. Nieraz podczas Mszy św. uczestnicy nie siedzą, ale stoją i śpiewają, i to na kilka głosów.

- Jak wygląda działalność charytatywna, czy Kościół pośredniczy w przekazywaniu darów?

- Tak, ale w tej chwili bardzo utrudnia to rząd. Co do lecznictwa - Kościół prowadzi niektóre szpitale, jest nawet klinika prowadzona przez siostry zakonne, są ośrodki zdrowia w większych miejscowościach. Prócz tego mamy na Madagaskarze dobrze rozwinięte harcerstwo, działają skauci (byłem też kapelanem Katolickiego Związku Młodzieży Wiejskiej w diecezji).

- Jak ubierają się Malgasze? Jakie mają stroje, buty?

- Butów nie mają, chodzą raczej boso. Zimą ubierają płaszcze, to co mają ciepłego (klimat zależy od regionu, tam, gdzie ja mieszkam, jest w tej chwili zima, tzn. w ciągu dnia jest ok. 15-20oC, a nocą spada nawet i do 0oC). Nietrudno więc o grypę i przeziębienia.

Dzięki przeróżnej działalności Kościoła oblicze Madagaskaru wciąż się zmienia. Jechaliśmy tam jako misjonarze w nieznane, bez znajomości języka, kultury, obyczajów, bez adaptacji do klimatu, zwyczajów. Patrzono na nas na początku jak na kolonizatorów. Dla Malgasza biały oznacza, że ma dużo pieniędzy.

- Jak na wyjazd na Madagaskar zareagowała Ojca rodzina?

- Mama była z początku przerażona, ale wiedziała, że takie jest nasze powołanie misjonarskie. Mama umarła, gdy byłem już na Madagaskarze, widziałem ją przed śmiercią, ale na pogrzeb nie przyjechałem. Ojciec też umarł, gdy byłem na Madagaskarze, taki jest los misjonarza. Jeżeli nie możemy być na pogrzebie naszych bliskich, są na nim inni misjonarze przebywający akurat w Polsce. Do 1970 r. nie można było wyjeżdżać, istniały przeszkody polityczne. Teraz jest czas na polski Kościół. Wiele terenów misyjnych przejęli polscy księża, bo misje się rozrastały, a księża francuscy, belgijscy, holenderscy mieli po 60, 70 lat. Nadal Polacy nie przeważają liczbowo, ale coraz bardziej przeważają liczbą powołań i młodym wiekiem.

- A jak jest z gazetami, radiem?

- Radia nie mamy żadnego, gazety przychodzą z miesięcznym opóźnieniem, ale mamy internet.

Trochę żal, że temat misji jest często jakby na uboczu. Jeżeli ktoś ma kogoś bliskiego w rodzinie, interesuje się misjami, ale jeżeli nie...

- Jak jest z porami roku, pogodą?

- Mówimy o dwóch porach roku - letniej i zimowej. Letnia charakteryzuje się dużą ilością opadów, potrafi spaść do 5 m deszczu, ponadto od października do końca kwietnia jest także pora cyklonów, tzw. monsunów. Nie każdy cyklon jest destrukcyjny - on przynosi deszcze (wtedy pada 3 dni). Ale może też niszczyć, jeśli dana okolica dostanie się w oko cyklonu (ma ono 30-50 km), wtedy wiatr wieje od 100 do 300 km/godz. Jak oko cyklonu przejdzie przez dany region, to, co pozostanie, jest doszczętnie zniszczone, szczególnie uprawy ryżu, kawy. Takie cyklony to kataklizm dla Madagaskaru. Nieraz z pomocy Caritas (mamy także Caritas na Madagaskarze) udaje się odbudować nasze misje, szpitale itd., ale te budynki państwowe nieraz czekają 10 lat, by je odbudować. Wracając do klimatu, na zachodzie wyspy jest on bardziej subtropikalny - jeśli jest pora sucha, to 6-7 miesięcy nie ma kropli deszczu, wszystko wysycha. A na wschodzie istnieją, jak już wspomniałem, dwie pory. Jeśli chodzi o zwierzęta, żyją np. różne gatunki lemurów (najmniejszy mierzy ok. 30 cm), w rzekach aligatory, przeróżne węże, kameleony, dzikie świnie. Psy uważane są w kulturze malgaskiej za zwierzęta pogardzane, a koty są chętnie spożywane.

- Dziękuję Ojcu za ciekawe i szczegółowe ukazanie życia zarówno misjonarzy, jak i mieszkańców Madagaskaru. Ojcu i wszystkim misjonarzom życzymy szczególnej pomocy Bożej, zdrowia, sił i wytrwania w misyjnej pracy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dzieci przywitały obraz Matki Bożej w Praszce

2024-05-01 15:12

[ TEMATY ]

peregrynacja

Praszka

parafia Wniebowzięcia NMP

nawiedzenie Obrazu Matki Bożej

Karol Porwich / Niedziela

Matka Boża Jasnogórska na szlaku peregrynacji 30 kwietnia nawiedziła parafię Wniebowzięcia NMP w Praszce. Księża i wierni powitali obraz na rynku pod klasztorem sióstr Felicjanek.

Specjalny program, przygotowany przez dzieci z Niepublicznego Przedszkola prowadzonego przez Zgromadzenie Sióstr Felicjanek w Praszce, uświetnił przyjazd jasnogórskiej ikony. Po uroczystym powitaniu, w procesji, uczestnicy udali się do kościoła, gdzie Mszę św. koncelebrowaną odprawił bp Andrzej Przybylski. Biskup w rozmowie z Niedzielą podkreślił, że Maryja chce doglądać swoje dzieci.

CZYTAJ DALEJ

Obrońca wiary

Niedziela Ogólnopolska 18/2022, str. VIII

[ TEMATY ]

święty

commons.wikimedia.org

Św. Atanazy Wielki

Św. Atanazy Wielki

Za życia nazywany był „Ojcem prawowierności”, po śmierci mówiono o nim, że jest „filarem Kościoła”.

Święty Atanazy urodził się w pobożnej rodzinie najprawdopodobniej w Aleksandrii, będącej jednym z największych miast Cesarstwa Rzymskiego. Jako młodzieniec udał się do pustelni, gdzie rozwijał swoją duchowość pod opieką św. Antoniego. Dorastał w cieniu prześladowań chrześcijan. Poprzez obserwowanie męstwa i odwagi męczenników, sam nabrał chartu w obronie tego, co najcenniejsze – wiary. Jak się wkrótce okazało, ta cecha pozwoliła mu stać się obrońcą wiary, gdy herezja Ariusza zaczęła zdobywać popularność na dworze cesarskim.

CZYTAJ DALEJ

O. Giertych przy grobie Jana Pawła II: przykazania potrzebne, ale zbawia Chrystus

2024-05-02 10:25

[ TEMATY ]

grób JPII

Giertych

Monika Książek

Przykazania są potrzebne. One są mądrymi zasadami. One podprowadzają do Chrystusa, ale zbawieni jesteśmy przez Chrystusa - powiedział teolog Domu Papieskiego o. Wojciech Giertych OP, podczas Mszy Świętej sprawowanej w czwartek rano przy grobie św. Jana Pawła II w Bazylice św. Piotra w Watykanie. W koncelebrze był także jałmużnik papieski kard. Konrad Krajewski.

W homilii o. Wojciech Giertych nawiązał do czytania dnia z Dziejów Apostolskich, które opowiada o pierwszym soborze jerozolimskim. „Powstało pytanie, jaka jest relacja przykazań i prawa żydowskiego i żydowskich obyczajów do łaski. Było to ważne w kontekście ludzi, którzy byli pochodzenia pogańskiego, a odkrywali wiarę Chrystusa i te relacje pomiędzy tymi, którzy byli pochodzenia pogańskiego, a tymi, którzy byli pochodzenia żydowskiego, były niejasne i sobór musiał na to odpowiedzieć” - podkreślił teolog Domu Papieskiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję