Reklama

Opowieści (40)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tuż przed Świętami sypnęło nieźle śniegiem, który pokrył delikatnym puchem pola, drzewa, łąki i domy. Wszędzie było biało, tylko wiatr hulał, tworząc zamiecie i sypiąc lodowymi kryształkami w twarz przechodniom. Wszyscy cieszyli się, że jest tyle śniegu, tak powinno być na Boże Narodzenie. Starsi z pośpiechem szykowali sanie, aby nimi pojechać na Pasterkę lub na inne świąteczne nabożeństwa. Dzieci jak zwykle korzystały z okazji i bawiły się, rzucając śnieżnymi kulami albo próbując ulepić bałwana. Wieczorem na niebie pojawił się ogromny księżyc w pełni, który swoim światłem stwarzał niepowtarzalną atmosferę. Podczas pełni zwykle chwytał mróz i wtedy wszystko zaczęło iskrzyć, jakby ktoś na ziemię porozrzucał drobne świecące diamenty. Szyby w oknach pokrywały się przepięknymi wzorami gwiazdek, kwiatów, liści i różnych figur. Wyglądało to prześlicznie jakby je zaprogramował najlepszy na świecie komputer. Jeśli ktoś szedł w taki wieczór, to każdy jego oddech zamieniał się w mały obłok pary, a buty stawiane na śniegu skrzypiały jak stare niesmarowane wrota do stodoły.

W środku wioski mieszkały rodziny Wojtasiów i Bocianów. Ich domy stały obok siebie, a podwórko przegrodzone było drewnianym, chylącym się płotem. Stefan Bocian zaczął chorować, z początku nikt nie zwracał na to uwagi. Sądzono, że coś mu zaszkodziło na żołądek. Z polecenia babci Dobrzykowej pił "gorzką sól", która trochę mu pomogła. Potem ktoś inny doradził, aby na czczo wypiły spirytus z pieprzem, następnie jakieś zioła i tak walczył ze swoją chorobą. Przed samymi Świętami Stefan poczuł się znacznie gorzej, ale nie przejmował się tym bardzo, bo czekało jeszcze wiele pracy. Najpierw zabrał się do wędzenia kiełbas i świątecznych wyrobów. Gdy wszystko było już gotowe, wraz z żoną Pauliną wnieśli wyroby do piwnicy, powiesili kiełbasy w chłodnym miejscu, a inne wędliny poukładali w dużej miednicy. Przy tej pracy osłabł do tego stopnia, że resztkami sił wyszedł z pomieszczenia i musiał się położyć. Poczuł się bardzo źle z powodu ostrego bólu i wymiotów. Paulina widząc, że jest coś nie w porządku, zdecydowała się wezwać karetkę pogotowia. Stefan nie chciał z początku nawet o tym słyszeć. Bo jak można iść do szpitala na same Święta? Jak można zostawić żonę z czworgiem małych dzieci w zimie podczas takiego mrozu? Zmienił jednak zdanie, gdy ból się wzmagał i opuszczały go siły. Karetka przyjechała i zabrała go do szpitala powiatowego prosto na stół operacyjny. Paulina chodziła przygnębiona, nigdy dotychczas nie została na Święta sama z dziećmi. Tyle jeszcze trzeba było zrobić, dobrze, że są wędliny, ale pozostały inne prace. Wszystko leciało jej z rąk, tak bardzo bała się o męża. Sąsiadka Wojtasiowa pocieszała ją, że będzie pomagać, że pomoże także jej mąż Adaśko, a na Wigilię niech zabierze dzieci i przyjdzie do nich. Paulina nie bardzo wierzyła w szczerość słów sąsiadki. Mieszkając dość długo obok siebie, znały się doskonale. Ludzie mogą się jednak zmienić. Po obrządku w oborze Paulina, wchodząc do mieszkania, usłyszała jakieś odgłosy, jakby ktoś był w piwnicy. Co mogło się tam dziać? Dzieci spały w mieszkaniu, tylko najstarszy chłopiec mówił, że w piwnicy jest jakiś pan. Wystraszona Paulina pobiegła do Wojtasiowej, prosząc o pomoc. Obydwie kobiety uzbrojone w grube kije zbliżyły się cichaczem do domu Bocianów. Wojtasiowa postanowiła jeszcze na pomoc przywołać swego męża Adaśka, ale nigdzie go nie mogła znaleźć. Tak więc obie bojowo nastawione niewiasty postanowiły same działać i wykurzyć z piwnicy intruza. Tymczasem nieproszony gość wepchnął do worka wszystkie kiełbasy Bocianowej i chciał go wypchnąć na zewnątrz przez okienko piwnicy. Zorientowawszy się, że został przyłapany na kradzieży, porzucił worek i sam próbował się przez nie wydostać. Dopadła go jednak Wojtasiowa i waląc z całej siły kijem w głowę, wrzeszczała: "A masz ty podły złodzieju! Kiełbasy ci się zachciało! A masz!". Bocianowa także chciała złodzieja zdzielić w łeb kijem, ale najpierw dobrze się przyjrzała mężczyźnie wychodzącemu z piwnicy. Patrzyła i nie wierzyła własnym oczom, przecież to był ktoś dobrze znajomy. Gdy Wojtasiowa chciała rabusia ponownie uderzyć jeszcze mocniej, Paulina zawołała: "Sąsiadko, nie bijcie, to przecież wasz mąż Adaśko!". Gruby kij zawisł w powietrzu, kobieta rzuciła jakieś przekleństwo i powlokła się do swego domu. Kiełbasy pozostały w piwnicy, ale wypadły z worka prosto w miał węglowy i nie nadawały się już do jedzenia. Wojtasiowa nie zaprosiła sąsiadki z dziećmi na Wigilię, a Adaśko nigdy nie odezwał się do sąsiadów. Żyli, jakby się nie znali. Stefan długo leżał w szpitalu, do domu jednak powrócił w dość dobrym stanie. Nie wiadomo w jaki sposób mieszkańcy wioski dowiedzieli się o całym zajściu. Wszyscy byli oburzeni postępkiem Wojtasia. Od tej pory zwracali się do niego: "panie Kiełbasa". To była chyba największa kara, jaka go spotkała, bo nawet małe dzieci wołały za nim: "Kiełbasa, Kiełbasa!".

W drugi dzień Świąt kościół czci św. Szczepana pierwszego męczennika i święci owies. Każdy gospodarz zabierał ze sobą torebkę z ziarnami owsa, aby je poświęcić i nakarmić nimi konie, żeby były zdrowe i żeby kury się dobrze niosły. Św. Szczepan został zamordowany przez ukamienowanie. Obecni na nabożeństwie znali tę historię z czytań mszalnych, dlatego część owsa była przeznaczona na rzucanie ziarnami w kapłana, który szedł przez kościół, dokonując poświęcenia. Obsypywanie celebransa owsem to nawiązanie do rzucania kamieniami w św. Diakona. Niekiedy chłopi rzucali bardzo mocno i kapłanowi nieźle się dostało, ale odpowiedzią było kropidło głęboko zanurzone w kociołku z wodą święconą i obfite pokropienie, co zazwyczaj hamowało trochę gorliwość rzucających. Tego roku Sumę w św. Szczepana odprawiał wikary. Jak zwykle pod koniec Mszy św. odmówił modlitwę poświęcenia owsa i ruszył z kropidłem przez kościół. Ze wszystkich stron posypały się na niego ziarna owsa. Owies we włosach, owies za kołnierzem, w rękawach itd. Kapłan zażartował: "Nie rzucajcie tyle, bo mnie kury zjedzą!". Zaczęli sypać jeszcze mocniej. Co miał robić? Kropidło poszło w ruch, w ten sposób się bronił. Nagle z jakiegoś kąta wygramolił się Tyka, trzymając całą torbę owsa, którą chciał wysypać na Księdza. Wikary zauważył ten gest i mocno machnął kropidłem. Machnięcie było tak silne, że od metalowej rączki oderwała się większa część kropidła i trafiła niesfornego młodziana w same usta. Obecni w świątyni wybuchnęli gromkim śmiechem, a Tyka jak pies z podwiniętym ogonem cichaczem umknął z kościoła.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maryja uczy nas waleczności i odwagi

2024-04-15 13:27

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 19, 25-27.

Piątek, 3 maja. Uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian, żołnierz, męczennik

[ TEMATY ]

św. Florian

Archiwum OSP Kurów

CZYTAJ DALEJ

Rzeszowskie spotkania maryjne

2024-05-03 21:00

Irena Markowicz

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

W maju, miesiącu przesiąkniętym wdzięcznością do naszej Matki w Niebie łatwiej też

odnajdujemy ślady jej obecności w naszym otoczeniu. Kamienna figura Pani Rzeszowa na osiedlu Staroniwa, bliźniaczo podobna do tej, która objawiła się Jakubowi Ado w 1513 na gruszy w ogrodzie bernardyńskim...

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję