Reklama

Codziennie pytam Ducha Świętego: Co mam czynić?

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 15/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Dariusz Gronowski: - Kim jest kapłan?

Ks. kan. Michał Zielonka: - Kapłaństwo to bardzo wielka godność, to niezwykły dar. Kapłan jest sługą Boga, który w imieniu Boga służy ludziom i ludzi do Boga prowadzi. Jest często sługą nieużytecznym, który dźwiga na sobie wielką odpowiedzialność zbawienia siebie i zbawienia ludzi, odpowiedzialność służenia, nauczania i sprawowania sakramentów. Będąc kapłanem, można uczynić wiele dobra, ale też można wiele napsuć, jak się nie zrozumie powołania kapłańskiego: zepsuć swoje życie, a ludzi zdeformować i od Boga odwrócić.

- Co jest trudne w kapłaństwie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Być dobrym jak chleb, jak napisałem na swoim obrazku prymicyjnym. To mi się wiele razy w życiu nie udawało. Trudne jest być odbiciem Chrystusa, trudne jest naśladować Chrystusa tak, by nie przysłaniać Go ludziom, ale by ich do Niego prowadzić. Trudne jest pokonywanie swoich słabości i grzechów. Całe życie uczymy się kapłaństwa.

- Co jest piękne w kapłaństwie?

- Wszystko w kapłaństwie jest cudowne, od momentu kiedy się gdzieś tam na początku drogi usłyszy Boże wezwanie. Człowiek pyta się z niedowierzaniem: Czy to prawda, że to ja mam być księdzem? Potem jest seminarium duchowne. Po dwudziestu kilku latach wspominam je jako cudowne miejsce kształtowania się mojego kapłaństwa i spotkania wielu kolegów i profesorów.
Kapłaństwo to jest wielki dar bycia z drugim człowiekiem. Gdy się ma tę świadomość, że jest się przedłużeniem rąk Pana Boga na ziemi, to człowiek inaczej funkcjonuje, czuje się pokorny i mały, bardziej słucha Boga i więcej się wewnętrznie tonuje, by nie zasłaniać sobą Chrystusa.
Kapłaństwo jest darem Chrystusa dla służenia Jego owczarni poprzez różne dzieła. Wymiar horyzontalny kapłaństwa jest bardzo szeroki. Każdy kapłan ma jakąś swoją drogę i każdy jest obdarowany różnymi talentami, by służyć na różnych płaszczyznach.
Kiedy patrzę na kapłaństwo z perspektywy mojego obecnego stanu, jeszcze głębiej widzę, jaki to jest niesamowity dar.

Reklama

- Proszę opowiedzieć o tej swojej dzisiejszej perspektywie patrzenia.

- Po Wielkanocy 2009 r. zapadłem w dziwny stan chorobowy. Lekarz początkowo zdiagnozował grypę jelitową, która po trzech dniach miała ustąpić, jednak nie było poprawy przez 2 tygodnie. Po tym czasie mój stan stał się bardzo ciężki. Stwierdzono u mnie zaawansowaną sepsę i trafiłem do szpitala. Przez kilka dni znajdowałem się w stanie agonalnym i ważyły się losy mojego życia. Jedną nogą byłem już na tamtym świecie.
Udało się przywrócić mnie do w miarę normalnego funkcjonowania po miesiącu. Ale po tygodniu przebywania w domu na odtruciu lekowym okazało się, że mam stany nowotworowe. Po analizie wycinków węzłów chłonnych okazało się że mam chłoniaka, a następnie, że mam i białaczkę. Podwójny rak.
Za bardzo pomocną reakcję na moją chorobę dziękuję kapłanom, dziękuję naszym biskupom i wielu wiernym. W połowie lipca trafiłem na oddział hematologii do Poznania, gdzie przeszedłem do tej pory osiem kuracji chemioterapii. Na dzień dzisiejszy, po przyjęciu tych chemioterapii, ocena całościowa z badania mówi, że jestem w dobrej kondycji. Leczenie przynosi skutek pozytywny, ale na wyzdrowienie potrzeba jeszcze czasu, gdyż mój organizm doznał dużego spustoszenia przez sepsę. Właściwie jeśli człowiek pozostaje w takim stanie przez 48 godzin, umiera, a ja to przeżyłem.

- Takie przesilenie choroby zakrawa wręcz na cud…

- Myślę, że wielkie znaczenie ma tu fakt, że wtedy, gdy ja byłem w najcięższym stanie, obraz Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej był w naszym dekanacie, w konkatedrze, i ludzie modlili się za mnie. To doświadczenie nawiedzenia obrazu Matki Bożej Rokitniańskiej dało mi światło, nadzieję, że jednak wszystko potoczy się dobrze. Modlili się parafianie, szafarze, wiele osób. A ja byłem jakby w głębokim śnie i przeżywałem takie niewyjaśnione stany mistyczne. Trudno mi dziś określić dokładnie, co to było. Poczułem takie odbicie od dna i stan zdrowia zaczął się poprawiać. Oczywiście, nie byłoby to możliwe, gdyby nie została postawiona trafna diagnoza i podane odpowiednie leki.
Bóg dał mi łaskę, że mogłem wrócić do domu i jeszcze coś dobrego zrobić. Podziękowałem za to Matce Bożej, gdy byłem w Rokitnie. A w sierpniu, mimo słabej kondycji, pojechałem z pielgrzymką parafialną do Gietrzwałdu. Tyle lat słyszałem o Gietrzwałdzie, w parafii od 10 lat prowadziłem nabożeństwa pierwszych sobót, a nigdy w Gietrzwałdzie nie byłem. Powiedziałem sobie: Jak mam umrzeć, to jeszcze Gietrzwałd zobaczę. Pojechałem tam, chcąc podziękować Matce Bożej. Jest przecież jedna Matka Boża, niezależnie o tego, jakie ma tytuły: czy to Cierpliwie Słuchająca, czy Różańcowa, czy Bolesna, czy Królowa Polski - to zawsze ta sama ukochana Matka Najświętsza. Gietrzwałd zrobił na mnie piorunujące wrażenie: cichutko, spokojnie, jak w Rokitnie. Nie ma tłoku, ale cudowna sakralna atmosfera. Ta pielgrzymka bardzo mi pomogła i wróciłem jakby jeszcze zdrowszy.

- Jak doświadczenie choroby wpłynęło na przeżywanie kapłaństwa?

- Na początku byłem, jak każdy człowiek, mocno tą chorobą przygnieciony. To był grom z nieba. Człowiek myśli, że przed nim jeszcze tyle lat życia, a lekarze powiedzieli: „Licz się z tym, że twoje dni są policzone”. Na początku było więc to pytanie: Czy mam już odejść?
Później starałem się nie myśleć ciągle o chorobie, ale mimo słabej kondycji zacząłem chodzić do kościoła na jedną Msze św. lub odprawiać na plebanii. I to mnie jakoś trzymało w tym bardzo trudnym położeniu. Muszę jednak bardzo uważać. Problem nawet nie jest z nowotworem, ale raczej z tym, że gdy on wyniszcza organizm, pacjenci często umierają na inną chorobę: wysiądzie serce, wda się infekcja. Muszę się więc chronić przed infekcjami i dlatego mam ograniczone pole działania w parafii. Jestem bardzo wdzięczny, że ks. Krzysztof Kocz sprawuje tu, w parafii w Zawadzie, posługę kapłańską, a ja wykonuję tylko to, co mogę. Także opieka w domu i pomoc moich sióstr wspomagają pozytywne skutki leczenia.

- Choroba zmieniła jakoś nastawienie Księdza do pracy kapłańskiej?

- Będąc na pielgrzymce w Gietrzwałdzie, miałem czas na rozmyślanie o moim kapłaństwie. M.in. postanowiłem, że muszę wreszcie zrobić to, czego nie zrobiłem w parafii przez 10 lat. Kościół jest remontowany, ale plebania nieruszona. Jak wróciłem, nieomal zburzyłem całą plebanię, by wszystko wyremontować. Okazało się, że było to zbawienne, bo ludzie pomogli, widząc, że jestem chory, właściwie umierający, a rzuciłem się na taką pracę. Niektórzy stukali się w głowę, mówili, że zwariowałem, że to niepotrzebne. Ale ja dobrze wiem, że to jest niezbędne, ponieważ warunki tutaj były bardzo trudne. Ten remont powinien mieć miejsce dawno, a ja go odkładałem, bo były ważniejsze sprawy. Dachówka czekała już od 8 lat.
Spojrzałem na to moje bycie w parafii z takim nowym dynamizmem. Skoro Pan daje mi jeszcze siły, to znaczy, że mam coś zrobić przed moim odejściem. Początkowo zastanawiałem się, czy nie odejść na jakiś urlop, ale uznałem, że trzeba dalej pracować, na ile pozwalają mi siły. I ta opcja okazuje się chyba właściwa, bo nie myśli się tyle o chorobie, ale o pracy. A trochę wysiłku, leki plus atmosfera życzliwych ludzi - wszystko to powoduje, że człowiek szybciej zdrowieje, na tyle, na ile jest to możliwe. Czuję się szczęśliwy, że mogę jeszcze coś zrobić na chwałę Bożą i dla parafii. Przyjdzie do Zawady następny kapłan i zastanie już pewne rzeczy naprawdę solidnie i nowocześnie zrobione. To da owoc na przyszłość.

- Czy w dzisiejszych czasach łatwo być księdzem?

- Myślę, że w każdym czasie bycie kapłanem przynosiło trudności, ale kapłaństwo przynosi też i radość, kiedy się wie, że to jest ta droga, i zasmakuje się w niej. Codziennie budzę się i dziękuję Bogu, że jestem na tej drodze, chociaż wiele też doznaję przeciwności. Zawsze, w każdym czasie trudno jest być dobrym księdzem, dobrym duszpasterzem, dobrym proboszczem czy wikariuszem.
Nie lękam się trudności. Już dawno chciałem wyjechać na misje na Wschód. Prosiłem o to bp. Adama Dyczkowskiego przed przyjściem do parafii w Zawadzie. Przedtem jeszcze byłem u bp. Józefa Michalika, mówiąc, że chcę pojechać na misje, ale odpowiedział mi, że misje są w naszej diecezji. Trafiłem wtedy do Słubic. Obecnie dużo pomagam misjom na Wschodzie, będąc tutaj, w Zawadzie. Mam duży kontakt z kapłanami tam pracującymi.
Patrzę na dzisiejszych młodych kapłanów i podziwiam ich. O wiele trudniej jest im przez katechezę w szkołach. W tej pracy mocno się spalają. Uczenie w salkach to była czysta radość. Przychodzili tam ci, którzy naprawdę byli w parafii. A teraz młodzież nam trochę uciekła. Trzeba powiedzieć prawdę: nie mamy w kościołach dzieci i nie mamy młodzieży. Nie ma ich na Mszy św., nie ma ich na nabożeństwach. Lepiej by było, gdyby była jedna godzina w szkole, a jedna na parafii, z młodzieżą do parafii należącą.

- Jaki jest, Księdza zdaniem, przepis na dobre kapłaństwo?

- Uczymy się tego kapłaństwa od różnych osób, które stają się wzorem. Jesteśmy w Roku Kapłańskim i odkrywam na nowo postać św. Jana Marii Vianneya. Ciekawym dla mnie doświadczeniem było spotkanie na mojej drodze życia ks. Ludwika Lewandowskiego, który pokazał mi taki smak pracy kapłańskiej, nie patrząc na czas, na siły. Bardzo mi imponował tą swoją pracą jako poeta, ale także jako duszpasterz. Wywarł na mnie wpływ także ks. prał. Tadeusz Demel. Niezwykły człowiek. Wzrastałem pod wpływem pracy tych dwóch nieżyjących już kapłanów, a także wielu innych. Oczywiście, widzimy też, że kapłan ma wiele wad, różnych swoich zmanierowanych cech, ale one stanowią niepowtarzalne rysy każdej osobowości, które ogólnie są pozytywne.
Ten „przepis” w szczegółach każdy sam sobie musi stworzyć, bo każdy ma inny smak i trzeba użyć różnych „przypraw”, by wszystko dopasować. Jeden będzie bardziej kapłanem w posłudze pod kątem intelektualnym, inny charytatywnie, inny w pracy z młodzieżą. Będąc księdzem diecezjalnym, trzeba być bardzo otwartym na różne formy pracy, a zarazem nie bać się angażować w nią ludzi wokół siebie i formować ich.
Dla mnie taki przepis na dobre kapłaństwo to codzienne pytanie Ducha Świętego: Panie, co mam dzisiaj uczynić?
Mają wpływ na nasze działania ogólne założenia. Wpisujemy sobie jakieś motto na obrazek prymicyjny, mamy hasła na poszczególne lata, jak np. teraz „Bądźmy świadkami Miłości”. Ale aby wiedzieć, co robić, przede wszystkim codziennie pytam o to Ducha Świętego.

2010-12-31 00:00

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Z prośbą o bezpieczną przyszłość przybyli maturzyści diec. bielsko-żywieckiej

2024-04-19 16:59

[ TEMATY ]

Jasna Góra

maturzyści

diecezja bielsko‑żywiecka

BPJG

Młodzież w bazylice jasnogórskiej

Młodzież w bazylice jasnogórskiej

Z prośbą o bezpieczną przyszłość, opiekę Matki Bożej nad Polską i o pokój na świecie modlili się maturzyści z diecezji bielsko-żywieckiej. Dziś na Jasną Górę przyjechało ponad 800 młodych. Modlił się z nimi diecezjalny biskup Roman Pindel.

- Przyjechaliśmy na Jasną Górę, żeby napełnić się nadzieją. To było dla nas bardzo ważne, żeby tutaj być. Oddajemy Maryi nasze troski i prosimy o wsparcie. Wierzymy, że Ona doda nam sił i pozwoli uwierzyć we własne możliwości - mówili maturzyści.

CZYTAJ DALEJ

Watykan: papież przyjął abp. Urbańczyka

2024-04-20 13:25

[ TEMATY ]

Franciszek

Episkopat News

Ojciec Święty Franciszek przyjął dziś rano na audiencji Jego Ekscelencję ks. abp. Janusza Urbańczyka, arcybiskupa tytularnego Voli, nuncjusza apostolskiego w Zimbabwe, wraz z członkami jego rodziny - poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

Arcybiskup Janusz Urbańczyk urodził się 19 maja 1967 r. w Kraszewie (Polska). Święcenia kapłańskie przyjął 13 czerwca 1992 r. i jest inkardynowany do diecezji elbląskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję