Reklama

Był człowiekiem skromnym, bezpretensjonalnym

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 16/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KATARZYNA JASKÓLSKA: - Jako kurialista, a później rektor naszego Seminarium Duchownego miał Ksiądz okazję blisko poznać bp. Wilhelma Plutę. Jakim Go Ksiądz zapamiętał?

KS. PRAŁ. HENRYK DWORAK: - Bp Pluta zrobił na mnie duże wrażenie od samego początku. Był człowiekiem skromnym, takim bezpretensjonalnym. Nie zależało mu na własnym wizerunku, nie chodziło Mu o to, żeby się pokazać - „to ja jestem biskupem”. Jego twarz to twarz człowieka skupionego, miała w sobie taki element, który mówił, że coś idzie nie tyle na zewnątrz, co do wewnątrz - że to człowiek skupiony w swoim wnętrzu. Wtedy sobie myślałem, że to ciekawa osobowość, człowiek o dużej duchowości, dużym spokoju, który wyrażał się w Jego chodzie, w Jego sposobie mówienia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jego mowa była spokojna, dobrze artykułowana, z elementami folkloru, oczywiście śląskiego, ze sporym dodatkiem germanizmów - ale one nie miały na celu wywołania wrażenia, tylko pokazanie lepszej zawartości pojęć w języku niemieckim, w teologii niemieckiej. Te określenia były bardziej precyzyjne, dokładniejsze. Lepiej oddawały to, co jest Bożego w Kościele, w objawieniu itd. I tym się posługiwał ku niezadowoleniu duchowieństwa pochodzącego zza Buga, a więc z Polski wschodniej. Natomiast dla Poznaniaków i Ślązaków było normalne, że On tak mówił.

Potem, pamiętam, stwierdziłem też, iż Jego zewnętrzność, ubiór był zawsze godny. To nie było na pokaz. To można było od razu, przy pierwszym wejrzeniu zauważyć - że jest to ubiór godny, zadbany. Od samego początku do końca życia.

Poza tym w pierwszych kontaktach z bp. Plutą wyczuwało się nie tyle administratora, co człowieka, który jest bliski tobie osobiście. A później w kontaktach bezpośrednich zauważyłem też taki rys - nie jest to rys typowy dla ludzi, którzy stoją na stanowiskach. Otóż On nie tyle pytał o pracę, tylko pytał: „Jak ty się czujesz? Jak się czuje twoja rodzina?”. A więc widział mnie jako pracownika Kurii, ale chciał dotrzeć do kontekstu, w którym ja funkcjonuję - nie tylko w Kurii, ale także w rodzinie. I muszę powiedzieć, że to wielu księży i wielu ludzi świeckich zauważyło. Np. osoby świeckie pracujące wtedy w Sądzie Duchownym, z którymi byłem blisko, mówiły mi, że On się ich pytał, jak się rodzice czują, jak rodzeństwo?

Reklama

- Zatem był to szczególny rodzaj przełożonego?

- W okresie mojej pracy w Seminarium miałem różnych przełożonych. Bp Pluta, kiedy przychodził - a wiadomo, że regularnie przychodził prawie przez 30 lat na te słynne comiesięczne konferencje do kleryków w sobotę wieczorem i w niedzielę rano - widząc mnie, też pytał (nie mówił przez ksiądz, prałat, kanonik, rektor, tylko po nazwisku): „Dworak! Jak się czujesz?”. Wtedy odpowiadałem, że zdrowotnie tak i owak. I padało drugie pytanie: „Co mogę dla ciebie w tym Seminarium zrobić?”. Nie co ja chcę od Niego, ale co On może dla mnie zrobić, w czym może mi pomóc jako rektorowi. Więc to było dla mnie miłym zaskoczeniem, że jest ktoś, kto jest gotów mi w pewnych momentach pomóc. To był taki stały kanon naszych spotkań: „W czym mogę ci pomóc?”.

- Jak się pracowało z bp. Plutą?

- Na naradach kurialnych, kiedy pojawiały się trudne sprawy, On prosił o wypowiedź każdego z uczestników tego spotkania. I każdy po kolei musiał powiedzieć, jakie ma zdanie o tej sprawie, co do tego wnosi. Nie pomijano mnie jako najmłodszego. A na ogół młodzi ludzie widzą trochę inaczej niż starzy. No więc czasami, kiedy ja się odezwałem, to biskup nic nie mówił, ale trzeba było widzieć miny prałatów… Jak już skończyłem, powiedział: „Dworak, do mnie należy ostatnie słowo”. Ja na to: „Co do tego nie mam żadnych wątpliwości, Ksiądz Biskup jest szefem”. Istotne było jednak Jego zapotrzebowanie na to, żeby każdy z nas zajął stanowisko. Bo do Niego rzeczywiście należała decyzja, ale chciał znać nasze stanowiska. Nie apodyktycznie - kto tu rządzi, kto jest szefem. Chciał rzeczy poznawać z bliska.
On pragnął, żeby nawet ten najmłodszy ksiądz, który jest pracownikiem Kurii, powiedział, co na ten temat myśli. Czasami trafiały się sprawy trudne, zwłaszcza te personalne. On miał świadomość, że będzie musiał podjąć decyzję. Ale na tę decyzję musi się złożyć poznanie. Tutaj był bardzo staranny. Poza tym u bp. Pluty nigdy nie było „natychmiast, zaraz, nagle, bezwzględnie, szybko”. On się sam nie śpieszył - ani w chodzeniu, ani w mówieniu. I w załatwieniu sprawy tak samo. Miał na wszystko czas. Mnie się u niego podobało to, co tak może trochę śmiesznie nazywałem - „dobra ekonomia czasu”. To się widziało i to się czuło. Nie pamiętam, żeby on kiedykolwiek przyspieszył kroku - jak sobie chodził, tak sobie chodził. W załatwianiu spraw też niczego nie chciał natychmiast, żadnych przynagleń czy wymuszeń. Wszystko było u Niego bardzo dobrze ułożone.

- Bp Pluta wiele przebywał w Seminarium. Jak wyglądały jego kontakty z klerykami?

- Przez 30 lat raz w miesiącu przyjeżdżał do Seminarium w sobotę, żeby mieć wieczorną konferencję i drugą w niedzielę. Często te wizyty pokrywały się z dniami skupienia, ale nie zawsze.
On zdawał sobie sprawę, czym jest Seminarium dla diecezji, kim jest ksiądz dla ludu.
W spotkaniach z klerykami umiał być bardzo młodzieńczy. Wielu pamięta jego wice. I tu trzeba zastrzec, że On ich nie opowiadał po to, by się popisać, że umie. Wprowadzał je, kiedy atmosfera była bardzo dobra i następował moment pożegnania. Bp Pluta już szedł do drzwi, kiedy klerycy zaczynali skandować: „Wica, wica!”. Odwracał się (a trzeba wiedzieć, że śmiał się bardzo oszczędnie, tak leciuteńko), patrzył na nich i zaczynał opowiadać. To już właściwie był taki kanon spotkań. Kiedyś opowiedział taki wic o dwóch swoich kolegach proboszczach, zacnych, dobrych duszpasterzach, mówcach itd. - Jeden z nich - powiedział - mówił dłuższe kazania niż ja. I pojechał kiedyś na wakacje w góry. Ostatniego dnia na swojej ścieżce spotkał wielkiego niedźwiedzia. Jak zobaczył to potężne zwierzę na dwóch łapach, gotowe do skoku, przeraził się. I zaczął robić rachunek sumienia, bo myślał, że to jego ostatnie chwile. Ale nic mu się ostatecznie nie stało. Odczytał to wydarzenie jako cudowne. Kiedy przyjechał z tego Zakopanego, mówi do swojego kolegi, proboszcza: „Wiesz, to był autentyczny cud. Kiedy na koniec chciałem się pomodlić i się przeżegnałem, niedźwiedź się wyprężył i odszedł. Czy to nie cud?”. A kolega na to: „Nie, nie, niedźwiedź myślał, że ty zaczynasz kazanie”. Klerycy śmiali się z tego chyba ze dwa dni.
Odtworzyć Jego wice nie jest łatwo, bo używał gwary. Gdyby to było nagrane, to byłoby dopiero smaczne. Przy odtwarzaniu, w tych kawałach nie ma już tego kolorytu. Bp Pluta bardzo często stosował gwarę. Miał poczucie humoru, ale nigdy nie opowiadał kawałów, których nie można by powiedzieć przy kobiecie czy przy dziecku. One miały swoją klasę.
W Seminarium miał swoje mieszkanie i kiedy przychodził czas na konferencję, szedłem po Niego i prowadziłem Go do kleryków. Sam nie siedziałem na tych konferencjach, bo było mi jakoś niezręcznie, w końcu to nie hospitacja. Kiedyś, to było już pod koniec Jego życia, zaraz miała zacząć się konferencja; pukam do Niego, a tam cisza. Powiedziałem klerykom, że biskup zaraz będzie, że jest trochę niedysponowany. W końcu trochę niedyskretnie zajrzałem przez dziurkę od klucza i widzę, że klucz jest wewnątrz. Wreszcie się dostukałem, a On mówi, że zaspał. Musiał być już bardzo zmęczony. Wchodzimy do kaplicy do kleryków, On staje w drzwiach i mówi: „Słuchajcie, nigdy mi się to nie zdarzyło, normalnie zaspałem!”. Klerycy pękali ze śmiechu. Ale zaraz się uciszyło i zaczęli się razem modlić. Ja chciałem całą sprawę jakoś ułagodzić, a On prosto z mostu - wszystko było u Niego autentyczne.

- Jak jeszcze przejawiała się Jego troska o Seminarium?

- Dbał o poziom wykładowców. Był ogromnie szczęśliwy, kiedy mógł oznajmić, że któryś z naszych księży zrobił magisterium czy doktorat. Bardzo mu zależało na tym, żeby kler się kształcił. Miał świadomość, że będzie to pewna elita w diecezji na tle całego duchowieństwa. I że tych ludzi będzie potrzebował potem, ponieważ Seminarium prowadzili misjonarze, a więc zakonnicy, a On chciał doczekać się własnego kleru, który wejdzie potem do Seminarium. Pod tym względem czuł się takim gospodarzem jako ordynariusz, gospodarzem tej diecezji. I to w różnych zakresach.

(cdn.)

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Matko Tęskniąca, módl się za nami...

2024-05-14 20:50

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Jak pokazuje historia, kult Madonny Powsińskiej rodził się szybko, choć początkowo miał charakter tylko lokalny. Ale rósł wraz z rozbudową świątyni, a świadectwem cudów i łask, jakich za Jej pośred­nictwem doświadczali wierni, były wota gromadzone co najmniej od połowy XVII w.

Rozważanie 15

CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Niezwyciężony atleta Chrystusa - takim tytułem św. Andrzeja Bobolę nazwał papież Pius XII w swojej encyklice, napisanej z okazji rocznicy śmierci polskiego świętego. Dziś, gdy wiara katolicka jest atakowana z wielu stron, św. Andrzej Bobola może być ciągle stawiany jako przykład czystości i niezłomności wiary oraz wielkiego zaangażowania misyjnego.

Św. Andrzej Bobola żył na początku XVII wieku. Ten jezuita-misjonarz przemierzał rozległe obszary znajdujące się dzisiaj na terytorium Polski, Białorusi i Litwy, aby nieść Dobrą Nowinę ludziom opuszczonym i religijnie zaniedbanym. Uwieńczeniem jego gorliwego życia było męczeństwo za wiarę, którą poniósł 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim. Papież Pius XI kanonizował w Rzymie Andrzeja Bobolę 17 kwietnia 1938 roku.

CZYTAJ DALEJ

Odpust u św. Andrzeja Boboli

2024-05-15 21:18

[ TEMATY ]

parafia św. Andrzeja Boboli w Warszawie

Łukasz Krzysztofka/Niedziela

Jutro – 16 maja – kard. Kazimierz Nycz będzie przewodniczył uroczystej Mszy św. w narodowym sanktuarium św. Andrzeja Boboli na stołecznym Mokotowie.

Liturgia ku czci patrona Polski i metropolii warszawskiej rozpocznie się o godz. 18.00. Eucharystię będą koncelebrowali biskupi z metropolii warszawskiej, a homilię wygłosi bp Zbigniew Zieliński, biskup diecezjalny koszalińsko-kołobrzeski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję