Była prymuską. Nie taką, na którą patrzy się wilkiem. Przeciwnie. Wszyscy ją lubili. Ta wysoka, chuda dziewczyna z wielkimi niebieskimi oczami była uosobieniem dobra. Zawsze gotowa nieść pomoc czy chociażby uśmiech i dobre słowo. Skromna, ubrana, jak to się mówiło - porządnie, za to zupełnie niemodnie i trochę surowo. O matce nie mówiła inaczej niż mamusia, nawet, kiedy chodziło o przygotowanie śniadania. Nieraz zastanawiałam się, jak dobrzy muszą być rodzice, jak pięknie muszą wychować dzieci, żeby zasłużyć sobie na tyle miłości od nich.
Sytuacja wyjaśniła się jakoś pod koniec drugiej klasy liceum; ona sama powiedziała prawdę. Rodzice zostawili ją i rodzeństwo. Zostali oddani do domu dziecka. Ona trafiła do rodziny zastępczej, a właściwie do rodzinnego domu dziecka. Ona i brat. Reszta rodzeństwa była starsza i nie miała tyle szczęścia. Nowi rodzice, zwłaszcza mama jest dla niej osobą wyjątkową. Dała jej tyle miłości, że z początku nawet nie umiała jej udźwignąć, nie była przygotowana. Dała jej dom, miejsce do spanie, odrabiania lekcji, pomoc, stałe pory posiłków - to, czego dotąd nie miała, a na pewno niczego nie dało się do tego porównać. I ciepło. Dostała całe mnóstwo przytuleń, cichych rozmów, dzięki którym przekonała się, że jest ważna, że coś znaczy, że komuś może na niej zależeć. To mamusia pomogła jej odnaleźć rodzeństwo rozproszone po całej Polsce. Teraz mogą się spotykać, odwiedzać się. Najbardziej zadziwiające dla niej było to, że mamusia potrafiła tę miłość dzielić między wszystkie dzieci. Nikogo przecież nie wyróżniała, dla każdego znajdowała czas i nie wiadomo skąd wiedziała, któremu akurat w tym momencie potrzebna jest poważna rozmowa w cztery oczy albo matczyny uścisk.
Ktoś spytał o tę prawdziwą. „Mamusia jest prawdziwa. Nie mam innej” - szczerym subtelnym uśmiechem pokazała, że rozmowa jest skończona. Pomyślałam o tym, jaką straszną krzywdę zrobiła sobie kiedyś jakaś kobieta pozbawiając się dobrowolnie takiej miłości.
(ACh)
Pomóż w rozwoju naszego portalu