Droga do pielgrzymki
Zaczęło się od wspólnot i różnych form wolontariatu, najpierw w rodzinnej parafii - u św. Wojciecha w Kielcach, potem na Barwinku w kościele św. Stanisława. - Chórek, oaza, wolontariat, pomoc siostrom szarytkom w ośrodku przy ul. Kościuszki oraz w ich pracy w kościele, przyjaciele z tamtych kręgów - wylicza Agnieszka. Ciepło wspomina m.in. ks. Tadeusza Siciarskiego („mądry, oazowy kapłan, wieloletni przewodnik grupy zielonej”). Przyznaje, że przed swoją pierwszą pielgrzymką miała sporo obaw, że po ludzku nie da rady. Ten „pierwszy raz” był w VII klasie szkoły podstawowej, za namową przyjaciółki Kasi, która kiedyś tam była na pielgrzymce ze swoją babcią. I poszły. Nigdy nie miała nawet bąbelka… Dzisiaj postrzega siebie jako osobę ukształtowaną przez pielgrzymkę. Za osobę zmienioną i chyba ulepszoną - dzięki pielgrzymce.
Same pożytki z pielgrzymki
Reklama
Odkrywanie relacji z Bogiem, budowanie więzi z Matką Najświętszą, szkoła modlitwy i wytrwałości - tym pielgrzymka jest przede wszystkim. Poza tym obserwowaniem i wsłuchiwaniem się w bogactwo intencji, co stanowi szkołę wiary. - Zawsze modliłam się o dobrego męża - mówi szczerze Agnieszka. - Modliłam się i modliłam, a tu nic... Dzisiaj, z perspektywy, dostrzegam w tym „oczekiwaniu” ogromną mądrość Bożą, bo wiem, że przez wiele lat nie byłam dość gotowa ani dość dojrzała do tej decyzji. Mój narzeczony, z którym poważnie planujemy przyszłe życie, jest właśnie tym wyśnionym i wymodlonym; choć owszem ma (niewielkie) wady, to przez pryzmat tych wad dostrzegam ogromne zalety - wyjaśnia Agnieszka.
Jedno z jej cichych marzeń - praca na misjach wydawało się dość nieosiągalne, ale udział w pielgrzymce otworzył jej oczy, że przecież misje są możliwe do spełnienia we własnym środowisku. Idąc tym tropem, odkryła powołanie do wyboru drogi życiowej i pracy zawodowej, którą stała się oligofrenopedagogika. Na każdej pielgrzymce pomagała osobom niepełnosprawnym, dobrze się z tym czuła i te osoby dobrze czuły się z nią. Uważnie rozejrzała się wokół siebie: „Aga, niekoniecznie na misje musisz do Afryki, praca misyjna jest tutaj, w zasięgu ręki...”.
Patrząc dalej, dostrzegła ogromną, ofiarną pracę wielu służb pielgrzymki: kierownictwa, lekarzy, pielęgniarek, tych, którzy pilnują porządku i - z pozoru - beztrosko, lekko śpiewają, grają, idąc zawsze na czele grupy i nadając jej rytm. Śpiew to akurat to, co zawsze było bliskie Agnieszce i czym służyła innym, ale już na służby medyczne zdarzało się jej patrzeć z zazdrością - bo sobie jeżdżą, bo mniej idą. Od dawna już wie: przecież ci ludzie nawet nie mają kiedy zjeść!
Współpraca Agnieszki z ks. Jackiem Iwanem - kierownikiem pielgrzymki zaowocowała zaproszeniem jej do współpracy organizacyjno-porządkowej pielgrzymi kieleckiej w 2011 r. Ks. Jacek podczas spaceru po polu truskawkowym wymyślił, że Agnieszka powinna zostać rzecznikiem pielgrzymki. Do niej należy bieżące informowanie mediów o przebiegu pielgrzymki, aktualizowanie strony (wrzucanie m.in. treści homilii, konferencji, tematów poszczególnych dni, serwisu zdjęciowego itd.).
Pielgrzymka, zdaniem Agnieszki Pacholec, to także odkrywanie ludzi: ich temperamentów, różnorodności funkcji społecznych i wykonywanych zawodów, całej gamy „spraw do Pana Boga”, czyli tego wszystkiego, co tak odwieczne w idei pielgrzymki, co niezmiennie buduje jej obraz. Pielgrzymka to także braterstwo, nieraz w senesie dosłownym. - Jeden z moich braci poszedł z nami trochę przypadkiem; owszem, szedł, pomagał, modlił się, ale nie widziałam w tym nadzwyczajnego entuzjazmu. I nagle ten jego płacz przed obrazem Matki Bożej… Albo najmłodsza siostrzyczka, która nigdy jeszcze nie była na pielgrzymce, ale zawsze w Kielcach wita ją z takim entuzjazmem, ze łzami radości w oczach. Ma zaledwie 8 lat.
Za pielgrzymką się tęskni, na pielgrzymkę czeka się cały rok, pielgrzymką „zaraża” się innych. To wszystko nadaje życiu smak, to wszystko ma sens.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Sto kanapek na kolację
Reklama
Jak to jest gotować zupę dla 2-3 osób albo kupować pół bochenka chleba? - Nie umiałabym - stwierdza Agnieszka. W rodzinie liczącej czternaścioro rodzeństwa codzienne zakupy, a potem więzi i relacje są zupełnie inne. Fakt, że część z rodzeństwa Pacholców zdążyła dorosnąć, gdy inny raczkowali, niemniej rodzina skupiona pod jednym dachem wciąż, przez wszystkie lata, pozostawała liczna i - co tu mówić - wyjątkowa w polskich warunkach! Wyjątkowa i... nieco dziwna dla zewnętrznego obserwatora, ale nie dla jej członków. - Dom zawsze był pełen ludzi, domowników i gości. Zawsze też dzieliłam pokój z siostrami i nie wiem, jak to jest mieszkać osobno. Nie wiem czym są cisza w domu i samotność. Taką właśnie rodzinę kocham i nie wyobrażam sobie własnej jako nielicznej, np. 4-osobowej - mówi Agnieszka Pacholec.
Od 7 lat mama - „najcudowniejsza, prawa, wspaniała osoba” - wychowuje ich sama. Wpaja im cenne, nieadekwatne do współczesnych „priorytetów” zasady: „nie oddawaj zła”, „nadstaw drugi policzek”, „wszystko można podzielić”. Najmłodsze z rodzeństwa ma 8 lat, najstarsze - 33 (8 facetów, 6 kobiet) i oczywiście znacznie się różnią temperamentem, usposobieniem, zdolnościami, ale doskonale potrafią się zrozumieć i wspierać. W sytuacjach trudnych stoją za sobą murem. Tak jak żadne z nich nie kupuje batonika tylko dla siebie, bo zawsze w domu jest ktoś z kim można i trzeba się podzielić, tak przywykli do „samotnego wędrowca” przy wigilijnym stole. Może to być np. sąsiadka, dla której są krzesło, nakrycie, talerz grzybowej zupy i parujących pierogów, z tych kilkuset lepionych wspólnie na wieczerzę.
Liczna rodzina, zdaniem Agnieszki, uczy oszczędności, sprawnego podziału ról i obowiązków, czystości i utrzymywania porządku wokół siebie. Trzeba ich widzieć, jak zabierają się za wiosenne wielkie sprzątanie albo jak robią stos kanapek na kolację! Nie sposób być odludkiem lub egoistą, nie sposób nie cenić indywidualności w drugim człowieku i nie dostrzegać jego potrzeb. - Uczę mamę, że należy jej się odpoczynek czy odrobina poleniuchowania rano w niedzielę. Maluchy pomagają przy szykowaniu śniadania, a jak się już ze wszystkim uporają, to budzą resztę na poranną kawę - opowiada. I podsumowuje: - Przenigdy nie chciałabym dorastać i żyć w mniejszej, typowej rodzinie.
Do pracy wstaję z radością
Reklama
Agnieszka od dziecka spełniała się w pracy społecznej, w wolontariacie, a każda kolejna sytuacja - od pomocy siostrom szarytkom w ognisku, po wizyty w domach dziecka i różne formy opieki nad osobami niepełnosprawnymi - umacniała ją w przekonaniu, że dobrze wybrała, że warto stawiać na pomoc innym.
Przygotowywanie paczek świątecznych w kościele św. Wojciecha, kontakty z Domem Dziecka przy ul. Sandomierskiej w Kielcach i przyjaźń tam z dziewczynką, na którą tak bardzo cieszyli się w Boże Narodzenie (zabrakło niestety dopełnienia drobnych formalności i dziewczynka nie spędziła świąt w rodzinie Pacholców), wreszcie wizyty w domach osób starszych i samotnych utwierdzały ją w decyzji: chcę pomagać ludziom w trudnych sytuacjach. - Samotność jest chorobą XXI wieku - z takim przekonaniem opuszczała ciche mieszkanka staruszek, które wyczekiwały jej wizyt jak zbawienia, gdyż aplikowała im lek na samotność: trochę uwagi, współczucia, wysłuchania po raz któryś z kolei tej samej historii... Mama nawet nie pytała, o której Agnieszka wróci do domu, wiedziała, na co przeznacza swój wolny czas.
Kończyła Liceum Ekonomiczne w Kielcach przy ul. Kopernika; lubiła ekonomię, przedsiębiorczość i nie czuła się źle w wyuczonym zawodzie, ale ostatecznie zwyciężyła miłość do osób niepełnosprawnych. Kropką nad i stał się pobyt na turnusie rehabilitacyjnym dla tej grupy osób, zorganizowany nad morzem, gdy jako opiekunka towarzyszyła komuś z dalszej rodziny. Zrozumiała wtedy, że o wiele trudniej kochać osobę brzydką, inaczej komunikatywną, z niedostatkami fizycznymi, intelektualnymi. - Zawsze starałam się żyć wiarą i Słowem Bożym, ale dopiero tam dotarło do mnie, że najważniejsze jest przykazanie miłości - mówi. W 2006 r. obroną pracy magisterskiej zwieńczyła studia z zakresu rewalidacji i terapii pedagogicznej na Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Rozpoczęła pracę w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 2 przy ul. Kryształowej w Kielcach, w którym „zakochała się już jako studentka na praktykach”. Jest to najstarszy tego typu ośrodek w Kielcach. Praca Agnieszki Pacholec (oraz innych nauczycieli) jest ukierunkowana na usamodzielnienie i uspołecznienie osoby niepełnosprawnej. Podopieczni ośrodka mają od 3. do 24. roku życia, ponad 100 osób dotyczy indywidualne nauczanie w domach. Agnieszka podkreśla, że nie ma dwóch takich samych, a nawet zbliżonych osobowości osób niepełnosprawnych, każda wymaga innego rytmu i tempa pracy, opartych na opracowanej wcześniej diagnozie. Priorytet: dzieci muszą wyjść z ośrodka uspołecznione, w miarę wyedukowane. Zasługą nauczycieli i dyrekcji jest wykreowanie twórczej, empatycznej atmosfery w pracy, do której „codziennie wstaje się z radością”. A na koniec roku są łzy i wzruszenia przy rozstaniach uczniów i nauczycieli, zaś rodzice upośledzonych umysłowo zauważają: „To ma sens, moje dziecko otwiera się na świat”. Dla nich, dla wychowawców i nauczycieli, to wszystko ma rzeczywiście głęboki sens i ważny cel.
Od początku jest z „Paczką”
Zafascynowała ją idea „Szlachetnej Paczki”, dzięki której dociera się ze świąteczną pomocą do rodzin w wielkiej, niewyobrażalnej dla wielu potrzebie. Akcja jest realizowana przed świętami Bożego Narodzenia. W 2011 r. wzięło w niej udział 500 wolontariuszy w regionie. Dzięki ich pracy oraz zaangażowaniu darczyńców 847 rodzin z województwa świętokrzyskiego otrzymało pomoc. Odbiorcami „Szlachetnej Paczki” były m.in. rodziny wielodzietne, osoby chore, niepełnosprawne, samotne oraz borykające się z trudnymi warunkami materialnymi. Sztaby wolontariuszy działały m.in. przy szkołach i kieleckich parafiach. Wolontariusze współpracowali z pedagogami szkolnymi, Caritasem, parafiami, instytucjami pomocy społecznej.
Akcja uruchamia wielki potencjał dobroczynności, a satysfakcja jest obustronna - darczyńców i obdarowywanych, na co np. zwrócili uwagę członkowie Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Piłki Nożnej. W Polsce akcja realizowana jest od 2001 r. przez Stowarzyszenie „Wiosna”, a w Kielcach od 2005 r.
W 2012 r. „Szlachetna Paczka” już z początkiem lata poszukuje wolontariuszy, bo im jest ich więcej, tym więcej rodzin obdarowanych paczkami. Dlatego tak ważna jest szeroka promocja tej akcji. - Trafia się do takich domów, w których dzieci marzą o szynce na kanapce. To ogromna lekcja pokory - stwierdza Agnieszka, komentując naszą polską skłonność do narzekania na różne braki i niedostatki. - Jestem zdrowa, skończyłam studia, mam rodzinę, mogę wszystko. Zakaz narzekania - mówi. Ten zakaz obowiązuje tym bardziej, odkąd w jej rodzinie pojawił się braciszek z zespołem Downa. Wyjątkowy, kochany i cudowny.
Kawa pod jabłonką
Miła, słodka chwila wyrwana codzienności - wypad na wieś z narzeczonym i coraz częściej z Weroniką - najmłodszą siostrzyczką, która pokochała wieś i jej uroki. Czy jest coś milszego niż kawa z ukochanym pod kwitnącą albo uginającą się od dojrzewających owoców jabłonką? Poza tym śpiew Norah Jones, odrobina muzyki filmowej plus ekstremalna turystyka wspinaczkowa w Tatrach, ewentualnie popisowa sałatka (podpatrzona w Anglii: makaron, kurczak i brokuły z patelni, cząstki avocado, uprażone pestki słonecznika) - dopełniają tzw. czasu dla siebie, bezcennych okruchów codzienności, chwil relaksu.
Czego bałaby się najbardziej? Małej, żyjącej w ciasnym światku własnych interesów rodziny i wypalenia zawodowego. - Bo moja rodzina i moja praca to najpiękniejsze dary, które dostałam od Boga - podsumowuje Agnieszka.
W następnym numerze sylwetka Leokadii Kukuryk - założycielki Arcybractwa Straży Honorowej Najświętszego Serca Jezusa w Bazylice Grobu Bożego w Miechowie