KRZYSZTOF KUNERT: - Księże Biskupie, jak rozpoznać sektę?
BP ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI: - Takie pytanie sygnalizuje potrzebę życia w stanie zagrożenia, trochę jak policjant. Zwykły człowiek nie ma potrzeby, aby mieć świadomość policyjną. Nie wiem, czy takie postawienie sprawy nie nastawi nas podejrzliwie i wrogo wobec różnych grup ludzi. Może więc warto, aby pierwszym mostem, który łączy nas z ludźmi, nie był most śledczy, aby w rezultacie nie pojawiały się w nas pytania, czy czasem człowiek, który z nami rozmawia, nie jest członkiem sekty.
- Kiedy zatem używać słowa „sekta”?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Słowo „sekta” przybiera różne znaczenia w zależności od tego, kto je wypowiada. Często w dyskursie dziennikarskim tym słowem szafuje się wtedy, gdy chce się kogoś obrazić, kiedy ktoś ma jakieś silne przekonania. Dziś często każdą grupę ludzi o silnych przekonaniach tak się nazywa i ma to służyć jej napiętnowaniu czy usunięciu poza margines osób, z którymi można i należy rozmawiać. Z całą pewnością nie o tym mówimy, kiedy słowa „sekta” używamy w Kościele. Dla nas sekty to grupy, które wykorzystują wiarę religijną w celach zniewolenia i destrukcji ludzi albo w celach przestępczych. Skrajnym przykładem jest historia funkcjonującej kilkanaście lat temu w San Diego w Kalifornii sekty z pogranicza duchowości New Age o nazwie „Brama Niebios”. To ugrupowanie skłoniło kilkudziesięciu członków do zbiorowego samobójstwa w ten sam dzień. Tu z pewnością możemy zasadnie używać słowa „sekta”.
- Gdzie wobec tego przebiega granica między groźną sektą a jakąś grupą religijną?
- Nie sądzę, abyśmy, zwłaszcza w wakacje, mieli czas, sposobność i środki, aby w naszym rozmówcy czy gronie, które nas gdzieś zaprasza, byli w stanie to odróżnić. Nie uda się tego uczynić po oczach, gestach rąk i imionach. Raczej należałoby zachować roztropność w kontaktach z innymi ludźmi i wspólnotami, które nas zapraszają. Raczej należałoby dochować wierności nauce Kościoła i pytać, jaka jest opinia Kościoła o różnych środowiskach. Innymi słowy, być świadomym katolikiem.
- Z wcześniejszych wypowiedzi Księdza Biskupa można jednak wnioskować, iż sekty wyróżnia to, że ukrywają swoje przekonania.
- Z całą pewnością tak. Gdyby założyciel i guru „Bramy Niebios” poinformował, że bycie w jego grupie zakończy się zbiorowym samobójstwem, to nie znalazłby adeptów. On tego nie mówił, to był ukryty zamysł.
- Jakich - poza nieujawnianiem swoich prawdziwych celów - rekrutacyjnych metod możemy się spodziewać po działalności sekt?
Reklama
- Tu znowu wezwałbym do zachowania proporcji. Człowiek młody jest z pewnością podatny na tego typu niebezpieczeństwa, ale dużo bardziej narażony jest na kontakt z narkotykami, nieokiełznaną seksualnością czy podżeganiem do nienawiści i niechęci. Szansa, że tym niepożądanym wpływem będzie zaproszenie do sekty nie jest wielka.
- Kiedy już jednak zaproszenie zostanie przyjęte, to na czym sekty będą bazować?
- Sekty najczęściej apelują do tego, co w młodym człowieku jest szlachetne, czyste i bezinteresowne. Apelują do chęci modlitwy, chęci służenia Bogu i bliźniemu, czyli właśnie do tego, co w młodym człowieku zachowało się z czystości, a więc do najlepszych stron człowieka. Stąd zwykle trafiają tu ludzi uduchowionych, bezinteresownych, którzy chcą zaangażować swoje siły i młodość, aby służyć Bogu i ludziom. Tak zwykle wygląda reklama działalności sekciarskiej, a prawdziwe cele są ukrywane. Realia życia w sekcie odkrywa się stopniowo. Często do zobrazowania tego przywołuje się metaforę „gotowania żaby”. Podobno gdyby się włożyło od razu żabę do gorącej wody, ta natychmiast wyskoczyłaby. Gdyby jednak włożyć ją do wody zimnej, którą będziemy stopniowo podgrzewać, wówczas żaba przybierając temperaturę wody, nie zauważy, że woda stała się tak gorąca, iż zagraża jej życiu. Stosując tę metaforę, człowiek, któremu sekta objawiłaby na początku swoje oblicze, z pewnością nie chciałby w nią wejść, a jeśli robi stopniowo, to może przemienić jego mentalność tak, że po pewnym czasie staje się sam gorliwym wyznawcą takiego sekciarskiego środowiska.
Reklama
- Na początku taka woda nie dość, że jest zimna, to jest jeszcze słodka. Mam tu na myśli różne techniki werbunku jak „bombardowanie miłością”. Jak je rozeznać?
- Trzeba być świadomym zagrożeń, warto jednak pamiętać o roztropności, aby nie nabrać podejrzliwości wobec wszystkich ludzi życzliwych, uśmiechniętych, którzy po porostu chcą być dla nas mili. Wyobraźmy sobie typową klasę licealną. Ilu młodych ludzi zetknęło się z sektą, a ilu z pijaństwem i narkotykami, i wulgarnymi seksualnymi propozycjami? Chodzi więc o proporcje w rozeznawaniu charakterystycznych dla naszego czasu zagrożeń.
- Ale czy działalności takich grup nie towarzyszy często właśnie alkohol, narkotyki, seks - zwłaszcza w okresie wakacyjnym?
- Faktycznie, niektóre sekty mogą przy werbowaniu posługiwać się nimi. Ale większość generalnie odwołuje się do pragnienia czystości, duchowości i bezinteresowności. Zwykle to jest to miejsce w młodym człowieku, które chcą zidentyfikować i wykorzystać.
- Obok twardych „sekt” istnieje wiele grup skupionych wokół duchowości New Age. Jak z kolei rozeznawać tę rzeczywistość?
Reklama
- To bardzo ważne rozróżnienie, gdyż nie należy mylić sekt z prądami szkodliwej i nieortodoksyjnej duchowości. Sekta z definicji musi być zorganizowaną i sprawnie działającą grupą, która ma przywódcę, liderów, materiały. To jest rzeczywistość społeczna. Natomiast żadna z tych cech nie pasuje do duchowości New Age, która cechuje się brakiem przywódców, liderów, jasno sprecyzowanej idei i członkostwa. Jest to dość mglista i niedookreślona mentalność postmodernistyczna. Dlatego byłoby nieroztropne, gdybyśmy wszystkie niepożądane zjawiska duchowe określali mianem sekty.
- Czy jednak duchowość postmodernistyczna nie służy sektom jako swoiste przedpole?
- Rzeczywiście mentalność relatywizująca rolę prawdy na pewno pomaga prawdziwym sektom w prowadzeniu ich działalności. Stąd istnieje pilna potrzeba, abyśmy w naszych rodzinach, środowiskach uczyli się prawdziwej radości ze spotkania z prawdą, którą mamy w Kościele katolickim. I jest to wielki apel Benedykta XVI, a wcześniej Jana Pawła II, aby katolik przypominał sobie, że wiara jest także spotkaniem z prawdą. I zamiast popadać z zbytnią panikę związaną ze słowem „sekta”, byłoby znacznie pożyteczne, byśmy nawzajem uczyli się racjonalności wiary.
- Z przebiegu naszej rozmowy nasuwa mi się wniosek, że punktem wyjścia do dyskusji o zagrożeniach związanych z sektami powinien być zachwyt nad Bogiem i potrzeba Jego poznawania. Taka postawa rzeczywiście chroni?
Reklama
- Najlepszą obroną jest atak! Trochę podobnie jak z tą metaforą wojskową jest w dziedzinie ewangelizacji. Nie mamy przyjmować postawy osób wystraszonych, wyglądających zza muru, czy czasem na horyzoncie nie pojawi się przeciwnik, którego rozpoznany jako sekciarz. Mamy przyjąć mentalność ewangelizacyjną, gdzie ktoś uwiedziony przez sektę w nas spotka zwiastunów Boga, który jest zachwycający, w nas spotka zwiastunów wspólnoty Kościoła, która przeżywa, że Bóg jest dobry, piękny, miłosierny i pozwala zrozumieć uporządkowany przez Niego świat. To jest najlepsza obrona przed zagrożeniem sektami.
- Jak wobec tego, przebywając w nadmorskim kurorcie i spotykając się z aktywnością różnych grup, rozróżnić działania ewangelizacyjne od sekciarskich?
- Najbardziej prosta i skuteczna metoda to zorientować się, jaki jest kontakt danej grupy z miejscową parafią. Czy ta wspólnota, która ewangelizuje, czy głosi sprawy duchowe, ma z nią związek? Czy przedstawiła się miejscowemu proboszczowi? Jest to dość dobra metoda, bo jeżeli ktoś poczuwa się do braterstwa w Kościele katolickim, poczuwa się do odpowiedzialności wobec miejscowego pasterza, to mamy dość mocną gwarancję, że mamy do czynienia z ludźmi odpowiedzialnymi, którzy działają w porozumieniu z parafią.
- Nie zawsze jednak mamy okazję porozmawiać z proboszczem…
- Co więcej, nie jestem nawet pewien, czy musimy z taką podejrzliwością podchodzić do każdego, kto śpiewa na ulicy albo zachęca do jakiejś duchowej działalności. Być może lepsze będzie tutaj obudzenie „świętej zazdrości”. Jeżeli ci, którzy nie są katolikami, a może nawet chrześcijanami, z takim zapałem głoszą swoje wartości, to ja będąc bardziej obdarowany, nie powinienem czuć się zawstydzony!? Wtedy zamiast patrzeć podejrzliwie na innych, czy oni czasem nie mają ducha sekciarskiego, będziemy pobudzeni, aby z większą gorliwością pokazać światu prawdziwy skarb.
- Jeżeli jednak ktoś z naszych bliskich trafił do sekty, jak mu pomóc?
- Po pierwsze, potraktować poważnie jego wybór, gdyż ten wybór świadczy o czymś dobrym. Świadczy o pragnieniu Boga, pragnieniu modlitwy, duchowości, bezinteresowności i służby Bogu i bliźniemu. Po drugie, potraktować poważnie też to, że jego szlachetne intencje i dobre impulsy zostały źle ulokowane. Jednym słowem - doceniać to, że kogoś stać na silne wyrzeczenia w sprawach duchowych, a jednocześnie cały czas pokazywać, że to, czego szuka w sekcie, znajduje o wiele lepsze spożytkowanie w Kościele katolickim. Natomiast często spotykane ośmieszanie, zniechęcanie do spraw duchowych, wykazywanie, że trzeba zająć się sprawami praktycznymi, materialnymi jest bezproduktywne, ponieważ sekta zaangażowała akurat to w człowieku, co nie jest pogonią za materializmem, ale duchowością. To trzeba potraktować poważnie i pokazać, że Kościół katolicki jest najlepszym miejscem do zrealizowania tych pragnień.