Niemy naród - tak o armii najsłabszych, czyli biednych dzieci
z całego świata, piszą i mówią komentatorzy. Jest ich 600 milionów.
Niby sucha cyfra, ale już przeraża. Jeśli się zaś doda, że te 600
milionów stanowi czwartą część najmłodszych całego świata, trwoga
sięga zenitu.
Pierwsze pytanie, które narzuca się z nieodpartą siłą,
to: Dlaczego? Gdzie tkwią przyczyny tych 600 milionów pojedynczych
dramatów. Fachowcy odpowiadają: bieda, choroby i klęski żywiołowe.
Najgorsza jest sytuacja dzieciaków w krajach rozwijających
się. Dla Ameryki Południowej najbardziej charakterystycznym zjawiskiem
są dzieci ulicy, 100-milionowa armia bezdomnych maluchów. W Afryce
o ból serca przyprawiają sieroty, których rodzice zmarli na AIDS
czy kilkusettysięczna armia dzieci-żołnierzy wcielonych do oddziałów
zbrojnych przez rządy i różne oddziały bojowników o własne sprawy.
W Azji plagą dzieci jest przymusowa, niewolnicza praca.
Czy w naszym kraju dzieciom żyje się tylko dobrze lub
bardzo dobrze? Nie! Świadomość tego coraz bardziej przebija się do
świadomości opinii publicznej. Dzieci porzucone, dzieci zagubione,
dzieci fizycznie i psychicznie okaleczone, dzieci głodne. I u nas
mamy całkiem spory oddział smutnej światowej armii. Według statystyk
dzieci stanowią 1/3 osób żyjących w skrajnej biedzie. Skrajnej, to
znaczy takiej, która zagraża biologicznej egzystencji jednostek.
Bieda dzieci jest jednak mniej widoczna, ponieważ dzieci wstydzą
się jej i bardzo niechętnie się do niej przyznają.
Opinię tę potwierdziła w rozmowie z Niedzielą Sosnowiecką
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 10 w Będzinie Grażyna Cuber. "Podczas
drugich śniadań w szkole, kiedy dzieciom dajemy herbatę do przyniesionych
z domu kanapek, zauważyłam, że jeden z chłopców z trzeciej klasy
nic nie je. Raz, drugi zaproponowałam mu bułkę, które zawsze mamy
na podorędziu dla dzieci, które nic nie przyniosły z domu. Za każdym
razem odmawiał, mówiąc, że nie jest głodny i dlatego nic nie wziął
z domu. Wiem skądinąd, że sytuację rodzinną ma bardzo trudną, więc
postanowiłam z nim porozmawiać na osobności. Także w tej rozmowie
przekonywał mnie bardzo sugestywnie, że ma co jeść. Wyliczał dokładnie,
jakie smakołyki jadł tego dnia na śniadanie. Byłam pewna, że w ten
sposób ukrywał swoją biedę".
W centrum Będzina, na terenie parafii Świętej Trójcy
jest wiele dzieci, które znajdują się w podobnej sytuacji. Oczekują
pomocy. Z tej racji przy najstarszej będzińskiej parafii działa świetlica
środowiskowa. Dzieci kierują do niej pedagodzy z dwóch Szkół Podstawowych
nr 5 i nr 10. "Chcemy mieć pewność - tłumaczy ks. Andrzej Stępień,
proboszcz parafii - że pomoc trafi do najbardziej potrzebujących
dzieciaków, a pedagodzy szkolni, z którymi współpraca układa nam
się znakomicie, mają najlepsze rozeznanie".
Dzieci przychodzą do nas w piątek i w sobotę - mówi Ola
Golik, szefowa świetlicy. Oli w prowadzeniu świetlicy pomaga mama,
Mirosława Golik, która przygotowuje dzieciakom posiłki. "Nasz nauczycielski
zespół - mówi Ola - tworzą: Natalia Bochenek, nauczycielka matematyki,
która także świetnie radzi sobie w kuchni, Elżbieta Cwynar, która
pomaga dzieciakom w nauce niemieckiego, Grażyna Domian wprawia dzieci
w dodawanie, odejmowanie i jeszcze inne bardziej skomplikowane działania
i Ewa Katolik, która daje korepetycje z języka angielskiego. Bardzo
zależy nam na tej części działań świetlicy" - dodaje Ola Golik. Poza
nauką jest oczywiście zabawa, gry edukacyjne, konkursy. Czas organizuje
dzieciom grupa "Aniołów Stróżów". Należą do niej: Dominika Kowalik,
Edyta Słącz, Ewa Tyde, Ania Siudak, Sylwia Kulczycka, Monika Trzepietowska,
Ola Marek, Ania Kasprzyk i Tomek Kozik. Wszyscy studiują lub uczą
się w sąsiadującym z parafią Liceum im. Stanisława Wyspiańskiego.
Współpraca z Liceum nabrała cech prawie że instytucjonalnych. Koordynuje
ją ks. Krzysztof Miśta, wikariusz parafii i katecheta w Liceum.
Skąd pieniądze? - pytam ks. Andrzeja Stępnia. "Gwarancje
bytu świetlicy zapewnia parafia i to ona przekazuje większość środków
na jej funkcjonowanie. Jednorazowo otrzymaliśmy wsparcie od Caritas
- dodaje ks. Andrzej. - Środki wypracowali także opiekunowie i dzieci,
organizując w parafii Świętej Trójcy i, dzięki uprzejmości dziekana
ks. Mieczysława Miarki, w parafii św. Jadwigi na Osiedlu Zamkowym
kiermasz wykonanych własnoręcznie ozdób choinkowych. Nie musimy kupować
chleba i wędlin. Pieczywo otrzymujemy z piekarń: Pana Tomczyka, Pani
Moń i Pana Gorzalnika i Pani Nowocień, a wędliny od Państwa Otfinowskich
z Będzina".
Czy taka pomoc jest potrzebna? - o opinie zapytałem pedagoga
ze SP nr 10 w Będzinie Barbarę Ryłko. "Jak najbardziej. Dzieci wprost
oczekują tej pomocy. Mam tego przykład w szkole, gdzie w piątek prowadzimy
zajęcia socjoterapeutyczne. Wydaje mi się, że moi podopieczni oczekują
z utęsknieniem tego spotkania. Dla nich jest to odskocznia od domu.
Daje im poczucie bezpieczeństwa. Do tego jeszcze dochodzi poczucie
wartości".
Pomóż w rozwoju naszego portalu