Lapierre ciągle podróżował: jeżeli nie przebywał w Indiach, odwiedza inne kraje, w których działały wspierające jego fundację koła i związki. Nie należy się temu dziwić - na prowadzenie działalności charytatywnej potrzebował ok. 500 tys. dolarów rocznie, a pochodzą one jedynie z praw autorskich za książki i z darów. Dlatego Dominique, który czuł się za wszystko odpowiedzialny, nigdy nie ma czasu. Dominique Lapierre zmarł 4 grudnia 2022 r. Przypominamy archiwalny wywiad Włodzimierza Rędziocha ze znanym francuskim pisarzem i działaczem społecznym.
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Kto miał na Pana życie największy wpływ?
DOMINIQUE LAPIERRE: - Bez wątpienia Matka Teresa, gdyż zmieniła bieg mego życia, ale także Gandhi - człowiek, który przez całe życie głosił miłość, tolerancję i walkę bez używania przemocy. To był prawdziwy prorok humanizmu, święty człowiek. Muzułmanom, hinduistom i chrześcijanom mówił: "Czytajcie Ewangelię, dajcie się przeniknąć orędziu Chrystusa". Dzięki Matce Teresie odkryłem natomiast, że " każdy z nas może dać światu trochę miłości i uczynić go bardziej sprawiedliwym, bo - jak mówiła - to, co robimy, jest małe jak kropla, lecz ocean składa się z kropli".
- Jaką rolę odegrała wiara w Pana życiu i czy miała wpływ na działalność charytatywną?
- Wychowałem się w rodzinie katolickiej, a moi rodzice
byli bardzo związani z dominikanami. Jednak latami moja wiara była
jakby w letargu i nie miała żadnego wpływu ani na moje życie prywatne,
ani zawodowe. Gdy zacząłem pisać książkę o Jerozolimie, odkryłem
to święte miasto. Odwiedzałem miejsca, które znałem z Pisma Świętego,
i było to wspaniałe. Jerozolima jest stolicą duchową i czuje się
tam obecność Boga - Boga trzech religii monoteistycznych.
Drugim etapem mojego religijnego przebudzenia był pobyt
w Indiach, gdzie sacrum jest wszechobecne i przenika codzienne życie
ludzi.
Trzecim etapem była Kalkuta - miasto-tragedia. Tam właśnie
spotkałem Jamesa Stevensa, człowieka, który kiedyś handlował w Londynie
koszulami i krawatami, a wstrząśnięty straszną nędzą, jaką odkrył
w Kalkucie, sprzedał wszystko, co posiadał, i powrócił do Indii z
walizką pieniędzy. W Kalkucie zaopiekował się chorymi na trąd dziećmi
- leczył je, dawał im jeść, uczył czytać i pisać. Gdy go poznałem,
nie miał już pieniędzy na prowadzenie ośrodka i pomogłem mu w tym
trudnym momencie. Powiedziałem mu wtedy: "Nie miałbym nigdy odwagi
zrobić tego, co pan zrobił, ale mogę zrobić to, czego pan nie jest
w stanie uczynić". Miałem na myśli moje pisarskie zdolności, dzięki
którym mogłem opisać jego dzieło pomocy.
Pewnego dnia Stevens zaprowadził mnie do dzielnicy "
Miasto radości", skąd pochodzili jego podopieczni. Miejsce to było
zamieszkiwane przez przeklętych tego świata, ale jego mieszkańcy,
chociaż byli pozbawieni wszystkiego, potrafili zachować godność.
Dziękowali Bogu za najmniejsze nawet dobro, jakiego doznawali. Potrafili
kochać i być solidarnymi. Tam w końcu zrozumiałem słowa Matki Teresy: "
Chrystus przychodzi do nas w każdym ubogim".
Po zobaczeniu "Miasta radości" zmieniłem się i zmieniło
się moje życie. Teraz wiem, że spotkałem Chrystusa na uliczkach slumsów
Kalkuty. Dziś widzę Chrystusa w każdym cierpiącym człowieku.
- Jaką rolę odgrywa w Pana życiu modlitwa?
- Jestem człowiekiem bardzo aktywnym i koncentruję się przede wszystkim na konkretnym działaniu. Przez wiele lat nie potrafiłem zrozumieć sensu życia modlitwą. Pamiętam, że kiedyś w Indiach trafiłem na wspólnotę mniszek, które mieszkały obok kolonii trędowatych i na pozór nic nie robiły, by pomóc tym chorym biedakom. Był to dla mnie szok. Później, dzięki Matce Teresie, zrozumiałem, że ich modlitwa jest bardziej pożyteczna niż konkretne działanie i dodaje energii tym wszystkim, którzy w terenie walczą z niesprawiedliwością i nędzą. Również dzięki niej odkryłem "łańcuch modlitwy" założony przez wspaniałą kobietę, Belgijkę, Jacqueline de Decker* - piszę o niej w mojej książce Plus grands que l´amour.
- Prowadząc przez 20 lat działalność charytatywną, na pewno przeżył Pan wiele momentów radości. Jaki najbardziej utkwił Panu w pamięci?
- Kilka miesięcy temu spotkałem w naszym ośrodku " Zmartwychwstanie" Ragu Rasha, młodzieńca, którym zaopiekowaliśmy się 12 lat temu - koczował wtedy w jednym ze slumsów i był chory na trąd. Wymachiwał mi na powitanie kartką papieru - był to dyplom inżyniera mechanika. Takie momenty radości są zapłatą za cały nasz wysiłek.
- Pozwoli Pan, że zrobię krótkie podsumowanie 20
lat pańskiej pracy na rzecz najuboższych w Indiach (chociaż powinienem
powiedzieć "pracy Państwa", gdyż żona Pana jest równie zaangażowana
w to wielkie dzieło, jak Pan): wspomaganie 1000 lekarzy, pielęgniarek,
terapeutów i nauczycieli, którzy przez te wszystkie lata ratowali,
zapewniali dach nad głową i wyżywienie, leczyli, rehabilitowali,
wychowywali ponad 4 mln osób chorych na trąd, gruźlicę i inne choroby
związane z życiem w skrajnym ubóstwie. Obecnie Pańska Fundacja zapewnia
środki do utrzymania ośrodka "Udayan", gdzie są leczone i wychowywane
dzieci trędowate, przychodni lekarskiej w Belare i przychodni przeciwgruźliczej
w Banghur, sieci ośrodków pomocy założonych przez o. Pierre´a Ceyraca,
w których wydaje się posiłki i uczy 25 tys. najbiedniejszych dzieci
z Madrasu i rolniczych regionów Tamil Nadu oraz kliniki ginekologicznej
dla kobiet - ofiar katastrofy ekologicznej w Bopalu. W ostatnich
latach Fundacja zakupiła i utrzymuje trzy statki-szpitale, które
niosą pomoc lekarską ludności 54 wysepek położonych w delcie Gangesu,
na których nie było żadnego ośrodka zdrowia. Wspomaga Pan także związek
United Brother´s Association, który w indyjskich slumsach prowadzi
wielką akcję pomocy (żywienie ludzi, kształcenie dzieci, opieka nad
starcami i dziećmi prostytutek, pomoc lekarska, wiercenie studni,
budowa kanalizacji i latryn itp.).
Jakie przedsięwzięcia planuje Pan obecnie?
- W pierwszym rzędzie myślę o zakupie następnych statków-szpitali.
- Dziękując za wywiad, chciałbym Panu życzyć dalszych sukcesów w pracy dla naszych najbiedniejszych braci. Niech Pańska działalność stanie się przykładem dla tych wszystkich, którzy chcą żyć zgodnie z ewangelicznym nakazem miłości bliźniego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu