Reklama

W 50. rocznicę procesu Kurii Krakowskiej

Przywrócić dobre imię

"Proces Kurii Krakowskiej zadał polskiemu Kościołowi bardzo bolesne rany, a ich leczenie było długie" - powiedział prezes IPN, prof. Leon Kieres, podczas sesji naukowej zorganizowanej w Krakowie przez IPN i PAT w 50. rocznicę procesu.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kulisy procesu

Rok 1948 był przełomowy dla władzy komunistycznej w Polsce. Podziemie zbrojne i polityczne zostało właściwie już rozbite, po zjednoczeniu PPR z PPS niepodzielne rządy sprawowała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, a jedyną siłą wytrwale przeciwstawiającą się sowietyzacji państwa i narodu pozostał Kościół katolicki, z którym władze podjęły bezwzględną walkę.
Powszechnie stosowano szykany administracyjne, utrudniano pracę duszpasterską, naukę religii, obciążano Kościół dodatkowymi opłatami, konfiskowano jego własność. Równolegle Urząd Bezpieczeństwa podejmował próby kompromitowania Kościoła w licznych oszczerczych kampaniach propagandowych. Szczególnie eksponowanym zarzutem było oskarżenie duchownych o szpiegostwo na rzecz Watykanu i państw imperialistycznych.
W latach 1952-53 przystąpiono do decydującego uderzenia. W więzieniach znalazło się ok. tysiąca kapłanów, w 1952 r. wygnano z Katowic biskupów: Stanisława Adamskiego, Herberta Bednorza i Juliusza Bieńka, we wrześniu 1953 r. uwięziono Prymasa Polski - kard. Stefana Wyszyńskiego, a po głośnym procesie pokazowym skazano na 12 lat więzienia torturowanego w śledztwie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Jesienią 1952 r. celem ataku stała się Kuria Krakowska.
Historycy są zgodni, że proces Kurii Krakowskiej był dla ówczesnych władz narzędziem propagandowym w walce z Kościołem. Zdaniem Marka Lasoty z krakowskiego IPN, nie chodziło o skazanie winnych, lecz o pokazanie społeczeństwu rzekomych nadużyć duchowieństwa i rzekomej współpracy z obcymi wywiadami: "Głównym oskarżonym miał być pośmiertnie kard. Adam Sapieha, któremu próbowano zarzucać współpracę z rozmaitymi wywiadami. I to w dokumentach planu śledztwa zostało jasno sformułowane".
Aresztowanie 12 listopada 1952 r. ks. Józefa Lelity i wymuszenie na nim w śledztwie wskazania współpracujących z nim duchownych kurialistów otworzyło możliwość szybkiej akcji przeciwko krakowskim biskupom i podległej im Kurii. Niespodziewanie nadarzyła się najlepsza z okazji - możliwość oskarżenia krakowskich hierarchów o działalność wywiadowczą.
Ks. Józef Lelito ps. "Szymon" był w czasie II wojny światowej kapelanem Narodowej Organizacji Wojskowej. Po wojnie nawiązał z nim kontakt Jan Szponder, w czasie okupacji żołnierz NOW, który nie przerwał działalności konspiracyjnej. W 1949 r. Szponder zbiegł do Niemiec Zachodnich, gdzie nawiązał kontakt z emigracyjnym Stronnictwem Narodowym. Będąc za granicą, nawiązał współpracę korespondencyjną ze swymi byłymi podwładnymi z NOW w celu stworzenia sieci informatorów i rezydentów przekazujących na Zachód informacje o tym, co dzieje się w kraju. Znaleźli się wśród nich: ks. Józef Lelito oraz dwaj żołnierze NOW z Liszek - Edward Chachlica ps. "Artur" i Michał Kowalik ps. "Wołodyjowski". Urząd Bezpieczeństwa dzięki pracy agentury poznał system tworzenia sieci informatorów w maju 1952 r. Rozpoczęto intensywne rozpracowywanie osób współpracujących ze Szponderem oraz działania operacyjne mające na celu aresztowanie i postawienie inwigilowanych przed sądem.
Siatkę zorganizowaną przez Szpondera rozbito w okresie od września do listopada 1952 r. We wrześniu aresztowano Edwarda Chachlicę i przyrodnią siostrę Szpondera - Stefanię Rospond. 28 października ujęto Michała Kowalika, 12 listopada - ks. Józefa Lelitę, wówczas wikariusza w Rabce-Zdroju, a kilka dni później innego wikarego z Rabki - ks. Franciszka Szymonka.
Dziś trudno jeszcze przekonująco stwierdzić, czy akcja w pomieszczeniach Kurii i aresztowanie abp. Eugeniusza Baziaka i bp. Stanisława Rosponda oraz innych duchownych w Krakowie było celem, czy też nieoczekiwanym skutkiem rozbicia siatki Jana Szpondera. Nie ulega wątpliwości, że wskazanie przez ks. Lelitę księży Wita Brzyckiego i Jana Pochopnia - notariuszy kurialnych spowodowało natychmiastową akcję Urzędu Bezpieczeństwa na ul. Franciszkańskiej 3. Bezpieka połączyła w jedną całość prawdziwe zarzuty wobec osób współpracujących z emigracją z fikcyjnymi wobec notariuszy Kurii. Ta fikcyjna łączność stanowiła natomiast pretekst do wkroczenia na teren Pałacu Biskupiego i przeprowadzenia w nim rewizji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Rewizje w Pałacu Biskupim

W środę 17 listopada 1952 r. ok. dwudziestu funkcjonariuszy UB weszło do Pałacu Biskupiego, udając się najpierw do abp. Baziaka z powiadomieniem o planowanym aresztowaniu dwóch księży i rewizji w biurach Kurii Metropolitalnej.
W pierwszym dniu rewizji zabrano dużą liczbę dokumentów personalnych oraz sprawozdania z parafii archidiecezji krakowskiej. Ks. Witowi Brzyckiemu zabrano niewielkie zapasy lekarstw pochodzących z zagranicznych darów, żywności i środków higieny oraz sukno przeznaczone na sutanny dla księży. Przełom nastąpił 24 listopada. Ukrywający się od kilku dni i zatrzymany 23 listopada, a następnie złamany psychicznie sytuacją i przesłuchaniami kanclerz Kurii - ks. Bolesław Przybyszewski wskazał bezpiece znajdujące się w piwnicach Pałacu Biskupiego pomieszczenia, w których ukryte były skrzynie z pamiątkami rodzinnymi arystokracji i ziemian. Zawartość skrzyń - dzieła sztuki, dokumenty, fotografie, odzież, biżuteria, zabytkowe militaria - stanowiła depozyt złożony jeszcze na ręce kard. Sapiehy. Dzięki temu wartościowe dzieła sztuki i bezcenne pamiątki przetrwały lata wojny i pierwsze lata powojenne.
W czasie rewizji zabrana została jednak rzecz najcenniejsza. W 1943 r. za zgodą i na polecenie abp. Adama Sapiehy w odkrywaniu grobów w lesie katyńskim uczestniczyła jego delegacja. Znalezione tam dokumenty, rzeczy osobiste, korespondencja stanowiły niezbity dowód, że zbrodnię popełniło sowieckie NKWD. Znaleziska te przekazano księciu Sapiesze. Odnalezienie i zabranie teczek zawierających dokumentację katyńską było najważniejszym efektem akcji bezpieki w Kurii Krakowskiej.
Dokumentacja katyńska zwrócona została krakowskiemu arcybiskupstwu dopiero w 1990 r. Do dziś nie udało się przekonująco odpowiedzieć na pytanie, dlaczego władze komunistyczne nie odważyły się zniszczyć tak kompromitującego dla nich znaleziska.
Nie ulega jednak wątpliwości, iż podczas procesu księży: Lelity, Pochopnia, Brzyckiego, Szymonka oraz innych osób świeckich ani słowem nie wspomniano o pamiątkach z Katynia.
Funkcjonariusze bezpieki, idąc za wskazaniami ks. Przybyszewskiego, wykopali w kurialnej piwnicy skrzynkę zawierającą złoto i waluty. Już sam fakt ich posiadania i ukrywania był zagrożony na mocy ustawy wydanej w 1950 r. nawet karą śmierci.
Łup bezpieki szczegółowo przedstawiał się następująco: 35 849 dolarów USA, 415 złotych dukatów austriackich, kilkanaście złotych monet francuskich, angielskich, rosyjskich, niemieckich i innych. Różnorodność kwot jest, oczywiście, wynikiem pochodzenia pieniędzy. Były one bowiem rezultatem zabiegów księcia metropolity Adama Sapiehy w czasie wojny, to dzięki wsparciu finansowemu ze świata mógł on skutecznie nieść pomoc wszystkim potrzebującym w okupowanym kraju. To wsparcie nie ustawało także w latach powojennych. Z chwilą, gdy władze PRL wydały ustawę zabraniającą posiadania obcych walut, roztropność Księdza Kardynała kazała ukryć te środki, tak by mogły dalej być pomocą dla potrzebujących. Nie zmienia to faktu, że szczególny propagandowy rozgłos nadano właśnie temu znalezisku. Podkreślano rzekome wielkie bogactwa krakowskiego biskupstwa ukrywane w niecnych celach przed resztą duchowieństwa, a przede wszystkim przed naiwnymi wiernymi. Niestety, tego typu insynuacje trafiały - w mocno zubożonym społeczeństwie lat 50. - na podatny grunt.

Proces Kurii Krakowskiej

Śledztwo podporządkowano nie odtworzeniu prawdy, ale przygotowaniu materiału pod pokazową rozprawę. Ks. Szymonek w napisanej w 1956 r. prośbie o rewizję wyroku podkreślał: "Moje zeznanie naciągano, notując tylko obciążające mnie momenty, a nawet wpisując taką treść, jakiej nie podawałem".
Ulubionym powiedzeniem oficerów śledczych było stwierdzenie: "Jesteś księdzem, więc musisz być wrogiem". Wobec aresztowanych stosowano wielogodzinne przesłuchania, stójki, zastraszano ich, bito, szantażowano. A co najważniejsze - nastawiano przeciwko sobie. Perfekcyjnie stosowana metoda osaczania ujętych ludzi, połączona z fizycznym i psychicznym wyczerpaniem, miała ich załamać i sprawić, by podpisywali przygotowane przez śledczych protokoły przesłuchań. Oskarżeni byli do tego stopnia zdezorientowani, iż w śledztwie nie wiedzieli, co im się zarzuca. "Wczoraj dano mi do przeczytania akta śledztwa i zapoznałem się z aktem oskarżenia. W końcu konkretnie dowiedziałem się, że jestem oskarżony o szpiegostwo i za kilka dni będę miał rozprawę" - relacjonował słowa ks. Brzyckiego donosiciel z jego celi tuż przed procesem.
Podobnie traktowano aresztowanych świeckich. Edward Chachlica opisywał, że śledztwo miał "bardzo ciężkie. Tygodniowe stójki (...) z biciem po twarzy, nerkach, kopaniem, targaniem za włosy. Najgorsze dla mnie było jednak plucie w twarz i wyrażanie się w najobrzydliwszy sposób o moich najbliższych, tj. matce i żonie".
Ciężkie śledztwo przeszedł także Michał Kowalik i Stefania Rospond. Śledczy nie chcieli uwierzyć, iż była ona jedynie "skrzynką pocztową" ks. Józefa Fudalego, skazanego w procesie odpryskowym na 13 lat więzienia. Bestialskimi torturami starali się wydobywać z niej potwierdzenie szpiegowskiej działalności. Bezskutecznie.
Prawdopodobnie na początku stycznia 1953 r. zapadła decyzja, iż proces odbędzie się pod koniec miesiąca. Tłem dla sprawy miały być rzeczy skonfiskowane podczas rewizji w Kurii w listopadzie 1952 r. Stanowiły one jedynie propagandową oprawę, dekorację nie będącą dowodem rzeczowym w sprawie.
Proces odbył się w dniach 21-27 stycznia 1953 r. w sali Zakładów im. Szadkowskiego przy ul. Grzegórzeckiej 71 w Krakowie (w późniejszych latach mieściło się tam kino "Związkowiec", przy udziale licznej publiczności. Na sali byli obecni reportażyści - nakręcono krótki film pt. Dokument zdrady, dziennikarze radiowi oraz prasowi. Media przez wiele dni atakowały Kościół katolicki i bezcześciły pamięć kard. Adama Sapiehy.
Oczywiście, zapewniono "odpowiednią" obsadę sędziowską. Z Warszawy sprowadzono cieszącego się ponurą sławą sędziego Mieczysława Widaja. Oskarżał naczelny prokurator wojskowy Stanisław Zarakowski, a nad całością czuwał obecny cały czas na sali Józef Różański, dyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Proces miał być dopracowany propagandowo, nie zapomniano o szczegółach. "Stroną fizyczną (procesu) zajęli się sami pracownicy UB, którzy ubrali mnie w cudze, bikiniarskie ubranie, kolorowy krawat, skarpety nylonowe, a ponieważ włosy odrosły mi podczas śledztwa, podstrzyżono mnie «á la bikini»" - wspominał Edward Chachlica.
Oskarżeni mieli budzić wstręt i odrazę jako imperialistyczni agenci, waluciarze, sprzedajni szpiedzy w sutannach. Wyraźnie były dwie płaszczyzny zarzutów stawianych oskarżonym i propagandowej fikcji. Rozdmuchiwano sprawę rzekomej szpiegowskiej działalności oskarżonych, choć nie podawano żadnych konkretnych informacji, które by jej dotyczyły. Rozprawę podzielono na dwie części: jawną i tajną. Miało to sprawić wrażenie, iż za zamkniętymi drzwiami rozpatrywane będą szczegóły szpiegowskich raportów, analizowana ich szkodliwość dla interesu państwa.
Komuniści odnieśli największy sukces propagandowy 27 stycznia 1953 r. Wśród gwizdów potępienia, ryków i potupywania publiczności Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie ogłosił wyrok. Trzy osoby - ks. Józefa Lelitę, Edwarda Chachlicę i Michała Kowalika skazano na śmierć. Ks. Szymonka - na dożywocie, ks. Brzyckiego - na 15 lat więzienia, ks. Pochopnia - na 8 lat, Stefanię Rospond - na 6 lat.
Wyroków śmierci nie wykonano. Decyzją Rady Państwa z 18 sierpnia 1953 r. zamieniono je na karę dożywotniego więzienia. W związku z październikową odwilżą 11 marca 1959 r. Najwyższy Sąd Wojskowy uchylił wyrok. Z powodu braku dowodów winy umorzono postępowanie w sprawie zmarłego w 1954 r. z wycieńczenia śledztwem i warunkami, jakie panowały w więzieniu, ks. Wita Brzyckiego. Sprawę pozostałych skierowano do ponownego rozpatrzenia. Drugi proces rozpoczął się w grudniu 1959 r. i trwał do stycznia 1960 r., po czym przerwano go i już nie wznowiono. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego 16 grudnia 1963 r. umorzyła postępowanie karne wobec ks. Józefa Lelity, Edwarda Chachlicy i Michała Kowalika. Natomiast 27 lutego 1964 r. amnestionowano księży Jana Pochopnia i Franciszka Szymonka.
10 lutego 1992 r. Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego stwierdził nieważność orzeczeń wydanych wobec osób skazanych w tzw. procesie Kurii Krakowskiej przez komunistyczne organy sądowniczo-prokuratorskie.
Ciągle odnajdywane są nowe dokumenty na temat tamtych wydarzeń. Zdaniem Marka Lasoty z krakowskiego IPN, proces krakowski miał być preludium do postawienia przed sądem najwyższych dostojników Kurii, a potem całego Kościoła w Polsce.
Po śmierci Stalina plany zniszczenia polskiego Kościoła zaczęły się rozmywać. Wprawdzie jeszcze we wrześniu 1953 r. internowano Prymasa Wyszyńskiego, ale impet zdecydowanie malał. Komunistom nie udało się, mimo wielokrotnych prób, osadzić na decyzyjnych stanowiskach księży lojalnych wobec państwa stalinowskiego. Nie udało się skonfliktować księży z biskupami. Nie udało się sparaliżować pracy duszpasterskiej wśród środowisk świeckich, zwłaszcza wśród młodzieży. Nie udało się zastraszyć - poza kilkoma przypadkami - księży oraz działaczy katolickich i zmusić ich do lojalności wobec aparatu komunistycznego.
"Proces krakowski pod względem celów, jakie miały być osiągnięte, okazał się niewypałem - mówił podczas otwarcia sesji naukowej upamiętniającej wydarzenia sprzed 50 lat prezes IPN prof. Leon Kieres. - Ale mamy świadomość ogromu cierpień zadanych polskiemu Kościołowi powszechnemu, który tworzą także wierni. Ten niewypał wówczas bardzo głęboko ranił i rany te okazały się bolesne, a proces ich leczenia był długi".

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Współpracownik Apostołów

Niedziela Ogólnopolska 17/2022, str. VIII

[ TEMATY ]

św. Marek

GK

Św. Marek, ewangelista - męczeństwo ok. 68 r.

Św. Marek, ewangelista - męczeństwo ok. 68 r.

Marek w księgach Nowego Testamentu występuje pod imieniem Jan. Dzieje Apostolskie (12, 12) wspominają go jako „Jana zwanego Markiem”. Według Tradycji, był on pierwszym biskupem w Aleksandrii.

Pochodził z Palestyny, jego matka, Maria, pochodziła z Cypru. Jest bardzo prawdopodobne, że była właścicielką Wieczernika, gdzie Chrystus spożył z Apostołami Ostatnią Wieczerzę. Możliwe, że była również właścicielką ogrodu Getsemani na Górze Oliwnej. Marek był uczniem św. Piotra. To właśnie on udzielił Markowi chrztu, prawdopodobnie zaraz po zesłaniu Ducha Świętego, i nazywa go swoim synem (por. 1 P 5, 13). Krewnym Marka był Barnaba. Towarzyszył on Barnabie i Pawłowi w podróży do Antiochii, a potem w pierwszej podróży na Cypr. Prawdopodobnie w 61 r. Marek był również z Pawłem w Rzymie.

CZYTAJ DALEJ

Bóg pragnie naszego zbawienia

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 12, 44-50.

Środa, 24 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Mokrsko. Maryja przywitana wierszem

2024-04-25 15:27

[ TEMATY ]

peregrynacja

parafia św. Stanisława BM

Mokrsko

Maciej Orman/Niedziela

Kolejnym etapem peregrynacji kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej była parafia św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Mokrsku.

W imieniu wspólnoty Maryję w kopii jasnogórskiego wizerunku powitał proboszcz ks. Zbigniew Bigaj. Duszpasterz jest poetą, wydał cztery tomiki ze swoimi utworami: „Po życia drogach”; „Aniele, przy mnie stój”; „Po drogach wspomnień” i „Mojej Mamie”. Do Matki Bożej zwrócił się słowami wiersza pt. „Mama”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję