Chłodne listopadowe dni kojarzą się nam zazwyczaj z cmentarzami, pamięcią i modlitwą za zmarłych. Odwiedzamy ich groby. Przed oczyma stają nam twarze ludzi, których teraz fizycznie już nie ma. Ale czy rzeczywiście nie ma?
Swego czasu, robiąc porządki na cmentarzu przed uroczystością Wszystkich Świętych, mój kilkuletni wtedy siostrzeniec zapytał mnie, wskazując na nagrobek mojego ojca: - Co to jest? Bez namysłu odpowiedziałem mu, że to taki domek, w którym mieszka jego dziadek. Wtedy Jakub obszedł dookoła cały grób, przyglądając mu się z wielką uwagą. Potem zrobił to jeszcze raz i z filozoficznym błyskiem w oczach zapytał: - A gdzie są drzwi do tego domku, żebym mógł do niego wejść i odwiedzić dziadka?
Faktycznie. Przy nagrobkach nie ma żadnych drzwi.
Jezus z Nazaretu powiedział o sobie: „Ja jestem bramą” (J 10, 9). Dla człowieka wierzącego, że Bóg wskrzesi go do życia, właśnie galilejski Nauczyciel jest DRZWIAMI. On otwiera bramę, przez którą ludzkość wchodzi w inny, zupełnie dla niej niepojęty wymiar - rzeczywistość, której nie da się ogarnąć deformującymi jej obraz zmysłami.
Paradoksalnie, jest ona nam bliższa, niż nam się wydaje, ponieważ dotyczy pełni ŻYCIA. Ci, którzy od nas odeszli, już jej doświadczają. Żyją przecież w Bogu. My przecież też w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (por. Dz 17, 28).
Listopad w sposób szczególny uświadamia nam fakt, że nawet jeśli naszych bliskich fizycznie wśród nas nie ma, to tak naprawdę SĄ i BĘDĄ. Cierpliwości. Kiedyś na pewno się z nimi spotkamy. Głęboko w to wierzę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu