Oto, znowu jakoś niepostrzeżenie i jeszcze szybciej niż w roku ubiegłym, znaleźliśmy się w roku 2012. Jaki będzie dla nas, dla każdej rodziny i dla naszego społeczeństwa - czas pokaże. Wydaje się jednak, że doświadczenia roku ubiegłego i lat minionych napełniły nas większą życiową mądrością, wiele wyjaśniły, obnażyły fałsz i obłudę i wyzwoliły większą energię do działań w kierunku dobra i prawdy.
W tym noworocznym zamyśleniu pozwolę sobie na kilka kapłańskich refleksji, jakie są moim udziałem w tych szczególnych dniach wiążących się z upływem czasu. Refleksji, które może niczego nowego nie odkryją, ale które pozwolą uświadomić sobie bardziej, że tak wiele zależy od nas, od naszej „chrześcijańskości”, od tego, czy jest ona tylko w nazwie, czy charakteryzuje nasze życie.
I tak: jesteśmy narodem ochrzczonym, 90 proc. Polaków to katolicy, którzy w większym lub mniejszym stopniu korzystają z posługi Kościoła i jego kapłanów. Na pewno większość z nas to osoby, które chodzą do kościoła, przyjmują sakramenty święte. Większość z nas codziennie odmawia pacierz, ma świadomość prawd naszej wiary, czyni rachunek sumienia, biorąc pod uwagę swoje postępowanie moralne i swoją odpowiedzialność przed Bogiem. To wszystko zawiera się w kulturze religijnej Polaka katolika. Tymczasem tak często popełniamy tzw. grzechy pospolite i system państwowych represji ma „dzięki” nam pełne ręce roboty. Nie jesteśmy święci. Musimy to stwierdzić - jesteśmy ludźmi grzesznymi.
Biorąc pod uwagę np. życie małżeńskie i rodzinne, widzimy, jak mocno w ostatnim czasie uległo ono rozkładowi. Lawinowo wręcz rośnie w Polsce liczba rozwodów, a stoją za tym m.in. zdrada małżeńska, egoizm, nadużywanie alkoholu, narkotyki. Wielkiej pracy wychowawczo-duszpasterskiej wymaga także zahamowanie zjawiska tzw. wolnych związków, które nierzadko przydarzają się nawet praktykującym katolikom. Zanika kultura, która kiedyś nas charakteryzowała, a wypływała ze świadomości wagi Bożych przykazań, m.in. powszechne zakupy w niedzielę, brak szacunku dla starszych, dla kobiet (zajmujący miejsce siedzące młody człowiek rzadko dziś ustąpi je starszemu, kobiecie, dziewczynie), nieuczciwość i kombinatorstwo (co widać m.in. na naszych drogach).
Do tej naszej zwyczajności dochodzi promocja innego systemu wartościowania, reklama tzw. nowoczesnego sposobu życia, zawarta w informacji płynącej z mediów, zwłaszcza z telewizji i internetu. To świat, w którym porusza się dziś człowiek, często ten młody, który jest poddawany presji różnych silnych wpływów. Za takim oddziaływaniem na człowieka nierzadko kryją się różne międzynarodowe struktury, wrogie chrześcijaństwu i chcące po swojemu kształtować ludzką świadomość. Nie bez skutku - zauważmy np., jak „reklamochłonne” są małe dzieci albo jak wzrasta sprzedaż reklamowanych w telewizji towarów. Podobnie na młodych ludzi oddziałuje internet - medium dziś chyba najbardziej efektywne. Dobrze wiedzą o tym różne ośrodki partyjne i wykorzystują do budowania swego piaru - obrazu siebie dalekiego niekiedy od rzeczywistości. Oczywiście, nośniki te obrośnięte są całą masą ośrodków, których celem wcale nie jest prawda, ale takie zmanipulowanie odbiorcy, aby uzyskać określony cel. To również demoralizacja, z której ludzie może nie zawsze zdają sobie sprawę. Tak więc społeczeństwo żyje dziś w jakimś ogromnym nacisku reklamy czy piaru, który ma spowodować określony efekt. Trzeba mieć tego świadomość.
Jednocześnie, niestety, oddziaływanie religijne, kształtowanie moralne, chrześcijański przykład - są niedostateczne. Nieczęsto w naszych wspólnotach rozważa się treść Bożego Objawienia, analizuje Dekalog, przypomina, że człowieka wierzącego zobowiązuje dobrze uformowane sumienie. Pamiętamy, jak mówił o tym Jan Paweł II w Skoczowie i jak obecni na spotkaniu dziennikarze odnieśli się do tego z niechęcią. Bo pouczenia nie są mile przyjmowane, nie wiążą się z żadną atrakcją. Dlatego właśnie bardziej ulega się propagandzie i różnego rodzaju reklamom. Niestety, dotyczy to także nas, katolików.
Na efekty nie trzeba długo czekać. Widzieliśmy je już w wyborach parlamentarnych, gdzie jeden z liderów reklamę swojego przedsięwzięcia oparł na walce z Kościołem i z religią i w ten sposób wprowadził do Sejmu 40 posłów swojego ugrupowania. Dołączając do tego posłów SLD, którzy swoim programem i postulatami również stają w opozycji do Kościoła i religii katolickiej, widzimy, że powstaje w Polsce duża opcja antykatolicka i antyreligijna. Dziwi to bardzo i bulwersuje, Kościół nikomu bowiem nie szkodzi, nikogo nie krzywdzi, a także na nikogo nie wywiera presji. Jeżeli ktoś uważa się za katolika, to jednak wypada, by swoje obowiązki wypełniał.
Katolik nie powinien karmić się słowem płynącym z wrogiej jego wierze prasy - np. „Faktów i Mitów”, które współpracowały m.in. z mordercą ks. Jerzego Popiełuszki, czy „NIE” Jerzego Urbana, drwiącego z wszelkich świętości. Tam nie znajdzie się ani dobrego słowa, ani dobrego przykładu. Tak budować można tylko rzeczywistość rządzącą się absurdem i siejącą nienawiść.
Kochani, w Wigilię Bożego Narodzenia łamaliśmy się opłatkiem, wypowiadając dobre słowa życzeń w duchu Ewangelii Jezusa Chrystusa, i było nam ze sobą dobrze. Nie depczmy więc sami tego, co naprawdę piękne, co dobre i prawdziwe, co służy człowiekowi, a nie rujnuje go. I jako katolicy bądźmy solidarni. Przede wszystkim solidarni z ludźmi w biedzie i nieszczęściu. Podobnie jak czyni to polska Caritas, pracująca z wielką rozwagą, mądrością i perspektywą. Ale bądźmy także solidarni w walce o to, co chcą nam odebrać, zagłuszyć, sponiewierać. Nie zbudujemy jednak tego swoistego ruchu oporu bez dobrego systemu informacji katolickiej. Choćby tylko na podstawie nakładu „Niedzieli” (ok. 150 tys. egz.) zauważamy, że jest on niezbyt wygórowany w stosunku do tego, co być powinno. Przecież każda katolicka rodzina powinna korzystać z takiego pisma. Tymczasem często w parafii liczącej ok. tysiąca wiernych rozprowadza się 10 egz. „Niedzieli”, czyli 1 egz. przypada na 100 mieszkańców, a często jest o wiele mniej. Jak w takiej sytuacji można budować jakąkolwiek opinię publiczną? Także gdy chodzi o katolickie rozgłośnie radiowe, trzeba zauważyć, że, niestety, nie są one słuchane - no, może poza Radiem Maryja, cieszącym się większą słuchalnością. Wierzcie mi, w dobie tak szerokiej i z różnych stron napływającej informacji niedzielne kazanie nie wystarczy!
Wydaje mi się również, że zachodzi pilna potrzeba reformy duszpasterstwa. Powinno dziś ono uwzględnić media. Istnieją dokumenty Kościoła na ten temat, ale, niestety, treści w nich zawarte są rzadko podejmowane. Przez takie zaniedbania Kościół traci jednak społeczność katolicką. Tracimy wszyscy, bo przecież dla całej ojczyzny racją stanu jest postępowanie zgodne z Dekalogiem, z przykazaniami miłości Boga i bliźniego.
Tak więc, Katoliku, zastanów się nad sobą. Czy Ty naprawdę wierzysz w Boga? Czym jest dla Ciebie Kościół? Czy jest domem, w którym się poruszasz i w którym jest Ci dobrze, czy instytucją, do której żywisz niechęć, a może nienawiść? Zwróć uwagę, że chrześcijaństwo wychowuje w miłości i do miłości, że jest ono powietrzem dla człowieka, który chce realizować miłość, która daje i napęd, i skrzydła. No i - która przynosi zbawienie. A tego wszyscy przecież pragniemy.
Bycie katolikiem z prawdziwego zdarzenia leży także w najlepiej pojętym interesie państwa, które wspiera się również na nauczaniu i działalności Kościoła, bo poza pracą charytatywną Kościół dba przecież o dobre wychowanie społeczeństwa i wnosi ogromny wkład w jego kulturę i rozwój.
Korzystna zatem współpraca z Kościołem, prawdziwe, nie tylko z nazwy, przyjazne państwo i życzliwy stosunek do człowieka winny więc kierować naszym życiem i świadomością. Odblask takiej świadomości był widoczny w czasach polskiej „Solidarności” czy podczas narodowych pielgrzymek Jana Pawła II, kiedy mogliśmy tak wiele uczynić...
Bardzo jest nam dziś potrzebna taka solidarność, której bazą - także bazą dla szczęścia naszej Ojczyzny - będzie Ewangelia Jezusa Chrystusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu