Wanda Wasicka: - Proszę przypomnieć pokrótce swoją drogę artystyczną.
Włodzimierz Matuszak: - Pochodzę z Wielkopolski. Jestem absolwentem Łódzkiej Szkoły Filmowej. Studiowałem także w Warszawie. Po kilkunastu latach emigracji wróciłem do Polski i prawie natychmiast trafiłem do telenoweli Plebania. Przedtem grywałem głównie w teatrach od Szczecina po Lublin, Olsztyn, Koszalin.
- Czy będąc za granicą, występował Pan również na scenie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Jeżeli zna się realia zachodniej Europy, to wiadomo, jakie to jest trudne. W związku z tym nawet nie zadawałem sobie trudu, aby szukać tego typu kontaktów. Natomiast pracowałem, jak każdy, kto musi utrzymać rodzinę. Robiłem różne rzeczy, od rozbiórek domów po ich budowę. Praca w różnych zawodach bardzo mi się przydała. Z każdego doświadczenia zawsze coś tam dla siebie wybieramy.
- A nie tęsknił Pan za teatrem?
- Bardzo.
- I to pewnie zadecydowało o Pańskim powrocie do Polski.
- Tak, jedną z przyczyn była tęsknota za pracą w swoim zawodzie, ale te doświadczenia, które zdobyłem, będąc poza krajem, owocują. Inaczej dzisiaj patrzę na ludzi.
- Jak Pan trafił do "Plebanii"?
Reklama
- Przez półtora roku uważnie obserwowałem, co się dzieje w mojej branży. Kiedy dostałem propozycję wzięcia udziału w próbnych zdjęciach do telenoweli Plebania, nie bardzo wiedziałem, co to za serial. Jednak po przeczytaniu scenariusza, który mi udostępniono, stwierdziłem, że rola, którą mają zamiar mi zaproponować, jest na tyle interesująca, że warto podnieść tę rękawicę. Tak też się stało.
- Czy zdarzało się Panu wcześniej grywać role księży?
- Tak, w teatrze. Ale takiego księdza, jak ten w Plebanii, gram po raz pierwszy.
- Telewidzowie kojarzą Pana zapewne głównie z tą rolą?
- Zgadza się, bo mało kto mnie pamięta z wcześniejszych dokonań.
- A czy zdarza się, że mylą Pana z prawdziwym księdzem, bo tak się Pan utrwalił w pamięci telewidzów?
- Zdarza się to dość często. Zresztą bardzo wiele osób nie wierzy w to, że nie jestem księdzem.
- Co Panu ta rola daje osobiście?
- Rozmawiamy tam o różnych rzeczach, a przede wszystkim o tym, co innych boli, martwi. Staramy się też znaleźć rozwiązania, które dałyby na powrót poczucie godności.
- Jak serial jest odbierany?
- Bardzo pozytywnie i to przez miliony telewidzów. Szczerze mówiąc, jest to nawet dla mnie sporym zaskoczeniem.
- Proszę Księdza...(śmiech). I udało się Panu mnie zwieść. Od kiedy współpracuje Pan z Filharmonią Pomorską?
- Od dość dawna. Gościnnie pracowałem w bydgoskim Teatrze Polskim. Kontakty z Filharmonią pojawiły się jednak dopiero, kiedy wyjechałem z Bydgoszczy. Teatr Polski był moim pierwszym przystankiem po powrocie z zagranicy. Zagrałem w Dziadach - nomen omen księdza Piotra. A zaczynałem od ról komediowych.
Reklama
- Pańskie plany, marzenia...
- Pracować, pracować i jeszcze raz pracować.
- Czy wiadomo, ile będzie jeszcze odcinków telenoweli "Plebania"?
- Na pewno ze 130.
- Z tego wniosek, że na jakiś czas jest Pan zabezpieczony, jeżeli chodzi o pracę...
- Myślę, że tak.
- Czy przyjrzał się Pan Nieszawie?
- Nie miałem na to czasu. Ale na pewno przyjadę tu jeszcze nie raz.
- Zatem do zobaczenia!
Dziękuję za rozmowę.