W pewien słoneczny ranek znowu, tak jak co dnia,
Zasiadły do posiłku wszystkie Dni Tygodnia
I wnet zaczęły krzyczeć, każdy był w potrzebie,
By ponad wszystkie inne wznieść samego siebie.
Mówiły o swych planach, celach i dążeniach,
Których inni nie mieli w najskrytszych marzeniach,
O sukcesach, przygodach i pracy bez liku,
O dziejach opisanych w kolejnym dzienniku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jeden Dzień siedział cicho, po twarzach zebranych
Wciąż się tylko rozglądał, tęsknotą nękany,
Uśmiechał się serdecznie, kiedy z pobłażaniem
W ciekawskich, kpiących oczach pytali o zdanie.
Spokojnie odpowiedział: „Wiecie, Przyjaciele,
Na zadania swojego ja czasu nie dzielę,
Jestem wszakże od tego, żeby całą dobę
Cieszyć się ciepłem Boga i rodziny słowem”.
Wtem się podniósł wrzask wielki i krzyczeć poczęto:
„Cały dzień nic nie robić? A cóż to za święto?!”,
„Czy sumienie pozwala Ci tak czas marnować?”,
„Poczekaj, sam zobaczysz, wspomnisz nasze słowa”.
Reklama
Oskarżany wstał tylko, gościom dolał kawy,
Jakby nie był świadomy zdobytej złej sławy.
Usiadł, znów się uśmiechnął i począł tłumaczyć,
Co tak naprawdę jego mowa miała znaczyć.
„Wszyscyście wyjątkowi, moi Bracia drodzy,
Czasem tylko w modlitwę za bardzo ubodzy,
Ważne są Wasza praca, dążenia i cele,
Lecz czemu Was tak często brakuje w kościele?
Ja jestem od tego, by wśród zgiełku świata
Każdy chwilę mógł znaleźć dla siostry i brata,
By na Wasze zadania mógł się przygotować
I do Stwórcy naszego zbliżyć się spróbować.
Nasza rola jest taka – Wyście zabiegani,
Pilnujecie, by ludzie czas swój szanowali,
I ja Was za to chwalę! Ważne to zadanie,
By znaleźć siłę, chęci i czas na działanie.
Ale gdy ja nadchodzę, nikną powinności,
A w człowieczych umysłach tylko spokój gości.
Zapełniają się domy, sklepy pustoszeją,
A Bóg w kościele serca napełnia nadzieją.
Ludzie się pochylają nad swą Księgą Życia,
Bywa, że rozmyślają nad sensem ich bycia,
I zwalczając przejawy częstej oziębłości,
Stawiają pewne kroki na mostach z miłości –
Mostach, które wciąż jeszcze łączą ludzkie serca
I chronią od przepaści, gdzie czeka szyderca,
Który tylko chce skłócić wzajem dzieci Boże,
Ale wobec miłości nic zrobić nie może”.
Na te słowa usiedli rozgniewani goście,
Każdy sobie przypomniał o swym własnym moście.
A kimże był ten mówca, co innych nasrożył?
Imię jego – Niedziela, nazwisko – Dzień Boży.