WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Energia, jej źródła i związane z nią technologie są nie tylko warunkiem istnienia nowoczesnego świata, ale też coraz częściej przyczyną międzynarodowych nieporozumień, a nawet powodem i zarazem instrumentem współczesnych wojen...
MIN. PIOTR NAIMSKI: – Bez wątpienia dostęp do energii, do źródeł surowców energetycznych, technologii wytwarzania energii jest w dzisiejszym świecie problemem ważnym zarówno dla polityki poszczególnych krajów, jak i dla polityki międzynarodowej. Nie jest to jednak kwestia nowa, XXI-wieczna; w naszej strefie cywilizacyjnej mamy z nią do czynienia od rewolucji przemysłowej, czyli od ok. 200 lat, odkąd na dużą skalę zaczęto stosować surowce energetyczne, głównie węgiel, odkąd nauczono się wytwarzać energię elektryczną na skalę masową. Wtedy konkurencja o dostęp do źródeł węgla, a wkrótce także do źródeł ropy naftowej, stała się wyznacznikiem posunięć politycznych, a czasem powodem wojen. Także dziś konkurencja o najbardziej ekonomicznie opłacalne źródła surowców może się wiązać z pewnymi zagrożeniami.
– Jak można opisać obecną sytuację Polski na polu tej konkurencji?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Można powiedzieć, że w pewnym sensie Polska jest bardziej bezpieczna niż wiele innych krajów, ponieważ mamy własne źródła energii, a dla naszej gospodarki najważniejszym z nich jest wciąż węgiel...
– ...jednak jego wykorzystanie do celów energetycznych jest oprotestowywane z powodu zanieczyszczenia powietrza, które niesie technologia węglowa. UE podejmuje wciąż nowe próby zablokowania wydobycia polskiego węgla.
– Trzeba jasno powiedzieć, że protestują przede wszystkim ci, którzy nam tego węgla zazdroszczą, którzy chcieliby, żebyśmy mieli równie trudno jak ci, którzy go nie mają...
– Za to inni mają gaz, a Polska jednak musi pokonywać dość kosztowne trudności, by mieć dostęp do tego źródła energii.
Reklama
– Nie jest aż tak źle. Jesteśmy wprawdzie uzależnieni od importu gazu, jednak w polskiej gospodarce ilość energii pochodząca z gazu jest stosunkowo niewielka. W tzw. energii pierwotnej źródło gazowe stanowi 13-14 proc., co powoduje, że w statystykach Polska jest postrzegana jako kraj względnie energetycznie bezpieczny. Jednakże zdane wyłącznie na gaz niektóre działy polskiej gospodarki (przemysł chemiczny, rafinerie) mogą cierpieć z powodu uzależnienia od importu tego surowca. I jeżeli to uzależnienie jest jednostronne – w naszym przypadku od rosyjskiego Gazpromu – to w każdej chwili możemy mieć poważny problem gospodarczy. Na szczęście nie budowaliśmy w Polsce elektrowni wykorzystujących technologie gazowe. Polska nie chce – i nie musi – dziś uzależnić swojej produkcji prądu elektrycznego od importowanego surowca, w szczególności od takiego dostawcy, jakim jest Gazprom.
– Nie chciała się uzależniać także w PRL-u, gdy uzależnienie od Rosji było oczywistością?
– Trudno powiedzieć, w jaki sposób myślał na ten temat Edward Gierek... Faktem jest, że po PRL-u odziedziczyliśmy całość polskiej energetyki opartej na węglu własnym.
– Musimy się natomiast samotnie zmagać z Rosją, która dąży do zmonopolizowania europejskiego rynku gazowego. Damy radę?
– Robimy wszystko, aby własną drogą ominąć te projekty polityczne, które mają ugruntować dominującą pozycję Gazpromu w naszym rejonie Europy. Istniejące i planowane gazociągi Nord Stream pod Bałtykiem wynikają z porozumień strategicznych o dostawach gazu między Rosją i Niemcami. Pamiętamy złożoną publicznie w 2009 r. w Polsce na Westerplatte propozycję Władimira Putina skierowaną do Angeli Merkel dotyczącą zawarcia sojuszu w sprawie dostaw rosyjskiego gazu do Niemiec i niemieckich technologii do Rosji... Niezależnie od protestów Polski oraz wielu innych europejskich krajów ta strategia jest realizowana.
– Znaleźliśmy się więc we wrogim „energetycznym” okrążeniu?
Reklama
– Rzeczywiście, wokół Polski mamy pierścień gazociągów, którymi płynie rosyjski gaz.
Strategia rosyjskich polityków konsekwentnie zmierza do tego, aby uzależnić wszystkie kraje środkowoeuropejskie od rosyjskich dostaw. W Polsce mamy jednak własny projekt i własne plany, które już realizujemy. Zamierzamy pozyskiwać gaz ze źródeł politycznie niezależnych; są to złoża na norweskim szelfie oraz skroplony gaz, który może pochodzić od każdego producenta na świecie. Dążymy do tego, żeby różni dostawcy mogli na polskim rynku swobodnie konkurować. Takim dostawcą zdecydowanie nie jest przecież Gazprom.
– Dlaczego?
– Gazprom zawsze oferuje cenę administracyjnie i politycznie dekretowaną przez kremlowskich polityków. W związku z tym konkurowanie z nim na gruncie rynkowym jest pod każdym względem nieracjonalne, zwłaszcza z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju.
– Jak dużym zagrożeniem dla tych polskich planów może być forsowana przez Rosję budowa gazociągu Nord Stream 2?
– Nord Stream 2 ma umożliwić przesyłanie ogromnych ilości gazu do wschodnich Niemiec, a przez nie do środkowej i południowej Europy. To będzie oznaczać, że dominująca pozycja Gazpromu jako dostawcy w regionie środkowej Europy zostanie utrwalona, co istotnie może ograniczyć nasze możliwości wymiany handlowej. Naszą odpowiedzią jest budowa własnej infrastruktury. Rozbudowujemy system przesyłowy w Polsce, aby gaz dostarczany do nas przez Bałtyk móc przesyłać na południe Polski, ale także przez interkonektory, które zbudujemy do 2022 r., do Czech i na Ukrainę – jeżeli to będzie możliwe – oraz na Słowację, a przez nią połączymy się z Węgrami. To jest alternatywna trasa przesyłu gazu nierosyjskiego. Nie ma wątpliwości, że o to toczy się teraz walka.
– Nie tylko czysto rynkowa, także polityczna...
Reklama
– Zdecydowanie tak. Nord Stream 1 i 2 są to projekty czysto polityczne, a nie biznesowe, czego niemiecki rząd uparcie nie chce dostrzec, mimo że widzi to już wielu niemieckich polityków. Głosy krytyczne pojawiają się w tamtejszej prasie. Cała rzecz polega na tym, że wspierani przez rząd niemieccy biznesmeni od lat widzą w Rosji bardzo pożądanego partnera do bardzo korzystnych interesów. Rosja to wielki rynek zbytu i niewyczerpane źródło surowców. Pozostaje mieć nadzieję, że Niemcy w końcu przejrzą na oczy i jednak dostrzegą zagrożenia związane z uzależnieniem się od Rosji.
– Jak daleko jest zaawansowany ten trudny – bo wymagający przede wszystkim budowy odpowiedniej infrastruktury, co, jak już wiemy po doświadczeniach z gazoportem w Świnoujściu, nie jest w polskich warunkach takie proste – proces uniezależniania się Polski od rosyjskiego gazu?
– Projekt budowy trasy przesyłowej gazociągu z Norwegii przez Danię do Polski, tzw. Baltic Pipe, jest realizowany zgodnie z harmonogramem. W tej chwili jesteśmy na etapie badania możliwych wariantów trasy na Bałtyku; prowadzone są badania środowiskowe i technologiczne. Inwestorem budującym trasę przesyłową od duńskiej plaży do Polski, a także na terenie Polski jest Spółka Gaz-System, zaś połączenie duńskiej plaży z norweskim szelfem przez Morze Północne zapewni duński Energinet. Kolejna umowa między Energinetem i Gaz-Systemem koordynująca działania przy budowie gazociągu będzie podpisana pod koniec tego roku. PGNiG już podpisał wiążące 15-letnie umowy z Gaz-Systemem i Energinetem, a więc na stole zostały już położone prawdziwe pieniądze oraz zobowiązania. Gaz-System ma już niezbędne zgody z Polski, Niemiec i Danii na badania środowiskowe i geologiczne. Zakończenie całego projektu przewiduje się na 2022 r.
– Na ile ten gaz, który dzięki dzisiejszym staraniom kiedyś popłynie z nowych źródeł do Polski, sprosta polskiemu zapotrzebowaniu?
Reklama
– Obecnie zużywamy w Polsce ok. 16 mld m3 gazu rocznie i to zużycie powoli rośnie. W 2022 r. przez Baltic Pipe oraz gazoport w Świnoujściu będziemy mieli możliwość sprowadzenia ok. 16-18 mld m3 gazu. A dodatkowo mamy w Polsce naszą własną stabilną produkcję ponad 4 mld m3. Znaczy to, że polska gospodarka nie tylko będzie w pełni zaopatrzona w gaz ze źródeł innych niż rosyjskie, ale powstanie nawet pewna nadwyżka, którą będziemy mogli zaoferować sąsiadom.
– Polska wciąż walczy o zachowanie swojego podstawowego źródła energetycznego. Czy można mieć nadzieję na jakiekolwiek korzystne dla polskiej gospodarki rozwiązanie polsko-unijnego konfliktu węglowego?
– Trzeba dużej determinacji, aby zabiegać o polskie interesy, potrzebne są rzeczowe argumenty. Mówienie o konflikcie jest na szczęście na wyrost. Jesteśmy w stanie osiągać korzystne dla Polski kompromisy. Niedawno Komisja Europejska zgodziła się na wprowadzenie w Polsce tzw. rynku mocy, dzięki czemu można będzie sprzedawać i kupować w Polsce nie tylko energię elektryczną, ale też handlować mocą elektrowni. Będzie to sposób pozyskiwania pieniędzy na częściowe finansowanie nowych inwestycji w energetyce. Mamy natomiast kłopoty z tzw. pakietem zimowym, czyli kilkoma nowymi aktami prawnymi dotyczącymi rynku energii w UE – niektóre zapisy są dla Polski trudne do zaakceptowania. Przed nami niełatwe rozmowy. Można powiedzieć, że w relacjach Polski z KE w sektorze energetyki nie ma chwili przestoju. Komisja występuje z coraz to nowymi inicjatywami legislacyjnymi, a my musimy być bardzo uważni, musimy reagować szczególnie w sytuacjach, kiedy nowe przepisy mogą ograniczać rozwój polskiej gospodarki.
– Czy można już dziś przewidzieć, jaka będzie polska energetyka za kilkadziesiąt lat?
Reklama
– Ministerstwo Energii dysponuje już pewnymi obliczeniami, z których wynika, że w połowie tego wieku będziemy mieli w Polsce mniej więcej ok. 50 proc. energii z węgla, ok. 20 proc. ze źródeł odnawialnych i również ok. 20 proc. z energetyki nuklearnej.
– Będziemy jednak mieli elektrownię jądrową?!
– Taka elektrownia jest niezbędna, aby Polska mogła się utrzymać w reżimie polityki europejskiej i zarazem utrzymała węgiel jako główne źródło energii, czego warunkiem jest właśnie istnienie odpowiedniej ilości bezemisyjnych jej źródeł. Ok. 2030 r. powinniśmy mieć już w Polsce pierwszą elektrownię jądrową.
– A co z odnawialnymi źródłami energii? Farmy wiatrowe przecież się w Polsce nie przyjęły.
– W naszym projekcie polityki energetycznej zakładamy, że w Polsce będzie się budowało farmy wiatrowe na morzu, gdzie warunki wietrzne są dużo lepsze niż na lądzie. Ponadto tam one nie będą nikomu przeszkadzały. Chcemy doprowadzić do tego, aby morskie farmy wiatrowe mogły powstawać bez specjalnych dopłat, czyli bez nakładania na wszystkich odbiorców energii w Polsce dodatkowego podatku, który ma wspierać ich powstawanie.
– To wszystko brzmi, Panie Ministrze, jak piękny sen o czystym powietrzu i kwitnącej gospodarce – który oby się ziścił – tymczasem mamy bardzo przyziemne problemy z ogrzewaniem naszych domów, ze smogiem...
Reklama
– Rzeczywiście, mamy tu poważny problem do pilnego rozwiązania. Zanieczyszczenie powietrza zwane smogiem powstaje przede wszystkim ze spalin samochodów oraz z małych pieców domowych, których właścicieli nie stać na dobre, czyste paliwo lub nie są oni świadomi tego, że paląc, czym popadnie, sami sobie zatruwają powietrze. To kwestia edukacji, ale też pewnej odgórnej organizacji. Mamy w rządzie specjalny program antysmogowy, który wiąże kwestię ograniczania zanieczyszczeń pochodzących ze spalania niewłaściwych materiałów ze wsparciem dla tych, którzy sami nie są w stanie zmierzyć się z tym problemem. Dotyczy on ocieplania budynków, wymiany pieców na bardziej nowoczesne.
– Najłatwiejsza do opanowania wydaje się sprawa ograniczenia dość masowej sprzedaży rosyjskiego bardzo toksycznego „niby-węgla”. Dlaczego do tej pory nie udało się temu zaradzić?
– Mam nadzieję, że wkrótce będzie to możliwe. Na końcowym etapie legislacji znajduje się ustawa wprowadzająca normy dla węgla, w tym też importowanego. Miejmy nadzieję, że to polepszy sytuację.
– I na pewno ok. 2030 r. będziemy mieć w Polsce czyste powietrze, dostęp do nieuwarunkowanych politycznie źródeł energii i nie będziemy się już bać rosyjskiego szantażu...?
– Rosji się nie boimy także dzisiaj, a naszą sytuację w dziedzinie dostaw surowców energetycznych zdecydowanie polepszymy do 2022 r.
Piotr Naimski – sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pełnomocnik Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej