W kampanii o życie (lub śmierć) Alfiego Evansa nie jest najważniejsze to, kto ma rację: czy reagujący emocjonalnie, co absolutnie zrozumiałe, rodzice i generalnie obrońcy życia, czy druga strona: lekarze, sędziowie, zwolennicy eutanazji, którzy kierując się bezdusznym pragmatyzmem lub – w najlepszym przypadku – współczuciem wobec cierpienia i braku perspektyw na dłuższe przeżycie, uznają, że Alfiemu powinno się „pomóc umrzeć”. Nie tylko odłączyć go od aparatury podtrzymującej życie, ale także pozbawić opieki paliatywnej, czyli nie karmić, nie poić, nie uśmierzać bólu.
Najważniejsze jest uświadomienie sobie, że człowiekowi nie wolno bezceremonialnie i bezkarnie wchodzić w rolę Pana Boga. Tylko On jest Panem życia i śmierci, tak zresztą jak jest Panem całego stworzenia. Człowiek ma prawo, a czasami także zawodowy obowiązek, pomóc bliźniemu i działać dla jego dobra, wykorzystując dane od Boga talenty – wiedzę, umiejętności, predyspozycje. Jednak decyzję o trwaniu bądź zakończeniu czyjegoś ziemskiego życia powinien zawsze zostawić Stwórcy. Jeśli pomocy nie potrafi lub nie chce udzielić, to niech przynajmniej nie przyspiesza czyjejś śmierci. Zwłaszcza że czasami może się nieodwracalnie pomylić w ocenie sytuacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu