Reklama

Wiara

Chrzcielne zwyczaje

Jak wyglądały chrzty w dawnej Polsce? Czym się kierowano przy wyborze imion i rodziców chrzestnych? Ile z tych zwyczajów zachowało się do naszych czasów?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przede wszystkim chrzest jest to podstawowy sakrament Kościoła, udzielany przez zanurzenie lub polanie wodą, który zmazuje grzech pierworodny i inne grzechy (jeśli przyjmujący chrzest jest osobą dorosłą). Szafarz wypowiada formułę: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Modlitwy podczas chrztu, nadanie imienia, wyznanie wiary przez rodziców i chrzestnych, przysięga, że dziecko będzie wychowywane w wierze chrześcijańskiej – tworzą podniosły nastrój, który powoduje, że rytuał ten utrwala się w świadomości uczestników. Sakrament chrztu jest początkiem chrześcijańskiej drogi życia i włączeniem chrzczonego do wspólnoty kościelnej, zgodnie ze słowami Jezusa: „Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5).

Spuścizna

Chrzest dziecka w kościele jest bez wątpienia elementem centralnym procesu wprowadzania jednostki do grupy, ale proces ten rozpoczyna się narodzinami i związanymi z nimi zwyczajami, a w przeszłości – z praktykami o charakterze magicznym, które miały odpędzić złe duchy i zapewnić dziecku i położnicy zdrowie i powodzenie. Przykładów zabiegów magicznych, których Kościół nie akceptował, ale też nie potępiał, znajdziemy w kulturze polskiej – nie tylko wiejskiej – wiele. Jeden z etnografów zauważył np. jeszcze w XIX wieku, że Krakowiacy „w oknach i nade drzwiami zatykają dzwonki, to jest ziele święcone, kładą je też pod poduszkę matce, aby w ten sposób wzbronić wstępu bogince, która by mogła dziecko odmienić, a nawet chorą (tj. położnicę) uprowadzić”. Pierwsza kąpiel dziecka była ważnym obrzędem, do wody dolewano nieco mleka, aby dziecko było „białe i urodziwe”, a także wrzucano srebrne monety, by nigdy nie cierpiało biedy. Wodę z pierwszej kąpieli wylewano dopiero po 3 dniach, po zachodzie słońca, ukradkiem, aby nikt nie mógł dziecku zaszkodzić. Noworodkowi zawieszano na szyi amulety, do kołyski wkładano uszy zająca lub nóżki kreta. Wśród amuletów, zwanych w polskiej kulturze wczesnochrześcijańskiej nawięzami, były zęby i kły drapieżników, a nawet zęby ludzkie, oraz drewniane, kamienne i bursztynowe figurki dawnych bóstw, które miały ochraniać dziecko i położnicę. W późniejszych czasach wciąż wykonywano wiele czynności magicznych, których sens ulegał zapomnieniu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Akt symboliczny i sakralny

Dziecko chrzczono początkowo zaraz po urodzeniu, zwłaszcza gdy istniała obawa, że długo nie pożyje, zdarzały się też chrzty „z wody”, gdy niebezpieczeństwo śmierci noworodka było wielkie. Żeby oszukać złe duchy, słabe dziecko wynoszono do chrztu nie przez drzwi, ale przez okno, bywało, że w przebraniu. Powszechny był zwyczaj, że po urodzeniu dziecka bądź przed wyjściem do kościoła akuszerka brała dziecko na ręce i dawała je do pocałowania domownikom, zaczynając od ojca dziecka. Był to akt symboliczny, oznaczał uznanie dziecka przez ojca i wprowadzał je do rodziny.

Orszak chrzestny udający się do kościoła składał się z dziecka i akuszerki (we wsiach nazywano ją babką), ojca i „kumów”, tj. rodziców chrzestnych, bliższej i dalszej rodziny oraz sąsiadów. Matka zwykle pozostawała w domu pod opieką sąsiadek. Do końca XIX wieku powszechna była bowiem izolacja – zwykle trwała kilka tygodni – odosobnienie położnicy aż do tzw. wywodu (oczyszczenia) i uroczystego pobłogosławienia przez kapłana kobiety, co miało miejsce w przedsionku kościoła; od tego momentu mogła ona znów wchodzić do kościoła i przyjmować sakramenty. Barbara Ogrodowska uważa, że wszelkie nakazy izolacyjne „w czasie ciąży, porodu i połogu miały w swej istocie sprzyjać prokreacji, chronić kobietę i jej potomstwo”.

Po narodzinach dziecka jego ojciec, zaopatrzony w butelkę wódki lub dzban piwa, udawał się na poszukiwanie „kumów”, czyli rodziców chrzestnych dla dziecka. Zazwyczaj byli oni już wcześniej wybrani i powiadomieni o zaszczycie, a wizyta ojca dziecka z alkoholem miała charakter grzecznościowy. Istniał skrupulatnie przestrzegany zwyczaj, że nie należy odmówić „kumowania”; odmowa spotykała się z dezaprobatą opinii wiejskiej. Nie wolno było także, przynajmniej w niektórych regionach Polski, odmawiać trzymania do chrztu dziecka nieślubnego. Gdzieniegdzie utrzymywało się nawet przekonanie, że trzymanie takich dzieci do chrztu przynosi rodzicom chrzestnym szczęście.

Reklama

Chrzestni

Społeczna rola rodziców chrzestnych – szczególnie w przeszłości, dziś już w mniejszym stopniu – była znaczna. Jeśli dziecko zostało sierotą, ich obowiązkiem było zastąpienie mu rodziców. „Kumowie” reprezentowali chrześniaka lub chrześniaczkę w rozmaitych sytuacjach obrzędowych, np. w niektórych momentach obrzędu weselnego. Nic zatem dziwnego, że na „kumów” wybierano osoby cieszące się zaufaniem i szacunkiem w społeczności, przede wszystkim z kręgu rodzinnego i sąsiedzkiego. Najlepiej, by były to osoby zrównoważone, pobożne i zamożne. Miało to związek z przekonaniem, że dziecko nie tylko przyjmuje cechy charakteru rodziców chrzestnych, ale i doświadcza ich powodzenia lub niepowodzenia w swoim życiu. Rodzice chrzestni stawali się niejako członkami rodziny chrześniaka, jeśli wcześniej nimi nie byli, i przez całe życie stanowili dla niego najbliższe osoby, oczywiście, poza rodzicami. W niektórych wsiach osoby szczególnie nadające się na rodziców chrzestnych były wprost rozrywane, miewały po kilkanaścioro chrześniaków i chrześniaczek. Znam przypadek jeszcze z pierwszej połowy XX wieku, z obszaru, z którego emigrowano do Stanów Zjednoczonych, że wiele rodzin długo zwlekało z chrztem dzieci, gdyż bardzo zamożna kobieta, którą wielokrotnie proszono, by została matką chrzestną, z jakichś powodów opóźniała powrót do kraju. Gdy wróciła, odbyło się kilkanaście chrztów, a jej imię – nadane chrześniaczkom – stało się najpopularniejsze we wsi.

Reklama

Jeszcze w XIX wieku praktykowano stary zwyczaj – nawet w dworach wielkopańskich i w rodzinach mieszczańskich – że jeśli dziecko było chorowite rodzice prosili w kumy żebraków, co miało być dla malca ratunkiem.

Imię zobowiązuje

Imiona dla dzieci zawsze wybierali rodzice. W okresie przedchrześcijańskim nadawano imiona prawdopodobnie w trakcie tzw. postrzyżyn, obrzędu inicjacyjnego. Nie wiemy, jak zwracano się do dziecka przed tym obrzędem, który miał miejsce po kilku latach od narodzenia, nie wiemy też, w jakich okolicznościach nadawano imiona dziewczynkom. Staropolskie imiona zostały z czasem, gdy chrzty chrześcijańskie się upowszechniły, częściowo wyparte – częściowo, bo zachowały się niektóre, takie jak Bolesław, Bronisław, Radomir. Zastąpiły je imiona świętych, którzy mieli się swoimi imiennikami opiekować. Najpopularniejsze imiona to: Jan, Piotr, Wojciech, Stanisław, Mikołaj, Florian, Jadwiga, Agata, Katarzyna, Dorota. Nadawano też imiona świętych spolszczone, np. Wawrzyniec (Laurencjusz), Lasota (Sylwester) bądź Jarosz (Hieronim). Często dziecko otrzymywało takie imię, jakie sobie przyniosło na świat, czyli to, które figurowało w kalendarzu w dniu jego narodzin. Na ogół dziecko dostawało imię po ojcu lub matce, po dziadku lub po innym bliskim krewnym. Stąd w poszczególnych rodzinach, zwłaszcza szlacheckich, ale i mieszczańskich oraz chłopskich, krążyły przez pokolenia te same imiona.

Ceremonia

Niegdyś do chrztu ubierano niemowlę w białą lnianą koszulkę (dar matki chrzestnej), owijano w powijaki i pieluszki. Z czasem pojawiło się odświętne ubranko i czapeczka w kolorze różowym albo niebieskim, w zależności od płci. Zwracano uwagę na zachowanie dziecka w trakcie ceremonii chrztu. Jeśli było ruchliwe i głośno krzyczało, uważano, że będzie się zdrowo chować. O dzieciach cichych, zasypiających podczas chrztu mówiono natomiast, że niebawem przeniosą się na „tamten świat”.

Reklama

Po ceremonii chrztu – jak pisze Zygmunt Gloger – „w każdym, nawet ubogim stanie w dniu tym wyprawiali rodzice według możności większą lub mniejsza ucztę”. Taki poczęstunek we wsiach odbywał się zwykle w karczmach, gdzie wypijano przed powrotem do domu kilka kieliszków wódki, po których spożyciu powrót odbywał się w bardzo wesołej atmosferze. Etnograf Jan Świętek pisze o Krakowiakach: „Zawodzą kumowie po drodze różne piosenki, w których imię chrześnika lub chrześnicy główną gra rolę. W pobliżu domu rodziców wśród innych piosenek daje się słyszeć: «A moja kumosiu, idziewa z kościoła/ zanieśliśwa zyda, niesiewa janioła»”. W innych regionach wygłaszano podobne formułki, np.: „Wzięliśmy ci, matko, poganina, przynosimy chrześcijanina”.

Po chrzcie w domu odbywała się w wąskim gronie rodzinnym i sąsiedzkim dalsza część uczty. W rodzinach zamożnych organizowano wielkie przyjęcie. Wśród potraw uwagę zwracały tradycyjne ciasta obrzędowe; podawano np. „kukiełkę chrzestną, rodzaj strucli na cztery stopy długą”. Z czasem uczty chrzestne stawały się coraz bardziej wystawne, a prezenty – coraz bardziej kosztowne. Prezenty jednak to tylko mało znaczący dodatek do chrztu, który nazwany jest pieczęcią wiary (sigillum fidei), naznacza chrześcijanina w sposób trwały, a grzech nie może go tej pieczęci pozbawić.

Autor jest etnologiem i historykiem kultury, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorem kilkunastu książek i kilkuset artykułów.

2023-01-03 13:52

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przypomnijmy sobie, że jesteśmy ochrzczeni

[ TEMATY ]

chrzest

abp Wojciech Polak

MONIKA RYBCZYŃSKA/BP KEP

Do refleksji nad znaczeniem i skutkami chrztu świętego w życiu osobistym i społecznym zachęca w liście na tegoroczny Wielki Post abp Wojciech Polak. Prymas przypomina również, że ma to być czas celebrowania Bożego miłosierdzia, doświadczania go, ale i dzielenia się miłosierdziem z innymi.

„Dla Kościoła w Polsce i dla naszego Świętowojciechowego Kościoła to również czas bezpośredniego oczekiwania na jubileusz 1050. rocznicy Chrztu Polski, który świętować będziemy w Gnieźnie 14 kwietnia” – pisze metropolita gnieźnieński, przypominając o trwającej w archidiecezji gnieźnieńskiej nowennie, która jest dziękczynieniem za dar chrztu świętego i jednocześnie przygotowaniem do odnowienia chrzcielnych przyrzeczeń w Wigilię Paschalną. W ten sposób – pisze dalej Prymas Polski – tegoroczny Wielki Post staje się dla nas okazją do przebycia szczególnej drogi wiary, która prowadzi nas na spotkanie ze Zmartwychwstałym Panem, w którego zwycięstwie nad grzechem i śmiercią mamy udział właśnie przez chrzest święty.

CZYTAJ DALEJ

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Bp Krzysztof Włodarczyk: szatan atakuje dziś fundamenty – kapłaństwo i małżeństwo

2024-04-28 18:43

[ TEMATY ]

Bp Krzysztof Włodarczyk

Marcin Jarzembowski

Bp Krzysztof Włodarczyk

Bp Krzysztof Włodarczyk

- Szatan atakuje dziś fundamenty - kapłaństwo i małżeństwo. Bo wie, że jeżeli uda mu się zachwiać fundamentami społeczeństwa, to zachwieje całym narodem. My róbmy swoje i nie dajmy się ogłupić - mówił bp Krzysztof Włodarczyk.

Ordynariusz zainaugurował obchody roku jubileuszowego 100-lecia bydgoskiej parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Szwederowie. - Została ona erygowana 1 maja 1924 r. przez kard. Edmunda Dalbora. Niektórzy powiedzą, był to piękny czas. Nie było telefonów komórkowych, telewizji, Internetu, żyło się spokojniej, romantycznie, piękna idylla. Czy na pewno? Nie do końca - mówił bp Włodarczyk, zachęcając, by wejść w głąb historii i zobaczyć, czym żyli przodkowie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję