Już na wstępie swojej prelekcji, ks. K. Gardyna przypomniał, że każdy wyjazd może zakończyć się zanim się jeszcze na dobre rozpoczął. W wypadku ekspedycji do Afganistanu przysłowiowe schody zaczęły się w momencie, gdy przyszło jej uczestnikom załatwiać wizy do paszportów w berlińskiej ambasadzie Tadżykistanu (kraj lądowania). Okazało się, że i owszem zostały one przyznane, ale pracownicy ambasady zapomnieli o ich wysłaniu do Polski. W efekcie tego niedopatrzenia, dokumenty trafiły w ręce swoich właścicieli na nieco ponad dobę przed terminem odlotu. Jak jednak zaznaczył kapłan, ponoć im większe kłopoty na początku wyprawy, tym ich mniej w jej trakcie.
Ten nietypowy wstęp pokazał, że historia wyjazdu do Afganistanu, opowiedziana ustami ks. K. Gardyny, nie będzie tylko suchą relacją ze wspinaczki, ale i barwną narracją, obfitującą w wiele zabawnych anegdot dotyczących nie tylko eksploracji samej góry, ale i drogi dojazdowej oraz samego powrotu. To za sprawą sprawozdania duchownego, można się było m.in. dowiedzieć, że za nocleg na prywatnej kwaterze w Tadżykistanie żądają 50 dol. od osoby (w grę wchodzi spanie na ziemi), że granica w krajach muzułmańskich może być zamknięta nie tylko w ich świąteczny dzień, jakim jest piątek, ale i przez pół soboty i całą niedzielę, że spanie w przypadkowych szopach grozi pogryzieniem przez pchły, oraz, że Afganistan w rejonie Hindukuszu jest miejscem bezpiecznym dla turystów, bo pozbawionym talibów.
Co ciekawe piękne zdjęcia, które pokazywał ks. K. Gardyna były dokumentacją nie tylko żmudnego pokonywania wysokości, ale i własnej słabości jej poszczególnych uczestników. W miarę jak trwała wyprawa, o czym mówił kapłan, wykruszało się grono potencjalnych zdobywców góry. Jedna z osób musiała zrezygnować z wejścia, bo przeszarżowała w trakcie drogi wiodącej do bazy, inna, bo miała złe przeczucia, a kolejna, gdyż kompletnie nie czuła się na siłach. Jak się okazało nawet ks. K. Gardyna miał chwile zwątpienia we własne możliwości. Nosił się nawet z wycofaniem z wyprawy, gdy po zejściu z obozu do bazy, jego organizm odmówił mu posłuszeństwa. Po 24-godzinnym odpoczynku wszystko wróciło jednak do normy.
Ostatecznie po założeniu bazy na wysokości 4 tys. m i 3 obozów, z których najbardziej wysunięty znajdował się na poziomie 6715 m, wyprawa osiągnęła swój cel. Na głównym wierzchołku Noszaka stanęli wspólnie Krzysztof Mularski, kierownik ekspedycji i ks. Krzysztof Gardyna. Obaj razem weszli na szczyt, ale nie o godz. 15, jak planowali, ale dwie godziny później, co spowodowało, że do trzeciej bazy wracali w zupełnych ciemnościach - doszli do niej dopiero o godz. 23.
Wyprawa na Noszak, jaką przybliżył ks. K. Gardyna była niezwykłym spotkaniem z ludzką determinacją, pięknymi zdjęciami i oryginalną opowieścią, którą jak zapowiedział jej autor, nie będzie można nigdzie przeczytać. - Pisania nie planuję - zarzekał się kapłan. Wielu uczestników prelekcji, nie miałoby mu jednak za złe, gdyby w tym temacie nie był taki zasadniczy.
Ks. Krzysztof Gardyna wspina się od 1984 r. Od tego czasu systematycznie brał udział w wyprawach wysokogórskich, w tym m.in. w: Himalajach (1996 i 1994 r., - wejście na dziewiczy Urusvati 6130 m), Karakorum (1997 r., - wejście na Gasherbrum II 8035 m), Andach (zdobycie trzech najwyższych szczytów Ameryki Pd.: Aconcagua 6959 m, Ojos del Salado 6893 m, Nevado Pissis 6882 m), Kaukazie (2001 r., - Elbrus 5642 m), Oceanii (1999 r., - Carstensz Pyramid 4884 m), Atlasie Wysokim (Toubkal 4167 m), Mount Kenya (5199 m) i Kilimandżaro (5895 m) w Afryce (2000), czy wreszcie w Hindukuszu Wysokim (2011 r., - Noszak 7492 m).
Pomóż w rozwoju naszego portalu