Reklama

Kościół

Parafia powinna stać się parafią-domem. Rozmowa z bp. Grzegorzem Suchodolskim

Teraz, po pandemii, nawet gdy starsi wracają do praktyk religijnych, choć też nie wszyscy, to młodzież nie wraca – przyznaje w rozmowie z KAI bp Grzegorz Suchodolski przewodniczący Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży. Ocenia, że gruntownemu przeobrażeniu powinna dziś ulec parafia: z parafii-urzędu, ograniczonego do kruchty i kancelarii na parafię-dom, która będzie przystanią dla wszystkich.

[ TEMATY ]

młodzież

bp Grzegorz Suchodolski

Episkopat.news

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KAI: Papież powiedział niedawno w Grecji: “Od nas, jako Kościoła, nie wymaga się ducha podboju i zwycięstwa, wspaniałości wielkich liczb, światowego splendoru. To wszystko jest bowiem niebezpieczne. Jest to pokusa triumfalizmu”. A więc - pokora.

- Ta pokora każe nam uznać, że Bóg nieraz mniejszą liczbą osób posługuje się bardziej “efektywnie” aniżeli wielką masą. Możemy odnaleźć w Biblii wiele fragmentów, w której Bóg “dziesiątkuje” swój lud, weźmy chociażby zwycięskie choć nieliczne wojsko Gedeona, czy “targ” Abrahama o uratowanie Sodomy i Gomory. Nie w liczbach zatem tkwi “sukces” Kościoła lecz w jakości tych, którzy go tworzą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

A propos wizyty papieża Franciszka w Grecji, to w przemówieniu do młodzieży wypowiedział bardzo mocne słowa, mianowicie, że „Bóg nie daje nam katechizmu, ale uobecnia się poprzez historie ludzi”, z którymi możemy tworzyć nasze życie. A więc, nie wiedza, nie podręcznik ale konkretny człowiek, który mnie prowadzi. Czyli: mała grupa formacyjna, animator, który jest w stanie poprowadzić mnie dalej. To jest klucz do ewangelizacji młodego pokolenia. Wiara idzie od osoby do osoby.

KAI: To docenienie liczby pojedynczej a w każdym razie liczb bardziej “kameralnych” brzmi na gruncie Kościoła w Polsce dość nowatorsko.

- Mówię to, co czuję. Trzy lata temu, kiedy byłem proboszczem w siedleckiej katedrze i mieliśmy dużą grupę kandydatów do sakramentu bierzmowania, około 150 osób. W program przygotowania wpisaliśmy im udział w ulicznym nabożeństwie fatimskim. Później się za tę młodzież wstydziłem, bo oni w ogóle nie byli zainteresowani modlitwą. Szli rozmawiając ze sobą, cały czas ze smartfonami w rękach. Zero zainteresowania różańcem. Ale potem, w indeksie, mogli otrzymać wpis, że uczestniczyli w tym wydarzeniu. I to mnie przekonało: nigdy więcej czegoś takiego nie rób.

Nie może być wiary na przymus, ani Kościoła na przymus. To musi być wybór młodego człowieka. W którymś momencie musimy wreszcie powiedzieć: odchodzimy od przymusu, od masy i przechodzimy na grupy elitarne, to znaczy na tych, którzy chcą.

Reklama

Pamiętam, jak już po Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie przyjechał do mnie ks. Jan Balik, odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieży w Pradze. Wtedy jeszcze Czesi myśleli, że może i u nich będą ŚDM. Zobaczył wtedy dużą grupę młodzieży, która szła do sali katechetycznej i zapytał, co to za zgromadzenie. Mówię, że to przygotowanie do bierzmowania, a on na to: u nas, w Pradze przygotowujemy tylko pojedyncze, chętne osoby. Nie jest do dla mnie ideał, nie chciałbym, żeby do tego doszło w Polsce, ale jednak powinniśmy zapraszać do przygotowań nie całe klasy lecz indywidualnie - tych, którzy chcą. A nie rocznikami, które w danym roku po prostu “idą” do bierzmowania. Nie, rozpocznij przygotowania wtedy, kiedy masz przekonanie, że to ci pomoże w rozwoju wiary i jeśli rzeczywiście uważasz, że jesteś na właściwym etapie życia. Wtedy dopiero powinniśmy zapraszać kogoś takiego do grupy formacyjnej, która ma swojego animatora i odpowiednie materiały i przez 2-3 lata towarzyszyć mu w drodze przygotowań do sakramentu. A potem duszpasterze powinni ocenić, czy taki ktoś jest już gotowy.

KAI: Bo nie ma religii bez wolności.

- Nie ma religii bez wolności i nie może być Kościoła i wiary na przymus. Przestrzegam wszystkich księży, którzy na niewierzących młodych przygotowujących się do bierzmowania, nakładają ciężary nie do uniesienia. Mnożą ilość różańców, nabożeństw, rorat, dróg krzyżowych. Później ci młodzi mówią: zostaliśmy tak przez dwa lata przeczołgani, że marzymy tylko o jednym - żeby po bierzmowaniu pożegnać się z Kościołem. A więc, to co my robimy nie przynosi tego, do czego zostaliśmy powołani: nie budzi w sercu tych ludzi żywej relacji z Jezusem.

Reklama

Gdyby wszystkie roczniki wybierzmowane w ciągu ostatnich 10 lat pojawiły się w kościołach, to byśmy się w nich nie mieścili. Biskup jadąc na bierzmowanie przyjmuje kwiatki i deklaracje tych młodych, że będą dbać o wiarę. Tymczasem ja już wiem, że w następną niedzielę większości z nich już w kościele nie będzie.

Podziel się cytatem

Reklama

Musimy odejść od biurokratycznego, kancelaryjnego sposobu przygotowań do tego sakramentu, który, dodajmy, ma miejsce w ważnym etapie życia. Młodzi są wtedy często pogubieni i być może właśnie wtedy najbardziej potrzebują światła Ewangelii, które nadałoby im jakiś kierunek inny niż tylko doczesność i świat wirtualny, który tak ich pochłania. Tymczasem my często gasimy w nich te wyższe pragnienia.

Reklama

KAI: Bo zabrakło refleksji nad tym, czy fasada pięknych liczb nie skrywa niekiedy duchowej pustki…

- No właśnie, te liczby nas niosły, budując “ankietową” wartość naszego Kościoła. Rozumiem czasami argumenty proboszczów czy wikariuszy, którzy pracują z młodzieżą i mówią tak: jeśli on czy ona parę razy przyjdzie do kościoła, nawet tylko z powodu indeksu, to może wtedy coś usłyszy, coś w nim duchowo zadziała, że łaska Boża się do niego “przebije”.

KAI: Wydaje mi się, że to jest także częsty argument księży czy biskupów, gdy są pytani o bilans religii w szkole. Mówią wtedy: gdyby nie te lekcje, nie mielibyśmy szansy dotrzeć do takiej liczby młodych ludzi.

- Ostatnio, podczas wizytacji parafii, rozmawiałem z jednym z młodych księży uczących w liceum. Powiedział mi, że na lekcjach religii ma bardzo dobry kontakt z młodzieżą, są żywe dyskusje, bo jest otwarty na ich pytania. Ale kiedy zaprasza ich, by przyszli do kościoła, to 90 procent od razu mówi, że nie są zainteresowani.

Mimo wszystko ta sytuacja ciągle jeszcze pozwala mi wierzyć w szanse, jakie w świecie młodych może mieć otwarty katecheta. Nawet jeśli ci ludzie nie są już zainteresowani Kościołem, a żywe dyskusje w szkole nie “przekładają” się, niestety, na wiarę i praktyki wiary, to jednak widzą księdza pełnego ideałów, otwartego na ich życie.

KAI: Bardziej interesuje ich zapewne to, co ksiądz ma do powiedzenia w odniesieniu do głośnych spraw dotyczących Kościoła.

Reklama

- To też, i wielu dobrych katechetów nie zamiata tych tematów pod dywan. Ale młodzież ceni katechetę przede wszystkim za to, że dopuszcza dialog na lekcji, że jest otwarty na ich sprawy. I takie świadectwo uważam za coś pozytywnego. Natomiast mam też bardzo dużo sygnałów negatywnych, że młodzież wręcz rezygnuje z lekcji religii ze względu na osobę katechety i nie ma tu znaczenia, czy jest to duchowny czy świecki. Ci, którzy się wypisują mówią, że katecheta traktuje ich “z góry”, dyktuje kwestie do zanotowania, a w ogóle nie jest zainteresowany ich problemami i ich światem.

KAI: Proces systematycznego odchodzenia młodych z lekcji religii wciąż trwa. Dlaczego tak się dzieje?

- Jeśli lekcja religii ma być dla wierzących, to będą odchodzić bo tę wiarę stracili. To pierwszy motyw, skorelowany zresztą z wynikami badań, o których mówiliśmy. Drugi czynnik, to postrzeganie obecności katechetów w szkole, zwłaszcza osób duchownych, jako przedstawicieli instytucji Kościoła, do którego młodzi mają wiele zastrzeżeń, więc nie chcą iść z nim razem. Trzeci czynnik to przykład konkretnego katechety, który nie znajduje wspólnego języka z uczniem i wtedy, na znak protestu, taka osoba rezygnuje z religii. Bywa tak, że np. w szkole jest czterech katechetów, ale wypisują się od tego jednego, zaś u trzech pozostałych frekwencja pozostaje bez zmian. Osobista charyzma, lub jej brak, ma więc znaczenie.

Ponadto w wielu wypadkach, zwłaszcza na prowincji, bardzo często deklarowanym powodem rezygnacji z tych zajęć jest dojeżdżanie do szkoły. Młodzi spędzają dużo czasu w pociągach czy autobusach i jeśli religia jest na pierwszej lub ostatniej lekcji, to rezygnują z niej, po prostu z powodów praktycznych. W diecezji siedleckiej są to wcale nierzadkie przypadki. Młodzi mówią, że muszą pomóc w gospodarstwie, w wieczornym obrządku itd.

Musimy pamiętać, że zjawisko rezygnacji z lekcji religii dotyczy głównie środowisk wielkomiejskich. Wedle naszych badań przeprowadzonych w ubiegłym roku, w szkołach podstawowych w diecezji siedleckiej z tych zajęć korzysta 98 proc. uczniów, a w szkołach średnich - 88 procent. Myślę, że są to wyniki typowe dla całej ściany wschodniej.

Reklama

KAI: A może sposobem na dotarcie z przekazem religijnym - zwłaszcza dla zainteresowanych pogłębieniem życia duchowego - byłby powrót do katechezy prowadzonej przy parafii?

- Dwa lata temu watykańska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji wydała nowe dyrektorium o katechizacji, które nakłada na odpowiedzialnych za katechezę w poszczególnych krajach doprowadzenie do komplementarności pomiędzy religią w szkole a katechezą przyparafialną. Dostrzeżono więc konieczność tego kierunku, przejścia z dotychczasowego modelu na nowy.

KAI: Jako szef Rady KEP ds. Duszpasterstwa Młodzieży zamierza Ksiądz Biskup wprowadzić to rozwiązanie w Polsce?

- To są kompetencje Komisji ds. Wychowania Katolickiego i całego gremium Konferencji Episkopatu, ale myślę, że tego procesu nie da się zatrzymać. Sama religia w szkole nie wystarczy. Potrzeba dziś solidnego namysłu i nad uaktualnianiem programu religii w szkole, i nad komplementarnym jej uzupełnieniem poprzez katechezę w parafiach.

Ostatnio wyszła także nowa instrukcja o posłudze katechisty parafialnego. Watykan będzie zmierzał do tego, byśmy w polskich diecezjach i parafiach ustanawiali taką posługę. To jest trend, którego nie zatrzymamy i myślę, że w ciągu 2-3 lat katecheza przyparafialna będzie coraz mocniejsza.

KAI: Ale jak taki optymalny model można sobie wyobrazić? Czy tak, że system szkolnych lekcji religii jest uzupełniony o godzinę katechezy przy parafii?

- Do szkoły, zwłaszcza w miastach, chodzą uczniowie z różnych parafii, więc na pewno nie da się “przejść” na katechezę całymi klasami tworząc system “godzina w szkole, godzina w parafii”. Nie wiem też, czy w szkole pozostaną dwie godziny religii czy też - jak jest już w niektórych diecezjach - tylko jedna.

Reklama

Pewne jest, że jako Kościół mamy przed sobą poważne wyzwanie, żeby przygotować się i lokalowo i personalnie do katechezy przyparafialnej. Lokalowo, bo potrzeba dużo pomieszczeń, zwłaszcza przy parafiach miejskich. A personalnie dlatego, że, jak podejrzewam, wielu katechetów nie zechce pracować za darmo. Posługa katechisty jest, de facto, posługą społeczną, posługą świadka.

KAI: Pytanie tylko ilu znajdzie się takich społeczników i świadków…

- No właśnie. Dlatego zanim przeniesiemy dzieci i młodzież do parafii musimy popracować z takimi liderami, żeby ich do tej posługi przygotować. Powinniśmy więc skoncentrować się na “wyłuskiwaniu” w parafiach takich kandydatów na katechistów i stworzyć dla nich właściwy program przygotowania merytorycznego i pedagogicznego.

KAI: A więc nadchodzi czas przeprosin z tzw. salkami parafialnymi, w których przez lata hulał wiatr i wisiały pajęczyny…

- Same salki już nie wystarczą. Często powtarzam, że przy parafiach muszą powstawać oratoria dla młodych, do których przyjdą oni nie tylko na godzinę katechezy ale też aby spędzić ze sobą czas, nawet każdego dnia - wypić herbatę, odrobić lekcje, porozmawiać z rówieśnikami. To jest według mnie przyszłość. Musi być i aneks kuchenny, i projektor, playstation, piłkarzyki, stół pingpongowy, przestrzeń do spotkań formacyjnych itd, itp. Na przykład: teraz, w adwencie, po roratach dzieci powinny przyjść do takiego oratorium na śniadanie.

Podziel się cytatem

Reklama

Chodzi o gruntowne przeobrażenie parafii: z parafii-urzędu na parafię-dom. Parafia musi być żywa i otwarta, a nie ograniczona do funkcji udzielania sakramentów, a więc do kruchty i kancelarii. Jeśli będzie otwarta, zaczną przychodzić do niej także osoby potrzebujące, biedne, bezdomne, dla których powinno być serce i miłość, a więc szklanka herbaty czy paczka z potrzebnymi im artykułami, nie tylko na święta. Parafie, które działają oratoryjnie są otwarte także na tych, którzy są może daleko od Kościoła, ale przyjdą, bo będą wiedzieli, że są tu ludzie, którzy okażą im bliskość i zainteresowanie, którzy im pomogą.

Reklama

KAI: Ważne jest więc chyba, żeby ci mocno zakorzenieni w Kościele dobrze rozglądali się wokoło…

Reklama

- Tak, dlatego przestrzegam grupy młodzieżowe działające w parafiach, także KSM-owskie czy oazowe, żeby nie tworzyły ze swoich środowisk getta; aby młodzi z zewnątrz wiedzieli, że mogą do nich przyjść i pobyć z nimi. Te grupy nie mogą się zamykać, argumentując na przykład, że są już na innym poziomie wtajemniczenia itd. Muszą być otwarte na wszystkich.

KAI: I bardziej niż dotąd zauważające tych, których z nimi nie ma?

- Właśnie, to jest ta postawa, którą teraz widzimy przy problemie migrantów. Wiele społeczności kościelnych jest zamkniętych na jakąkolwiek formę pomocy dla nich. To utożsamienie migranta z agresorem, wpajane przez obrazy telewizyjne czy media społecznościowe sprawiło, że wielu pobożnych ludzi, katolików powiedziało: nie będę ich wspierał. Czyli, zamknęliśmy się na tych innych, którzy do nas przychodzą. To zamknięcie może dotyczyć imigrantów, ale też, na przykład, związków niesakramentalnych: “Oni nie są nasi, więc nie ma dla nich u nas miejsca”. To jest właśnie getto, które pokazuje, że nie jesteśmy Kościołem powszechnym, katolickim, Kościołem Chrystusa, tylko Kościołem zamkniętym: Apollosa, Pawła i Kefasa. Musimy nauczyć się dostrzegać tych innych i mieć dla nich miejsce w naszej wspólnocie. Także dla tych, którzy nie są jeszcze otwarci na łaskę, na życie sakramentalne.

Reklama

KAI: Nie sposób nie zauważyć, że spektakularny spadek deklaracji wiary i praktyk religijnych młodego pokolenia dokonuje się w czasach, gdy władza systematycznie deklaruje przywiązanie do wartości chrześcijańskich i Kościoła a nawet wykazuje pragnienie rechrystianizacji Europy. Czy ta proreligijna retoryka, przy różnej praktyce, nie wpłynęła na ten ubytek?

- Ludzie są przekorni. Zawsze tak było, że sojusz ołtarza z tronem odciągał wielu od głębszego “wejścia” w Kościół. I to na pewno widzimy również i dzisiaj. Polacy cenią sobie, kiedy Kościół idzie z Narodem, a niekoniecznie z władzą. Kościół nie może być Kościołem jednej partii. A to było bardzo widoczne i za mocno obecne w naszej rzeczywistości. Zapisana w konstytucji autonomia Kościoła i państwa powinna być skrupulatnie respektowana w praktyce życia. Kościół jest dla wszystkich.

KAI: Jakie zadania wyznacza sobie Ksiądz Biskup jako nowy przewodniczący Rady ds. Duszpasterstwa Młodzieży?

- Trzeba pamiętać, że Rada nie jest krajowym duszpasterstwem młodzieży lecz raczej ciałem doradczym zarówno dla przewodniczącego Episkopatu jak i poszczególnych biskupów. Sądzę, że obecnie powinniśmy pokazywać pewne niebezpieczeństwa, próbować dociec przyczyn odchodzenia młodych z Kościoła: dlaczego nie chcą w nim być, dlaczego wypisują się z lekcji religii, dlaczego praktyki spadają bardziej niż same deklaracje wiary, itd. Myślę, że powinniśmy opracować tego typu analizę, zawierająca także rekomendacje czy sugestie i następnie przedstawić ją biskupom jako odpowiedzialnym za duszpasterstwo w swoich diecezjach.

Reklama

W międzyczasie, na marcowym zebraniu plenarnym Episkopatu, zostanie powołany nowy skład Rady. Mam nadzieję, że wspólnie uda nam się odczytać rzeczywistość współczesnych młodych - tych, którzy są w Kościele ale i tych będących poza nim.

KAI: Świetnym laboratorium do wszechstronnej, szczerej wymiany myśli - także o młodzieży - może być trwający już synod o synodalności.

- Myślę, że on spełni swoje zadanie, gdy zaczniemy siebie wzajemnie słuchać a nie będziemy mieć gotowej tezy, przygotowanej wcześniej a wynikającej z naszej wspaniałej kościelnej przeszłości… Wierzę, że zaczniemy słuchać i ekspertów, i tych, którzy są w środku, i tych, którzy są na zewnątrz Kościoła. Dopiero zebranie tych głosów razem może dać nam odpowiedź na to, dlaczego tak się dzieje. Nie możemy zapominać o tych, którzy są w Kościele, ale musimy być Kościołem wciąż szukającym młodych także na peryferiach wiary, pamiętając, że „Duch działa także poza obozem”.

KAI: I mówić otwarcie o tym, co budzi radość i nadzieję, ale i o wybojach. Po to, żeby te ścieżki prostować…

- Ja wiem, że wielu młodych zostało skrzywdzonych przez duchownych, przez wspólnoty Kościoła, że są zranieni i pogubieni z powodu tego, czego doświadczyli. Wiem też, że nie wszyscy chcą o tym mówić, czynić z tego sprawę publiczną. Pewnie będą to nosić w swoim sercu do końca. Mam świadomość, że wielu z tego powodu odeszło z Kościoła, wielu też nie jest łatwo Kościołowi zaufać. Chciałbym za to wszystko przeprosić i powiedzieć, że nie byliśmy wystarczająco czujni, nieraz nie widzieliśmy tego, co działo się tak naprawdę bardzo blisko nas, niemal pod okiem. Teraz, już jako biskup, odkrywam różne sytuacje. To jest wciąż dla całego Kościoła wielkie pole do oczyszczenia.

2021-12-14 11:46

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Opcja najgorsza z możliwych

Nie chcę alarmować, ale sytuacja nie jest dobra. Liczba samobójstw wśród nastolatków się podwoiła – mówi prof. Adam Czabański, socjolog i suicydolog.

Wojciech Dudkiewicz: Panie Profesorze, czy samobójstwa to realny problem społeczny? Na świecie przecież więcej jest ofiar wypadków samochodowych niż samobójców.

Prof. Adam Czabański: W Polsce liczba samobójstw jest zdecydowanie większa niż innych przypadków gwałtownych śmierci. Co roku ok. 5,2 tys. osób odbiera sobie życie, podczas gdy ofiar drogowych jest 2,3-2,4 tys., a ofiar zabójstw nieco ponad 600. Problemu nie można jednak oceniać na podstawie suchych liczb: za każdą śmiercią kryje się dramat człowieka, który targnął się na swoje życie, ale także jego bliskich, znajomych. Jak wykazały badania, po samobójstwie bliskiego człowieka cierpi statystycznie ok. dwudziestu osób, czyli jedno samobójstwo sprawia, że średnio aż dwadzieścia osób ma problemy, żeby sobie poukładać życie.

CZYTAJ DALEJ

Trwam w Winnym Krzewie

2024-04-23 12:03

Niedziela Ogólnopolska 17/2024, str. 22

[ TEMATY ]

rozważanie

Adobe Stock

Jakiś czas temu spotkałem mężczyznę, który po wielu latach przeżytych z dala od Boga i Kościoła odnalazł skarb wiary i utracony całkowicie sens życia. Urodził się w dobrej katolickiej rodzinie. Rodzice zadbali o jego religijną formację. Pokazali mu prawdziwe rodzinne życie, jednak już jako nastolatek zaczął się od tego wszystkiego odcinać. Spotkał takie osoby, które przekonały go, że religia to ludzki wymysł, że Boga nie ma, a Kościół i jego ludzie to zwykli hipokryci. Począł się zatracać, zaczął bowiem nadużywać alkoholu, zażywać narkotyki, prowadzić rozwiązłe życie, w niczym nieskrępowanej wolności. Porzucił dom, zrozpaczonych rodziców i związał się z towarzystwem, które wyznawało podobne „wartości”. Tam poznał swoją przyszłą żonę. Zawarli nawet sakrament małżeństwa, bo ktoś ich przekonał, że to fajna „impreza”. Dali życie trzem córkom, których nawet nie ochrzcili. Małżeństwo tego człowieka rozpadło się, a córki totalnie pogubiły się w życiu. Został sam z poczuciem przegranego życia. Postanowił ze sobą skończyć. I wtedy spotkał kogoś, kto przypomniał mu o Bogu, o sakramentach świętych, o Różańcu i zaprowadził do wspólnoty działającej w parafii, która otoczyła go miłością i modlitwą. Dzisiaj odbudowuje swoje życie, porządkuje swoje sprawy. Na jego dłoni widziałem owinięty różaniec, z którym, jak powiedział, nigdy się już nie rozstaje. Na pożegnanie przyznał, że nareszcie czerpie pełnymi garściami z Bożej miłości.

CZYTAJ DALEJ

Prawdziwy cytat "GW"

2024-04-27 17:54

MW

15 kwietnia, a jeszcze wcześniej w wydaniu papierowym “Niedzieli Wrocławskiej” ukazał się artykuł krytykujący pomysły ustaw o liberalizacji aborcji. W artykule została zawarta wypowiedź wrocławskiego lekarza, która po decyzji naszej redakcji, została zacytowana anonimowo.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję