Po zakończeniu wojny wielu Żydów dziękowało siostrom za ocalenie.
Listy dziękczynne przychodziły do nich z całego świata. Kachel Juditth
z Haify pisała m.in: "Pamiętam klasztor w Radecznicy, a szczególnie
w Zamościu. To była dla mnie ostatnia stacja. Gdyby nie klasztor,
nie pozostałabym przy życiu". Wśród ocalonych jest także Tamara LaweMe
mieszkająca obecnie w Izraelu. Dopiero po wojnie siostra Bogumiła
ustaliła, że Tamara jako dziecko została podrzucona w czasie okupacji
do domu zakonnego w Zamościu. Jej ojciec został zamordowany przez
Niemców we Włocławku. Matka będąca w ciąży uciekała przed Niemcami
wraz z synkiem na Wschód. W drodze urodziła się córeczka - Tamara.
Matka z dziećmi zatrzymała się w Zamościu, gdzie zaprzyjaźniła się
z Polką, Marią Pawelec. Dzieci przeżyły dramatyczny moment. Idąc
kiedyś ulicą, zostały zatrzymane przez Niemca i zaprowadzone do obozu
przejściowego w Zamościu, który mieścił się przy ul. Piłsudskiego,
naprzeciwko jednostki wojskowej. Na szczęście drugi Niemiec wkrótce
wypchnął je poza bramy obozu.
Matka zdając sobie sprawę z grożącego jej i dzieciom
niebezpieczeństwa, prosiła swoją przyjaciółkę o zaopiekowanie się
dziewczynką, czego ta się podjęła. Wkrótce matka wraz z synkiem zostali
zamordowani w Izbicy. Dziewczynka dzięki poświęceniu M. Pawelec ocalała,
ale zaczęli interesować się nią Niemcy. Opiekunka była zmuszona podrzucić
ją do domu sióstr zakonnych, zatrudniając się tam równocześnie jako
bezpłatna pomoc kuchenna. Jak zauważyły siostry, bardzo dyskretnie
interesowała się Wandzią Czarniecką, bo tak nazwano w klasztorze
dziecko. W 1947 r. zgłosił się po Wandzię dziadek i zabrał ją do
Łodzi. Na początku lat 70. Tamara LaweMe listownie prosiła siostry
o podanie historii dotyczącej właśnie jej, czyli Wandy Czarnieckiej.
Szczęśliwym trafem jedna z sióstr rozpoznała Marię Pawelec, mieszkającą
wtedy w Skierbieszowie. Przy pomocy proboszcza ks. Andrzeja Jabłońskiego
udało się nawiązać z nią kontakt i właśnie ona opowiedziała historię
Wandzi "podrzutka". Zebrane wiadomości siostra wysłała do Tamary
LaweMe i zaczęła się między nimi korespondencja oraz nawiązała się
przyjaźń.
Pani LaweMe odwiedziła wraz z mężem i dwojgiem dzieci
dom zakonny. Jej świadectwo sprawiło, że siostrom został przyznany
dyplom i medal "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata", który 27 grudnia
1993 r. w konsulacie Izraela odebrała siostra Bogumiła Makowska.
8 września 1997 r. w Izraelu był uroczysty zjazd Żydów ocalonych
w czasie okupacji. Siostra Bogumiła przemawiała na nim w imieniu
zakonów żeńskich ratujących dzieci żydowskie. Powiedziała m.in: "
Dobrze, że uroczystości odbyły się w Izraelu w Ziemi Świętej, gdzie
są korzenie wiary Izraela i wiary chrześcijańskiej. Prawdziwie Ziemia
Święta! Papież Jan Paweł II powiedział kiedyś, że Wy [tzn. Żydzi]
jesteście starszymi braćmi naszymi. Co to znaczy ´brat´? Bracia mają
wspólnego ojca. Bóg jest naszym wspólnym ojcem. Stary Testament podaje,
że ´Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje´. Obraz
i podobieństwo to jakby ´cząstka Boża´. Ta ´cząstka Boża´ jest w
każdym człowieku. Jedni zdają sobie sprawę z tego, inni nie, ale
każdy ma w sobie tę ´Bożą cząstkę´. Dzięki tej ´cząstce Bożej´ i
tylko dzięki niej zakony kierujące się sprawiedliwością i miłością
bratnią, w miarę swych możliwości, ratowały każde dziecko Boże przed
śmiercią. To Ojciec Niebieski, nasz wspólny Ojciec łączy nas i każe
sobie pomagać, jak przystało na dzieci Boże. Dla tego i tylko dla
tego ratowałyśmy naszych braci, a nie dla korzyści materialnych.
Życzę pokoju i dobra". Przemówienie spotkało się z wielkim aplauzem
zgromadzonych. Było to piękne świadectwo siostry zakonnej i Polki.
Po przemówieniu do siostry Bogumiły podchodzili Żydzi z różnych stron
świata i mówili: "wyście mnie ocalili".
11 lipca 1984 r. została udekorowana w Warszawie odznaczeniem "
Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" siostra Anna Borkowska - matka
Ima, która była przeoryszą w klasztorze Sióstr Dominikanek w Kolonii
Wileńskiej (ok. 15 km od Wilna). W klasztorze tym przygarnęła i przy
pomocy innych sióstr ukrywała 15 szomrów, członków żydowskiej organizacji
młodzieżowej. Wśród ukrywających się pod opieką Anny Borkowskiej (
1900-1989) w klasztorze byli późniejsi bojownicy getta białostockiego
i warszawskiego, m.in. Abe Kowner, Arie Wilner, Chajka Grosman, Edek
Boraks, Chuma Godot, Izrael Nagel. Anna Borkowska stworzyła im w
klasztorze warunki, które zapewniły bezpieczne przetrwanie lat okupacji.
Jednak zimą 1942 r. młodzi ludzie oświadczyli, że opuszczają bezpieczny
klasztor i wracają do getta, aby tam organizować opór przeciwko okupantom.
Siostra Borkowska gorąco modliła się o powodzenie dla nich. Po pewnym
czasie odwiedziła swoich szomrów w getcie wileńskim. Abe Kowner,
który dekorował siostrę odznaczeniem w imieniu Yad Vashem, mówił: "
Pewnego dnia - tego dnia nie zapomnę nigdy - kobieta ta, przebrana
w świeckie ubranie, przynosi do getta pierwsze granaty. Oddając mi
je (...) rzekła: ´Bóg z wami, kochani!´. Dotychczas jeszcze słyszę
słowa pożegnania (...). Droga matko Imo, nie jestem pewien, czy Bóg
był z nami, ale wiem na pewno, że twoja Twarz była z nami jako źródło
natchnienia".
Ks. Grzegorz Pawłowki wspomina lata seminaryjne: "Siostry
kupiły mi niezbędne rzeczy, w tym sprawiły sutannę - oczywiście wszystko
ze swoich oszczędności. Prały mi i przysyłały bieliznę. Na ferie
świąteczne i na wakacje jeździłem do ich Domu Dziecka w Puławach. (
...) Przyszła chwila, że wypadało przed władzami seminaryjnymi wyznać,
że jestem Żydem. Wielu moich przełożonych w Seminarium rozumiało
moje położenie, zwłaszcza kapłan wielkiego serca i wielki Polak,
ówczesny sufragan lubelski, a później biskup Warmii i Mazur - Tomasz
Wilczyński. Powiedział, według relacji księdza wicerektora: ´Kościół
jest powszechny i każdy może do niego należeć, a jeśli Pan Bóg daje
komuś powołanie, to nie możemy mu stawiać przeszkód´". Kiedy jako
neoprezbiter został skierowany do parafii Żółkiewka, to: "skromne
wyposażenie na parafię przygotowały też siostry zakonne. Nie prosiłem
o to, a jednak dostałem i łóżko, i burkę, i inne rzeczy pierwszej
potrzeby dla początkującego młodego księdza. Prawdziwych przyjaciół
poznajemy w biedzie. Okazało się, że siostry zakonne naprawdę potrafią
zastąpić sierotom rodziców. Pomagały zaś mi nie tylko dlatego, że
´poszedłem na księdza´, bo to samo robiły dla innych wychowanków (
...). A przecież pieniądze na te wydatki czerpały z tego, co oszczędziły
na własnym utrzymaniu, chodziły nawet w łatanych habitach, ale dla
nas na konieczne rzeczy zawsze im starczyło". Ks. Pawłowski kiedy
przyjeżdża na Zamojszczyznę, zawsze odwiedza rodziny, dzięki którym
ocalał w czasie okupacji.
Już z tego, co tu zostało powiedziane, jasno widać, że
posądzanie przez niektóre środowiska żydowskie Polaków, a zwłaszcza
Kościoła w Polsce o antysemityzm jest nieporozumieniem. Świadczą
o tym fakty i świadectwa ludzi dobrej woli, którzy przeżyli dzięki
poświęceniu Polaków, w tym również sióstr zakonnych. Szkoda, że nie
chcą przyjąć tego do wiadomości wszyscy Żydzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu